Archiwum kategorii: Kamil Olszówka

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej
Kamil Olszówka

Wpadały niemieckie nurkujące bombowce,
W sieć polskiej artylerii przeciwlotniczej,
Niczym w rozciągniętą pomiędzy murami pajęczynę,
Czarne muchy dokuczliwe,

Bombowiec w locie trafiony niespodziewanie,
Przedziurawiony na wylot szybkostrzelnym działkiem,
Lotem koszącym uderzał w ziemię,
Natychmiast zapalał się jasnym płomieniem,

Na sunące po niebie niemieckie bombowce,
Spadały z góry polskie myśliwce,
Ogniem polskich myśliwców celnie trafione,
Uderzały niemieckie bombowce bezładnie w ziemię,

Polskich myśliwców akcje pościgowe,
Nieraz zwieńczone były sukcesem,
Gdy wracały do Niemiec bombowce uszkodzone,
W pamiętne dni Kampanii Wrześniowej,

Kędy ciągnęły liczne niemieckie czołgi,
Tam wcelowywali swe przeciwpancerne karabiny,
Niestrudzeni i niezłomni żołnierze polscy,
Do tchu ostatniego swej ziemi broniący,

Czołg trafiony gdy w miejscu stawał,
Prawie natychmiast dymić zaczynał,
Kłęby czarnego dymu z siebie wypuszczał,
Prawdziwych dokonywała cudów polskiego karabinu kula,

Tryskała wszędzie najeźdźców posoka,
Gdzie tylko gdańskich kosynierów świsnęła kosa,
Pradziadów broń stara i sprawdzona,
Czasy Insurekcji Kościuszkowskiej pamiętająca,

Przeżyła swą drugą młodość w Kampanii Wrześniowej,
W rękach bohaterskich gdańskich kosynierów,
Atakując niemieckie oddziały zaskoczone,
Odbijając się w źrenicach przerażonych Niemców,

Gdy polski żołnierz rozstrzelanym być mając,
Wykorzystując niemieckiego strażnika nieuwagę,
Przymuszonym, samemu grób własny kopiąc,
Wbił nagle mu w szyję swoją łopatę,

Kat z ofiarą zamienili się miejscami,
Gdy karabin wyręczyło ostrze łopaty,
W dół przez jeńca wykopany,
Bezwładne zwaliło się ciało oprawcy…

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej,
Wciąż przemawiają do polskiej dumy narodowej,
Opiewając heroizm polskiego żołnierza,
Niczym cichutki szept z przeszłości,
Uczący współczesnych Polaków zapomnianej godności,
Jako niezatarty przykład polskiego męstwa,

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej,
Cicho szepcą do naszej Dumy Narodowej,
Jako niezatarta lekcja polskiego heroizmu,
Do współczesnych Polaków przemawiając,
Heroizm polskiego żołnierza wymownie głosząc,
Gdy świat pędzi na złamanie karku…

Sen o partyzantach

Sen o partyzantach
Kamil Olszówka

Spadli partyzanci bladym świtem na senną wieś,
Zbrojnym tym czynem pokoleniom swych przodków zapragnęli oddać Cześć,
Zbrojnym tym czynem zapragnęli udowodnić,
Iż wielkich tradycji polskiego oręża oni sami są godni,

Setki kropel porannej rosy,
Pod dudnieniem dziesiątek partyzanckich oficerek się zatrzęsły,
Mokre źdźbła trawy legły pod twardymi butów podeszwami,
Niczym pod kulami partyzanckiego pistoletu maszynowego esesmani,

Chłodny, nasiąknięty poranną wilgocią wiatr przyjemny,
Owiał ostre rysy twarzy partyzantów zawziętych,
Zgrzytnęła broń w spracowanych,
Partyzanckich dłoniach twardych,

Ostry grymas gniewem powodowany,
Wykrzywił zawziętą twarz dowódcy partyzanckiego oddziału,

Pobielane wapnem chałupy wiejskie,
W porannej mgle na wpół zanurzone,
Objawiły się przed oddziału oczami,
Nierównomiernie rozrzucone po zielonej przestrzeni,
Niczym niedbale rzucone na stół ręką gracza kości,
Zmuszając tym atakujących do większego jeszcze wytężenia czujności,

Dowódca oddziału starając się na szybko rozeznać sytuację,
Rzucił na nie kilka spojrzeń groźnych niczym błyskawice,

Dostrzegł w oddali nie wyróżniającą się na tle wsi,
Chałupę kolaborującego sołtysa,
Którą to między innymi,
Dostali rozkaz spacyfikować,

Podniósł w powietrze dłoń otwartą,
Oddziałowi rozkaz do zatrzymania się dając,
Kilkudziesięciu partyzantów zatrzymało bieg swój naraz w jednej sekundzie,
Stając naraz niczym greckie posągi starożytne,

Z ugiętymi kolanami,
Z wyciągniętymi rękami,
Ułożonymi na zimnych metalowych,
Zdobycznych pistoletach maszynowych…

Huk drzwi wyważonych z zawiasów,
Obudził nagle wszystkich domowników,
Drewniane drzwi kopnięte partyzanckim butem,
Pionowo na ziemię przewróciły się z hukiem,

Lufa karabinu w drzwiach się ukazała,
Za nią wyłoniła się sylwetka partyzanta cała,
I zanim cokolwiek zdążył się on odezwać…
Obraz niespodziewanie zaczął się rozmywać…

Ściany domu zaczęły nagle zanikać,
Jakieś nowe kształty niespodziewanie przez nie zaczęły się przebijać,
I sylwetki partyzantów zaczęły dziwnie falować,
Jakby kształtu swego nie chcąc dłużej zachować,

Obraz cały zaczął się rozpływać…
I zarazem ściany mojego własnego pokoju odsłaniać…
Że na łóżku leżę instynktownie poczułem…
Że tylko śniłem powoli zrozumiałem…

Zamglone oczy powoli otwieram,
Poczucie rzeczywistości stopniowo do mojego mózgu dociera,
Teraz na pewno to już wiem !
Ja o polskich partyzantach w nocy miałem sen !

