Archiwum kategorii: Kamil Olszówka

Kopuła na Skale i Żelazna Kopuła

Kopuła na Skale i Żelazna Kopuła
Kamil Olszówka

Kopuła na Skale i Żelazna Kopuła,
Są niczym biała i czarna królowa,
Na czarno-białych równomiernych polach,
Wielkiej szachownicy światowych geopolitycznych uwarunkowań,

Jedna i druga instrumentalnie dziś traktowana,
Jedną i drugą próbuje się zaszachować,
Znienawidzonego do głębi jego jestestwa wroga,
By polityczne korzyści trwale uzyskać…

Mówią dziś SZACH Palestyńczycy,
Strzegąc wiernie wielowiekowej Złotej Kopuły,
Na niegdysiejszym Wzgórzu Świątynnym,
Blokując plan biblijnej Świątyni Jerozolimskiej odbudowy,

Mówią dziś SZACH Izraelici,
Gdy Żelaznej Kopuły przechwytujących rakiet smugi,
Przecinają nocnego nieba chmury,
Rozpościerającego się nad zabytkami miast starożytnych…

Jest kością niezgody Kopuła na Skale,
Nieprzerwanie przez dziesięcioleci już wiele,
Przyczyną jakże krwawych izraelsko-arabskich wojen,
Będących kolejnych konfliktów zarzewiem,

W świecie geopolitycznych zawirowań dziś dwie kopuły,
Strzegą dwóch wielkich ludów biblijnych,
Jedna wielowiekowej historii blaskiem swym złotym,
Druga mnogością najnowocześniejszych rozwiązań technicznych…

Gdy tej wiekopomnej nocy,
Liczne przechwytujących rakiet smugi,
Rozświetliły nieprzeniknione hebanowe mroki,
Pod niebem pamiętającej wiele tysiącleci Jerozolimy,

Zaś miliony ludzi w każdej świata stronie,
Trwożnie zadaje sobie w duchu pytanie,
W jakim o poranku obudzimy się w świecie,
Gdy noc nieśpiesznie już się rozpłynie,

Kopuła na Skale i Żelazna Kopuła,
Na politycznego sporu są przeciwległych biegunach,
Gdy geopolitycznych szachów partia,
Na naszych oczach nieprzerwanie wciąż trwa,

Gdzie krwią znów zroszona biblijna ziemia,
Nie zdążyła zagoić rozjątrzonych ran,
Po niedawnych okrutnych wojnach,
Tlących się wciąż w bolesnych wspomnieniach…

– Wiersz napisany w nocy z 13 na 14 kwietnia 2024 r.

Już o dwa lata za długo…

Już o dwa lata za długo…
Kamil Olszówka

Już o dwa lata za długo…
Nie wierzy świat ukraińskim łzom,
Skrywającym w sobie gorycz zaklętą,
Przez przekrwione oczy strasznymi nocami opowiadaną…
Gdy bezradne padają na śnieg,
Przeszyte ostrym zimowym chłodem,
Duchom przeszłości zanosząc swą skargę,
Nim wiatr dziejów je nocą rozwieje…

Być może płynęły z oczu zbyt wielu,
By zaprzątać nimi uwagę mainstreamowych mediów,
Zajętych tak bardzo skandalami celebrytów,
Śledzeniem gwiazd filmowych licznych ekscesów…
I choć ukraińskich uchodźców rzesze,
Dla świata pozostają sumienia wyrzutem,
Woli on śledzić nadchodzące premiery kinowe,
Niż pochylić się nad realnym cierpieniem…

Już o dwa lata za długo…
Światowych mocarstw dumnym prezydentom,
Kaźń Ukrainy jawi się zbyt odległą,
By dostrzec zagrożenie światową wojną…
I zwlekają miesiącami z wiążącymi podpisami,
By zatwierdzić niezbędnej broni kolejne dostawy,
Bojąc się wiekopomnymi swych piór pociągnięciami,
Szans na interesy z Rosją trwale zaprzepaścić…

Gdy wielomilionowych miast ostrzały rakietowe,
Na ciele Ukrainy tysiącami ran wykute,
Wojennych zniszczeń szatańskim rylcem,
Nie zabliźnią się z kolejnych dziesięcioleci upływem…
I smugi po seriach z przeciwlotniczych działek,
Choć z czasem nikną na nocnym niebie,
W pamięci ukraińskich żołnierek pozostaną zapisane,
Wojennych emocji niewidzialnym piórem…

Już o dwa lata za długo…
Ofiarowując swe życie nieprzespanym nocom,
W poczuciu życiowej misji się spalają,
Z niewyobrażalnego zmęczenia na nogach słaniając,
Zastępy bohaterskich ukraińskich ratowników i strażaków,
Dla tamowania jak krwotoków wojny skutków,
Ocierając z czoła krople zimnego potu,
Co noc nie szczędzą nadludzkich wysiłków…

A gdy zburzonych ukraińskich miast ruiny,
Chwytają za serca widokiem straszliwym,
Wyzierając z ekranów telewizorów plazmowych,
Ustawionych w wolnego świata zaciszach domowych…
Mroźnymi nocami przy świec płomieniach,
Ukraińskich dzieci tlą się ciche marzenia,
O powrocie do beztroskiego dzieciństwa,
Którego nie naznaczyła tak boleśnie wojna…

Już o dwa lata za długo…
Zabytkowe ukraińskie cerkwie płoną,
A posłuszne szalejących pożarów płomieniom,
Bezbronne ulegają nieodwracalnemu zniszczeniu…
Gdy rosyjskich bombowców naloty,
W ramach zbrodniczej wojennej strategii,
Podług rozkazów generałów cynicznych,
Nie szczędzą także i miejsc Bogu poświęconych…

Lecz mimo upływu wieków na ziemi ruskiej,
Bólem i cierpieniem tak bardzo naznaczonej,
Średniowiecznych kniaziów tli się wciąż sen,
O Rusi bezpiecznej, szczęśliwej i wolnej…
Lecz z zamierzchłych pradziejów utracone dziedzictwo,
Spopielone na zawsze wojenną zawieruchą,
Dla przyszłych pokoleń pozostanie inspiracją,
Gdy odbudowie Ukrainy swe życie poświęcą…

Już o dwa lata za długo…

Spoglądali na swe złote medale

Spoglądali na swe złote medale
Kamil Olszówka

Spoglądali z rozrzewnieniem na swe złote medale,
Sportowcy niepełnosprawnością dotknięci trwale,
A spoglądając odczytywali zapisane w nich emocje,
A odczytywali nie oczami lecz sercem…
By pokrzepić skrycie swe dusze,
W kalekie ciała Bożym Zamysłem wpojone,

Spoglądając na medale skrycie marzyli,
By jeszcze równie wielkich rzeczy dokonali,
By najwierniejszych swych kibiców rozbudzili emocje,
By pola rywalom nie ustąpiwszy,
Najwyższe stopnie podiów zdobywszy,
Wycisnęli z oczu swych najbliższych łzy radości,

Te błyszczące złote medale,
Wiszące niby w zapomnieniu na pożółkłej ścianie,
Będące radosnej przeszłości cichutkim szeptem,
Dla kolejnych sukcesów także i niezrównanym natchnieniem…
Dla niejednego sportowca najważniejszym w życiu celem,
Oblewane łzami radości… Wyśnionym marzeniem…

Wyśnili je Oni już w swym dzieciństwie,
Nim jeszcze usłyszeli o paraolimpiadzie,
Widząc się dorosłymi w swej sennej wyobraźni…
Będąc tak różni od swych rówieśników,
Szczęśliwi w świecie tajemniczych swych snów,
A jednak do niezwykłych sukcesów stworzeni,

