wiersz tęsknoty
Jarosław Pasztuła
wyjeżdżam na jakiś czas
zostawiam
ciepło na dłoniach
dotyk w pamięci smak ust
telepatyczny błękit
w oczach
będę wiatrem wodą
musnę włosy tańcem
boso
nic więcej
Jarosław Pasztuła
moje życie to
bańka mydlana
i grzyby na ścianach
to ptaki za oknem
walczą w karmniku z tobą o śniadanie
świeże pieczywo plama po kawie
pochłania ogień wszystko
co przeminęło w Kalifornii
z czasem patrzymy
przed nieznanym nieciekawym filmem
nieważne zbyt krótkie jest życie
za ciasne skarpety
patrzymy sobie w oczy
patrzymy czujemy otaczający
świat roślin i zwierząt
pozdrawiam cię serdecznie
każdej księżycowej nocy
za dnia biegniemy w dal
coś nas pcha naprzód
w nieznane fakty
wyroki jasne zostańmy razem
nie mam czasu na zmiany
wykałaczki wydłubują
kawałki kurczaka
ostatni posiłek
życie przemija szybko za szybko
piramidy w Gizie jeziora w Giżycku
morze Martwe słona woda zabija
człowiek niszczony przez samego siebie
zanurzone sprawy związane ręce
dziękuję nie chcę mieć więcej
o miłości
Jarosław Pasztuła
jeśli miałaby dłonie
dotykałaby skroni
jeśli ma nogi
biegnij z nią nad zieleń łąk
motyle też kochają w sposób motylkowy
teraz przy herbacie patrzy w oczy
cichy szept muzyki
ze zdartej płyty
przenika sufit i ściany
świeca rysuje obrazy na szkle
może to miłość może lek na życie
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
Jarosław Pasztuła
z najlepszym przyjacielem
w tym pięknym dniu
z widokiem na szczyt
z podziwem dla siebie
chciałbym tutaj zapuścić korzenie
myślami przyciągam marzenia
jesteś ze mną a mnie tam nie ma
w końcu święta
pachnie świerkiem
w pokoju pełnym od gwiazd
pod obrusem siano
przy stole prawie wszyscy
w rodzinnym gronie
wesoło wśród wspomnień i wzruszeń
połączeni w modlitwie
dzielimy opłatek wigilijny
płyną życzenia
po śniegu gładko jak sanna
Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
wszystkim poetą życzy Yaro
na fundamentach tego co jeszcze zostało
a w sercach coraz mniej
w siłę zakwita w nas każdego dnia
wiara
tą siłą napędową od wieków
niech Bóg ma nas w swojej opiece
prowadzi ku lepszemu w człowieku
jesienne opowieści
Jarosław Pasztuła
liście spadające na ziemię
kolorowe sny dziecka
rozproszone barwy światła
niezapomniany obraz
babie nici letnich małych pająków
ptaki odlatujące z drzew na skrzydłach
muchomory ukryte pod liśćmi
pokryte suchą trawą
suche jak zmarszczki
na rękach starca
mimo złej pogody mijających lat
nie zgubimy wzajemnej drogi
Kasia
Jarosław Pasztuła
kocham Cię zapadam się w stanie
idealnym niezatapialny
długie włosy pomiędzy palcami
wącham je z przyjemnością
mój fetysz tekst na wiersz
pora na taniec w rytmie uderzeń
serc
opadły liść końcem jesieni
podnoszę głowę budzisz ze snu
wszystkie smutki duże i małe
noc okrywa całą pewność o nas
teraz dzień dobry odkrywa człowieka
zamyślony piję kawę obok ciebie
wyrażasz kilka zdań odpowiedzi znam
czasem warto odpłynąć rankiem
w siebie zanurzone sprawy
odcinamy się bo tak lepiej
wystarczy tylko chcieć więcej
kocham Cię wierny przyjacielu
Bieszczadzki trakt
Jarosław Pasztuła
dzika wolność popycha mnie w Bieszczady w bieszczadzki trakt
ciągnie wilka do lasu do ciągłej wędrówki za zwierzyną wiernego jak psa
pokarmem są góry świeżym chlebem pachnie wśród drzew
bólem gdy zmęczony przez dzień
ciągłą włóczęgą nocy ciemność zbliża się puka do namiotu
popycha mnie niewidzialna ręka
we śnie ciągle widzę piękno przyrody cieszę się gdy spotykam człowieka który brnie
nad bieszczadzki obraz Połoniny
spokój w Cisnej jak żywy obraz
na szkle malowane słowa moc wyrazić w rozmowie ciekawej
pozdrawiam serdecznie
napotkanych jakbym dawno nie widział ludzi taki dziki zadowolony
zjem trochę odpocznę trochę odetchnę
jutro ruszę dalej przed nieznanym
poznam to czego nie jestem dalej pewien
usnę pod bukiem lub sosną nie wiem
nogi prowadźcie po ścieżkach pośród ciszy i zieleni
w przydrożnej kapliczce pomodlę się o siłę pokój i chleb
pójdę dalej by cieszyć niebywałym pięknem krajobrazu cudem przyrody
Szybciej
Jarosław Pasztuła
pachnie nieprzyjemnie chłodem
pewnej zimowej nocy
obudzimy się w scenerii
gdy zmarznięty jak pies
zagości w sercach strach
nie będzie wiatru
nikt nie zakręci wiatrakami
