Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

zawołaj

zawołaj
Jarosław Pasztuła

zagubionym na rozdrożach wskaż drogę
sandały rozwiązane rzemyki popękane

w ustach sucho napój baranki moje
włóż mi ziarno mądrości w głowę
niech zakwitnie

śpiew ptaków wiosną
gdy idziemy w pole
pora zasiewu
pora żniwowania
zapuść sierp i siecz
ziarno do spichlerza
plewy dla zwierząt

wyjdź po mnie jak świt wita jutrzenkę
pobiegnę za tobą zieloną łąką przywitać się
wyczekuj nas tato bo ty jesteś ojcem

w myślach znużeni w chorobach zagubieni
cierpimy bez twojego głosu bez radości

co unosi nas pośród ziemi
na niebie ptaki

radość rozbrzmiewa boś niedaleko
przyjdź w pokoju zawołaj nas
jak ojciec z matką swoje dzieci woła

gdy przyjdzie jesień

gdy przyjdzie jesień
Jarosław Pasztuła

świat byłby lepszy
gdyby nie starość
dostawać dobre świadectwa
zamiast na życie recepty

czuje się jak lew
miłość nie tabletka
wspomagaczy nie potrzeba
ocena zdrowia najwyższą
coś rozbiera ocena zbędna

o wolności

o wolności
Jarosław Pasztuła

kazano nam czekać starać się
od dziecka obiecano cukierki
z każdym dniem co raz mniej
zabierają przestrzeń spokojne miejsce

wietrze wiej wietrze wiej
przywołaj ten wiersz
przypomnij sobie sens
pamiętaj mnie w nim
gdy człowiekiem stawałem się

teraz życie to nie zabawka
wszystko bardziej sztuczne
chińskie centrum kultury
tureckie swetry przepadły

wietrze wiej wietrze wiej
przywołaj ten wiersz
przypomnij sobie sens
pamiętaj mnie w nim
gdy człowiekiem stawałem się

nad nami nieba chmury
warszawski pałac radzieckich
twórców ludowej architektury
szukam różnic pomiędzy bzdury
wciskam modlitwę słów szelestem

wietrze wiej wietrze wiej
przywołaj ten wiersz
przypomnij sobie sens
pamiętaj mnie w nim
gdy człowiekiem stawałem się

dookoła świata kamery
z pogardą dla dzieci
przyjdzie czas nieubłagany
przyjąć znamię oszukani

Dla Ciebie

Dla Ciebie
Jarosław Pasztuła

na policzkach dołeczki
uśmiech nieśmiały
moje oczy się zatrzymały
byłem młody dość śmiały

zaprosiłaś mnie na kawę
i tak już zostałem
życie płynie zagadką
co nas spotyka tego nikt nie wie
usta dłonią przytyłam by nie spłoszyć

chwili obecnej czasem szczęście
za kiedy noga się podwinie brak równowagi
ważne przed nami za nami wspomnienia

tylko czas tak szybko umyka
jesteśmy razem tak pozostanie
zbliża się jesień wielkimi krokami

szanty

szanty
Jarosław Pasztuła

w szantach płynie rum
w ustach ze szkorbutem
słone śledzie zanurzone
w dębowych beczkach

na oceanie fale obmywają
pokład drewniany jak dom
odkrywam przed sobą nowy ląd
sztorm w głowie fale na morzu

stęskniony za suchym
liny szarpane wiatrem
żagle spuszczone do połowy
śpiew szanty strach w głowach

wietrze wiej

wietrze wiej
Jarosław Pasztuła

szumi w lesie wiatr kładzie trawy
co raz bardziej pochylają się drzewa
żegnaj miła żegnaj przez chwilę mnie nie będzie
spadną żółte liście pozamiata je czas

wyrwane kartki z kalendarza rozrzucone
tęsknię na każdej piszę że kocham cię
zaraz przybędę ucałować usta
zapuścić korzenie wyrosną na nowo

nie bój się jestem będę przy tobie dobrym snem
kochana wieje wiatr nigdy nam siebie nie brakuje
za oknem tylko historia po nas zatrze ślady
niepogodą silne wiatry wieją tam gdzie oni

śniłem o niej

śniłem o niej
Jarosław Pasztuła

wiatr
głaszcze twarz
jedwabiste włosy czeszesz palcami
w promieniach słońca szukasz uniesienia

spokojny duch niezmącony codziennością
łagodnym spojrzeniem onieśmielasz

masz mnie na zawsze
zaskakuję cię każdego dnia
nim cię poznałem wiele myślałem

kobiety ach są zmienne jak poranki wiosną
piękna rozkwitasz z jabłoniami
w sadach uczta radość niesłychana

wszystko co dobre kończy się niespodziewanie
zaskakuje nas czas jak rzeka
korzystamy z życia od rana po zachody i wschody