Niczym zawzięte orłów pisklęta,
Skryte w serc głębi para olimpijczyków marzenia,
Co w ciężkich chwilach do snu tuliły,
Rodząc nocami sny o wielkich czynach,
Wieńczących skronie zwycięstwa laurach,
Ku wielkim sukcesom z czasem ich wyniosły,

Niczym orlęta uczące się latać,
Uczyli się młodzi para olimpijczycy swe sukcesy osiągać,
Jak w nadludzkim uporze niestrudzenie wytrwać,
Marzenia swe najskrytsze powoli realizować,
Przenigdy w życiu się nie poddawać,
Pokonanym zawsze na nogi znów stawać,

Marzyli by dorównać swym ukochanym idolom,
Polskiego sportu żywym legendom,
I odnieść najważniejsze w swym życiu zwycięstwo…
Będąc dekorowanym pośród tłumów medalem złotym,
Posłyszeć w swych uszach wzniosły Hymn Państwowy,
Poczuć rozpierające młodą pierś męstwo…

Niczym młode orlęta w swym locie dziewiczym,
Nadludzko zawzięci para olimpijczycy,
Podziwiani niezmiernie przez członków swych rodzin,
Uwieńczeni medalami złotymi,
Szerokimi uśmiechami pogodne ich twarze rozjaśniającymi,
Zapiszą się złotymi zgłoskami w historii Polski…

– Wiersz opublikowany w dniu 3 grudnia dla uczczenia Międzynarodowego Dnia Osób z Niepełnosprawnościami (ustanowionego w 1992 roku przez Zgromadzenie Ogólne ONZ)

Morze biało-czerwonych flag…

Morze biało-czerwonych flag…
Kamil Olszówka

Morze biało-czerwonych flag…
Urzekające pięknem tajemniczych fal,
Rozpryskujących się na zabytkowych kamienic klifach,
Tego jednego szczególnego dnia…
W dwóch świętych barwach jedynie się mieniące,
Bieli przeczystej i czerwieni skrzącej,
Tysięcy flag powiewających dumnie,
I namalowanych na policzkach okraszonych rumieńcem…

Kiedy dnia tego ostry chłód jesienny,
Perli skrzącym rumieńcem policzki dzieci,
Które przybyły z rodzicami na marsz coroczny,
Dla swej umiłowanej dziecięcym sercem Ojczyzny,
Ich rumiane twarze dziecięce,
Dla flag biało-czerwonych pozłacanym są drzewcem,
Choć na policzkach namalowanych jedynie pędzelkiem,
Na sercach wykutych pamiętnych przeżyć rylcem…

Morze biało-czerwonych flag…
Niczym włosy księżniczki Waleski rozpuszczone przez wiatr,
Niczym blask zaklęty w spojrzeniu króla Bolesława,
Odbitym na ostrzu prastarego szczerbca…
Niczym wyłaniające się z wiru pradziejów,
Płynące niespiesznie dzieje dynastii Piastów,
W rozgałęzieniach licznych strumyków,
Będących odnogami jednego Piasta rodu…

Niczym prastare rzeki rwące,
Padające niespiesznie w morze spienione,
By otulone jego ogromem,
Odrodzić się na nowo w morskich fal pędzie,
Tak przesławnego rodu Piastów dzieje,
Porwane wielkiej historii pędem,
Zatonęły w głębinach wieków unieśmiertelnione kronikarzy piórem,
By odrodzić się w milionów Polaków patriotyzmie…

Morze biało-czerwonych flag…
Ten nasz bezcenny duchowy skarb,
Cenniejszy od srebra czy złota,
Cenniejszy od blasku zatopionego w najkosztowniejszych klejnotach…
Wykuty z bezcennego kruszcu,
Dumnych Polaków szczerego patriotyzmu,
Dnia tego wydobywanego z głębin serc milionów,
Rzewnymi emocjami miast żelaznych kilofów…

Skarb którego nie można złożyć w ofierze,
Przed wyobrażającym demona pogańskim posągiem,
Ni spopielić na wieki w całopalnej żertwie,
By nie pozostał najmniejszy ślad wspomnień…
Taki, którego nam wykraść nie można,
Przetopić, zastawić ni sprzedać,
Ni u trzęsącego połową świata biznesowego magnata,
Ni u starego zawistnego pasera…

Morze biało-czerwonych flag…
Niczym namalowany ręką mistrza przepiękny obraz,
Budzący zachwyt w całego świata muzeach,
Zazdrość w zawistnych paserów spojrzeniach,
Którego płótna mrocznych czasów upiory,
Nie zdołały rozszarpać swymi piekielnymi szponami,
Ciągnących się latami zaborów krwawych,
I zmieniających się okupantów niezliczonych represji…

Na którym odmalowano nasze narodowe traumy,
I kolejnych pokoleń heroizmu akty,
Przeplatając ponure, mroczne barwy,
Złotej farby wymownie dostrzegalnymi smużkami,
Symbolizującymi licznych bohaterów poświęcenie,
Zatopione w naszej Ojczyzny przeszłości bolesnej,
Niczym w najszlachetniejszej mirry bogato zdobionej karafce,
Wirujące w tajemniczym tańcu płatki złote…

Nie mogąc osobiście uczestniczyć w wielkim Marszu Niepodległości w Warszawie, choć tym skromnym patriotycznym wierszem mojego autorstwa chciałbym połączyć się duchowo z wszystkimi jego Szanownymi uczestnikami…

Czy wszechświat uroni łzę

Czy wszechświat uroni łzę
Kamil Olszówka

Czy wszechświat uroni łzę,
Nad jednym rozbitym muzealnym eksponatem,
Gdy budynki wielkich muzeów w gruzy obracane,
Nocnymi bombardowaniami i artyleryjskim ostrzałem,

Pogrzebały w swych ruinach niezliczone zabytki,
Których tajemnic dotąd wiernie strzegły,
W czasach pokoju swymi naszpikowanymi elektroniką gmachami,
Jako bezcennego dziedzictwa ludzkości…

Czy wszechświat uroni łzę,
Nad jednym poległym w obronie ojczyzny żołnierzem,
Gdy bezbronnych cywilów przelewana jest krew,
A ofiar dziś są tysiące,

Gdy młodych żołnierzy całe bataliony,
Dziesiątkowane tak dotkliwie ogniem artylerii,
Nie mogąc dostatecznie strat swych uzupełnić,
Zmuszane są do oddawania pola wrogowi…

Czy wszechświat uroni łzę,
Nad jednym bezdomnym niedożywionym dzieckiem,
Gdy głodujących ludzi rzesze,
Dnia każdego żarliwie modląc się o chleb,

Wznoszą ku niebu swe nieprzytomne spojrzenie,
Od slumsów Brazylii po Afryki prowincje,
Ofiarowując Bogu swą rzewną modlitwę,
Dla wielodzietnych swych rodzin błagając o chleb…

Czy wszechświat uroni łzę,
Nad jednym schorowanym starcem,
W zadłużonym szpitalu dogorywającym samotnie,
Znosząc w milczeniu docinki opryskliwych pielęgniarek,

Gdy na całym globie dziesiątki szpitali,
Dnia każdego borykając się z problemami finansowymi,
Rokrocznie zmuszane do ogłaszania upadłości,
Zwalniając najlepszych lekarzy likwidują kolejne oddziały…

Czy wszechświat uroni łzę,
Nad jednym bezimiennym zapomnianym grobem,
Z powalonym przez wichurę spróchniałym krzyżem,
Porośniętym przez lata niepamięci chwastem,

Gdy na całym świecie zabytkowe cmentarze,
W toku toczonych latami wojen,
Ogniem artylerii z ziemią zrównywane,
Znikają na wieki na popiół starte…

