Archiwum kategorii: Felietony

Leszek Żuliński. Dekalog dobrego wiersza. Jak pisać wiersze, poezję…

1. „Wiersz musi być wyrobem rzemieślniczym”

Przykazanie tyczy się znajomości rzemiosła, bez którego nie jest w stanie powstać żaden dobry wiersz. Poeta powinien posiąść umiejętność władania/żonglowania słowem i odznaczać się nienaganną znajomością ortografii, interpunkcji, składni, stylistyki.

„Rzemiosło w poezji to doskonałe opanowanie tworzywa. Tak jak tworzywem muzyki są dźwięki, malarstwa – farby i barwy, rzeźby – kamień lub drewno, tak tworzywem poezji jest język. Poe­ta musi panować nad językiem jak szewc nad kopytem. Musi znać język, „czuć” język, posiadać tak zwaną wyobraźnię i wrażliwość językową. Poeta to ktoś, kto swoją autoekspresję (czyli siebie) wyraża wyłącznie poprzez język. Czy można to robić nie radząc sobie z językiem?”

„…jednym słowem, poeta musi wiedzieć, w jakiej przestrzeni się porusza, na jakim boisku gra swój mecz. Dobry poeta wybierając swój genre umie także swobodnie napisać wiersz rymowany, fraszkę, limeryk, parodię itd., umie „bawić się” formą, robić z „wierszowaniem” mniej więcej to, co żongler robi z piłeczkami na cyrkowej arenie.”

Czytaj dalej

Awangarda Absurdów

Marcin-Jodlowski poetaAwangarda Absurdów
Marcin Jodłowski

Szanowni Państwo!

Wystąpienia agenta o wdzięcznej ksywce Bolek, nudzą już chyba nawet najzagorzalszych zwolenników starego „jedynie słusznego” komunistycznego porządku wiernych hasłu: „Żeby wszystko było, tak jak było”. Te miliony, które nie stawiły się pod siedzibą sądu świadczą o tym dobitnie. Ileż można wysłuchiwać „autorytetu moralnego III RP” o tym, że ma broń, której użyje, albo nie użyje, będzie karał albo nie będzie, a na pewno nie odda „nowej” policji. Wszyscy znamy na pamięć brednie o tym, jak to TW Bolek nie podpisał listy, którą może jednak podpisał, za co brał pieniądze, ale nie donosił, no może donosił, ale nieszkodliwie, bo koledzy byli mu niemili.
Obecnie najtęższe głowy prawnicze wysilają wykrętne i pokręcone mózgi nad odpowiedzią, czy będąc w stanie spoczynku można iść na urlop? Teoretycznie stan spoczynku wyklucza chodzenie, bo można się zmęczyć a z zadyszką starczą serwować idiotyczne i serwilistyczne wyroki. Ale niezmordowana prezes w stanie spoczynku nie spocznie, póki zagrożone są interesy nadzwyczajnej ubeckiej kasty a także „uprzywilejowanej” prawem kaduka kasty.
Brnięcie od kłamstwa do kłamstwa jest zawsze nudne, o czym można się było także przekonać na „przesłuchaniu Polski”, przed gremium Unii Europejskiej. Występuje jakieś dziewczątku z zarzutami do polskiego premiera, o rzekome łamanie prawa kobiet. Inna sprawa, iż sam pan premier rządu Kaczyńskiego nie popisał się znajomością rodzimej historii. Ale to już inna sprawa. Nieraz już nas za granicą kompromitowano, więc część populacji rodzimej nie bywa zadziwiona.
Co można odpowiedzieć, że jego „fermenciarze” są w błędzie? Powoływanie się na takie oczywistości, to tylko strata czasu.
Nic więc dziwnego, że zapijaczony dygnitarz europejski pokazuje kto tu rządzi. Ale czy sterta nonsensów, jakimi zalewa nas Unia Europejska nie ma za zadanie skrywać czegoś, co te oczywiste bzdury mają przykryć? Sadzę, że jest jeszcze gorzej. Po wyeliminowaniu prawdy i logiki z oficjalnego dyskursu, staniemy się bezradni i bezbronni, niezdolni odróżnić oczywistych absurdów takich chociażby jak wypowiadane przez Nowoczesnych posłów – wówczas już nawet cenzura Internetu stanie się zbędna.

