jak co dzień
Marek Górynowicz
w okruchach
chabrowego wieczoru
obudziły się się pierwsze gwiazdy
namalowane niebo
odsłoniło twarz
kopuły cerkwi
rozpromieniły się
złocistą ciszą
Jagiellońską przebiegł
bursztynowy kot
stanęliśmy przed ikoną
w modlitwie
i blasku świec
w zmęczonych oczach
liczyłaś moje łzy
za kwadrans
odjeżdża ostatni pociąg
zanim minie peron
zgasną wszystkie świece
pojawi się wiersz
i łza
ukryta w zakamarku twarzy