O krukach inaczej…

O krukach inaczej…
Kamil Olszówka

Biały kruk symbolizuje,
Rzadkość niespotykaną w całym świecie,
Niedościgły wzór niesłychaności,
Materialny symbol niespotykalności,

Białe kruki symbolizują księgi unikatowe,
Arcyrzadkie egzemplarze kolekcjonerskie,
Zaś w przyrodzie białego kruka dojrzenie,
Nierzadko cudem bywa nazywane,

Lecz posłuchajcie co prawi poezja,
Wieść to bowiem będzie niezwykła,
Lecz na pytanie czy prawdziwa,
Odpowiedź nie jest już oczywista…

U świata zarania,
U początków przyrody istnienia,
Wszystkie kruki wyłącznie białe były,
Czarnego upierzenia w ogóle nie znały,

Przed tysiącleciami,
Przed pierwszymi ludzkimi osadami,
Białe kruki były tak powszechne,
Jak latem dmuchawce na wielkiej łące…

Lecz paskudne, czarne czarownice,
Na miotłach swych nocami latające,
Białym krukom zawistnie zazdrościły,
Upierzenia ich szlachetnej bieli,

Nawet nocne strachy w ciemnych lasach straszące,
Białych kruków bały się srodze,
Gdy białego kruka w ciemnym lesie postrzegły,
Pomiędzy gałęziami natychmiast czmychały,

I nawet paskudne błotne ropuchy,
W śnieżnobiałe kruki wlepiały swe oczy,
I niewidzialne nocne zmory,
Około stad kruczych nocami się uwijały…

I rzucały swe klątwy czarownice zawistne,
Na krucze stada z oddali się bielące,
Całymi tylko knuły nocami,
Jak pięknego ich upierzenia ptaki pozbawić,

Niemniej nocne upiory,
Na widok białych kruków przeraźliwie wyły,
Z pustych oczodołów w ich kierunku iskry sypały,
Iskrami biel ich zamierzały spopielić,

I szkaradne leśne gnomy,
Na piękne ptaki, nocne czyniły zasadzki,
Pod osłoną nocy przemyślnie się skradały,
Śpiące ptaki przykrótkimi rękami pochwytywały…

I pobrudziły brudami tego świata,
Mądre ptaki swe białe pióra,
Śnieżna biel piór kruczych,
Padła ofiarą zawiści sił nieczystych,

Plugawy bród całego świata,
Do śnieżnobiałych piór bezwstydnie przylegał,
Tak jak często na ludzkiej psychice,
Odbijają się słowa plugawe,

Tak jak człowiek wrażliwy,
Od zła nie ustrzeże swej psychiki,
Tak te mądre kruki,
Upierzenia swego nie potrafiły ustrzec bieli…

Posępne czarne kruki,
Symbolizują ludzi skrzywdzonych,
Którzy kiedyś ludźmi prawymi a zacnymi byli,
Lecz trwale zostali skrzywdzeni,

Lecz nadal możemy znaleźć kruka białego,
Który symbolizuje człowieka prawego,
Którego świata nie imają się brudy,
Lecz wytrwale strzeże bieli swej duszy!

Marzenie pewnej jaskółki

Marzenie pewnej jaskółki
Kamil Olszówka

Zapytałem w duchu nisko przelatującą jaskółkę,
Jakie jest jej największe marzenie,
Czy niczym letnia pogoda ulotne,
Czy niczym kamienne posągi bogów trwałe,

Lotem koszącym tnąc powietrze,
Odpowiedziała mi zaraz tegoż poświstem,
Iż jej największym ptasim marzeniem,
Jest w drewnianym wnętrzu Rugiewita gniazda uwicie,

By pod ustami drewnianego posągu,
Spocząć ciemną nocą w przytulnym gniazdku,
By być bezpieczną od nocnego chłodu,
Ustrzeżoną dożywotnio od dokuczliwego głodu,

By nie doskwierały już letnie upały,
W cieniu siedmiu jego dumnych dębowych twarzy,
By w przyjaznym mroku wielkiej zasłony,
Zmrużyć do snu zmęczone jaskółcze powieki…

Gdy ciemną nocą maleńkie „boże ptaszki”,
Śpią w olbrzymiego posągu wnętrzu drewnianym,
Śnią o lepszej przyszłości dla całej słowiańszczyzny,
W drewnianym bogu księżycowym blaskiem spowitym,

By wraz z swymi jaskółczymi siostrami,
Zwiastować ludziom początek wiosny,
Gdy przebiją śnieżną czapę pierwsze przebiśniegi,
Obwieszczą ludziom koniec zimy małe jaskółeczki…

Jakże pisać o Wołyniu…

Jakże pisać o Wołyniu…
Kamil Olszówka

Zapragnąłem chłodnym wieczorem letnim,
O dalekim Wołyniu choćby parę zdań skreślić,
By oddać hołd tamtym czasom minionym,
Pociągnięciami pióra zrazu nieśmiałymi…

I o tamtej dalekiej kresowej ziemi,
Utkanej przez lata bezcennymi wspomnieniami,
Wielopokoleniowych polskich rodzin,
Napisać poruszający wyobraźnię tekst rzewny…

Lecz jakże pisać o Wołyniu…
Bez przeszywającego nocne niebo krzyku!
Niosącego skarg tysiące przed oblicza Aniołów,
Milczących obserwatorów biegu ludzkości dziejów,

Niekiedy smutnych i posępnych,
Widząc niezliczone zbrojne konflikty,
Niekiedy do głębi swego istnienia poruszonych,
Straszliwymi rozmiarami czystek etnicznych…

Zamierzyłem tamte kresowe obrazy,
Odmalować nieśmiało piórem poety,
W pożółkłe karty źródeł drukowanych,
Zanurzając sieci poetyckiej wyobraźni,

By tamtej kresowej międzyludzkiej serdeczności,
Oddać swymi słowami uniżone pokłony,
Zadumawszy się pośród refleksji wieczornych,
Nad czasu upływem bezlitosnym…

Lecz jakże pisać o Wołyniu…
Bez przygniatającego duszę niewysłowionego smutku!
Cięższego od tysięcy nieociosanych głazów,
Rzuconych na szalę historycznych osądów,

Symbolizujących tamte straszliwe winy,
Wobec bezbronnych istnień ludzkich,
Tak podobnych do biblijnych kamieni młyńskich,
U szyi zakłamujących historię niewidzialną ręką podwieszonych…

I pragnąłem wciąż o dalekim Wołyniu,
Pisać tysiące poruszających słów,
Zapisując nimi strony kolejnych zeszytów,
Czekających na przedwojennym drewnianym stoliku,

By wieczornego wiatru powiew,
Przeniósł w tamte czasy mą wyobraźnię,
Bym z każdym jednym pióra pociągnięciem,
Zatapiał się w tamte dziesięciolecia minione…

Lecz jakże pisać o Wołyniu…
Bez tysięcy gorzkich więznących w gardle słów,
O bestialstwie tamtych barbarzyńskich czynów,
Niemożliwych do zobrazowania czernią atramentu,

O tamtych bezbronnych ofiar bólu,
Nie do opisania przez setki wspomnień tomów,
Bolesnych w okolicy serca ukłuć,
Na samo wspomnienie tamtego koszmaru…

– Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy ludobójstwa na Wołyniu.