Fraszka o liczeniu

Fraszka o liczeniu
Kamil Olszówka

Będą Rosjanie niewolnikami dobrymi,
Gdy odetniemy ich od ojców tradycji,
Tak snuli swe plany szaleni naziści,
Nie znając w Rosjanach drzemiącej dumy,
Gdy na podbój całego świata liczył,
Hitler niegdyś tezę wygłosił,
Iż Rosjan wystarczy nauczyć,
Do stu tylko zliczyć,
Lecz gdy tak w swej głowie,
Na uczynienie z Rosjan niewolników liczył,
Sprawiły to wojny koleje,
Iż obłąkany Hitler sam się przeliczył,
Lecz Rosjanie daleko dalej liczyli,
Berlin za każdą cenę zdobyć zamierzyli,
Szalonego fuhrera plany pokrzyżowali,
Na Bramie Brandenburskiej radziecką flagę wywiesili…

Stare polskie podłogi

Stare polskie podłogi
Kamil Olszówka

Gdy pewnego dnia słonecznego,
Stary PZPR-owiec na przystanku siedział,
Wychyliwszy butelkę wina najtańszego,
Rozweselony począł stare komunistyczne androny bredzić,

Wyszczerzywszy swe złote zęby,
Pijackim uśmiechem się zanosząc,
Zaczepił grupkę stojącej nieopodal młodzieży,
Nieudolnie dyskusję wszczynając:

„Wy młokosy z racji wieku młodego.
Nie znacie prawideł ustroju komunistycznego,
Postęp dla całej ludzkości niosącego,
Porządek starych konwenansów skutecznie burzącego,

Gdy ktoś ci każe buty zdejmować,
Bo ważniejszą od ciebie,
Jest jego zasrana podłoga,
Wówczas miej o nim najgorsze zdanie,

Jeśli czyjaś podłoga,
Ważniejszą jest od przybywającego gościa,
Wówczas niech twych oczu pogarda,
Wycelowaną zostanie w twarz gospodarza,

Jeśli jakiegoś magnata podłoga,
Ważniejszą jest od nóg zmęczonych,
Prostego spracowanego robotnika,
Zaraz niech przepadnie przeklęty!”

Iż podprogowo propaguje Lenina,
W duchu z siebie wielce zadowolony,
Uwieńczył szerokim uśmiechem krzywe swe usta,
Wypijając resztkę wina z butelki.

Nastolatkowie nie wiedząc co myśleć,
Poczęli po sobie niepewnie spoglądać,
Jeden z drugim poczęli się uśmiechać,
Od dziwacznego pijaka odwracając swe usta,

Gdy przypadkiem tamtędy stary kościelny przechodził,
Człowiek choć prosty, inteligencji wysokiej,
Gdy mimochodem uszu swych nastawił,
Pijanego komunisty posłyszał przemowę,

Podśmiechując się w duchu,
Z starego komunisty w wiedzy braków,
Nie mogąc stłumić na ustach uśmiechu,
Odwrócił głowę w stronę nastolatków,

Gdy wreszcie w starego komunisty stronę,
Wybuchu śmiechu stłumić nie mogąc,
Z szerokim uśmiechem odwrócił swą głowę,
Zataczającego się pijaka zagadując,

W słowach swych prostych,
Krótko lecz zwięźle,
Nieznacznie tylko spowalniając swe kroki,
Wygłosił swoją natchnioną przemowę:

„Są w Polsce podłogi tak stare,
Iż stąpali po nich pierwsi misjonarze,
Głoszący w Polsce chrześcijańską wiarę,
Licząc po śmierci na Boską zapłatę,

Są w Polsce podłogi bardzo stare,
Które przetrwały burzliwe wieki,
Na których do dzisiaj są zapisane,
Ślady chwalebnej polskiej historii,

Są podłogi, które były niemymi świadkami,
Gdy królowie ostatnie swe tchnienie wydawali,
Gdy Bogu dusze swe powierzali,
Swe królestwa wymodlonym spadkobiercom zostawiali,

Są podłogi, które pierwszych królów nosiły,
Gdy ci władali swymi rozległymi ziemiami,
Są podłogi, w które łzy żałobników wsiąkały,
Gdy polscy królowie ciała ziemi oddawali,

Są w Polsce pamiętające średniowiecze podłogi,
Po których sławni polscy rycerze stąpali,
Którzy gdy na wojnę się udawali,
Na podłogach klęcząc gorąco się modlili,

Jest w Polsce pewna stara podłoga,
W którą niegdyś męczeńska krew wsiąkła,
Biskupa i męczennika Świętego Stanisława,
Polskiego narodu wielkiego patrona,

Starym polskim podłogom winniśmy szacunek,
Stąpającym po nich Polakom należną pamięć,
Chodzącym niegdyś po ziemi naszej,
Cześć należną zasłużonej Ich sławie,

