Będzie lepiej, bardziej zabawnie

Coś, co mnie denerwuje

Szanowni Państwo
Niejaki ks. Henryk Grządka odprawiając homilię powiedział, cytuję: „tolerancja nie jest najwyższą wartością, a narodowcy to cenne środowisko”. Przeczytałem to i opadły mi ręce. A nie powinny, bowiem od dawna nie spodziewam się niczego rozsądnego po sługach Watykanu. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż takie bezeceństwa niebawem zatrują zdrową duszę części narodu. Ale Kościół i tak jest miłosierny. Gdyby popierał eutanazję, każdy inaczej myślący wysłany byłby do Bozi. Jak w filmie „Faron”, za sprawą jakichś Herhorów Kościoła Rzymsko-Katolickiego narodek padłby na kolana, bo coś trzeba koniecznie zrobić z klęską od bogów, tzn. Klęską Globalnego Ocieplenia. Już mi się przewidywało, że przyjdzie tak duży upał i z tego powodu nie będę mógł pospać nocami, a skutki byłyby katastrofalne. Nawet zrobiłem przymiarkę finansową, a to w celu nabycia taniego klimatyzatora, a tu bęccc…Przyszło ochłodzenie… Bo dawniej, to latem były porządne upały. Pamiętam rok 1971, bo wtedy zdawałem maturę – dochodziło do + 40 C. I tak bywało od św. Jana do św. Anny. Na szczęście ani na ocieplenie ani też na oziębienie „dobra zmiana” nie ma żadnego wpływu, bo inaczej tak zaczęliby regulować Słońce i jądro Ziemi, czyli doprowadzaliby do katastrofy. Tu trochę podkręcić, tam poluzować, – ale sobie ludziska by sobie pogłodowali, to by pogłodowali… Jak wiadomo wielbłąd jest to koń zaprojektowany przez którąś z komisji. Na szczęście świat nie został stworzony przez obecną pajdokrację, a szczęśliwie istnieje już kilkanaście milionów lat. Wpływu na to nie mamy, ale rządzący nami cwaniacy wpadli na pomysł, że wystarczy „kowalskich” postraszyć i zaraz szerokim strumieniem popłyną pieniądze. Lobby farmaceutyczne postraszy ludzi epidemią i już są przymusowe szczepienia. Kiedy postraszono Globalnym Ociepleniem, ludzie pogodzili się z wydaniem 2 bilionów EURO na walkę z fatamorganą. Za te pieniądze każdemu dorosłemu Polakowi można by kupić po dwa luksusowe Maserati Quattroporte, dołożyć klimatyzację, panele fotowoltaiczne na dachach domów, (jeżeli takowe posiadają) i na dodatek po trzy futra z norek, gronostajów i królika dla kochanek. Na szczęście dla rządzącej nami pajdokracji przygłupy wyborcze, które są w większości, nawet nie wiedzą, co to takiego „bilion”. Nie wiedzą, o ile byliby bogatsi, gdyby nie szastanie pieniędzmi. Powiem jasno – dopóki nie zlikwidujemy pajdokracji, czyli rządów „Dobrej Zmiany” nie będziemy bogaci. Natomiast ONI już są!
Ot, co…

PS.
(Słowo “pajdokracja” bierze się ze złączenia dwóch greckich słów: país, paidós – dziecko oraz kratós – siła, władza)

SOR

SOR
Sylwia Błeńska

czas jak krople
z nieszczelnego kranu
z impetem pach pach pach

co jakiś czas
zza kolejnych drzwi
wywoływany numer osiemdziesiąt
jeden

z godziny osiemnastej dwudziesta druga
dwudziesta druga trzydzieści
dwudziesta trzecia
cyfry
zmieniają się jak na paragonie

a w naczyniu
przelewa się woda

Sylwia Błeńska 4.6.2019

JESIENNI KOCHANKOWIE

JESIENNI KOCHANKOWIE
Izabella Teresa Kostka

JESIENNI KOCHANKOWIE

Opadły koronki z podstarzałego ciała
gdy wzięli się za ręce,
objęli wspomnienia wspólnych zmarszczek
i resztki pożądania.