śnisz się odchodzisz bez pożegnania
na stoliku list kolorem żółci koperta
kilka słów krople łez
dalej samotnie zmuszony iść

pragniemy porwania węzłów

pragniemy porwania węzłów
Jarosław Pasztuła

ona spragniona jak wędrowiec wody
jak spieczona ziemia latem deszczu

niech spadnie deszcz
niech popada tu i tam

przy tobie czuję się dobrze bawić się chcę
jesteśmy sami w sobie oko w oko
porwij mnie tłoczno na parkiecie

na zawsze pozostaną dwa ogniwa
na supeł zwiąże nikt nie rozwiąże

porwij mnie porwij mnie
trzeszczy parkiet ciągle tłoczno
szukam różnic pomiędzy nami
nie znajduję ale to fajniejsze

wiesz kto ma ogień

wiesz kto ma ogień
Jarosław Pasztuła

rzeź wołyńska noc jaśniała
drzewa więdły uschła trawa
tyle krwi, szumiała potokiem
strumień na łąkach wył jak wilk
o Lachach kazano zapomnieć

mijały lata czekałem czułem się źle
że tak późno babcia rzekła co tam się działo
wybaczcie, że wam to wszystko mówię
ta głowa w wiadrze, ten rozcięty brzuch brzemiennej
niech osądzi was Bóg

dla mnie rezun to UPA i banderowiec
Los dosięgnął was czujecie tą krzywdę
na swoim parszywym grzbiecie
rezun to bestia i tchórz
bo tchórze mordują swoich
ogień oczyszcza wiedz kto ma

nisko nieba

nisko nieba
Jarosław Pasztuła

zamknij zamknij za sobą drzwi
pragnienie samotności dotyku brwi
odlecieć w głębokim śnie pod skrzydłami
byłaś mi wodą chciałem pić z tej studni

lecz poszłaś własną drogą
za rękę prowadził cię ktoś obok
każdy ma własne upodobania
szukałem nadaremnie gwiazd
byłaś jedną z nich i jesteś nie mi przypisaną
w testamencie do końca świata

a teraz gdy

moja gwiazdeczka śpi po pracy śni
oddalam się w sobie szukam schematu
bez słów szelestem piór koncertem ptaków
noc taka czarna gorzką refleksją

o niej dla niej

o niej dla niej
Jarosław Pasztuła

zbudowana ze słów
wykopanych prosto z ust

twardą skała oszlifowaną
woda drąży kamień

strumień czysty
odbicie szklane

siedząca w pierwszej ławce
w pamięci na zawsze warkocze
rude włosy pachniały latem

nad stawem topione kaczki
kamienne kaczuszki puszczone z dłoni

trzymana twardo brzeg urwisko
woda drzewo las w pamięci

wyczuwalny spokój
na zawsze w głowie

zakochany chłopiec drży
skazany na wspomnienia

chwile jak motyle

chwile jak motyle
Jarosław Pasztuła

dokąd zmierzasz chwilo w pamięci
co nam pozostało prócz wspomnień

nawet gdy źle wojna gniew ludzi
odszukasz znajdziesz czas na wspominki
gdzieś w kącie przytulony do ściany w celi

ten świat traci równowagę podparty kijem słabym
kiedyś coś pęknie może już pękło
tak mi się wydaje grząsko w tym bagnie

składam litery upycham słowa w zdania
wszystko podane jak danie kawa rozlana
myślisz co kupić a oni nie mają co do gara

współcześni niewolnicy
bardziej grzeszni

spotkać nam się wypadło

spotkać nam się wypadło
Jarosław Pasztuła

spotkanie gdzieś między plażą a morzem

nasze bijące serca wpatrzone oczy zanurzone

uśmiech i tej siły Bóg nam dodał

płynęliśmy w sobie w chwili gdy rodził się świat

który w nas wierzyłem że to właśnie już teraz

zaproś znajomych powiedz im o miłości

która zakwitła w ogrodzie pośród nas

cieszmy się chwilą radości i zabawy

kochać to coś więcej

kochać to coś więcej
Jarosław Pasztuła

co nieważne Bóg skrywa przed oczami
kochamy się dziś od nowa widziałem anioła
mówimy sobie jak bardzo jest nam naprawdę
szanuje ciebie a ty chowasz się w mocnych ramionach

świat piękniejszy rozległy rozkłada płatki róża
zima nie przeszkadza śnieg się topi w dłoniach
pokaż wszystko to czego nie można zobaczyć
tulę ciebie do siebie możesz żyć i się nie bać