a pomiędzy nami
staną pompy ciepła
nie będzie więcej nas
nie będzie lepiej
nie wystarczy energii
przytul się do mnie
za chwilę będzie wiosna
po niej lato
ogrzejemy dłonie sine od zimna
Zefir się zerwie pogłaszcze włosy
ciepłe stopy w piasku plaży
morze szumi szumi las
ciepłe noce śnij
jutro będzie lepiej ciepłej
już idą krzyczą szybciej
Wiosna
Jarosław Pasztuła
do drzwi puka otwieram rozespany
drzwi zaskrzypiały drwiąco
to depresyjny ból po zimowym śnie
szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie
szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie
świeży powiew poranny zbudził gołębie na dachu
w ogrodzie kwitną pierwsze kwiaty
wiosna w zielonej sukni biegnie polem czarnym
zaraża ciepłem listki kołyszą się wymownie
bazie jak kotki na gałązkach się wygrzewają słodko
szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie
szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie
bezszelestny stąpam alejkami
ciszę przerywa świergot rozbawionych wróbli
co za koncert najpiękniejsze nadchodzi
cieszą wiosenne pieszczoty karmię się delektując
by za szybko nie minęły wiosenne dni
bo nic prócz chwil w głowie nie zostanie
spacer miasto
Jarosław Pasztuła
ulicami latarnie uliczne milczą
blade światło oświeca kostki brukowe
moje glany brzmią w tym świecie ciszy
ktoś psuje efekt spokoju zamilcz
chłopcze krzyczę by wykrzyczeć
że nie jestem najważniejszym ważne wnętrze
nabieram powietrza wypływam na asfalt
uderzając pięścią o pustą glacę
wbijam flagę wbijam w ziemię
cień kładzie nacisk na podłożu
urośnie kilka chwastów
wyrwę z korzeniami szkodnika
nie pękam nie drżę patrzę jasno
nie panikuję przed siebie pędzę
nie zawsze wygrywam
jest wino jest fajnie potrafię
wskrzesić iskrę na dnie butelki
zawsze coś odpaliło nie tak
zawsze problem nie dotyczy
już dość podjeżdżam Cadillakiem
kiedyś byłem z punkami
dziś z Mikołajem
idziemy do przedszkola
Zgodnie
Jarosław Pasztuła
uśmiech rozciąga się
od malowniczych Ustrzyk
po płaskie brzegi Helu
malowane oczy
jak Bałtyku piaskowy błękit
trawą morską włosy
rozciąga wiatr po kresy horyzontu
poranną bryzą zmoczony
biegnę brzegiem plaży
bursztynowa komnata tajemnic
wyczekuje zakochanych
fale bałwany nie przeszkodzą nam
zachód słońca nad morzem
należy do nas wróć o wschodzie
nasza Polsko
dobry człowiek
Jarosław Pasztuła
najpiękniejsze chwile przepiłem
zmarnowany czas najlepszy
nie wracam pamięcią do domu
idę drogą
widzę piękno przyrody
wiatr delikatnie mówiąc
miesza myślami
niczego nie naprawię
orzeł nade mną
kocham ciepłe noce
nikomu nic nie powiem
jestem sobą
pamiętam kobietę
jej włosy jak babie lato
wokół głowy
teraz wędrówka
do kresu wytrzymałości
szukam miejsca
mój dom mój azyl
daleko
kawał drogi
Jarosław Pasztuła
spocznę na kozetce
rozepnę szary prochowiec
zobacz duszę czystą
zdejmę bordo beret
w nim schowam serce
które pragnie bić dla ciebie
z kieszeni wyjmę pomięte wiersze
przeczytam ci jeden
może zmiękniesz
przygarniesz mnie do swego życia
będę śpiewał poezję
czystym wreszcie
obmyję stopy
przebyłem kawał drogi
od narodzin po kłamstwa i pożogi
skonałbym bez wybaczenia
przed mostem życia
nikt prócz ciebie
nie podałby szklanki wody
kawał drogi
Jarosław Pasztuła
spocznę na kozetce
rozepnę szary prochowiec
zobacz duszę czystą
zdejmę bordo beret
w nim schowam serce
które pragnie bić dla ciebie
z kieszeni wyjmę pomięte wiersze
przeczytam ci jeden
może zmiękniesz
przygarniesz mnie do swego życia
będę śpiewał poezję
czystym wreszcie
obmyję stopy
przebyłem kawał drogi
od narodzin po kłamstwa i pożogi
skonałbym bez wybaczenia
przed mostem życia
nikt prócz ciebie
nie podałby szklankę wody
zatrzymać czas na jakiś czas
Jarosław Pasztuła
dotykałaś moich ramion
pod wierzby płaczące
skrywając nieśmiały wzrok
usta kleiły się do ust
smakowała kolacja
ciało do ciała
ciasto i masa słów
odklejały mój mózg
wspominam noce
pełne rozmyślań
włóczące się dni pomiędzy nimi
roześmiane twarze
których teraz nie poznaję
długie włosy zapach twoich warkoczy
oczy głębokie spojrzenia
oszczędność w słowach
wiatr porwał na strzępy
nić co łączyła
w mojej głowie
miłość zawsze żywa
oddycha pachnie zielenią
mieni się jedwabistą purpurą
sztandarem na wietrze