Zamarzyli o locie jak Ikar,
choć ich skrzydła były spróchniałe,
wysuszone członki zapragnęły spełnienia
nawet za cenę upadku.

Jesienni kochankowie
na ślepym peronie…

~

Izabella Teresa Kostka

2019, “Lacerazioni / Rozdarcia”

Wszystkie prawa zastrzeżone

Skrzydła z żółtego papieru

Skrzydła z żółtego papieru
Teresa Klimek Janota

Byłam tam – z dala od zgiełku w sobie
Trawy trzciny sitowia
Oddycham nimi
A królestwo wody całe w ptasich skrzydłach
– Tak
– Nie
To lata młodości
Więcej w nich teraz mgły niż w tamtych
Mokradłach
Więcej niż ucieczki po zamknięciu
Oczu
– O tak
Łabędzie potrafią zachwycić
Oderwać skrzydła
Od bagien
Zawsze będę w nich widzieć tęsknotę
Jaką mi dało oderwanie
Od ciebie

5.07.2019

Takie czasy, by wyszło „znakomicie”

Coś, co mnie denerwuje

Szanowni Państwo
Zanim coś napiszę pozwolę sobie na sparafrazowanie słów Tomasza Grabowskiego: „Człowieka od małpy odróżnia to, że potrafi czytać. Czasem nawet ze zrozumieniem. Cóż z tego, skoro małpie włos dęba staje, gdy tylko widzi polskiego polityka”. Bo o naszych politykach nie da się dobrego słowa powiedzieć. A o małpach, a i owszem. Niestety wybrańcy narodu nie cieszą się estymą. Przykro to mi napisać, ale ””doigraliśmy się” klasy politycznej bez klasy… Z roku na rok coraz obficiej durnieją i chamieją. Czasem myślę, że to jakaś pandemia nas nawiedza albo inne tsunami bezczelności i hipokryzji. Jak tak dalej będzie to zacznijmy „owe” eksportować, bo w tym to już na pewno będziemy potęgą i basta. Wystarczy włączyć telewizornię reżimową, aby na własne oczy zobaczyć buractwo w akcji i przyjrzeć się słomie wychodzącej z ich buciorów. Pseudo politycy zrobili wszystko, co w ich mocy, aby skłócić i podzielić naród. Przyznaję, tej całej „dobrej zmianie” wyszło to genialnie. Do wywołania prawdziwego nieszczęścia brakuje jedynie chwycenia się za głupie łby. Jak nie ochłoniemy i nie wyhamujemy, to doprowadzimy wcześniej czy później do tragedii. Już przerabialiśmy podobne lekcje w przeszłości. Więc zapytam – no i cóż z tego? Przecież z rzadka tylko jesteśmy mądrzy po szkodzie. Nie umiemy wyciągać wniosków z własnej historii. Do wszelkiej maści polityków, którzy nami rządzą, mam dystans, tak asekuracyjnie. Patrzę na nich, jakby wzięli się nie wiadomo skąd, a przecież naród ich wybiera, daje im władzę i za cholerę nie pojmuje, dlaczego ich nie rozlicza z wykonanej pracy. Nie reagujemy gremialnie, kiedy uchwalają kretyńskie ustawy, podejmują idiotyczne decyzje. Wszelkie kłamstwa, skandale, afery, uchodzą im płazem. Tak to się porąbało w tej naszej Ojczyźnie, że każdy może zostać wybrańcem narodu. Demokracja – Nie przeszkadza nikomu, że kandydat do „establishmentu” nie posiada odpowiedniego wykształcenia, kwalifikacji, kultury osobistej, ogłady towarzyskiej itp. Wychodzące z niego chamstwo i durnota nie eliminuje z wyścigu o mandat. My Polacy, jesteśmy wobec polityków bardzo tolerancyjni i wyrozumiali. Nie przeraża fakt, że jeden matoł z drugim tumanem stanowią prawo, decydują o naszej przyszłości, o naszym życiu. Krotko mówiąc – nastał w Polsce taki czas, że chamstwo, głupota nie dyskwalifikują polityka. Dlatego czego, jak czego, ale chamstwa i głupoty w najbliższych latach na pewno nie zabraknie. Dlatego uważam, że po wyborach parlamentarnych pojawi się wielu nowych durniów i chamów.
Ot, co…