Bohaterscy…

Bohaterscy…
Kamil Olszówka

Bohaterscy ukraińscy żołnierze,
Wraz z Wami w swych snach,
Nieśmiało niekiedy śniąc na jawie,
Naszykowuje na wroga zasadzki cały wolny świat,

Bohaterscy ukraińscy cywile,
Budowaniu niezdobytych barykad ofiarowujący swe siły,
W tamte lutowe mroźne noce,
By toporne rosyjskie czołgi zatrzymały skutecznie…

Nie odbierze narodom prawa do samostanowienia,
Chora wielkomocarstwowa wizja jednego człowieka,
Ni wskrzeszenia Związku Radzieckiego nieziszczalna idea,
Zrodzona przed laty w umyśle kremlowskiego dyktatora,

Z góry na porażkę skazana,
W zderzeniu z godnością i dumą cywilizowanego świata,
Póki iskra wolności w nas będzie się tliła,
Ku śmiałym bohaterskim czynom na barykady wiodła,

Dopóki tli się iskra wolności,
W duszach tysięcy ochotników niezłomnych,
Nie złamią woli walki najeźdźców hordy,
Wykutej w żarze sumień a twardszej od stali,

Meandry wielkiej światowej polityki,
Nie złamią prostych ludzi poczucia godności,
Ni nie odbiorą pięknych snów o przyszłości,
Rozniecanych księżycowymi nocami szeptami Świętej Wolności,

U szczytów władzy skorumpowani politycy,
Utoną w morzu prostych ludzi przyzwoitości,
Zasiewanej w dzieciństwie w sercach przestrogami naszych babci,
Pielęgnowanej przez lata Świętej Cerkwi nabożeństwami,

Złote kopuły moskiewskiego Kremla,
Nie zaślepią biegu dziejów świata,
Swym złudnym blaskiem skrwawionego złota,
Które krew ofiar carów wiekami obficie rosiła,

Powróci jeszcze uśmiech na twarzach dzieci,
Przez wojnę mroźnej nocy wygnanych z Ukrainy,
Bez pożegnań czułych z braćmi i ojcami,
Którzy najeźdźcom stawić czoła ofiarnie pozostali,

Jeszcze połączą się rozdzielone ukraińskie rodziny,
Więzią trwalszą od najnowocześniejszych czołgów pancerzy,
Wykutą bowiem w żarze serc niezłomnych,
Z kruszcu dramatycznych wojennych przeżyć,

Jeszcze upokorzoną zostanie tatarska buta,
Jak bywało drzewiej w minionych wiekach,
Jako straszna dla całej ludzkości przestroga,
By z umiłowaniem wolności milionów ludzi nie igrać,

Jeszcze triumfalnie powróci Pokój,
Na dawne ziemie średniowiecznych ruskich kniaziów,
Pośród milionów najserdeczniejszych uśmiechów,
I tysięcy szczęśliwych z wojny powrotów…

Złote moskiewskiego Kremla kopuły…

Złote moskiewskiego Kremla kopuły…
Kamil Olszówka

I.

Złote moskiewskiego Kremla kopuły,
Otuliła tajemnicza czerń nocy,
Gdy odwrócił się bieg straszliwej wojny,
Rozniecając zarzewia setek nowych scenariuszy,

Gdy latami korupcji wewnętrznie wyniszczona,
Bezkarnością oligarchów dotkliwie upodlona,
Na oczach milionów militarnie upada Rosja,
Wieloletnimi wojnami do szczętu wykrwawiona,

W srogich górach Czeczeni,
Na rozległych stepach Ukrainy,
Gdzie krew rosyjska płynęła strumieniami,
Z okrutnych rozkazów generałów bezwzględnych,

Gdzie śmierć straszliwe zbierała swe żniwa,
Przetrzebiając niedozbrojone armie Putina,
Zabierając ze sobą młodych żołnierzy życia,
Unoszone kościstą dłonią z doczesnego świata…

II.

O złote moskiewskiego Kremla kopuły,
Rozbijają się nocnej wichury podmuchy,
A za murami dyktator stary,
Nie może zebrać rozproszonych swych myśli,

O niepowodzenia w straszliwej wojnie obwiniając,
Generalnego sztabu szefostwo,
W nieludzkiej swej nienawiści się miotając,
Na podwładnych wściekłość swą odreagowując,

Gdy odwróciła się losu karta,
A wspomnieniem pozostało marzenie o zdobyciu Kijowa,
Gdy realnie dziś zagrożoną jest Moskwa,
Przez kolejnych buntów zarzewia,

Gdy straszliwe widma wojen domowych,
Wywiedzione podejrzliwością bezwzględnego dyktatora z mroków dziejowych,
O północy do okien Kremla załomotały,
Wraz z spływającymi z naczelnego dowództwa meldunkami…

III.

O złote moskiewskiego Kremla kopuły,
Rozbijają się ulewnych deszczy strugi,
A za murami dyktator stary,
Drży przerażony rozwojem wojennych scenariuszy,

Mimo iż postsowiecka propaganda,
Mózgi Rosjan latami skutecznie wyprała,
Wciąż niepewny swojego bezpieczeństwa,
Wciąż zmuszony ukrywać się w przeciwatomowych bunkrach…

Drżąc przed swym własnym narodem,
Podświadomie otulony w trwogę,
Niczym niegdyś sowieckich łagrów więźniowie,
Dnia każdego obawiając się o swe życie,

Na wielkich carów rozległej ziemi,
Wciąż swego losu niepewny,
Wciąż zamachu stanu się obawiający,
Egzekutorów skrytobójców na siebie nasłanych…

IV.

W złote moskiewskiego Kremla kopuły,
Wtopią się niebawem wschodzącego słońca promyki,
Gdy do upodlonego narodu duszy,
Przemówi z głębi wieków cichutki szept nadziei,

Gdy stary dyktator zostanie obalony,
Na fali rozbudzonych nastrojów społecznych,
W wyniku globalnej polityki meandrów zawiłych,
Zagranicznych wywiadów działań zakulisowych,

Odetchną z ulgą rosyjskie rodziny,
Od ubóstwa, beznadziei, biedy,
Młodzi Rosjanie powrócą z wojny,
Przymusowo niegdyś do wojska wcieleni,

W wyniku wielkich światowych geopolitycznych zawirowań,
Odrodzi się niezwyciężona wielkomocarstwowa Polska,
Z jedną z najnowocześniejszych armii świata,
Przez skutecznych polityków roztropnie zarządzana…

– Wiersz opublikowany w Internecie w nocy z 24 na 25 czerwca.

Maleńka figurka saksofonisty

Maleńka figurka saksofonisty
Kamil Olszówka

Dostałem kiedyś od mojego wujka,
Wyjątkowy prezent na Dzień Dziecka,
Zwykły, foliowy, niepozorny worek,
Lecz w środku pełen najrozmaitszych figurek,

Niezliczone figurki różnokolorowe,
Prześwitywały kolorami przez foliowy worek,
A kiedy dostałem go do swych rączek,
Rozbudził w dziecięcym sercu rozliczne emocje…

Jedna mała figurka,
Na tle innych naprawdę się wyróżniała,
Ciekawość moją najbardziej rozbudzała,
Gdy dziecięcymi rączkami jej dotykałem,

Była ona moim pierwszym w życiu talizmanem,
Dziecięcych zabaw nieodłącznym towarzyszem,
Wszędzie ze sobą ją zabierałem,
Sam nie pamiętam gdzie i kiedy zgubiłem,

Gdy nie wiedzieć gdzie zaginęła,
Bezcenne wspomnienia z mego dzieciństwa z sobą zabrała,
Które uprzednio w sobie zaklęła,
Gdy na każdym kroku mi towarzyszyła,

Lecz zanim nie wiedzieć gdzie zaginęła,
Radości wiele mi podarowała,
Ile tylko dla kilkuletniego dziecka,
Może dać mała plastikowa figurka…

Był to maleńki saksofonista,
Wielkości wskazującego palca dorosłego człowieka,
Lecz kilkulatka wyobraźnia,
Widziała go niezwyklejszym od baśniowego olbrzyma,