Bóg dał nam miłość wszystko od Niego
człowiek spojrzy w oczy widzi niebo
tak blisko ust słowa są najważniejsze miła

teraz gdy przyszłość się śni
klarowny świat jasnych snów
morze barw palety wśród kwiatów
na sztalugach martwa natura obraz nabiera

po całym dniu czujesz jak życie trwa
napełnij dzbanek źródlanej wody
napijmy się niech chwilę trwa
nie martw się naprzód będzie dobrze

słońce wiatr i księżyc kochanie moje
kochane dzieci kochamy całym sercem świat
jest nadzieja nie ma obaw przed nami

tak jest kochanie

tak jest kochanie
Jarosław Pasztuła

kochanie nasze miasto umiera
szarość ulicy szare dni ciągła praca
życie na kredyt bez innej opcji
dzieci głodne kawałki okruszków chleba

staraniem nic nie wywalczysz
wszystko na jednej stronie bez szans
ciężko żyć gdy nawet sny nie chcą się śnić
złap za dłoń wiele z siebie dam
muszę opuścić dom by zarobić na przyszłość

ulotne słowa nie wystarczą
liczy się nasza miłość liczby nie kłamią
klamka zapadła decyzja okrutnie prawdziwą
widzimy się za szybą jadę daleko

daj mi znać gdy będziesz szczęśliwą

jutro idę na wojnę

jutro idę na wojnę
Jarosław Pasztuła

mam kilka wspomnień jutro idę na wojnę

daj mi zdjęcie bym obraz zapamiętał

wróg u bram otworzę ogień szkoda drzwi
przy twoim boku jest za dobrze ciepła kołdra
nie pozwól by wystygła zanim wrócę
gorące pocałunki dotyk ciał powietrza brakuje

jutro będę daleko od domu w czach widzę łzy
czekaj wrócę cały lub bez ręki bez nóg
pokażę blizny opatrzysz skaleczony palec
teraz tak sobie myślę że nie warto czekać
idę tam gdzie wypycha nas czas może na koniec
kończy się świat bo człowiek nie kocha człowieka

oddanie

oddanie
Jarosław Pasztuła

oddałaś co kobiece całowałem cały blask
czy warto było czekać starać się
gdy z miłosnych uniesień pozostaje samotność
której trzymam pamiętnik księżniczki

uciekam gdzieś w głębię koloru
w głębię siebie najgorsza noc
gdy sam jak kropla deszczu spadam
czas goi rany a blizny zostają jak znamię

śpiewam o tobie w piosence wojskowej
o dziewczynie z nocnej dyskoteki
gdzie myślałem że dotknęła miłości
kolejny psikus nie było słodyczy

wakacyjna spowiedź

wakacyjna spowiedź
Jarosław Pasztuła

szukałem sensu życia
ktoś powiedział mi
kup sobie cztery piwa
zrozumiesz na czym stoi świat
przy otwarciu trzask i prysk
ciekawy dźwięk popłynął łyk

przy pierwszym jak po pięciolinii
przy drugim wchodzi refren
przy trzecim wydaje się żona ładną
przy czwartym solówka i świata pogardą
nie idź po piąte wieś będzie mieć cię na pyskach

gdy dobijesz do samego dna
połóż się spać nie rozmyślaj
na rozmyślania przyjdzie czas
śpij spokojnie całą noc
ranem podziękuj Bogu że prócz miłości
dał nam jeszcze smak goryczki

otwórz serce

otwórz serce
Jarosław Pasztuła

czy warto się bać, czy warto się zadręczać
weźmy chwyćmy się za ręce w kole energia
zatacza czas echo przestrzeń we wszechświecie
ogarnia miłość wszystko co dobre,
wszystko co najważniejsze

otwórz serce, przytul drugiego człowieka do siebie
oddaj z siebie część energii cząstkę nadziei
niebo co raz bliżej naszej świadomości
biegnijmy do siebie, uśmiech i szczęście

każdy dzień, każda noc daje nam czas
by odmienić oblicze swojej wizji
widzę świat, widzę nasz blask
słońce ogrzewa ciała drzewo daje cień
ukochajmy każdą najmniejszą chwilę

kołyszmy biodrami machajmy dłońmi
niech nas usłyszy Ten co mieszka w Niebie
niech usłyszy ludzi dobrych da radość
wpuśćmy miłość do otwartego serca

czekam na list

czekam na list
Jarosław Pasztuła

w wyczekiwaniu na list
głupi gest prostą treść
mijał czas kilka lat
na włosach szron
na szyi chomąto
związany z przeszłością zaprzeczam

kwitną jabłonie
serce na dłoni pąki różowe
cud natury nietrwały
miłość pomiędzy nami
bez słów bez uśmiechów

co raz mniej nas
umieram z każdym dniem

w szalupie brudna woda
za horyzont dostać się nie umiem
bez nadziei
nie ma szans na lepszy czas
wypatruję bardzo chcę
by jeden dzień naszym się stał

zapisany czarną czcionka
w żółtym kalendarzu nad lodówką

miłość i złodziej zjawia się
przychodzi skrycie
przewraca życie do góry nogami
czasem mówię nie wierzę
coś się wydarzy
ktoś szczęście podpalił

lecz serce nie sługa
kobieta przychodzi
kobieta odchodzi

lecz ja kocham wiernie twoje oczy niebieskie
długie włosy miedzy palcami
smagane smakiem wiatru

zatracam się w tobie
głupiec w kieszeni z kromką chleba