Archiwum kategorii: Najnowsze

Po drugiej stronie duszy

Po drugiej stronie duszy
Zygmunt Jan Prusiński

Naocznego świadka dla mojej drugiej
duszy w iluzji piekących stóp – i wody
dzban na obmycie brudów doczesnych
które, przylepiają swoją ciekawość
do miejsc ukrytych pośród prywatności
jak sen. Podróżować chciałbym linią
tęczy, wzbogacać swe niedostatki
fragmentem gwiazd, które najczęściej
spadają do dębowego lasu, a tam
na wyszukanej złocistej polanie ognisko
ogrzewa zimne metafory… I jeszcze dalej
w kosmosie dzieciństwa odebrać głosy
zapomnianych cieni, kiedy oskrzydlą się
mądre myśli w takt iskry temperamentu
otoczone gościnnością babiego lata
i cichej pajęczyny z zewnątrz. – Czy mam
szansę przeżyć rozkwit kamieni w otoczce
zamkniętego koła ziemi, gdzie wszystko
jest delikatnie poukładane z sensem,
że nawet modlitewny zasiew zbóż sprzyja
nie tylko namiestnikom – ale i biednym.
Jeśli się kiedyś obudzę w świetlanym lustrze
pękniętego orzecha – nie męczcie mnie
co jest po drugiej stronie zaśnięcia –
tam wióry akwarelowych barw odcieni
przyciągają do brzegu wirujący lot mew.

I tylko tyle można osiągnąć –
i tylko tyle można mieć.

(Wiersz napisany na emigracji w Wiedniu)

Kobieta księżyca

Kobieta księżyca
Zygmunt Jan Prusiński

Przychodzi do mnie naga
jakby z innego świata
ma uczesane włosy
i pachnąca po kąpieli.

Jest lekka i oddana
w sposobie namiętnych słów
by mnie posiąść ostatecznie
wedle kobiecych gestów.

Świece dwie tak blisko
rozmawiają płomieniem
ulubiony jej szampan
niedopity do końca.

Te noce miłości – liryczne
lubi słuchać moich wierszy
opowiadam w nich o niej
od narodzin uczuć szeptu.

I tylko to mam
kobietę księżyca
która i tak nie jest
moją własnością.

27.6.2013 – Ustka
Czwartek 7:02

Wiersz z książki “Pęknięty orzech”

Kwitnące jabłonie

Kwitnące jabłonie
Helena Szymko

Nastała pora – wszelkiego kwitnienia
łąki i pola tworzą barwne kobierce
delikatnym kwieciem
upstrzone owocowe drzewa
by potem – radować
złocistym owoców rumieńcem

bladoróżowe płatki
z ciepłym wiatrem wirują
pieszczone słońcem
zroszone drobnym deszczem
tą porą roku – przyroda
tworzy prawdziwe cuda

nasz kraj – to kraina
kwitnących jabłoni
a na nich ptaków bezliku
rosną one w sadach
na działkach w ogrodach
obdarowując nas plonami –
te różnorodne odmiany
drzew owocowych
są bankiem witamin
które spożywamy