Niebieski kapelusz filcowy,
Przysłaniał jego czarne okulary,
Które oczy saksofonisty skrywały,
Zapisanych w nich emocji poznać nie dozwalały,

Z odzieniem jego w całości ciemnym,
Kontrastował maleńki saksofon złoty,
Choć tylko plastikowy, niczym prawdziwy pozłacany,
Jawił się niezwykłym w kilkulatka wyobraźni,

Sam maleńki muzyk lekko przygarbiony,
Do ust z nabożeństwem go przytykając,
Ściskał złoty saksofon obydwoma rękami,
Znane tylko sobie nieme dźwięki wydając,

Pamiętam, gdy zimowymi wieczorami,
Gdy ogień w piecu wesoło trzaskał,
I małego złotego saksofonu rączkami dotykałem,
Rozbudzała się moja wyobraźnia,

Ten maleńki muzyk na swym saksofonie,
Mego dzieciństwa wygrywał melodię,
Która jemu samemu była tylko znana,
Ludzkim uchem przez nikogo nie słyszana,

Gdy na zaścielonym łóżku moim,
Spędzałem na zabawie całe wieczory,
Ta jedna ulubiona, mała figurka,
Pośród wszystkich innych honorowe miejsce zajmowała,

Nieraz pod szafę się potoczyła,
Za łóżkiem dni kilka nieraz przeleżała,
Lecz zawsze do mnie znaleziona wracała,
Odnaleziona dziecięce serce na powrót uradowywała,

Kiedyś na dobre gdzieś zaginęła,
Gdy płynęły mego życia kolejne lata,
Już nigdy potem się nie znalazła,
Pozostając na dnie najgłębszych wspomnień z dzieciństwa…

Po latach się dowiedziałem,
Jakie było jego prawdziwe imię,
Gdy na telewizora szklanym ekranie,
Uświetniał swym złotym saksofonem pewną znaną rewię…

Wiersz adresowany do młodego czytelnika, zamieszczony na portalu z okazji Dnia Dziecka.

Żarówki wypełnione kwasem…

Żarówki wypełnione kwasem…
Kamil Olszówka

Żarówki wypełnione kwasem…

Butelki napełnione benzyną…

Dysponowali jedynie ich ograniczoną liczbą…

Gdy pod mury płonącego getta,
Podchodziła coraz bliżej niemiecka artyleria,
Wypełniona żrącym kwasem krucha żarówka,
Zastąpić Im musiała odłamkowy ręczny granat,

Gdy z roztrzaskanych żarówek rozpryskujące się krople kwasu,
Raniły tak dotkliwie źrenice SS-manów,
Z ostrymi grymasami twarzy wijących się z bólu,
Przytykających panicznie dłonie do zakrwawionych oczu,

Nie mogąc z bólu celować z swych karabinów,
Przeklinali zaciekle broniących się powstańców,
Przeto kryli się w nadkruszonych murów cieniu,
Osłaniani niecelnym ogniem zacinających się rkm-ów,

Gdy na nierównym bruku się rozpryskiwały,
Pryskało niemieckie poczucie bezkarności,
Kształtowane perfidnie przez lata propagandy,
Wpajanej w zwiedzionych młodzieńców chłonne umysły,

Gdy w zetknięciu z benzyną kwas siarkowy,
Rodził moc strzelających w wiosenne niebo płomieni,
Obejmujących niemieckie pancerne samochody,
Paląc wymalowane na nich swastyki,

Zmuszeni byli stopniowo się wycofywać,
Mizernie uzbrojonym bojowcom ustępując pola,
Upokorzeni przeklinając zemstę poprzysięgać,
Pobici, skamląc w ukryciu rany lizać…

– Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej rocznicy powstania w getcie warszawskim.

Posłuszni słowom papieża przełomów…

Posłuszni słowom papieża przełomów…
Kamil Olszówka

Gdy meandry światowej geopolityki,
Uprawianej w cieniu gabinetów prezydenckich,
Wpływają tak straszliwie na losy ludzkości,
Rodząc w sercach milionów zarzewia niepewności,
Co do rysującej się w czarnych barwach przyszłości,

Posłuszni słowom papieża przełomów,
Rozczytujemy się w dziełach uznanych w świecie teologów,
Dla rozbudzenia swych uśpionych myślowych horyzontów,
Zatapiając się w oceanie Wiary i Rozumu…

Gdy świat współczesny na złamanie karku pędzi,
Zatracając się w swym pędzie do destrukcji zgubnym,
Postmodernizmu i nowoczesności ułudą zaślepiony,
Widmem mamony od wieków mamiony,
Szaleństwom nowoczesnej ludzkości posłuszny,

My posłuszni słowom papieża przełomów,
Pamiętamy o grobach naszych przodków,
W zniczy nikłym, migocącym blasku,
Zarysowujących się po zapadnięciu zmroku…

Gdy pojawiają się wciąż kolejne próby,
Zafałszowywania obrazu polskiej historii,
Wymazywania z kart historii Żołnierzy Niezłomnych,
Niegdyś pośród burzliwych zakrętów dziejowych,
Trudom partyzanckiego życia z uporem się poświęcających,

Posłuszni słowom papieża przełomów,
Szanujemy mrówczą pracę polskich historyków,
Którzy dla zgłębiania ojczystych dziejów,
Nigdy nie szczędzili swych mozolnych wysiłków…

Gdy wciąż bezideowa medialna papka,
Sączy się z ekranu niejednego telewizora,
Podprogowo a perfidnie mącąc nam w głowach,
A zatapiając swe szpony w naszych duszach,
Szydząc niesłyszalnie z wewnętrznego głosu sumienia,

Posłuszni słowom papieża przełomów,
Gardzimy wygłupami rozwydrzonych celebrytów,
Którzy dla zawojowania ekranów telewizorów,
Gotowi są wyzbyć się resztek wstydu…

Gdy afera wciąż goni aferę,
I gnają tak zaprzężone w korupcji rydwanie,
Smagane niczym narowiste konie chciwości batem,
Potykając się co rusz na nieprawości drodze,
I łamiąc nogi w szaleńczym swym pędzie,

Posłuszni słowom papieża przełomów,
Patrzymy na ręce polskich polityków,
Czy pozostając wierni tradycji swych przodków,
Nad własne korzyści przedkładają dobro Narodu…

Rok już minął…

Rok już minął…
Kamil Olszówka

Była mroźna noc lutowa,
Gdy zapętliła się Ludzkości Historia,
Gdy wybuchła ta straszliwa wojna,
Krwawe żniwo długimi miesiącami zbierająca,
Ziarna niepokoju w sercach całej ludzkości zasiewająca…

Rok już minął…
Naznaczony tą wojną straszliwą,
Naznaczony milionów ludzi tragedią,
Przez więznące w gardłach słowa niewypowiedzianą…

Wojną jakiej od lat nie widziała Europa,
Od czasu krwawych wojen na Bałkanach,
Gdy źle zszyta przemocą Jugosławia,
Rozpadała się na oczach całego świata,
Pośród niezliczonych łez rozpaczy i cierpienia…

Rok już minął…
Gdy stary porządek świata runął,
Zburzony ambicją wielkomocarstwową,
Wskrzeszenia sowieckiego imperium wizją chorą…

Gdy spadły nocą rosyjskie bomby,
Na głowy ukraińskich dzieci snem otulonych,
Burząc dzieciństwa czas beztroski,
Zmuszając zarazem do natychmiastowej ucieczki,
Z miejsc tak ukochanych dobrze w pamięci wyrytych…

Rok już minął…
Gdy nadmorski Mariupol ogniem zapłonął,
Ostrzeliwany nieprzerwanie rosyjską artylerią,
Bombardowany z powietrza dniem i nocą…

Gdy bezbronnych uchodźców rzesze,
W słynącej z gościnności Polsce znalazły schronienie,
Kąt spokojny i ciepłą strawę,
Rozszalałych nerwów ukojenie,
Bezpieczny z dala od frontu nocleg…

Rok już minął…
Naznaczony milionów Polaków niepewnością,
Galopującą z dnia na dzień inflacją,
Ciągłą troską o to co przyniesie jutro…

Polacy nie traćmy ducha!!!