Dzień Nieszczególny

Dzień Nieszczególny
Marian Jedlecki

Ciągle o tym myślę –
będzie w tobie słońce
w ten dzień nieszczególny
bo wiatr chłodzi twarze
gdy szalony woźnica
powiezie nas galopem
popędzany uderzeniem bata

uśmiechaj się
jakbyś chciała pomachać buńczucznie
wszystkiemu co żywe
białą chusteczką odjeżdżającym
patrzymy na siebie-
nie mówmy „W drogę”
nie rozpoczniemy podróży
bo nie ma drogi do ogarnięcia

gdyby jednak –
powiesz Tak
ja powiem Nie
przez spojrzenia głupich gapiów
a takie rzeczy mówi się w milczeniu
bo trzask liścia gdy uderza w ziemię
krzywi powietrze i jednostronną ciszę
jak miłość niedokonana

Niebo rodzinne

Niebo rodzinne
Marian Jedlecki

Niebo czyste
połyskujące bardziej niż niebo zimowe
nigdy nie widziałem
nocy bardziej gwieździstych
czystszych niż tej zimy
gdzie drzewa przed domem
były jak cienie nieba
a liście uśpione ruszały się jak latawce uwięzione

zamarłe myśli
to księżyce na nitce nieba
Droga Mleczna obejmuje ramieniem
niebo rodzinne
szalona naga i przywrócona
w ustach mojego miasta
aż moja zagubiona bajka
zaczęła świecić gdzieś w Konstelacji Łabędzia

w tym zimnym i groźnym widoku
dygocącym bardziej niż nierealnie
niebo przeszłe wygląda jak obrazek rośliny
gotów ukazać się zaszyty we własnym cieniu

smutny obraz
wygięty pod wymuszony kształt
pogubionej młodości dumy i wyobrażania
patrzy moimi oczami
i dalej trwa narada nad teorią tekstu
o żywocie materii rozpisanej wyzwolonej z Czasu
jak sens z bocznej niszy
w niebywałym słowie nieba rodzinnego

Parka

Parka
Marian Jedlecki

Dłoń przez sen po twarzy szukająca
cicho
jakimś tajemnym zmysłem bezwiednie pomaga
słabości łzy karnej
czeka aż z moich przeznaczeń wynikała będzie
światłem niepokoju targana
meandrami toni dotyków obłaskawiana
jakby mistycznym zawodzeniem
gorzko gryząc usta

co czynisz niepojęta?
przecież dłoń twoja lodowata
liściem połyskliwym którym noc pomiata
między piersiami drga namiętnie
lśni cała z niebem zapętlona
pomiędzy żądzą chwały i pożądania

na środku wreszcie
walizka z rekwizytami
z jednej strony opuszczona –
bez żalu

Atahualpa

Atahualpa
Marian Jedlecki

Boże w którego nie wierzę
przez krzywdy i morderstwa twoich sutann
ileż razy myślałem nocami
o tych łzach ostatniego z Inków
łzach ostatnich łzach
z wielkich czerwonych oczu
błagających Almagrę o śmierć szybką
ten okropny ale artystycznie ukazane obraz męki
nie daje mi spokoju i woła – woła o zemstę
a ja nie umiem zemsty choć ja skorpion

przeklęci –
Atahualpa leżący
na strasznym rusztowaniu
okręcony sznurami z chudą twarzą z profilu
a zbrodniarze konkwistatorzy
z krwawymi krzyżami w rękach
modlą się zbrodniczo żarliwie i dziko
w niepojętej grozie utopieni

gdy piszę te słowa
samotny porzucony przez boga i ludzi
wyobrażam sobie w widzeniach
wciąż te okropne sceny powracające do mnie
jak meandry kolejnych zdarzeń
i wciąż tych samych
jak czterysta lat temu

och – aby tylko ktoś mnie nie pomylił
ze sługami takiego Boga

Afirmacja

Afirmacja
Sylwia Błeńska

Afirmacja życia

kolejne lato
srebro wplata we włosy

czy to coś zmienia

jakie to ma znaczenie
kiedy dusza w kwiatach
promienna
twarz uśmiechnięta
i jutro
zapowiada się słoneczne