Pozdrawiam i do następnego czytania

Kolejne błędy

Marcin-Jodlowski poetaSzanowni Państwo!

Internet obiegła informacja, że jakaś tam hiszpańska gazeta opublikowała mapkę, na której zaznaczono wszystkie kraje, które kiedykolwiek najechały Polskę. Wyszło im 13, w tym: Niemcy, Rosja, Francja, Austria, Szwecja, Litwa, Węgry, Słowacja, Czechy, Ukraina, Mołdawia, Włochy i Turcja. Z tymi Włochami to już chyba trochę przesadzili, ale bilans i tak jest niezły. Prawda? Może i nasze położenie nie jest najfortunniejsze, ale jednak Polska przetrwała, w odróżnieniu od paru tworów na naszym kontynencie, które nie wytrzymały próby czasu, o których pisze m.in. Daves. Denerwuje mnie fakt, iż Davies w swoich „Zaginionych królestwach” nie prostuje tej dla Polaków ważnej informacji. A tak w ogóle lubię go i cenię, jako historyka i literata, jego książki czyta się dobrze, ale za jego opinie o bieżącej polityce polskiej nie bardzo szanuję. W swoich książkach popełnia także kardynalne błędy faktograficzne, ale to temat na inne kolejne rozważania.
Pytanie nasuwa się następujące, czego trzeba, aby dane ustrojstwo państwowe, narodowe, plemienne, czy inaczej jakoś się wspólnie identyfikujące przetrwało? Tożsamość psycho-kulturową Polaków historycznie tworzyły dwa potężne korzenie: Chrześcijaństwo oraz Słowiańszczyzna. I o ile pierwszeństwo siły owego wpływu należy się zapewne chrześcijaństwu, to chronologicznie pierwszą była kultura słowiańska. Oba systemy wzorów kulturowych nie mogły nie odbić swojego piętna (i piękna!) na duszy polskiej – nie można więc ich pominąć w uprawianiu nauki o niej stanowiącej, czyli psychologii. Nie można ich pomijać tak samo, jak nie powinno się zapominać o zamerykanizowaniu współczesnej psychologii, czy wpływie obszaru niemieckojęzycznego na kształt psychologii przełomu XIX i XX wieku.

Ot, co…

Bratnie dusze

Marcin-Jodlowski poetaBratnie dusze
Marcin Jodłowski

Szanowni Państwo!

Tzw. płeć gorsza, czyli brzydsza kocha dobrą kuchnię, to same „męskie kino”, większość dobre książki a na pewno podróże (Nie mylić z wyjazdami w delegację).
Lubią spędzać czas w męskim gronie w pubach, rozumiejąc się bez słów. Wszystko łączy, ale i dzieli wiek – jakieś drobne 20 – 40 lat. Ale jakie to ma znaczenie, jeśli nadaje się na tych samych falach? Denerwuje mnie fakt, kiedy moherowe berety typu pani Dulska, zaczynają kwestionować zjawisko przyjaźni międzypokoleniowej, męsko-męskiej, męsko-damskiej i „aboratno”. Wokół roi się od przykładów. Matka z córką
prowadzi blok modowy na YouTube, babcia z wnuczką szaleją na punkcie seriali na Netflixie, tato zabiera syna na wędkowanie. Bo niby dlaczego wiek mam być przeszkodą, jeżeli dusza młoda? Wczoraj w TV widziałem i z przyjemnością i podziwem słuchałem wypowiedzi „stulatków”. Ujęła mnie starsza Pani, która mówiła, iż mając 105 lat, czuje się na tyle młoda, że chciałaby jeszcze pomagać innym. Nie… Nie napiszę – niesamowite, bo tu mogę tylko dodać, iż składam głębokie uszanowanie wszystkim stulatkom i życzę im zdrowia, zdrowia i radości z długiego życia. To pokazuje że dzisiejsi stulatkowie niczym nie przypominają tych z czasów młodych mojej śp. To nadal interesujący ludzie, którzy szczerze chcą jeszcze z siebie dać młodszym ich bagaż doświadczeń, jest bezcenny. Wściekłość ogarnia mnie, kiedy widzę, kiedy w autobusie MPK bardzo młodzi ludzie lekceważą staruszków, udając, ze ich nie dostrzegają, aby tylko nie podnieść młodych czterech liter z siedzenia autobusu i nie ustąpić tego miejsca starszemu człowiekowi…
Nikt ich nie poucza, że oni kiedyś także będą starymi ludźmi, żądającymi szacunku. Kto tu winien? A to już inna bajka.
Ot, co…