Polacy nie traćmy ducha!!!
Kamil Olszówka

Polacy nie traćmy ducha!!!
Jesteśmy Narodem wybranym przez Boga!!!

Nie straszne nam stare posowieckie rakiety,
Gdy w duszy Narodu płonie żar niezłomny,
Przez starego Piasta niegdyś w pradziejach rozniecony,
W dumnym spojrzeniu króla Bolesława Chrobrego zaklęty,

Gdy z starych wypłowiałych rycin,
Spogląda bacznie na nas współczesnych,
Byśmy przenigdy się nie trwożyli,
Nakazuje nam milcząco swym spojrzeniem wymownym,

Nie straszne nam posowieckiej wierchuszki zakusy,
Gdy patrzą na nas z wieków minionych,
Dumnych i walecznych kosynierów duchy,
Nadziewających niegdyś Moskali na swe zaostrzone kosy,

I duchy poległych żołnierzy wojny polsko-bolszewickiej,
Są przy nas tej pamiętnej „Nocy Listopadowej”,
By swym cichutkim z przeszłości szeptem,
Wlać w nasze serca nigdy nie gasnącą nadzieję,

I niemniej z niedalekiej przeszłości,
Spoglądają na nas duchy Żołnierzy Niezłomnych,
By tej niepewnej nocy dodać nam otuchy,
Niezłomnością swych charakterów z nami się podzielić,

I nie straszny jakiś tam Putin,
Narodowi, który krwawy przetrwał komunizm,
Nie zaprzedając nigdy czerwonemu okupantowi duszy,
By posłusznym słowom „Papieża przełomów” się odrodzić…

Gdy tą pamiętną listopadową nocą,
Oddajemy się trwożnie najrozliczniejszym rozmyślaniom,
Duchy naszych przodków nas nie opuszczą,
Wszelką pomyślność dla Polski w niebiosach wymodlą,

Być może świat stanie na krawędzi wojny,
Być może doświadczymy wszyscy powszechnej mobilizacji,
Być może w górę poszybują ceny,
A pustkami zaświecą wszelkich sklepów półki…

Lecz przenigdy nie traćmy nadziei,
Jesteśmy to winni przodków naszych pokoleniom,
I także tym co po nas przyjdą,
By mogli się cieszyć Niepodległą Ojczyzną,

Bronią naszą Wola Niezłomna,
Przez wieki zaborów nigdy nie stłamszona,
Przez kolejnych Bohaterów Narodowych wciąż rozniecana,
Przez mroczne okresy nigdy nie zagasła,

Jeszcze Historia się zapętli,
Jeszcze stary Putin zostanie obalony,
Niebawem zwycięstwa zabiją dzwony,
We wszystkich bez wyjątku cerkwiach Ukrainy,

W niedługim czasie głos ich donośny,
Usłyszymy wszyscy znad wschodnich granic Polski,
Listopadowego wieczoru rakietowym atakiem dotkniętych,
Troską całego Narodu niebawem otoczonych…

Polacy nie traćmy ducha!!!

– Wiersz napisany ku pokrzepieniu w nocy z 15 na 16 listopada.

Spoglądali na orły Piastowie

Spoglądali na orły Piastowie
Kamil Olszówka

Spoglądali na orły Piastowie,
Na wysokim niebie dumnie się wznoszące,
Książę Mieszko ze swym bratem Czciborem…
Spoglądając na orły skrycie marzyli,
By w życiu swym wielkich rzeczy dokonali,
By roztropnie władali Gnieźnieńskim Księstwem…

By swe książęce drużyny,
Zawsze tylko do zwycięstwa wiedli,
Na chwałę Księstwa Gnieźnieńskiego,
By pola wrogowi nigdy nie ustępowali,
By ludowi swemu zawsze zwycięstwo ofiarowywali,
By nieprzyjaciele poznali gniew księcia wielkiego,

By sami kiedyś jak te orły,
Niepodzielnie królujące na wielkim niebie,
Dumnie sprawowali książęce swe rządy,
W odziedziczonym po ojcach wielkim swym księstwie,

Jak małe orłów pisklęta,
Waleczni bracia wielkiego księcia Mieszka,
Od dzieciństwa śnili o wielkich czynach,
Gdy niczym orlęta uczące się latać,
Uczyli się młodzi Piastowie mieczem władać,
Marzyli o zwycięskich w przyszłości bitwach,

Marzyli by dorównać chwale swych przodków,
Książęcymi drużynami dowodząc w boju,
I odnieść pierwsze w swym życiu zwycięstwo,
Niczym w dziewiczym swym locie pisklęta orłów,
Patrzeć z góry na ziemie swych wrogów,
Poczuć rozpierające młodą pierś męstwo,

Marzenia młodych Piastów,
Choć płynęły wieki całe,
Godnymi będąc przyszłych władców,
Zawsze pozostawały te same,

Pojął Mieszko za żonę Dobrawę,
Światłego narodu czeskiego wielką córę,
Gdy w parze z odwagą postąpiła mądrość życiowa…
Powywracawszy drewniane posągi pogańskie,
Przyjął prawdziwą wiarę chrześcijańską,
Karta historii zapisana została tym nowa…

Gdy bowiem Dobrawa na świat wydała,
Maleńkiego swego synka Bolesława,
Wróżyli mu wszyscy dokonanie rzeczy wielkich…
Niczym orzeł z zdobyczą w niebo się wzbijający,
Wyniesie swą ojczyznę na wyżyny chwały,
Sędziwi starcy nad kołyską jego przepowiadali…

Przyśnił się malutkiemu księciu Bolesławowi,
W drewnianej kołysce przed wiekami śpiącemu,
Przepiękny, biały orzeł wielki,
Zwiastując sławę i wielkość królowi przyszłemu,

Sławny Czcibor zwyciężył w bitwie pod Cedynią,
Na wieki okrywając się nieśmiertelną chwałą,
Sięgającą hen w przyszłe wieki…
Gdy kwiat najprzedniejszego niemieckiego rycerstwa,
Ugiął karki przed ostrzem Czciborowego miecza,
Długo nie zapomnieli najeźdźcy swej klęski…

Tam gdzie leży prastara Cedynia,
Tam poległa niegdyś niemiecka duma,
Nowa karta historii została tam zapisana,
Karta w historii polskiego oręża,
Karta przez wieki nigdy nie zatarta,
W ciężkich narodu chwilach nadzieję dająca…

Tam gdzie leży prastara Cedynia,
Od ponad tysiąca lat,
Tam zaczęła się Piastowskich zwycięstw era,
Która w pewnym sensie, do dzisiaj trwa…

Gdy Bolesław Chrobry z licznym wojskiem,
Wyruszył zbrojnie na ruską ziemię,
Obserwował w drodze szybujące nad wojami orły,
A gdy wywijając szczerbcem silną swą ręką,
Trwale zarysował złotą bramę kijowską,
Obserwujące go z nieba pisk głośny wydały,

Gdy z biegiem czasu do Prus wkroczywszy,
Władzy swojej czyniąc je hołdowniczymi,
Sen swój wspominał z dzieciństwa,
Gdy granice nowe swego kraju wyznaczał,
Utrudzonym wielce głowę do snu układał,
Sen odmalowywał w królewskiej głowie pięknego orła…

