Archiwum kategorii: Antonina Marcinkiewicz

I znów wiosna

I znów wiosna
Antonina Marcinkiewicz

balsamiczność wiosny
tchnie ciepłem
wonią zaoranej ziemi
i młodych pędów
sójki muzykują
głośno i kłótliwie
niczym przekupki
świat budzi się do życia
człowiek śni o miłości
próbuję znaleźć siebie
na mlecznej drodze donikąd
wytyczonej stopami ludzkich kropek

W setną rocznicę urodzin Jana Pawła II

W setną rocznicę urodzin Jana Pawła II
Antonina Marcinkiewicz

Był czas
gdy przestawały dzwonić dzwony kościołów
po kątach kryły się wyrzuty sumienia
a miłość w kolczastej koronie
krwawiła w oczekiwaniu

Bóg Cię wybrał
uczynił pielgrzymem świata
który niczym fala kojąca
używając słowa i krzyża
uczyłeś ludzi pojednania
uzdrawiania ran miłością
pokornej modlitwy i przebaczania
sensu zaczął nabierać
opustoszały kielich nadziei

Abba Ojcze-zawołałeś
i rozdzwoniły się znów
milczące dzwony kościołów
sumienia zaczęły się odradzać czystością
w świetle blasku i wiary
z iskry miłości rozpaliły się pochodnie

przechadzasz się z Panem po niebiańskich ogrodach
i czekasz na zagubionych Boski Przewoźniku

Fraszki na pochwałę kota

Fraszki na pochwałę kota.
Antonina Marcinkiewicz

jeszcze rodziny mnożą niezgodę
znajomi się podzielili
a Oni zgodnie dopadli do żłobu
i pensje sobie podwyższyli

i znowu Prezes wykiwał wszystkich
dyplomatyczna iście robota
jedyny wniosek mi się nasuwa
że… dobrze mieć mądrego KOTA

Kudłate myśli koronawirusa w kwietniu.

Kudłate myśli koronawirusa w kwietniu.
Antonina Marcinkiewicz

[humoreska]
– kupą panowie kupą
bo kupy nikt nie ruszy –
i poszli kupą po cmentarzach
koronawirus ich nie przerażał
limuzyny i ochrona
twarz maseczką zaczerniona
dziennikarze błyski fleszy
koronawirus się ucieszył
przed prezesem pochylił koronę
i odfrunął w inną stronę
usiadł w oddali na krzyża ramieniu
i kontemplował chwilę w milczeniu
– prezes – myślał – co za gość
dlaczego go mają dość
niczego przecież się nie boi
ludzie w domach się zamknęli
a on na cmentarzu stoi
mistrz pomysłów zakres swobody wytycza
nocą aktywnie pracuje
dzieli nagradza rozlicza
świta wpatrzona uniżenie
nieświadoma ulotności zdarzeń
w ugrzecznionych maskach akceptacji
z ambicji a trochę z nawyku
zabiega o miejsca w szyku-
zaczął krążyć przebiegły wirus
ciągnąc za sobą odłamki ciszy
mijanych pustych cmentarzy
zbuntowanym spojrzeniem
wnikliwie penetrował otoczenie
– nietykalni – myślał
– do czasu –
i zaczął podśpiewywać sobie pod nosem
– przyjdzie taki czas, przyjdzie czas –
a potem
wziął głęboki oddech
i okaleczył przestrzeń krzycząc donośnie
– czy chcecie czy nie chcecie
ja na długo obejmuję prezesurę
na całym waszym świecie –