W Mongolii jest lepiej…

W Mongolii jest lepiej…
Małgorzata Dziewięcka

Drzewa rosły przy sobie tuląc się miłośnie, szumiąc o tym, jak dobrze być razem.
Dzikie jabłonie jakby w zapomnianym sadzie, stały bezpieczne otoczone jesionami, olchami, jodłami, cedrami. Te o wiele wyższe opowiadały im o tym, co widzą hen tam aż po horyzont.
Pewnego dnia na horyzoncie coś zamajaczyło.
Drzewa zamarły. Nastała cisza oczekiwania.
Wtem najwyższy cedr zaszumiał: To dzieci!
I szum powtórzyły wiązy, olchy, jesiony, jodły. Dzieci, dzieci.
Jabłonie zadrżały poruszone. Dzieci? Skąd one? Stąd tak daleko dokądkolwiek?
Słońce rozświetlało ukośnie wnętrze tajgi układając promienie na mchach, gdy dwóch małych chłopców weszło na leśną ścieżkę.
Usiedli zmęczeni. Po chwili ułożyli się na mchu i zasnęli.
Drzewa skłaniały się nad śpiącymi: Jakie zmęczone! Jakie same! Czy jadły?
Jabłoń strząsnęła jabłko, cedr zrzucił szyszki wysypując z nich ziarenka na mech wokół dzieci.
To mali Polacy, sieroty – zaszumiała jodła..
Odwiedzali mamę w szpitalu, a ona dawała im odkładane do kubeczka skórki chleba. Płakali, że umarła przez nich – z głodu.
Westchnęła tajga.
Mama mówiła im, by gdy umrze, chodzili na śmietnik, tam ludzie zawsze coś zostawią..
Znajdowali ugotowane jajko, kromkę chleba czasem gorące jeszcze dwa ziemniaki zawinięte w szmatkę.
Aż im ktoś powiedział, by poszli do Mongolii, bo w Mongolii jest lepiej.
Znowu zaszumiało w tajdze westchnieniem nad losem człowieczym.
Była wiosna. Śniegi już dawno zeszły.
Szli. Szli.
Już ponad dwa tygodnie szli.
Spali w wygrzebywanych na skarpach norach. Jedli świeże odrostki sosen, jajka.
Widziałam, jak wisząc głową w dół wybierali je ptakom z gniazd drążonych w urwiskach nadrzecznych.
Przepływali rzeki, rwące, szerokie. Nie bali się. Trzy lata nad Jenisejem nauczyło ich odwagi.
Szli a tajga ich ochraniała. Każde drzewo było ich aniołem stróżem.
Aż zjedli jakąś trawę.
Wtedy znowu ujrzałam ich. Skuleni na mchu spali nieprzytomnym snem.
Spali dzień, spali noc.
Drzewa skłaniały się opiekuńczo, poświata księżyca spowijała bezwładne ich ciała, a wilki, niedźwiedzie same miały dzieci….
Aż rankiem nadeszły te dwie kobiety. Żyły w swych leśnych chatach, zbierały pożywienie i zioła za dnia, a wieczorami modliły się, by Angiel Chranitiel powrócił im bliskich z wojny.
Znalazły innych bliskich.
Ratowały dzieci przez kilka dni, ziołami, sadłem i Bóg wie czym aż ocknęły się!
Zdumione! Skąd ta chata? To ciepło zapiecka pod nimi? Czy to Mongolia?
Babuszka, uśmiechając się powiedziała: Nie bojsia.
Minęło parę miesięcy, nastał wrzesień 1943, gdy do chutoru doszła wiadomość, że w Malej Minusi organizuje się dom dziecka dla polskich dzieci…

—-

Do Polski chłopcy powrócili w 1945.
Babuszka pozostała na zawsze – na wsiegda – w ich sercach a w Małej Minusi za Bajkałem stanął z czasem pomnik Matki Polki – Mamy…

Małgorzata Dziewięcka
Czerwiec 2020

wieczorne zadumanie

wieczorne zadumanie
Janusz Strugała

smutkiem wyobcowany
brodzę po kamieniach
burzą i ciszą morza
zamroczonych

słońce gaśnie
pozornie

farbuje niebo
chmurnymi myślami
mdleją powieki
zmęczone dniem upalnym

zawieszony między
goryczy biegunami
wdeptuję w piasek
flary wyuzdane
podłością ludzi
żmijowatym pieniądzem
w szare zwoje kąszonych

Dźwięki z ust twoich

Dźwięki z ust twoich
Zygmunt Jan Prusiński

Motto: “Szłaś owinięta gęstym szalem tłumu
Z blizną w oku po płakaniu pierwszym
Z bólem na wargach po krzyku czerwonym”
– Kazimierz Furman –

Lepię z gliny świat inny…
oczarowany uśmiech skradam
z ust czerwonych –

wybacz że znikam
ale przychodzę pod okno
składam ci hołd ważny.

Pojedziemy do Nowej Rudy
ugasimy pragnienia –
soczystość z nas wypłynie…

Schodami miłości zejdziemy
co schodek to dobre słowo
będziesz szczęśliwą kobietą.

A w Kotlinie Kłodzkiej
połączymy ręce –
niech szumi cisza w nich…

Ach te oczy zielone –
w akacjach zaśniemy!

29.4.2013 – Ustka
Poniedziałek 8:04

Wiersz z książki “Róże i rzeki”

Gdyby nie te noce…

Gdyby nie te noce…
Zygmunt Jan Prusiński

Motto: “Teraz gdy w oknie kobieta
Gdy przestrzeń do dymu się tuli”
– Kazimierz Furman –

Obcuję jak pajęczyna
trzciny zakrywają twoją twarz
przechodzę przez cienie ludzi
– nie są mi przyjazne.

Otoczka w kolorach
rozbieram cię w porze
zachodzącego słońca
wybrałaś róż – różowa.

Twoje różowe ręce
i moja płochliwość –
skrzydła nie wyschły
skradam się o czasie.

Dojrzała jak owoc
czekałaś na mnie
by podróżować czule
w miłosnych snach.

Kiedy śpisz
moje wiersze są żywe.