Czas niszczy wszystko

Marcin-Jodlowski poetaCzas niszczy wszystko
Marcin Jodłowski

Wiara w bogów jest w pewnym sensie produktem masowym, takim duchowym hipermarketem, przeznaczonym dla masowego konsumenta, oczekującego rzeczy pewnych, jasnych odpowiedzi, w dualistycznej moralności, którą zawsze można nagiąć pod swoje wyobrażenia, tudzież wizje.
Religia jest formą odwracania uwagi, nakładką na zwierzęcy system operacyjny, który nakazuje konkretnej osobie nie pamiętać, że codziennie musi jeść, wydalać, oddychać, rozsiewać własne geny, mrugać oczyma. Szukać dorodnego partnera, kopulować, pracować, sprzątać, kochać, śmiać się, płakać, przepełniać bodźcami, przybierać maski, tańczyć w masquerade, czasami smutnej, czasami zabawnej. Teizm i spirytualizm (zresztą nie tylko on) stanowią formę przesłonięcia, skrępowania świadomości. Można by rzec: Swoistego, dobrowolnego ogłupienia. Przytępienia jaźni wytwarzanego w ludzkiej nieświadomości dla gatunkowego trwania, pozbawionego niewygodnych pytań i doznań. Doznań na granicy absurdu. Kiedy jeden człowiek ginie, drugi pociąga za spust. Strach równoważy nienawiść. Ból – przyjemność. Lęk – odwaga. W przyrodzie panuje określona równowaga, chaotycznie zmienna, nie dla każdego akceptowalna. Brak akceptacji dla świata prowadzi w gnostycyzm. Niemożność pogodzenia się z tym, co jest każe tworzyć wizje lepsze, doskonalsze, lecz niezbyt funkcjonalne. Paradise pociąga jedynie na pierwszy rzut oka. Tworzy alternatywny świat sennego majaku dla ludzi lubiących marzyć, nie wgłębiających się w racjonalizm i obiektywną możliwość trwania po wieki wieków. Świat niebiański jest zawsze jakiś tam i gdzieś tam, bliżej niedookreślony, dla każdego naginalny, koncepcyjnie rozciągalny. Świat zamrożonego szczęścia, gdzie rodzice pozostają rodzicami a dzieci dziećmi. Obecność wymaga przestrzeni, trwania w czasie. Nadrzeczywistość zmienia się w kolejną rzeczywistość, w kolejną czasoprzestrzeń zawieszoną pomiędzy finezją wywodów pseudonaukowców lub teologów. W świat wirtualny, nie wiele ciekawszy od poprzedniego. Wyzwolenie z jednej matrycy prowadzi do kolejnej.

***

“Bójcie się tego, co ma moc nie tylko ciało zabić, ale i duszę”. Nie bójcie, ale raczej oczekujcie. Tego, który przynosi wyzwolenie. Usuwa prawość i zwyrodnienie. Piękno i brzydotę. Miłość i brak miłości. Czas niszczy wszystko. Niszczy, ale i odradza.
Ot, co…