Kto wie jacy jeszcze Polacy wybitni,
Zaszczycą swymi stopami nasze polskie podłogi,
Może będą to rodacy w świecie znani,
Może nawet całemu światu wielce zasłużeni…”

Stary komunista kompletnie zgaszony,
Nie mogąc z siebie ni słowa wydobyć,
Wyszczerzył swoje pijackie oczy,
Prostemu kościelnemu nie mogąc podskoczyć,

Nastolatkowie wyraźnie tym rozbawieni,
Jeden do drugiego szeroko się uśmiechnęli,
Na piętach zaraz się odwrócili,
Szeroko się śmiejąc z przystanku odeszli…

Fotografia ślubna moich pradziadków

Fotografia ślubna moich pradziadków
Kamil Olszówka

Szalejąca nocna wichura,
Prąd w całej miejscowości nagle wyłączyła,
Lecz choć elektryczność ludziom zabrała,
Coś cenniejszego w zamian podarowała,

Wysoki jasny płomień świecy,
Rozjaśnia mi mroki nocy,
Na nocnej wichury odgłosy straszne,
Odpowiadają jego ruchy delikatne,

W rozsiane po Małopolsce moich przodków groby,
Nocnej wichury uderzają podmuchy,
Wściekle wyjąca nocna wichura,
O należną zmarłym pamięć wniebogłosy woła,

Kluczykiem drewniane pudełko otwieram,
Przedwojenne zdjęcie ślubne moich pradziadków wyciągam,
Gdy czarna noc melancholie pogłębia,
Nad starym zdjęciem się pochylam,

Nadniszczone zdjęcie czarno-białe,
Rozświetlam migocącym świecy płomieniem,
W mroku kształty ledwo widoczne,
Z czasem rozróżniają oczy moje,

Pradziadkowie moi ze zdjęcia starego,
Spoglądają na mnie człowieka młodego,
Oni też kiedyś młodzi byli,
Na zdjęciu tymże ślub swój uwiecznili,

Weselny harmider w kadrze zatrzymany,
Emocje wielkie na twarzach świadków odmalowane,
Choć do fotografii wszyscy nieruchomo stali,
Ku tańcom weselnym nogi same się rwały,

Choć prababka moja dawno temu pochowana,
Młodzieńczą jej urodę stara fotografia zachowała,
Gdy w sukni ślubnej do zdjęcia pozowała,
Łagodnie a tajemniczo, zarazem się uśmiechała,

Z czarno-białego, starego zdjęcia,
Mój pradziadek milcząco na mnie spogląda,
Zdać by się mogło… Bacznie obserwuje…
Być prawym człowiekiem milcząco nakazuje…

A widoczni na zdjęciu druhny i drużbowie,
To krewnych i sąsiadów moich babcie i dziadkowie,
Wnuków ich codziennie niemal spotykam,
Gdy wokół siebie się rozglądam,

Pradziadków moich tego najważniejszego dnia emocje,
Ciemną nocą opowiedziało mi stare zdjęcie,
Gdy przenikliwie się w nie wpatrywałem,
Sam jakby emocje tamte odczuwałem,

Rzecz to naprawdę zdumiewająca,
Jak potrafi emocje uchwycić fotografia,
Gdy ruch w kadrze zatrzymany,
Tamte emocje tak wiernie oddaje,

Państwo młodzi tak bardzo podnieceni,
Emocjami dnia wielkiego cali przepełnieni,
Jakby starali się każdą sekundę przeżywać,
Emocjom dnia jednego zarazem sprostać,

Zdjęcie to jest mi skarbem prawdziwym,
Głęboko w sercu ukrytym,
Choć stare i nadniszczone,
W tożsamości mojej głęboko wyryte,

I nawet kiedy będę siwowłosym starcem,
Zdjęcie to przy mnie zawsze pozostanie,
Do końca dni moich ostatnich,
Skarbem pozostanie mi bezcennym…

Jasny płomieniu świecy

Jasny płomieniu świecy
Kamil Olszówka

Jasny płomieniu świecy,
Trwożnie migocący w ciemnościach,
Rozjaśnij mroki nocy,
Opowiedz mi o moich przodkach,

Ciemną nocą uderza wichura,
Z wielkim impetem w okien framugi,
Bez słów wniebogłosy krzyczy huraganu powiew,
O minionym pokoleniom należną pamięć,

Samotnie w domu siedzę w ciemnościach,
Głęboko zatopiony we własnych myślach,
Czarna noc pogłębia melancholie,
Powracam do z dzieciństwa najodleglejszych wspomnień,

Może kiedyś mój pradziadek,
W taki sam płomień świecy się wpatrywał,
Spoglądając na kołyski swoich małych dziatek,
Nad przemijaniem życia ludzkiego rozmyślał,

Siwowłosych starców pamięć przechowała,
Nieraz najwcześniejsze ich wspomnienia z dzieciństwa,
Kiedy to w dzieciństwie na kolanach babci siedzieli,
Pomarszczoną twarz jej w pamięci swojej wyryli,

Lecz tego co siwy starzec ledwo pamięta,
Prawnuk jego wiedzieć prawa nie ma,
Historia wciąż nieubłaganie pędzi w nowe wieki,
O całych pokoleniach w pamięci zacierając ślady,

Ileż to całych pokoleń moich przodków,
Przepadło w czarnej pomroce dziejów,
Choć na straży Ich pamięci wiernie stoi,
Tradycja ustna zapisana w głowie mojej…