Ty pierwsza pokazałaś księżyc

Antonina-MarcinkiewiczTy pierwsza pokazałaś księżyc
Antonina Marcinkiewicz

dawno dawno temu
wrzaskiem oznajmiłam że żyję
i zasnęłam wtulona w ciepło
Twojego ciała
przykryta kuchennym ręczniczkiem
z braku pieluch
czas wojny nie rozpieszczał
a roztopy wiosenne nie oszczędziły
naszego łóżka podtapiając mu nogi
chroniłaś od głodu chłodu
i okrucieństw wojny
pokazałaś mi księżyc i gwiazdy
i pierwszy śnieg i deszcz
a twoja granatowa suknia w białe grochy
była schronieniem dla moich
dziecięcych trosk i łez
wracającą z miejskich szkół
witałaś radosnym ożywieniem
a podłoga którą myłaś na klęczkach na tę okoliczność
lśniła świeżością i blaskiem włożonego serca i trudu
dzisiaj w dniu Twego Święta z odległości wielu lat rozstania
wtulam się myślami w Twoje ciepło matczyne
wierzę że białe skrzydła Aniołów z moich snów
należą do Ciebie
znalazłaś mnie w tym dużym mieście
i jesteś znów tak blisko jak dawniej
w tym trudnym czasie pandemii
gdy błądzę po mieszkaniu
za zatrzaśniętymi drzwiami
osaczona obojętnością ścian
czuję Twoja obecność
pomagasz rozpraszać skradające się cienie

wierzę że ta najjaśniejsza gwiazda na niebie
to Twoja Kochana Mamo

Skutki włączania telewizora

Antonina-MarcinkiewiczSkutki włączania telewizora
Antonina Marcinkiewicz

włączam telewizor
widzę dziesięcioro
myśliciele wizjonerzy
z erudycją wyostrzoną
postanowili konkurować
o Biało-Czerwoną

po 1 godzinie mam mózg wyprany
boleć zaczyna tumanieje wprost
obietnice się mnożą
narodzie kochany
dobrobyt
zdrowie
i drogi na wprost
do przyjaciół z Italii
Węgier Niemiec Wschodu
zacieśnianie więzi ochrona narodu
z miłości do narodu

po co mi to było
przed debatą wiedziałam
nawet pewna byłam
teraz głowa lodem obłożona
a myśli niczym ciężkie kamienie
tłuką i krzyczą
biedna Ona
ta moja Ojczyzna
Biało-Czerwona

JEGO ŻNIWO

Antonina-MarcinkiewiczJEGO ŻNIWO
Antonina Marcinkiewicz

szpitale wypełnione muzyką
rozbrzmiewającą nutami
maskującymi oddech
odchodzą samotnie przy akompaniamencie
ciszy która milknie w kostnicach
bez kwiatów i słów

pamięć o nich będzie tę ciszę grać
przez tysiące lat
nieme opowieści snuć będą kamienie
i krzyże całego świata dadzą świadectwo prawdzie
a na razie
za zakrętami znaku zapytania tyle zdziwienia i i niejasności

Koronawirus

Antonina-MarcinkiewiczKoronawirus
Antonina Marcinkiewicz

Tego się nie robi samotnej staruszce
bo co ma począć staruszka
zamknięta w mieszkaniu na wiele tygodni

do wszystkich szaf zajrzała
zrobiła przegląd odzieży
odłożyła stosik dla Caritasu
małą walizeczkę na wypadek szpitala
na zielonym wieszaku wyeksponowała
ubrania w kolorze czerni
na ewentualność własnego zgonu
po namyśle dodała nowiutki niebieski szal
tylu tam przecież znajomych
starannie ułożyła bieliznę w szufladach komody
i przyszyła falbanki do letniej spódnicy
mogą być modne w nowym sezonie
kilka razy przejrzała zapasy żywności
w lodówce i kuchennych szafkach
wystarczy na długo
zadbała kochana wnuczka

co jeszcze jest do zrobienia
pozostaje modlitwa i telewizja
i przeważnie modlitwa i telewizja
z lękiem i nadzieją słucha informacji
z kraju i ze świata
czerwony pasek na TVP INFO
pokazuje dramat epidemii
w kraju i na świecie
czy przeżyjemy nie odczłowieczając się do końca
w epoce zarazy i lodowcowych
manipulacji politycznych
próbuje czytać Księgi Jakubowe noblistki Tokarczuk
trudne treści i słabe okulary
może kiedyś potem jak się to skończy