Zielone Życie

Marcin-Jodlowski poetaZielone Życie
Marcin Jodłowski

Życie nie jest kolorowe. A najbardziej nie jest zielone. Bo jeżeli zielone, to w tylko w parku.
A mnie przejechał kac jak ciężarówka. Wystartował w okolicy płata skroniowego, ominął pień, zaczepił zderzakiem o węchomózgowie, po czym, nabrawszy prędkości, rozjechał lewym kołem Łuk Hipokampa by po krótkim, acz bolesnym hamowaniu na podwzgórzu, wedrzeć się w głąb neocortis, miażdżąc po drodze nerw wzrokowy. Po omacku, natykając się tu i ówdzie na but i inne osobiste części garderoby, oraz zmieniając tempo pełzania, dotarłem do zbawczej lodówki. Przywitał mnie oczekiwany chłód, ale zaskoczyła mnie niemile pustka miejsca przeznaczonego skądinąd do zawierania w sobie czegokolwiek, choćby – jak w moim przypadku – plastra żółtego sera lub resztek łaciatego w chemicznej butelce. Przez chwilę, w duecie z lodówką, z głową w jej wnętrzu, rzucałem klątwy w stronę pustych półek. To znaczy – ona radośnie pomrukiwała a ja kląłem tak, że pan bozia nie da mi ani chybi rozgrzeszenia. Przerwałem, gdy zrozumiałem, że jedynym, dodatkowo nieszczególnie świeżym produktem wypełniającym wnętrze lodówki, jest moja skacowana łepetyna.
Nie ma rady, trzeba iść do sklepu, skonstatowałem ściągając językiem szron z podniebienia. Bezsilny, samotny porzuconemu światu (przed kilku dniami z powodu idiotycznych 30 zł odcięto mnie od Internetu), postanowiłem przybrać pionową cokolwiek chwiejną pozycję. Marzyła mi się 1.5 litrowa Muszynianka albo mleko, ze wskazaniem na dwie butelki chłodnego Żywca. Do sklepu nie miałem daleko, ale pobieżne ablucje oraz przesuwanie mebli w celu odnalezienia spodniej odzieży, zatrzymały mnie w pokoju jeszcze przez jakiś nieznośny czas. (aczkolwiek krótki)
Z powodu braku w pobliżu pilota od TV nie obejrzałem południowych wiadomości. I to był pech. A może poważny błąd nawet. Ale – do cholery – skąd wiedzieć mogłem, że owładnięty myślą o browarze, wytwarzać oto poczynam nie tylko sen o tańczącym na brzegu stołu kapslu, ale także generować całe zbiory kapsli, które – zogniskowane wokół nieznośnego pragnienia – przemieniają się w szeregi, w Himalaje zdarzeń, w których przyczyna i skutek to ta sama cześć całości, tak, że cokolwiek przedsięwezmę, przy pierwszym już ruchu staję się echem przyzywającym następne zdarzenie i że owe zdarzenia owijają się wokół mojej głowy, szyi i ramion, łańcuchem skutków, wciąż bardziej nieuniknionych, ukierunkowanych na psychiczną destrukcję, okupioną cielesną torturą ruchu każdego, nawet niepowziętego.
Czytaj dalej

Narodowy Bóg

Marcin-Jodlowski poetaNarodowy Bóg (felieton 5)
Marcin Jodłowski

Szanowni Państwo!

Niewiele jest narodów takich jak Żydzi, którzy w sposób bezpośredni wiążą swoją historię z partykularną i ściśle narodowa religią. Trzeba jednak powiedzieć, iż większość nacji uznaje, że ich los jest jakoś szczególnie chroniony przez bóstwa. Niewiele jest takich, które nie mieszałyby do swojej narracji Najwyższego i nie mniemały o sobie, że w planach stwórcy wszechświata mają do odegrania jakąś specjalną rolę. Religioznawcy wyodrębnili specjalny proces tworzenia się wielu narodów opierających się na „przymierzu” i stwierdzają, że duża ich liczba ukonstytuowała się dzięki przekonaniu, że muszą być wspólnotą, bowiem taka jest wola Boga. Szczególnie dotyczy to Żydów, ale także i innych narodów, które zaangażowały się reformację, co pozwoliło dosyć szybko wygenerować procesy budujące tożsamość, odrębność od innych. Efekty takiego myślenia znamy z historii oraz z czasów nam najbliższych.
Ot, co…

Coś, co mnie denerwuje…

Marcin-Jodlowski poetaCoś, co mnie denerwuje…
Marcin Jodłowski

Drony miały bronić polskiego nieba…
Szanowni Państwo!

