Danuta Gościńska

Piszę i maluję z potrzeby serca

Gdzie mieszkam… Osiedle domków jednorodzinnych, niby wieś, a niby miasteczko. Taras ozdobiony we wszystko co się zwie sztuką. Maluję trochę lepiej niż Nikifor. Z miasta na wieś przyszłam i trudno się było zaklimatyzować. Dom jest tam gdzie ja jestem.
Jeśli zapytasz mnie co będzie za rok, odpowiem, że nie mam pojęcia. Nie robię planów na przyszłość. W tym sensie jestem wolna. Ceną wolności jest samotność, ale to mój wybór. A co to za słowo samotność, gdzie ptaki śpiewają koty się łaszą i pies szczeka przyjaźnie.
Pracowałam zawodowo w ciekawej firmie prawie aż… Ale poco co to komu wiedzieć, takie były to dobre czasy i dobre wspomnienia…
No właśnie, a moją pasją były od dzieciństwa niespełnione marzenia spełniane w starości z niską samooceną i kompleksami.
Czy zasłużyłam na to wszystko co w życiu robiłam… Sama już nie wiem to odległe czasy prawie w zapomnieniu. Mam teraz świadomość że trochę było warto. Szkoda życia na czekani że ktoś Cie doceni – no może po śmierci. Moja wrażliwość artysty i inna dusza, to inni mówią dziwadła, ale Dzieci ze mną o wszystko walczyły… Dałam im wolność żyją po swojemu choć mi się to nie podoba. Muszą też przeżyć i docenić!
Jestem i czuję się spełniona. Przeżyłam w jesieni życia wielką miłość ale nie dane nam było się zestarzeć – zostały piękne wspomnienia.
Im mniej się oczekuje, tym mnie różne rzeczy bolą. Ale życie jest brutalne rani każdego ranka i wieczorem. Wracają wspomnienia.
Każdy etap życia ma swoje blaski i cienie, a emerytura wcale nie musi być nudna. Człowiek ma tyle lat, na ile sie czuje. Była nieustanna gonitwa, dom dzieci… A ja… Zapomniałam kiedyś o swoich potrzebach. Wszyscy byli ważniejsi jak w filmie „komedia romantyczna a może i dramat”. Pracowałam na stanowisku, ach to były czasy, komuna, stan wojenny i WOLNA POLSKA i tu się zaczęło mi żyć gorzej. Przeprowadzka z miasta na wieś i to był mój życiowy błąd – obca budzynianka to ja. Wychowałam 3 synów ale nie dla siebie, nie mają moich genów, tylko dla ich żon i jak ja to mówię, mają złe geny… Geny brania nie dawania, ale taki jest już teraz ten czas.
Piszę do szuflady aby się nie zestarzeć umysłowo choć inne części szwankują. Nie wydam wierszy bo mnie nie stać no może po mojej śmierci coś będą znaczyć albo je strawi ogień.
Budzyń to dziwna wieś bardziej przemysłowa niż dla sztuki, sami karierowicze tu mieszkają, trochę umieją i na artystę się mianują a ja jak umrę to może i mnie ktoś doceni. Cieszę się optymistycznie każdego dnia, lepszego i gorszego i aby do wiosny, bo to lepszy czas.

Wiersze