Sylwia Błeńska 1.6.2019

Afrykańskie bębny mają kobiece twarze

Afrykańskie bębny mają kobiece twarze
Teresa Klimek Janota

dotykając djembe
rujnuję w nich z taką łatwością sen kóz
ich łby – to stąd rytm się rozchodzi
przez skórę na karku do brzucha
opowiadają baśnie o kobietach po które
przychodzi sen
porażony zapachem mężczyzny
ale ja wolałabym dotykać
twoich wilgotnych
sutków
nie krążyć po kontynentach
byłbyś wtedy
cichszy

Tunezja, 30.07.1999

* * *

* * *
Sylwia Błeńska

kiedy ktoś odchodzi
zabiera ze sobą
cześć z całości
reszta niestabilna

próbuję narysować
ciebie we wspomnieniach
to nie to samo
wyobraźnia nie jest namacalna
rzeczywista
ani nie przemówi
nie przytuli
kolejne miraże
urywki wycięte z życia

najbardziej intryguje mnie
dzwoniący budzik
rozmowa przerwana
i to czekanie na kolejny sen

Sylwia Błeńska 25.6.2019

CALURA / UPAŁ (nurt Realizmu Terminalnego)

CALURA / UPAŁ (nurt Realizmu Terminalnego)
Izabella Teresa Kostka

CALURA / UPAŁ (z tłumaczeniem na język polski, tekst należy do nurtu Realizmu Terminalnego)

La calura ci spoglia ai fattori primi
come un celere amante,
non dona il piacere,
in una bacinella di sudore godiamo
sognando una vasca di ghiaccio,

apriamo il corpo
per diventare una finestra
e apprezzare
il desiderato fresco.

La consolazione
è la carezza d’un ventilatore.

Upał rozbiera nas na czynniki pierwsze
jak zbyt szybki kochanek,
nie daje przyjemności,
w misce potu szczytujemy
pragnąc wanny lodu,

otwieramy ciało,
by stać się oknem
i odetchnąć
upragnionym chłodem.

Ukojenie
to pieszczota wentylatora.

~ Izabella Teresa Kostka
2019, “Pensieri raccolti / Myśli zebrane”

Zamiast kwiatów – słowa z własnego pola

Zamiast kwiatów – słowa z własnego pola
Teresa Klimek Janota

W każdym dniu mam miejsce dla ciebie. Sprawdza się gdy
cierpisz, a ja mówię, że potrafię znieczulić twój ból.

Mówię: i ty „swoich leków mi udziel”, liczę, że mnie usłyszysz:
jeden wystarczy uśmiech, myśl prędka jak światło. Dzięki,
już mi jest spokojnie.

Dzisiaj jest taki dzień, który przychodzi od morza . Fala idzie
ku tobie, załkała jak ja, kiedy do ciebie przywieram.

Wiesz, że nie ma cierpliwszej miłości niż ta – dojrzewają
w niej myśli zdolne do wszystkiego.

26.06.2019

Komunikat z podróży

Komunikat z podróży
Teresa Klimek Janota

Codziennie przychodziła na dworzec. Pociągi odjeżdżały
o niewidocznej godzinie, i tylko wtedy wiedziała
jak szybko zapełniają się miejsca, i tylko wtedy
spotykała siebie na kolejnych stacjach.
Z wyślizganego peronu wznieść się na sam szczyt,
a w drodze powrotnej dłoń dziecka wciskała się
w rękę, której od dawna nie ma.
Całe życie w podróży, jakby znikąd pojawił się welon
w cierpko-słodkiej tarninie, dzikie pobiegło za nią
białym kwiatem, dyskretnie,
po zapachu wiatru.
Mój Boże, życie się w sen przeradza, nikt nie pilnuje
zwrotnicy, ona teraz nie liczy się zbytnio.
W pociągu pełnym tęsknot zapamiętuje liść, drzewo,
chwile bez rąk i bez oczu – odbarwiły jej włosy,
nikt nie wie czym są dla niej zwykłe oznaki starości.
Konfrontacja z nieznanym niechcący gdzieś
się plącze, tylko nie oddychaj pośpiesznie –
lepiej się zbliżać powoli do końcowej
stacji.