Na początku listopada 2017 r. były już na nasze szczęście ówczesny „bagadyr” MON, zapowiedział buńczucznie zakup tysięcy dronów. Temat rozpalił wyobraźnie szerokich mediów, bo jak wiadomo wszelkie idiotyczne sensacje to pożywka dla mediów. Po kilku dniach po głoszeniu takiej ”dronowej” sensacji, okazało się, że będzie ich… Aż 30 sztuk. Drony miały trafić do zastępów harcerskich Macierewicza, czyli tzw. obrony terytorialnej. Ich produkcją w „doraźnej skali wojennej” miały zając się zakłady w Bydgoszczy. Argumentacją do budowy owych dronów było odstraszanie wrogów Polski w „każdej sytuacji obronnej, w jakiej możemy się znaleźć” i dzięki owym dronom, będziemy mogli bronić się przed każdym zewnętrznym wrogiem, a także wewnętrznym zagrożeniem w postaci demonstracji czy innych strajków, których przywódcy nie podporządkowują się decyzjom guru z chorą ambicją trzymającego za pysk zawsze każdy rząd.

Czytaj dalej

Co mnie denerwuje okrutnie

Marcin-Jodlowski poetaCo mnie denerwuje okrutnie
Marcin Jodłowski

Do czego służą nasze podatki

Szanowni Państwo!
Jakie premie przyznał w MON na szczęście były Macierewicz? „To coś w rodzaju ukrytej drugiej pensji”.
Po długim oczekiwaniu wpłynęła odpowiedź na interpelację posła Platformy Obywatelskiej Krzysztofa Brejzy w sprawie nagród przyznanych urzędnikom przez Ministerstwo Obrony Narodowej w 2017 roku. Były na nasze szczęście szef resortu miał zapłacić współpracownikom ćwierć miliona złotych nagród.
„Druga pensja”
„Odpowiadając, z upoważnienia Ministra Obrony Narodowej, na interpelację posła Krzysztofa Brejzy w sprawie przyznanych przez MON nagród w 2017 roku uprzejmie informuję, że sekretarzom stanu zostały przyznane nagrody w łącznej wysokości 102 500 złotych brutto, natomiast podsekretarzom stanu w łącznej wysokości – 145 700 złotych brutto” – czytamy w odpowiedzi na interpelację. Dane o premiach przekazał sekretarz stanu w MON Wojciech Skurkiewicz. Oznacza to, że dawny szef resortu Antoni Macierewicz przekazał współpracownikom dokładnie 248 200 złotych na nagrody. Brejza uznał odpowiedź za niezadowalającą, ponieważ chciał znać konkretne kwoty, jakie zapłacono każdemu z wiceministrów z osobna. – To godne potępienia, bowiem okazuje się, że poza normalnym wynagrodzeniem wiceministrowie dostawali coś w rodzaju ukrytej drugiej pensji. ”Ja, jako minister żadnych nagród wiceministrom nie dawałem” – stwierdził dawny szef MON Tomasz Siemoniak.
Ile wydano na premie w ministerstwach? Absolutnym rekordzistą jest Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W MSZ sekretarze stanu otrzymali w 2017 roku po 51,4 tysięcy złotych premii, zaś podsekretarze około 30 tysięcy złotych każdy. W sumie resort przeznaczył na wynagrodzenia ponad 29 milionów złotych. Sporo na nagrody wydano także w resorcie rodziny, pracy i polityki społecznej gdzie wypłacono łącznie około 11 milionów złotych. Sekretarze stanu Krzysztof Michałkiewicz i Stanisław Szwed otrzymali po 54,5 tys. zł, co stanowi najwyższą premię wśród wszystkich wiceministrów. Podsekretarze otrzymali łącznie premie w wysokości 53,5 tysiąca złotych. W ubiegłym tygodniu ustalono, że łączna suma przeznaczona na rządowe wynagrodzenia w gabinecie Beaty Szydło wyniosła około 73,5 miliona złotych.
A ja mam 1.400 Złotych emerytury. Byłem w wojsku oficerem w odróżnieniu od niedogolonego byłego ministranta Kaczyńskiego. Być może, gdybym był klakierem i następnym pigularzem, pewnie i mnie by coś „skapnęło” z podatków tyrających uczciwych robotników. Ale świnią nie jestem i swój honor „posiadam na stanie”
Ot, co…

Pozdrawiam i do następnego czytania
Marcin Jodłowski