Najbardziej węgierskie z polskich miast

Najbardziej węgierskie z polskich miast
Kamil Olszówka

Gdy pewnego wieczoru ciemnego,
Nastrojem swym wyobraźnię rozbudzającego,
Przed portretem Generała Józefa Bema siedziałem,
W rozmyślaniach swoich niespodziewanie się zatopiłem,

Rozmyślaniom o węgierskich śladach w Tarnowie,

Naraz poświęciłem całą moją głowę,

O naszej wspólnej polsko-węgierskiej historii,

Niespodziewanie nagle poddałem się refleksji…

Przepiękna Bramo Seklerska,
Cała drewniana, acz misternie zdobiona,
Przy ulicy Krakowskiej w najważniejszym miejscu ulokowana,
Kiedy w rozmyślaniach swoich się zanurzam,
Oczami wyobraźni przez ciebie przenikam,

Seklerska Brama jest zawsze otwarta,
W czym zawiera się węgierskiej gościny symbolika,
Kiedy oczyma duszy próg jej przekraczam,
Do świata hungarystyki całym sobą wkraczam,

A tam dumnie wznosi się Sándora Petőfiego popiersie,
I drewniane mistyczne kopijniki tajemnicze,
Zawsze gdy tylko tam przebywam,
Mimowolnie potrzebę zatopienia się w hungarystyce odczuwam,

Cudownej węgierskiej poezji,
Popiersie przedstawiciela najwybitniejszego,
Dla zacieśnienia wzajemnych relacji,
Stanęło w Tarnowie jako dar Rządu Węgierskiego,

Czy to w słońcu skąpane,
Czy mrokiem spowite,
Sándora Petőfiego popiersie,
Zawsze prezentuje się dumnie a wyniośle,

Czując historii powiew,
Na placu Sándora Petőfiego w Tarnowie,
W historii i hungarystyce się zatopiłem,
Oczyma duszy w czasie się cofnąłem,

Dajmy jednak dziejom porządek właściwy,
Dla opowiedzenia historii tej dogodny,
Dla opowiedzenia historii węgierskiej obecności,
Na tej ukochanej tarnowskiej ziemi…

Ongiś przed wiekami Madziar stepowy,
Zawsze gdy tylko wybierał się na łowy,
Z samego rana sidła zastawiał,
Co rusz zwierzynę dziką upolowywał,

Gdy książę Géza chrzest przyjął,
Na nowe tory historię Węgier tym wprowadził,
Ongiś bitni wojownicy stepowi,
Z Bożego natchnienia stali się prawymi rycerzami,

I kiedy wieki upłynęły,
A Królestwo Węgierskie w stuleciach się posunęło,
Dumny Węgier oczy swe skierował,
W kierunku tarnowskiej Góry Świętego Marcina,

Kiedy Węgrzy zdobywali Świętego Marcina Górę.
Słońce nad Tarnowem z przestrachu skryło się za największą chmurę,
Było to roku tysiąc czterysta czterdziestego pierwszego,
Roku dla ziemi tarnowskiej wielce pamiętnego,

Tarnowski zamek oblegli i zdobyli Węgrzy,
Z dynastią Jagiellonów o tron walczący,
Był to koniec ważnego okresu w warowni dziejach,
Nowa karta historii została tym zapisana,

I zapełniły się rozległe pola tarnowskie,
Lśniąco czarnymi końmi krwi madziarskiej czystej,
Przez węgierskich rycerzy dzielnie dosiadanych,
Tam gdzie zew przygody bez wahania gnanych,

Gromowładny orzeł, gdy tamtędy przelatywał,
Owe tarnowskie pola z nieba obserwował,
I z powietrza jak mrówki wyglądały licznie,
Te lśniąco czarne konie węgierskie,

Lecz to chichot historii sprawił,
Iż później z najeźdźcy gościa uczynił,
I oczy całej Europy skierował w stronę Tarnowa,
I wspaniałego zamku na Górze Świętego Marcina,

Wtedy to Jan Zápolya Król Węgierski,
Podstępnego skrytobójstwa żywiąc obawy,
Schronił się na tarnowskiej ziemi,
Życie powierzając tarnowskiej twierdzy,

Korzystając z gościny hetmana Jana Tarnowskiego,
Starania czynił odzyskania korony Królestwa Węgierskiego,
Plany powrotu na Węgry czyniąc zuchwałe,
Woli swej podporządkował cały tarnowski zamek,

O czym nocami Król Jan Zápolya rozmyślał,
Gdy w tarnowskim zamku na wygnaniu rezydował,
Pozostanie to tarnowskiej ziemi wielką tajemnicą,
Której ruiny tarnowskiego zamku zazdrośnie strzegą,

Lecz ja czasami kiedy tam przebywam,
W duszy swej cicho z królem rozmawiam,
Refleksjom o Europie współczesnej,
W historycznym tym miejscu oddaję się chętnie…

Na tarnowskiej ziemi pewne szczególne narodziny,
Niemal historię całego świata zmieniły,
I niemal cały świat na głowie,
Postawiło potem to dziecię narodzone w Tarnowie,

O wspaniałym generale Józefie Bemie,
Wierszy rozmaitych napisano już wiele,
Lecz parę prostych słów i ja jeszcze,
Niegodny chciałbym dodać od siebie,

Niech mnie niegodnemu wolno będzie stwierdzić,
Iż na ziemi tarnowskiej arcybohater się narodził
Trzem wielkim narodom wielce zasłużony,
W dwóch z nich po dziś dzień czczony,

Nawet naczelne dowództwo węgierskiej armii mu powierzono,
Los Węgier w jego ręce tym złożono,
Połączonym siłom Austrii i Rosji czoła stawił,
W dalekim Siedmiogrodzie Imię Polski rozsławił,