25.06.2019

JESTEM

JESTEM
Anna Zimna-Węgielska

To było wczoraj
Tkałam dywan na krośnie
Ot taki zwykły
Pod stopy w pokoju
To tak jak daty w kadrze zdjęć
W albumie
Opowiadające o czasie
Przemijaniu
W ich przestrzeni tyle treści

Dziś wyblakłe kolory
W dłoniach jesieni
W kamuflażu serca są talizmanem
Skrytość ich przytulam
W wędrówce swojej
By dorównać zmęczonym krokom
Jestem ULOTNOŚCIĄ
…..
Ps.
To moje ostatnie myśli. Dziękuję wszystkim.

Spotkanie

Antonina-MarcinkiewiczSpotkanie
Antonina Marcinkiewicz

spotkałam go po latach
na ruchomych schodach dworca
na ekranie pamięci
ujrzałam znajomą twarz
patrzymy na siebie
jak para aktorów
wspomnienia napływają
obraz za obrazem
balansuję na cienkiej linie
pomiędzy pragnieniem a rozsądkiem
jeżeli zostanę to na zawsze
utknę w przeszłości
jak świerszcz
w bryłce bursztynu

Spojrzenie

Spojrzenie
Teresa Klimek Janota

dziewczyno ze skrzypcami,
co z drewna świerkowego jedwabną nić wysnuwasz.
naga pobiegłaś do światła, białe i delikatne,
sączy się w cztery struny, wyczuwa moje tęsknoty.
tak idealne brzmienie w twojej drobnej dłoni, napręża
rozwiane włosy, głód do serca przewodzi.
w brudnych ścianach metra niemi stoją ludzie,
toczy się złoty pieniążek do uderzania
w struny.

piękne jest twoje ciało ze świerkowego drzewa,
na wysuniętym ramieniu, podbródkiem trącana gałąź
znów o miłości szumi.

Kiedyś cię w zieleń przeniesie, gryf wargi spragnione
rozchyli, będzie cię całą rozpierać mały, drewniany
kołeczek – dusza lasu zielona.

8.08.2018

Pocałunki

Pocałunki
Teresa Klimek Janota

A cóż to, światło księżyca na skarpie, by kontur nie runął?
Może wystarczy nieba w źrenicach pantery w pogoni za płatkiem
w chmurach, żadnych innych śladów, są takie zmysłowe,
wabią drapieżnika.

To ja, kobieta której nie było, wciąż zmieniam cię w swoich
oczach wraz z upływem czasu, majak, przywidzenie, kawałek
osiego skrzydła pod niebem rozpiętym nad karkiem, tu
zaczynałam rozumieć egzystencjalną konieczność pokłonienia
się przed cudem nagiego ciała – spektakl złotej plamy,
żądło osy nasączone bólem, zrozumiałam jak daleko
mi było do prawdziwej miłości.

Piękno tej jednej chwili – i niczego więcej, potem wymykanie
się w wody górskich potoków, te same, co pozwoliły na śmiały
krok w głąb – przyjęcie bliźniaczego nasienia.
Głodne bestie języków – nie mogły się nasycić do woli,
wszak twarz i usta to coś niezwykle
wyrafinowanego.

Uśmiecham się do ciebie, właśnie dorosłam do życia
a jednak karcę samca i drżę z odtrącenia.

20.06.2019

WYZNANIE ŻYCIOHOLIKA

WYZNANIE ŻYCIOHOLIKA
Izabella Teresa Kostka

Oglądam świat
przez pryzmat pustej butelki,
wylało się szczęście jak wódka
zostawiając stałego kaca,

życie to uzależnienie,
z którego nie da się wyleczyć,
nieustanny pochód
anonimowych pielgrzymów,

kiedyś przerwie się podróż
jak zużyty sznurek
spadniemy ze schodów do nieba
w nieokreśloną czeluść.

Wzniosą za nas toast
rozbawione diabły.


Izabella Teresa Kostka
Mediolan 2019, “Myśli zebrane / Pensieri raccolti”