telefony znajomych nie dodają optymizmu
samotni starzy przerażeni
zamknięci w swoim cierpieniu
zagubieni w lęku o własne życie
nie wierzą w Boga
nie ufają władzy

w bezsenną noc patrzy przez okno na
niebo wystrojone w aksamitną czerń
na smutny księżyc
i jakby wstydliwie mrugające gwiazdy
nowy dzień z większą liczbą zgonów
zakazy nakazy prośby najbliższych
zostań w domu pamiętaj zostań nie wychodź

za oknem powietrze przepojone
pierwszymi zapachami wiosny
pustka i smutek rozweselony szczekaniem
spacerującego psa który nic z tego pojąć nie może

koronawirus… niech on się tylko spali ze wstydu
niech zginie niech… niech… niech
niech tylko przeżyję
ucałuję moją polska ziemię
i głośno na balkonie zaśpiewam Alleluja

teraz nie mogę nic
czas refleksji
i trwania w oczekiwaniu

Człowiek

Antonina-MarcinkiewiczCzłowiek
Antonina Marcinkiewicz

okruch we wszechświecie
siłacz
dźwigający bagaż
doświadczeń i ran
które drążą mu wnętrze
ze zdziwieniem spogląda
na codzienność
próbuje rozwinąć
skrzydła marzeń
rozproszyć skradające się cienie
odnaleźć siebie
w labiryncie losu

Do poety

Antonina-MarcinkiewiczDo poety
Antonina Marcinkiewicz

Poeto
potęga twoja w piórze
sensu swych myśli
nie dopowiesz gestem
więc dbaj o pióro
i dbaj o ręce
bo prawd do zapisania
jest bardzo dużo
krzyczą z ekranu
z okien domów
i z ulicy
pielęgnuj pióro
chroń przed wichrami
i nieprzyjazną epoki burzą

Dysonans żołądkowy

Antonina-MarcinkiewiczDysonans żołądkowy
Antonina Marcinkiewicz

zwój jadowitych węży
zaczyna wiercić się i wić
ocierają się o siebie
z sykiem
knują podstępne intrygi
parzą gorejące płomienie
a wyłysiała miotła
zamiata żołądek
twarz nabiera koloru
szarego papieru toaletowego
świadomość planuje rozwód z ciałem
zbuntowany umysł atakuje
różnymi obrazami
mrocznymi
ostrymi
zasnutymi mgłą…

Pięć arów i miedza

Antonina-MarcinkiewiczPięć arów i miedza
Antonina Marcinkiewicz

braterska miłość
zastygła w milczeniu
obudowali się pancerzem
wrogości i samotności

żal pielęgnowany przez 35 lat
kurczy się z każdym krokiem
zbliżającym ku mogile brata

w pamięci chaos
pochyla się ku głosom
tamtej kłótni
odurza obrazami
wspólnego dzieciństwa
i wyciąga dłonie ku pojednaniu

koślawymi palcami
zapala światełko znicza
szloch skrywanej rozpaczy
przeszywa ciało
wyzwala z uścisku gniewu
prosi o wybaczenie