I nawet w Aleppo odległej twierdzy,
I tam nawet ślad Polskości wyrył,
W tureckiej armii jako Muszyr Murad Pasza walcząc,
Na krańcach Imperium Osmańskiego Imię Polski rozsławiając,

I najcenniejszy klejnot z węgierskiej korony,
To właśnie Jemu był podarowany,
W jego miejsce blaszkę z nazwiskiem generała wstawiono,
Wielkiemu człowiekowi hołd tym oddano,

Tym jest dla tarnowskiej ziemi,
Mauzoleum Generała Józefa Bema,
Czym dla pięknej morskiej muszli,
Najdrogocenniejsza perła,

A stojący w Tarnowie generała pomnik,
Piękny niczym seklerski kopijnik,
Po dziś dzień przechodniów inspiruje,
Być prawym człowiekiem milcząco nakazuje,

Mógłbym jeszcze rzec o fragmentach Panoramy Siedmiogrodzkiej,
Dumnie eksponowanych przez Muzeum Tarnowskie,
Zamiast tego o refleksję się pokuszę,
Że każdy tarnowianin po części ma węgierską duszę,

Tak jak fragmenty Panoramy Siedmiogrodzkiej,
Po świecie są rozrzucone,
Tak ziarenka kultury węgierskiej,
W duszy każdego z nas są zasiane…

Z zamyślenia nagle się wybijam,
Do rzeczywistości natychmiast powracam,
Nad podręcznikiem szybko się pochylam,
Na zadane pytanie po węgiersku odpowiadam,

Wiersz niniejszy kończę pisać ukradkiem,
Na podręcznika języka węgierskiego okładce,
Na tarnowski kurs języka węgierskiego uczęszczając,
Ostatnie strofy niniejszego wiersza ukradkiem kończąc…

Uśmiech węgierskiego kucharza

Uśmiech węgierskiego kucharza
Kamil Olszówka

I.

Gdy z utęsknieniem wspominam wakacje,
Jedno wspomnienie wybija się przed inne,
Jest nim serdeczny uśmiech węgierskiego kucharza,
Zaklęty w idealnie przyprawionych potrawach,

Ten niezmienny podziw i zachwyt,
Tradycyjnie odmalowujący się na twarzach wszystkich,
Po raz pierwszy nieśmiało kosztujących,
Potraw przez Mistrzów węgierskiej kuchni przyrządzonych,

I serdeczny uśmiech spoglądającego ukradkiem węgierskiego kucharza,
Widzącego zdumienie odmalowujące się na twarzach,
Kosztujących jego potraw z całego świata ludzi,
W starym Mistrzu rzewne wspomnienia budzi,

U niejednego starego kucharza,
Smak tradycyjnych węgierskich potraw,
Przywołuje bezcenne wspomnienia z dzieciństwa,
Gdy identyczne dania przyrządzała jego babcia…

II.

Gdy węgierscy gujasze przed tyloma wiekami,
Ukochane swe danie przez stulecia przyrządzali,
Gdy na rozległych węgierskich równinach,
Wypasali przez lata swego bydła stada,
Z posiekaną cebulą kawałki mięsa smażąc,
Serca swoje od pokoleń w to wkładając,
Stworzyli przed wiekami węgierskie danie narodowe,
Z czasem od nich samych „gulaszem” nazwane…

Niezwykły smak węgierskiego lecza,
U starych hungarofilów budzący najskrytsze wspomnienia,
Ten kolor złocisty i smak cudowny,
Niekłamany zachwyt u kosztującego rozniecający,
Gdy na tle chmurnego węgierskiego nieba,
Jedyny taki w świecie smak węgierskiego lecza,
Wieczorną porą nieznane emocje rozbudzał,
W głębi duszy zapisując najskrytsze z Węgier wspomnienia…

Ten smak wyjątkowy,
Który szedł w parze z powiewem wiatru wieczornym,
Gdy wieczorny wietrzyk twarz moją owiewał,
A węgierskie potrawy rozpuszczały się w mych ustach,
Gdy cudowna węgierska pogoda,
Każdego bez wyjątku pozytywnie nastrajała,
Duszę moją pozytywną energią napełniała,
W wakacyjne wieczory tak pozytywnie nastrajała…

Jak długi i szeroki cały świat,
Jedyny taki w całym świecie smak,
Aromatycznych paprykarzy,
Pikantnych gulaszy,
Wybornych mięs smażonych,
Delikatnej jagnięciny pieczonej,
A wszystko to przyprawione niepozornymi,
Węgierskich przypraw ziarenkami małymi…

III.

Węgierskich przypraw deszcz złoty,
Na przyrządzane potrawy padający,
Z drewnianych przyprawników misternie zdobionych,
W węgierskich rodzinach z pokolenia na pokolenie dziedziczonych,

Smaki pięknych, słonecznych Węgier,
W małych, niepozornych ziarenkach przypraw zaklęte,
Węgierskiej kuchni stanowiących kwintesencję,
Potrafiących zaskoczyć najwybredniejsze podniebienie,

Małe, niepozorne ziarenka węgierskich przypraw,
Skrywające w sobie wyborny aromat,
Najlepszą gwarancją będące,
Rozmaitych potraw przyprawionych idealnie,

Wyszukanych i złożonych potraw radosne komponowanie,
Ukrytego w nich smaku i piękna radosne wydobywanie,
Nakładaniem na półmiski swego dzieła wieńczenie,
Niepowtarzalnym smakiem każdorazowe się zachwycanie,

