Archiwum kategorii: Rafał Sulikowski

żółta kurtka

żółta kurtka
Rafał Sulikowski

***
film nasz się nagle urwał
zostały tylko migawki
razem graliśmy i śpiew Twój
niosło w wysokie
świątyni sklepienie

droga na Babią i z powrotem
na szczycie deszcz i zamieć
i twoja żółta jak żonkile
wiosną kurtka i mgłą zaszłe
moje okulary

leży do dziś gdzieś w piwnicy
odkąd cię nie ma
nie lubię tam wcale wracać
bo wrócić naprawdę się
nie da…

i obiad wtedy smakował
jakoś inaczej na Markowych
a pierwsze na stromym szlaku
naszych dłoni spotkanie
było jak ożywcza kąpiel
na którą ćwierć wieku
czekałem…

i dnia następnego a była niedziela
czas stał na baczność
gdy pizzę jedliśmy
jak żołnierz pilnujący vipa…

na parkowej ławce blisko fontanny
to samo się stało – zostaliśmy parą
pamiętam twe słowa “no to fantastycznie”
które wyrzekłaś do mnie
śpiewnie

do dziś pamiętam twą twarz
do dziś zawrócić chcę czas
lecz nie ma powrotu wiem dobrze
do dziś czasem śnisz się
po nocach…

podchodzę do trumny otwartej
gdzie tylko śpisz jak księżniczka
w hizopem skropionej sukni

podnoszę twą dłoń
a ty otwierasz oczy

wyciągam cię szybko
z tej trumny
wsiadamy na statek
Obcych…

wtem pada komenda
i statek unosi nas lekko
jak Eliasza niósł także niegdyś
do najwyższych
niebios

i budzę się samotny
“to znowu sen był tylko” –
mówię do lustra w nocy

myślę o Tobie czasem chwil kilka
czy jesteś teraz szczęśliwsza
niż ze mną tam
w ósmym niebie
byłaś

lecz wiem że nie ma powrotu
i wiem że nie spotkam
cię w niebie

bo choćbym całą
przeszedł planetę

to nikt nie zastąpi
mi Ciebie…

pamiętam

pamiętam
Rafał Sulikowski

***
pamiętam promień
z witraży lekko spłynął
prosto na Twoją
głowę

pamiętam szlak wysoko w górach
i jak dłoń twoja dłoń moją
mocno ścisnęła

pamiętam nocne do apteki wyjścia
przez Plac Centralny kiedy
byłaś przeziębiona

pamiętam twe jasne włosy
i błękitne jak szafir oczy

nie zapomnę wycieczek za miasto
i jak razem w Białym Kościele
polną drogą szliśmy nadal
tacy młodzi…

brakuje mi twoich dłoni
brakuje mi twoich oczu
brakuje tak bardzo uśmiechu…
brakuje mi twoich włosów

jednego tylko nie pamiętam
gdzie cię ostatni raz
spotkałem

może sobie przypomnę
gdy zejdziesz do mnie
ze zdjęcia

i gdy wśród waty z ołowiu
znów zjawi się w nocy
tęcza…

/pisano w Borówcu, 27.02.24/

ferajna tańczy, ja nie tańczę…

ferajna tańczy, ja nie tańczę…
Rafał Sulikowski

pamiętam tamten taniec ogników pod lasem
gdy wszyscy siedzą i śpiewają razem

jest w tej pieśni cisza i wszystko co trzeba
harmonia zawodzi jak nastoletnie serce
zroszone mokrymi kroplami znad wysokich
mostów tęczy…

w ogniach kiełbaski się opalają
“harmonia na trzy czwarte z cicha łka…”
a mnie z tęczówek wodospad prawie spływa
obracam twarz aby nikt jak jeden mąż
nie widział…

dziś przy ognisku w środku letniej nocy
ferajna coraz piękniej tańczy

zanim kur zapieje
wkrótce wczesnym brzaskiem
ktoś kogoś tutaj zdradzi
ktoś snem kamiennym w odmętach
zaśnie…

raczej to czuję – nie wiem tego wcale
że noc ta nie jest dla mnie szara

bo niedaleko i nie ważne jak daleko
gdzieś tam sobie żyje moja ulubiona
powiedzmy oględnie – Dziewczyna…

wszyscy nadal ostro piją
opowiadają góralskie kawały
i nie przejmują się ani tamtym
ani nawet tym światem wcale

palą niektórzy też mosty
z takim trudem od lat budowane
ja nigdy żadnych mostów
za sobą chyba nie palę…

lecz siedząc w kręgu
jak harcerze dawniej

papierosa jednego za drugim
niczym Humphrey Bogart palę
i palę wciąż nie mogąc spalić…

nieco dalej od ognia
co blade twarze spala
i najtwardsze serca
z nierdzewnej potrafi zmiękczyć
stali…

…jest las ciemny do którego poeta
w połowie życia dostał się
niechcący

a w krain sennych przestrzenie przedwieczne
wprowadziła go słowiańska dziewczyna
dla niego jaśniejsza niż w zenicie
słońca

to było dawno lecz lasy są wieczne
dziś nieco cierpiące – trochę rachityczne
nie jak u Gołubiewa piastowskie puszcze
szumiące o rycerzach znad kresowych
stanic…

wdzięczna się niesie melodia w dal
są pamiętne słowa naszych prababek
“…dziś u Franka na ulicy Gnojnej
zebrał się ferajny kwiat…”

i na te słowa coś nagle spokojnego
do serca się wlewa zamyślonego

siedzimy tak długo
śpiewamy pieśni
harmonia przygrywa
zupełnie jak we śnie…

lecz jak to ze snami bywa pięknymi
zwykle się kończą w najmniej chcianej
chwili…

jej tutaj nie ma – ja tutaj jestem
ona jest z nieba – ja z ziemi przyszedłem

ona jest młoda i wściekle bogata
ja młodość przegrywam u progu lata

los zagrał ze mną w znaczone karty
musiałem blefować – taką miała
talię…

pamiętam każdą sekundę
od tych początków – ani jedną wcześniej
chcę życie opisać całe w poezji
lecz nie wystarczy nawet
powieści…

ognie pod dębami wysoko skaczą
ferajna wokół śpiewa i tańczy

hipnotyzuję płomienie zimną
czarną nocą

i choć jest ciemno
wszędzie widzę jej oczy…

harmonia na trzy czwarte
z cicha łka…

ferajna tańczy,
ja nie tańczę…

stalowe ptaki

stalowe ptaki
Rafał Sulikowski

stalowe ptaki znów tną błękity
miotają przekleństwa z pysków

dzieci w krwi we dnie i w nocy kąpane
zabrane od swych rodziców

kraina co niegdyś tętniła
gdy to w ciepełku piszę – ginie

znowu zło łeb podniosło
pożogą spłynęła ziemia

znów po raz enty
ziejące ogniem smoki
w tej ziemi zasiały wojnę

a wojna ma to do siebie
że wygrać w niej nikt
nie może…

dziś zamiast złotych spichlerzy
skąd zboża płynęły od wieków

ruiny szczerzą zęby złowieszczo
w drwiącym diabelskim
śmiechu…