dookoła
pod kamiennymi płytami
ślady przeszłości

Obok nadziei

Antonina-MarcinkiewiczObok nadziei
Antonina Marcinkiewicz

Skończyła się
letnia uroczystość

Drzewa płaczą
z włosem rozwianym
pod dyktando wiatru

Antyczna topola
wścieka się najbardziej

Przerósł ją
twór cywilizacji

Stoję w oknie
obok swojej nadziei

Trochę smutna humoreska

Antonina-MarcinkiewiczTrochę smutna humoreska.
Antonina Marcinkiewicz

Osoby: Autor, Złość, Gniew, Pycha, Pogarda.
Autor:
Złość i Gniew się rozsierdziły,
domem rodzinnym wzgardziły.
Złość:
Uciec jak najdalej stąd,
znaleźć sobie własny kąt,
budować swe własne życie.
Autor:
Okazały dom kupiły,
złą energią wypełniły,
Pychę z Pogardą zaprosiły,
na parapetówkę.
Pycha:
Pytam, gdzie rodzina,
gdzie są krewni i sąsiedzi,
ja tak owacje lubię,
smutno mi bez widzów siedzieć.
Złość i Gniew [razem];
Krzywdzili nas, nie tulili,
nie rozumieli, źle karmili,
myślą, że nam wiele dali, że kształcili,wychowali, jakby łaskę nam robili,
nam najlepszym i wspaniałym.

Pogarda usta wykrzywiła.
Gniew:
Od sąsiadów murem wielkim,
odgrodzimy nasze włości,
zazdrośnicy i fałszywi, nie chcemy tej znajomości.
Autor:
Najedzeni, wystrojeni
ruszyły ze sobą w tany
lecz tańcować nie umiały, alkoholu więc wypiły
i na spacer wyruszyły
pokazać się jako wielkie pany.
Złość:
Wszędzie jacyś dziwni ludzie,
nietaktowni, bez kultury,
jakieś chamstwo, głupcy, gbury,
głupio śmieją się, radują, dziękują i przepraszają,
w wózkach wożą swe bachory, matki, dziadków,
różną płeć
dumę pewnie zatracili,
chcą na głowie kłopot mieć,
udają, że się wspierają.
Autor:
Powróciły zniesmaczone, jeszcze bardziej rozeźlone
podsycały swe wrogości,
pustka z kątów wyzierała,
dobroć tu nie zaglądała, rozgościły się choroby
złą energią przyciągane,
Autor stwierdził, odejść pora

kartkę im zostawił, na niej słowa napisane:
”dobroć i miłość istnieją na świecie,
będziecie szczęśliwi jak je odnajdziecie!”

Miłość

Antonina-MarcinkiewiczMiłość
Antonina Marcinkiewicz

Dopadła znienacka
rozświetliła umysł i oczy
otuliła muślinową peleryną

zerwała więzy konwenansów
ciało wypełniła pragnieniem
krzyczała ze szczęścia

Czasem

Antonina-MarcinkiewiczCzasem
Antonina Marcinkiewicz

Czasem
potrzebuję samotności
aby poskładać w całość
połamane kawałki
mojej duszy
nie potrafię bronić się
krzykiem
zatrzaskuję się
niczym wieko
starego kufra babuni

milczenie łka
rozczarowane i udręczone

Spotkanie

Antonina-MarcinkiewiczSpotkanie
Antonina Marcinkiewicz

spotkałam go po latach
na ruchomych schodach dworca
na ekranie pamięci
ujrzałam znajomą twarz
patrzymy na siebie
jak para aktorów
wspomnienia napływają
obraz za obrazem
balansuję na cienkiej linie
pomiędzy pragnieniem a rozsądkiem
jeżeli zostanę to na zawsze
utknę w przeszłości
jak świerszcz
w bryłce bursztynu

Znachorka

Antonina-MarcinkiewiczZnachorka
Antonina Marcinkiewicz

położyła ciepłe ręce
na głowie

lewym okiem
spenetrowała bieguny skroniowe
są w normie

prawym
zajrzała w głąb duszy
posmutniała

kazała gryźć kiełki
i pić zioła

uczyniwszy znak krzyża
oddaliła się
umyć ręce

Realista

Antonina-MarcinkiewiczRealista
Antonina Marcinkiewicz

dłonią
tańczącą po klawiaturze
komputera
szuka wymarzonej

nie oczekuje cudu
chwyta chwilę

całuje otulone snem
oczy realnej kobiety