Do doskonałego smaku ciągłe dążenie,
By wydobyć go z potrawy każdej,
Staranne, pieczołowite zabieganie,
Arcydzieł węgierskiej kuchni szerokim uśmiechem wieńczenie,

Jedyny, niepowtarzalny smak,
W tysiącach pochwał każdego dnia,
Wyrażany na całym świecie,
Wszędzie gdzie węgierskiej kuchni gości wspomnienie,

I najsłynniejsi kucharze z całego świata,
Nie powstydziliby się w swoich restauracjach,
Węgierskiej kuchni smaku wyjątkowego,
Na węgierskich stołach codziennie goszczącego,

W tym kryje się węgierskiej kuchni esencja,
Poetyckim językiem spisana tajemna receptura,
Której nie zawierają stare księgi kucharskie,
A która węgierskiej kuchni duszę oddaje…

Marzenia starego profesora historii

Marzenia starego profesora historii
Kamil Olszówka

Stary profesor historii,
Gdy powiał lekki wietrzyk wieczorny,
Szklanicę węgierskiego wina przechylił,
Nad książką siedząc nagle się rozmarzył…

Ażeby wszystkie egipskie piramidy,
Wyjawiły światu wszelkie swoje sekrety,
Ażeby Sfinks, który ich strzeże,
Wielkie ich tajemnice historykom powierzył,

Ażeby z zaświatów starożytni Celtowie,
Wyjawili światu wszelkie swoje tajemnice,
Ażeby pieśń barda odpowiedziała na pytania,
Na które odpowiedzi nie zna archeologia,

By wielkie sekrety dynastii Piastów,
Odkryte były przez bystre umysły historyków,
By w nowych książkach stare tajemnice opisane,
Głodnym wiedzy, niczym na tacy były podane,

Ażeby polskie skwery i place,
Zapełniły liczne pamiątkowe tablice,
Upamiętniające ludzi wielkich i zacnych,
W historii niesłusznie zapomnianych,

Marzenie jednak jego najskrytsze,
Było, by w całej Polsce wydziały historyczne,
Ciągle nowymi studentami się zapełniały,
I wielkiej swojej misji nigdy nie zaprzestały!

W antykwariacie starego Egipcjanina

W antykwariacie starego Egipcjanina
Kamil Olszówka

Na jednej z ulic Kairu,
Oblanego wodami prastarego Nilu,
Mieścił się pewien antykwariat niezwykły,
Wszystkich wchodzących swymi skarbami oczarowujący,

Właścicielem jego był stary Egipcjanin,
Z długą siwą brodą na pomarszczonej twarzy,
Który przez całe swoje życie,
Zgromadził najprawdziwsze skarby rozmaite,

Brodaty Egipcjanin stary,
Do ludzi zawsze szeroko uśmiechnięty,
Ochoczo wszystkim odwiedzającym pokazywał swe skarby,
Starożytnego Egiptu najrozmaitsze artefakty,

W antykwariacie starego Egipcjanina,
Z każdego kąta wyglądała historia,
W każdym niemal kącie,
Walały się starożytne zabytki rozmaite,

Pożółkłe starych papirusów zwoje,
Kryły w sobie starożytne pismo Egipskie,
Kryły w sobie wielkie tajemnice,
Starożytnymi hieroglifami skrzętnie spisane,

Wielkie złote misy,
Leżały oparte o wapienne, pobielane ściany,
Szczerozłotym swym blaskiem ciekawość wzbudzały,
Wszystkich je podziwiających bez wyjątku zachwycały,

Nie zabrakło licznych waz glinianych,
Religijnymi i militarnymi symbolami zdobionych,
Nie zabrakło tabliczek licznych,
Z klinowym pismem akadyjskim,

Wielki wypchany krokodyl nilowy,
Z sufitu na linkach zwisał podwieszony,
Wszystkich wchodzących do antykwariatu gości,
Przerażały z rozpostartej szczęki, wielkie jego zęby,

Na honorowym miejscu stała,
Zawsze starca dumą rozpierająca,
Makieta piramidy Cheopsa,
Zbudowana własnoręcznie przez jego wnuka,

Choć zbudowana w pomniejszonej skali,
Aczkolwiek z wiernym zachowaniem proporcji,
Aury tajemniczości, pomniejszona, wcale nie straciła,
Niekłamany podziw u wszystkich budziła,

Skarby jednak najcenniejsze,
Za szkłem były eksponowane,
By zachwyt oczu mogły wzbudzać,
Bez ryzyka uszkodzenia,

Bogato zdobione naszyjniki szerokie,
Które przed wiekami nosiły córy egipskie,
Ze złotych paciorków, skalema, krwawnika wykonane,
Złotymi, sokolimi głowami uwieńczone,

Miedziany topór rytualny,
Z uchwytem z drzewa cedrowego warstwą złota pokryty,
Wysadzany klejnotami,
Przez samych faraonów niegdyś używany,

Nie mogło zabraknąć popiersi faraonów,
Pełno było starożytnych egipskich amuletów,
Niektóre w kształcie oka Horusa,
Najwięcej jednak w kształcie świętego skarabeusza…

Pewnego chłodnego wieczoru egipskiego,
Klimatem swym do refleksji skłaniającego,
Zjawił się w antykwariacie gość niezwykły,
Gość zupełnie inny niż wszyscy,

Wszedł pomimo drzwi zamkniętych,
Stanął pośrodku artefaktów starożytnych,
Do wnętrza przedostał się niezauważenie,
Przed starym antykwariuszem stanął bezszelestnie,