Przez wieki kolejne Piastów pokolenia,
Chcąc dorównać chwale swych przodków,
Spoglądali w stronę błękitnego nieba,
Wypatrując pięknych, potężnych orłów,

By ojców swych wzorem,
Jak te niezwykłe ptaki,
Królestwa polskiego dzierżąc koronę,
Wzbić się na wyżyny sławy,

Jak kiedyś przed laty pradziad jego,
W silnym postanowieniu wielkości trwając,
Spoglądał prawnuk w przestwór nieba wysokiego,
Dla osiągnięcia sukcesów wszelkich trudów dokładając,

Aż w końcu wielka Piastów dynastia,
Gdy świat pędził wciąż w nowe wieki,
Niczym tląca się iskierka zagasła,
Jak nikną z oczu spowite chmurami orły…

Tajemnice księżniczki Dobrawy

Tajemnice księżniczki Dobrawy
Kamil Olszówka

Kiedyś gdy przeglądałem ryciny Władców Polski,
Autorstwa arcywybitnego Jana Matejki,
Nagle uwagę moją przykuła,
Rycina na tle innych naprawdę wyjątkowa,

Na owej rycinie naprawdę tajemniczej,
Młodej księżniczki blade oblicze,
A na ryciny tle czarnym,
Blada księżniczka patrzy wzrokiem przenikliwym,

Jakie to wielkie tajemnice,
Skrywa owe księżniczki Dobrawy oblicze,
Z czarno-białej ryciny spoglądające,
U patrzącego ciekawość i trwogę wzbudzające,

Na dalszym planie, świecy płomień wysoki,
Naświetla modlitewnik bogato zdobiony,
Zarazem na twarzy księżniczki się odbija,
Do poznania jej tajemnicy podświadomie zachęca,

Tak płomień świecy wysoki,
Jak samo chrześcijaństwo głębokie,
Do kontemplującego rycinę bezgłośnie przemawia,
Symbolicznym swym blaskiem wielką tajemnicę objawia,

Tajemnicza czeska księżniczko Dobrawo,
Wielkiego księcia Polan Mieszka żono,
Tak bardzo chciałbym odkryć twe tajemnice,
Skrzętnie w dziejowej pomroce ukryte…

Jaki był wpływ Bolesława Okrutnego,
Na wychowanie młodego dziewczęcia wrażliwego,
Czy ojcowskie zaniechania i przewiny,
Wrażliwość młodej księżniczki trwale odmieniły,

I czy stryja swego Świętego Wacława,
Nadprzyrodzonej opieki w życiu swoim doznawała,
I czy Święty Wacław z raju niebiańskiego,
Opiekował się córą brata swojego,

Za Polanami przed Bogiem się wstawił,
Małżeństwu bratanicy z nieba błogosławił,
Za młodym małżeństwem wciąż modły zanosił,
Młodemu państwu łaski wyprosił,

Czy Dobrawa naprawdę zawój z głowy zdjęła,
Nim księciu Mieszkowi rękę swą oddała,
Czy też zanim za Mieszka wyszła,
Innego męża uprzednio miała,

Jak młoda księżniczka się zachowała,
Gdy po raz pierwszy księcia Mieszka ujrzała,
Czy na widok swego przyszłego męża,
Mimowolnie delikatnie się zarumieniła,

Czy to nasze Państwo Gnieźnieńskie,
Pokochała jak swoje własne,
Czy za sprawą wielkiej miłości męża,
Sama w swej duszy Polanką się poczuła,

Czy księciu Mieszkowi radą służyła,
W rządzeniu państwem sama pomagała,
Czy swoich poddanych szacunek zjednywała,
Gdy za skrzywdzonymi się ujmowała…

Kiedy bitwa pod Cedynią się toczyła,
Czy Dobrawa naonczas gorąco się modliła,
W modlitwie rzewnymi łzami się zalewając,
Zwycięstwa nad wrogiem gorąco upraszając,

Czy na rozkaz czeskiej księżniczki,
Dziejowe kamienie się poruszyły,
Za Jej przyczyną dzieje bieg swój zmieniły,
Kraju Polan nową historię tym wytyczyły,

Czy kiedy ostatnie tchnienie wydawała,
Na gnieźnieńską ziemię z miłością spojrzała,
Czy swe ukochane Czechy wspomniała,
Zanim na zawsze oczy zamknęła…

Odnośnie naszej Dobrawy powstała nawet teoria,
Iż wcale nie była córką Bolesława,
Iż prawdziwą jej matką była Drahomira,
Okrutna i krwawa czeska regentka…

Te i inne tajemnice,
Czarne tło ryciny oddaje symbolicznie,
Lecz dumnej księżniczki wyraźna sylwetka,
Historyczność tej postaci celowo podkreśla!

Srebrzysty księżyc i lśniąca zbroja

Srebrzysty księżyc i lśniąca zbroja
Kamil Olszówka

I.

Gdy przez wielkie okna księżyc srebrzysty,
Do komnat starego zamku zaglądał,
W lśniącej zbroi rycerskiej się odbiwszy,
W lśniącej zbroi począł się przeglądać,

Gdy złotym blaskiem swoim,
Pośród nocnego nieba czarnego,
Odbijał się w lśniącej rycerskiej zbroi,
Zapragnął poznać smak zgiełku bitewnego,

Gdy tak nad starym zamkiem zwisając,
Pośród czarnej, nieprzebranej nocy,
Marzeniom skrytym rzewnie się oddając,
Widział się oczami wyobraźni w lśniącej zbroi,

Zamarzył księżyc na nocnym niebie,
By zostać najprawdziwszym polskim rycerzem,
Władać lśniącym żelaznym mieczem,
Gnębionym przez najeźdźców nieść zawsze pociechę…

II.

By zakładając żelazną zbroję,
W duszę zarazem wlać zwycięstwa nadzieję,
By przytwierdzając miecz swój do pasa,
Odliczać godziny do spotkania wroga,

Zamarzył księżyc na niebie rycerzem zostać,
Wszelkim wymogom rycerskiego rzemiosła sprostać,
Rączego rumaka bez strachu dosiadać,
Gdzie oczy poniosą z wiatrem pognać,

Dnia jednego mieć przygód tak wiele,
Jakich wcześniej przez wieczność całą,
Nie uświadczył na nocnym niebie,
Z firmamentu świata zwisając,

Czynami rycerskimi w bitwach się wsławić,
W historii Królestwa Polskiego się zapisać,
Na karty średniowiecznych kronik trafić,
Na starość swe przygody wnukom opowiadać…

III.

Najazdom tatarskim w polu stawić czoła,
Przeciwko tatarom bez wahania dobyć miecza,
Jako wierny polskiego króla sługa,
W obronie królestwa życie swe oddać,

Na dalekiej Królestwa Polskiego granicy,
Mierzyć się w polu z dzikimi poganami,
Bez trwogi rzucając swą rękawicę,
Toczyć rycerskie pojedynki z krnąbrnymi krzyżakami,

Pomnażać w polu chwałę swych przodków,
Nigdy nie wyrzekać się żadnych trudów,
Rzucać na kolana polskiego króla wrogów,
Dla siebie nie żądając żadnych zaszczytów,

Przed każdą bitwą gorąco się modlić,
Z rycerską bracią w nabożeństwach wiernie uczestniczyć,
Głośny śpiew Bogurodzicy ku niebu wznosić,
U Boga o zwycięstwo żarliwie tym prosić…

IV.