30.4.2013 – Ustka
Wtorek 7:56

Wiersz z książki “Róże i rzeki”

Z ulotnej pajęczyny

Z ulotnej pajęczyny
Ewelina Zdziechowska

Z utkanej pajęczyny miłości
chcemy ratować to co się rozwaliło
dawać ludziom moc radości
by lepiej się żyło.
Z utkanej pajęczyny nadziei
próbujemy budować lepszy świat
w którym łatwo ból uleczyć
czerpać radość z dnia.

Liryka i rytm boży

Liryka i rytm boży
Zygmunt Jan Prusiński

Ten Stevie poprawił mi humor…

A się zaśpiewał
jego piosenka “Isn’t She Lovely Lyrics”
grała mi dwie godziny.

I Ewa nabrała skrzydeł
rozkołysana sukienka do końca wiersza
tupała obcasami na parkiecie.

A ja odganiałem gęsi –
i one chętne do tańca.

Nazbierało się zapędu –
poeci teraz piszą wiersze.

A Wonder poszedł ze zmęczenia
na łąkę przybliżyć do oczu sjestę.

3.5.2013 – Ustka
Piątek 14:30

Wiersz z książki “Córka Wiatru”

Odbieranie miłości

Odbieranie miłości
Zygmunt Jan Prusiński

Te buty dalej nie pójdą
muszę kupić nowe
gdzieś w kącie na straganie
niech będą tenisówki.

Jest maj kapryśny
tyle zapisanych planów
pajęczy się jak pijak
wracający do domu.

Drga struna na wietrze
nie dotykam z lęku
w otwartej przestrzeni
gubię swoje życie.

Podpowiada mi morze
bym się odwrócił
słońce jest zupełnie
po drugiej stronie.

5.5.2012 – Ustka
Wiersz z książki “Córka Wiatru”

GRA (Stan Rzeczy)

GRA (Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Podobno istnieją poeci
nazywający siebie artystami
i podgryzają swoje wiersze jak bobry drzewa
i gdzie tu artyzm?
jakie to żałosne nie umieć rozkwitać myślą
tyko stawiać wers na wersie jak murarz co mur stawia
patrzeć albo burzyć go jeśli nie

radzę pamiętać że domem sztuki jest cała Ziemia
która zmienia się i jest taka sama
myślę o tym tak jak się myśli
a czasem jak się nie myśli
na wszelki wypadek patrzę na ogród
i nie wiem czy on mnie rozumie
i czy ja go rozumiem

ale to jedno wiem
że prawda jest w nim i we mnie
pozwala żyć i iść przez Ziemię
być kochankiem czterech pór roku
prosić aby wiatr śpiewał do snu
i nie miewać złości kiedy marzę

bo fabuła dokonała się lata temu
a później wszystko było grą
i głębią bez dna
bez echa
gdzie niesforny Bóg
odmierza Wieczność
i czeka –
tylko nie wiem na co

Skóra pachnie konwalią.

Skóra pachnie konwalią
Kazimierz Surzyn

Szczęście pod powiekami.
Usta delikatnie nabrzmiałe
w kolorze truskawki.
Na policzkach czerwone róże.
Włosy jedwabne lśnią między palcami.
Muśnięcia wokół uszu i piersi.
Dreszcze strzałem Erosa
przechodzą po kręgosłupach.
Dłonie splecione a serca pobudzone.
Kołyszemy się rytmicznie
jak kwiaty na łące.
Gwiazdy spadają na plecy.
Księżyc tuli się do poduszek.
Kaskady oddechów wolno
szybciej coraz prędzej.

Cudowna najpiękniejsza bliskość
jaką jedno drugiemu dać może.

Te dni, te robaki, te kaczeńce

Te dni, te robaki, te kaczeńce
Zygmunt Jan Prusiński

(Do frazy: Nie rozbieraj się Brygida teraz…)

Nie rozbieraj się Brygida teraz, zobacz jest cisza;
czy ty wiesz co znaczy cisza w Polsce? –

Nie rozbieraj się Brygida teraz…

Poeci, malarze, i jeszcze inni tam, wybiegli jak latawce,
bo ognisko gniewu zostało zapisane –
czy namalowane zostało tego nie wiem,
ostatni raz pędzelek miałem w szkole podstawowej.

Nie rozbieraj się Brygida teraz…

W skorupce jajka po świętach płyną słowa życzeń;
czy są szczere to nie wiem, często mechanicznie
wyrzucamy o tak, by było przyjemnie,
w samo centrum znikającej kropki nad i. –

Nie rozbieraj się Brygida teraz…

Na ulicy Małej stary kot leży zabity, obok plama krwi,
pobiegłem po aparat i zrobiłem zdjęcie
na pamiątkę że był taki dzień, poniedziałek w marcu,
roztapiają się drobne śniegi – białe polanki.