Gdy stary Egipcjanin uniósł oczy,
Strach natychmiast całe jego ciało przeszył,
Wielka zalała go trwoga,
Która całkiem odebrała władzę w kończynach,

W jego stronę była skierowana,
Blada ręka koścista,
Która z białej szaty się wychyliła,
Na starca kościstym palcem wskazywała,

Wielka biała mumia,
Pośrodku egipskiego antykwariatu się zjawiła,
Koniec jego żywota oznajmiała,
Gdyż w egipskiej kulturze śmierć symbolizowała,

Zrozumiał antykwariusz stary,
Strachem do szpiku kości przepełniony,
Że wypełniły się dni jego,
Śmierć z zaświatów przyszła po niego,

Ozwała się do starego antykwariusza,
W języku starożytnych Egipcjan,
Języku, który dobrze rozumiał,
Gdyż starożytnemu Egiptowi życie swe oddał,

W starożytnych Egipcjan języku coś przemówiła,
Czym starca zrazu uspokoiła,
Serce starego antykwariusza spokojem napełniła,
Skinieniem kościstego palca ku sobie zawezwała,

I spotka się w wieczności z ukochanymi faraonami,
W historii których rozczytywał się latami,
Gdy zaświatom swe życie powierzy,
Z zaświatów wszelkie tajemnice starożytnego Egiptu zgłębi,

I wszystkie egipskie piramidy,
Wyjawią antykwariuszowi wszelkie swoje sekrety,
Ochoczo Sfinks, który ich strzeże,
Wielkie ich tajemnice mu w zaświatach powierzy…

Zaśnij stary historyku

Zaśnij stary historyku
Kamil Olszówka

Gdy wiatr dziejów hula nad Polską,
Stary historyk nie może zasnąć,
Naocznie obserwując dziejowe zmiany,
Sam nie może pozostać obojętny,

Pomimo wielkiego w środku nocy zmęczenia,
Nie potrafi oderwać ręki od pisania,
Nie potrafi także zasnąć snem kamiennym,
Gdy troska o historię serce jego trapi,

Chęć stworzenia wiekopomnego dzieła,
Owładnęła duszą poczciwego historyka,
Umysł cały jego zaprzątnęła,
Do ciężkiej pracy zarazem pchnęła,

Ileż to nocy nieprzespanych,
W całości niemal historii oddanych,
Ileż stron długopisem zapisanych,
Ciągle na nowo przeredagowywanych,

Choć różnie plotły się życiowe drogi,
Napisał kilkadziesiąt książek historycznych,
Lecz ciągle nosił się z zamiarem,
Napisania z nich wszystkich najważniejszej,

Tę jedną jedyną,
Ze wszystkich najważniejszą,
Pisał przez całe życie,
Lecz bez rozgłosu, a skrycie…

W mieszkaniu starego historyka,
Panował niesamowity klimat,
Klimat absolutnie nieznany ,
Mieszkaniom należącym do ludzi innych profesji,

W każdym niemal kącie,

Walały się księgi rozmaite,

Zaś na wysokich szafach,

Polskich królów stały gipsowe popiersia,

Klio muza wszystkich historyków,
Cicho podeszła do profesora od tyłu,
Niewidzialną rękę na ramieniu jego położyła,
Potok myśli w głowie mędrca tym spowodowała,

Nad siwowłosym starcem łagodnie się nachyliła,
Do ucha cicho szeptać poczęła,
O wielkich tajemnicach światowej historii,
W dziejowych mrokach skrzętnie ukrytych,

Do snu szeptem jęła go namawiać,
Malowane obrazy z ojczystych dziejów obiecywać,
Które w snach się same namalują,
Gdy tylko przemęczone oczy powieki zamkną…

Zaśnijże historyku stary,
Zmruż przemęczone powieki,
Do poduszki przyłóż głowę siwą,
Pozwól staremu ciału odpocząć,

Niech ci płyną sny historyczne,
O słynnych wodzach toczących swe wielkie bitwy,
O wielkim Aleksandrze Macedońskim,
O niemniej zacnym księciu Józefie Poniatowskim,

Niechaj starożytni egipscy faraonowie,
Jasną księżycową nocą zaszczycą sny twoje,
I wielkie piramidy egipskie,
Niech w marzeniu sennym wyrosną w twej głowie…

Lecz siwowłosy historyk stary,
Choć życiem długim już zmęczony,
Za nic nie potrafił oderwać ręki,
Od pisania najnowszej swej książki,

Choć silne uderzenia senności,
Nakazywały poddać się bezzwłocznie,
Do snu zaraz się ułożyć,
Siwą głowę na poduszce złożyć…

Zaśnijże stary historyku,
Snem kamiennym w objęciach nocnego mroku,
Niechaj się zrodzą w twej starej głowie,
Sny odmalowujące ojczyste dzieje,

Czy to prymitywny sąsiad o północy,
Za ścianą się awanturujący,
Duszę starego inteligenta,
Trwogą i obawą napełnia?