Wyruszyć z polskim królem na Grunwaldu pola,
By nad krnąbrnymi krzyżakami zwycięstwa zażądać,
By upokorzoną została krzyżacka buta,
A zabłysnęła na świecie polskiego oręża chwała,

By na polu bitwy skrzyżować miecze,
Z królestwa polskiego zawziętym wrogiem,
Przed odwiecznym wrogiem obronić ojców ziemie,
Odwiecznego wroga pojmać w swą niewolę,

By żelaznym korbaczem wściekle wywijając,
Wielki postrach u wrogów tym wzbudzając,
Krzyżackie hełmy jeden po drugim rozbijając,
Wrogich rycerzy z koni tym zrzucając,

Widzieć krzyżacką chorągiew pośród bitwy upadającą,
Z łoskotem wielkim na ziemię się walącą,
Krzyżacką armię polskiemu rycerstwu ustępującą,
Przed polskim mieczem ucieczką się salwującą…

V.

W lśniącej zbroi srebrzystego księżyca zaniknęło odbicie,
Gdy czarna chmura zakryła go całkowicie,
Zgasło nagle wielkich rycerskich przygód marzenie,
Gdy czarne chmury przysłoniły księżycowi ziemię,

Marzenia księżyca na niebie prysły,
Gdy w lśniącej zbroi odbicie jego zgasło,
Jak iskry z ognia się rozsypały,
Zawiedzione westchnienie po nich zostało,

I nie dane mu będzie zostać rycerzem,
Hen tam, na wysokim niebie,
Na zawsze pozostanie już tylko księżycem,
Nigdy nie zstąpi na ziemię,

Lecz to co nie dane księżycowi,
Danym być może każdemu Polakowi,
Bowiem by polskim rycerzem zostać,
Wystarczy w życiu codziennym rycersko się zachować…

Epoki historyczne jak morskie fale

Epoki historyczne jak morskie fale
Kamil Olszówka

I.

Tak jak wielkie morskie fale,
Zatapiają nadbrzeżne piasku ziarenka,
Tak pojedynczy zwykli ludzie,
Piszą swymi życiorysami historię całego świata,

Lecz czy tak jak morska fala,
Powtórzyć się może cała epoka,
Która choć dawno już przeminęła,
Na kartach historii zapisaną pozostała…

Czy te epoki historyczne tak zachwycające,
Przepadły w dziejach świata już na zawsze,
Czy niczym te morskie fale,
Czekają w uśpieniu na ponowne swe odrodzenie…

II.

Starożytni greccy żeglarze,
Żeglujący swymi okrętami przez wzburzone morze,
Przewożący wspaniałymi galerami starożytnego świata tajemnice,
Przez morskie głębiny na tysiąclecia ukryte,

Kiedy to morskie fale,
Pokłady greckich trier zmywały,
Wynalazków greckich uczonych będąc ciekawe,
Tajemnice starożytnego świata w głębiny z sobą zabierały,

Najwspanialszym przykładem takich losów kolei,
Był starożytny grecki Mechanizm z Antykithiry,
Przez morskie głębiny skryty przez wieki,
U kolebki nowego wieku światu nauki objawiony,

I tak odwieczne, tajemnicze morskie fale,
Niczym dobre nauczycielki historii troskliwe,
Świadectwo mądrości starożytnych ofiarowały nam w darze,
Uprzednio w morskich głębinach starannie przechowane…

III.

To wspaniałe średniowiecze,
Obfitujące w ogromne niezdobyte zamki,
Tak cudowne niczym wezbrane morze,
Tak potężne niczym martwe morskie klify,

Przystrojone kwiatem rycerstwa wyruszającego na krucjaty,
W rycerskie zbroje piękne niczym morskie muszle,
Srogie niczym potężne morskie sztormy,
I bogate w liczne rycerskie turnieje,

W złote królewskie korony drogocennymi klejnotami wysadzane,
Tak piękne niczym morskie rafy koralowe,
U poddanych budzące szacunek swym blaskiem,
Niczym odbijające się w morzu zachodzące słońce.

Niczym następujące po sobie morskie fale,
Niczym rozpryskujące się o brzeg tsunami,
Zmienne były średniowiecznych królewskich dynastii koleje,
Gdy zbrojnymi wyprawami królowie z tronów się strącali…

IV.

Gdy Krzysztofa Kolumba potężne karawele,
Przecinały w swym pędzie morskie fale,
By ku Indiom wyznaczyć nową drogę,
Faktycznie zaś odkryć nieznane Europejczykom ziemie,

Morskie fale pokornie całowały,
Potężnych żaglowców drewniane burty,
Nad majestatem potężnych okrętów wpadając w podziw,
Przenikający wielkie morza do samej głębi,

Znały już bowiem morskie fale tajemnicę,
O której istnieniu pojęcia nie mieli żeglarze,
Iż całego wielkiego świata historię,
Odmieni ta wyprawa kończąca średniowiecze,

Iż wyznaczy początek nowożytności,
Odkrycie przez Krzysztofa Kolumba Ameryki,
Iż dotknięcie jego stopami nieznanej ziemi,
Zaznaczy początek nowej epoki…

V.

Gdy nieraz nad brzegiem staniemy,
W szum morskich fal w skupieniu się wsłuchamy,
Zasłuchani w samych siebie w głębi duszy usłyszymy,
Jak morskie fale szepcą o historii…

Niczym nauczycielki historii serdecznie roześmiane,
Szumiące nad brzegami mórz morskie fale,
Nauczają nas historii świata swym szumem,
Przemawiając nie słowem, lecz niesłyszalnym szeptem…

Podlaska Wytwórnia Samolotów

Podlaska Wytwórnia Samolotów
Kamil Olszówka

Ostre śmigło przecięło powietrze,
Huk silnika zabił ciszę,
Spaliny szybko z rury wypadły,
Lotki delikatnie w górę się uniosły,

Przepiękny płócienny dwupłatowiec,
Piękniejszy niczym najwspanialszy szybowiec,
Na pasie startowym czeka,
Na pilota, który jego oblotu dokona…

Groźny PWS-35 Ogar do startu gotowy,
Oczekuje na swoje podniebne łowy,
Zatankowany kołując na pasie startowym,
Za chwilę w niebo pędem podąży,

Tak jak morski rekin swymi płetwami,
Przecina wody niezmierne,
Tak podniebny PWS-102 Rekin swymi skrzydłami,
Przecina chmury wysokie,

Skąpane w letnim słońcu,
Skrzydła i kadłuby podlaskich samolotów,
Czekają podniebnych przygód,
Pilotowane przez śmiałych polskich lotników…

Jest to już jednak pieśń przeszłości,
Nie odnajdziemy na niebie tamtych dwupłatowców,
Nie ucieszą współczesnych oczu,
Konstrukcje tamtych przedwojennych inżynierów…

Nowe polskie samoloty miejsce starych zajęły,
Polskie niebo na nowo zawojowały,
Po latach polska myśl techniczna,
Na nowo w świecie miejsce swe zaznaczyła,

Wspaniałe polskie skrzydła,
Latają dziś pod niebem całego świata,
Dumnie nawiązując do tradycji,
Lotnictwa polskiego czasów przedwojennych,

Przed dumnym polskim lotnikiem,
Niebo całego świata stoi otworem,
Zawsze rozsławi na całym świecie,
Polską myśl techniczną i lotnictwo polskie…

Lecz kiedyś to podlaska ziemia,
Całemu światu najwspanialsze samoloty oddawała,
Niczym przez wieki płody roli,
Wydawała polska ziemia wspaniałe samoloty,

Niejeden stary historyk,
Z rozrzewnieniem opowiadał swojemu młodemu wnukowi,
O przedwojennych polskich samolotach,
Z których produkcji słynęła ziemia podlaska,

Gdy na Podlasiu letni wietrzyk powiewa,
Starą historię cichutko do uszu śpiewa,
Nie zważając na gwar letnich rozmów,
Szepce… była kiedyś Podlaska Wytwórnia Samolotów…