Nie rozbieraj się Brygida teraz…

W kościołach dobitnie wiedzą, są dwie Polski,
ja wybrałem tę właściwą która jest biedna w ludziach
– aczkolwiek w nich „polskość” jest dosadna,
jak czarna ziemia na uboczu w zaspanych lasach.

Nie rozbieraj się Brygida teraz.

Wiesz co, hiperestezja we mnie płynie, łamią się akcenty
w kilku biegunach, a ścisłe zakręty prowadzą
do ślepych uliczek gdzie nawet echo nie wraca,
jednak słyszę krzyk dzieci, słyszę krzyk drzew…

Nie rozbieraj się Brygida teraz.

Wzorce rozpadają się – kamienie wydają dźwięki,
w samo południe przyjdzie Pan Bóg i rozdzieli niezgody
małżeńskie, zaszumią kaczeńce w obudzonych stawach,
a robaki pójdą na wojnę; tylko my jacyś niedomalowani
płyniemy na samym końcu na cieniutkiej korze z sosny,
że niby przepłyniemy ten zimny wodospad w nas.

28.03.2008 – Ustka

Wiersz z książki “Kraj Herberta”

Przeszłość

Przeszłość
Samuela Siwiaszczyk

Przeszłością jest utkana
I wciąż niezapomniana
Rozkosz warg gorących
I jezior oczu szklących

Nad polskim morzem w złocie
Czy w warmińskim polocie

Przeszłością są skąpane
Choć dalej tak niechciane
Drogi którymi szliśmy
Choć się nie kochaliśmy

Szukaj mnie w wierszach

Szukaj mnie w wierszach
Helena Szymko

Kiedy samotność zacznie cię dręczyć-
a wokół siebie poczujesz pustkę
tęsknota za mną twoje serce męczyć
szukaj mnie w wierszach
tam mnie odnajdziesz
wypełnisz pustką moją miłością
ukoisz tęsknotę moją tęsknotą
tam będą zawsze wspomnienia o nas
te najpiękniejsze połączone z nami
przeplatane muzą – pięknymi wersami
tam będę twoim skrytym marzeniem
nieziszczonym uczuciem –
bliskości pragnieniem

Droga marzeń

Droga marzeń
Ewelina Zdziechowska

Niezwyciężona siła pcha nas do marzeń
od marzeń do szczęścia i miłości
nawet doświadczeń trudnym bagażem
otwiera drogę do piękna i radości.
Bywa często trudno i ciężko
pod górę idziemy osiągając cel
jednak warto poświęcić wszystko
aby spełnić swój życiowy sen.

Stare uliczki Wenecji

Stare uliczki Wenecji
Zygmunt Jan Prusiński

Może trzymasz mnie za rękę…
Wierzę że otworzysz mi tę baśń
w samym środku napięcia na chór
i lot trzmiela pod kasztanami.

Rozłożę treść minioną nad rzeką
powtórzę te same słowa nie zdejmę
rękawiczek i kapelusza później to zrobię.

Jak uważasz z tym co jutro mamy oglądać
stare miasto uliczki wąskie mają tajemnice
porośniemy z nimi…

Weneckie westchnienia zakochanych
nie próżnuje gitarzysta w cieniu
co chwile unosi swój temperament
struny dźwięczą.

A gondole kolorowe jak cyganki tanecznie
falują – tyle jest do napisania choćby o tobie
z wiolonczelą w rękach.

Więc graj mi tę podróż w odstępach
zabarwię niebo nad nami – w cudzym kielichu
z kryształu odbijają się twarze. –

Idziemy uliczkami jakby sam Bóg nas prowadził.

28.10.2014 – Ustka
Wtorek 1:40

Wiersz z książki “Zbudzisz we mnie rozkwit dźwięków”

Nie bój się osy

Nie bój się osy
Zygmunt Jan Prusiński

Układam samotne noce – prawie nie śpię
słucham muzyki do snu – a jednak myślę o tobie
żeby tylko osa minęła twój otwarty uśmiech…

Sposobie pejzaże o Wenecji szukam w nich
że krzykniesz może na którymś obrazie ręka
macha ku moim oczom.

To nic że wiersz więcej mówi niż ja zagubiony
mężczyzna – może zasypiasz tuląc mnie
w pasjansach z kart dnia.

Pragnę rękę położyć tam gdzie soki
spijam z tego krzaka który otwiera
słodką tajemnicę nocy.

27.10.2014 – Ustka
Poniedziałek 4:31

Wiersz z książki “Zbudzisz we mnie rozkwit dźwięków”