Czy to troska o przyszłe pokolenia,
Nie pozwala ręki oderwać od pisania?
Wszak ktoś musi spisać podręczniki,
Z których uczyć będą się nasze wnuki…

Posnęli już starzy partyzanci,
Wieka trumien skrywają ich kości,
Lecz pióro starego historyka,
Legendy ich wciąż na nowo dotyka…

Wszystkich tajemnic historii nie poznasz nigdy,
Choćbyś całego świata posiadł rozumy,
Część z nich na wieki pozostanie zakryta,
Nieodgadniona przez umysł żadnego historyka…

Wtem zimny pot przeszył plecy profesora,
Tym silniejsze zawroty odczuła głowa,
Lecz posłuszna silnej woli ręka,
Wciąż nie chciała wypuścić pióra,

Wziął stary profesor oddech głęboki,
Rozejrzał się po pokoju gasnącym wzrokiem,
Spojrzał na całego życia zbiory,
Ukochane nade wszystko najrozmaitsze swe księgi,

A gdy silny ból przeszył jego głowę,
Tym silniejsze umiłowanie historii zalało jego duszę,
I stary historyk do chwil swych ostatnich,
Myślał o historii tajemnicach wielkich,

Gdy odmówiła posłuszeństwa głowa,
A pierś tchu więcej wydać nie mogła,
Stary historyk cicho skonał,
Została po nim tylko historia…

Kiedy stary historyk umiera

Kiedy stary historyk umiera
Kamil Olszówka

Kiedy umiera historyk stary,
To spiżowe posągi wielkich królów,
Pod wpływem natchnienia doniosłej chwili,
Zalewają się najprawdziwszymi łzami z wielkiego bólu,

Otoczony przez swe księgi,
Z pasją zbierane przez całe życie,
Na ścianach zaś liczne obrazy,
Pieczołowicie odmalowujące dzieje ojczyste,

Rozumie iż nadeszła jego godzina,
Wybiwszy na złocistej tarczy księżyca,
Odbitego w lustrze wody pobliskiego jeziora,
Niczym pochodnia na ostrzu żelaznego miecza…

Kiedy stary historyk umiera,
Student jego niemal każdy,
Wspomina jego najważniejsze dzieła,
Starego profesora najwspanialsze wykłady,

I w ostatniej życia chwili,
To właśnie królowej nauk Historii,
Poświęci swoje ostatnie myśli,
Nim na zawsze przekroczy wieczności progi,

Historii całe swe życie oddał,
Będąc młodym człowiekiem w historii się zakochał,
W życiu swym wspaniałe historyczne książki napisał,
Z historią w myślach i na ustach skonał,

Z historią w życiu był szczęśliwy,
Gdy odkrywał dziejów świata nieznane karty,
Historią w życiu był bez reszty pochłonięty,
Gdy szukał rozwiązania jakiejś historycznej zagadki,

Kiedy stary historyk umiera,
Umysłowo pracując do ostatniej swej chwili,
Cały jego uniwersytet żałobę przybiera,
Oddając zasłużony hołd staremu profesorowi,

Święta polska ziemia,
Której dzieje wytrwale opisywał,
Skryje go do swego wnętrza,
Niczym umiłowanego pamięci jej strażnika,

Kiedy stary historyk umiera,
Płaczą po nim bracia historycy,
Płacze cała polska ziemia,
Płaczą jego znajomi, prości ludzie zwykli,

Płacze po nim jego mała prawnuczka,
Której podobała się starca broda siwa,
Którą zawsze bawić się lubiła,
Gdy na kolanach pradziadka siadywała,

Lecz nadal będzie pisać w niebie,
Wielkie dzieła historyczne,
Z nieba będzie zsyłać natchnienie,
Na młodych historyków pokolenia nowe…

– Wiersz zainspirowany utworem „Kiedy góral umiera” w wykonaniu zespołu Harlem.

Alfabet wypisany na duszy

Alfabet wypisany na duszy
Kamil Olszówka

Gdy wieczorami wsłuchuję się w siebie,
W skrytości serca zaglądam w swą duszę,
Samemu sobie pytanie zadaję,
Co od dzieciństwa mnie kształtuje…

Gdy tak ciemnymi wieczorami,
Zaglądam w najskrytsze głębiny swej duszy,
Odpowiada mi szeptem głos mój wewnętrzny,
Bym poszukał odpowiedzi w ojczystej historii,

Do historii ojczystych dziejów zaglądam,
W historycznych książkach wieczorami się rozczytuję,
Gdy przygody bohaterów sprzed wieków przeżywam,
W przygodach mych bohaterów samemu się odnajduję…

Alfabet złotymi literami,
Przez ojczyste dzieje,
Wypisany na mej duszy,
Od kolebki mnie kształtuje,

Jest to alfabet tylko mi znany,
Nigdy nikomu nie wyjawiony,
Przez historię na duszy i sercu wypisany,
Niewidzialnymi, acz szczerozłotymi literami,

Lecz odczytać go może tylko poezja,
Przez soczewki prostego wiersza,
I odczytanym może być alfabet mej duszy,
Gdy duchowymi okularami będą wiersza strofy:

H – jak heroizm bohaterów Kampanii Wrześniowej.
I – jak Insurekcji Kościuszkowskiej z zamierzchłych czasów powiew.
S – jak Skarbu księcia Wiślan nieodkryta tajemnica.
T – jak Twierdza Modlin niegdyś zaciekle broniona.
O – jak Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku.
R – jak Reduta Ordona sławiona w wierszach poetów.
I – jak Insygnia Koronacyjne polskich królów.
A – jak Armii Krajowej tysiące młodych konspiratorów.

Pozostanie on na mej duszy,
Wypisany już na zawsze,
Nawet gdy życie bieg swój zakończy,
I wydawać będę ostatnie swe tchnienie,

Wtedy to dusza moja,
Historią ojczystych dziejów niezwykle ubogacona,
Gdy z życia doczesnego się wyzwoli,
Ujrzy cały ogrom i wspaniałość polskiej historii…