Archiwum kategorii: Marcin Olszewski

Baśń tysiąca i jednej nocy

Baśń tysiąca i jednej nocy
Marcin Olszewski

Blask stroboskopów, światło na włosach
Miękkie fotele, walki na scenie. Wieczór
Piwo w szklance, uśmiechy tych które walczą
Postawicie na którąś, chłopaki? Oglądajcie

Potem noc. Dwa pokoje w domu. Zetknięcia ciał
Przyjemność, która dała początek czegoś nowego
W bardzo młodym wieku. Wieczór, rzędy, uśmiechy
Muzyka, przyciemnione światła. Gładkość ciała

Wizyty. Wspólne wypady do klubów, zakupy. Sen
Zwierzenia. Mapa ciał Warszawy, perfum na twarzy
Szminek po pocałunkach. Gdzie czas nie kończy się
Na seksie. Twój problem, moim problemem. Poradzimy

Masz zakupy do lodówki. „Jesteś moim rycerzem z bajki?”
Jestem. Z bajki nazywanej życiem. Gdzie nie pytamy się
Co kto robi i dlaczego, chyba że chcemy. Gdzie drinkujesz
By zabić stres i to czego tak naprawdę nie chcesz robić

Ile jest warta godzina życia, noc, tydzień? Ile jesteśmy
W stanie poświęcić dla realizacji potrzeb. Tych
Na chwilę, tych na całe życie. Nie ma takiej ceny
Nie wszystko za kasę. 100 i więcej kobiet

Spotkaliśmy się na drodze życia

Bezdomny

Bezdomny
Marcin Olszewski

Idę w mroku po śniegu do baraków na Kabatach
Napaść? A co może mnie jeszcze spotkać od tego?
Nie ma już rzeczy dziwnych i strasznych. Jest chłód
Mrok. Na ziemi danej bezdomnym na obrzeżach miasta

Baraki, barakowozy. Samotne matki z dziećmi. Dzieciaki
Z ośrodków dla nieletnich. Byli więźniowie nie mający domu
Byli narkomani. Poznany Marek Kotański. Drapiąca się Pani
Z przypadłością starczą. Dzieciak chcący rządzić

Bo wypierdoli telewizor „I będzie taki finał”

Zieleń dzikich Bieszczad. Oko w oko z sarną. Pierwsze raki
Z wody. Owczarze jak Asterix i Obelix u których został
Stasiek. Bo nie miał dokąd i do kogo wracać. Wybrał
Wolność wśród traw, której uczyłem się od Pankówy

Podgolone włosy. Opowieści o Gigancie, Jarocinie. Mięsa
Kawałkach. Wojskowy strój. Wojskowe buty. Walczymy
O swoją przyszłość. Tłumy ludzi wsadzają nas do jednego
Worka. „Precz. Nie chcemy tu narkomanów”. Nigdy nie brałem

Wyszliśmy z domu. Ojciec powiedział iż jak wróci

Zabije mamę, potem sam wyskoczy z balkonu

Czy jestem niechciany na ziemi, bo chciałem żyć?

Ogniska zapalne między bezdomnymi. My z tysiącem pism
Walczymy z mamą o normalny powrót do domu
Co przeżyłem na Kabatach, w Bieszczadach – moja ścieżka
Doświadczeń. Na zakręcie życia. W gronie niechcianych

Bezdomny. Tego się nie zapomina

Gdy uciekasz przed przemocą, alkoholizmem

Jeżeli chcesz powrócić. Musisz przeżyć. I zwyciężyć

Sztuka jest sztuka (nam jest wszystko jedno)

Sztuka jest sztuka (nam jest wszystko jedno)
Marcin Olszewski

Powrót do domu z Ośrodka dla bezdomnych
Z mamą smutek na twarzach, wiele rzeczy
Pokradzionych, zabranych przez dzieci kolegów
Ojca. Z nim bez pożegnania. Najważniejsze

Znowu w domu

Po jakimś czasie gaśnie światło. Nie mamy energii
Mimo że chcemy żyć jak dawniej we własnym domu
Odłączenie prądu przez STOEN, ojciec podpiął się
Bezprawnie. Nie płacił rachunków. Dostawca zabrał nam

Światło. Na kilka lat życia

W codziennym życiu ciemność. Świece. Zacząłem pisać
Wiersze. Dla spokoju duszy. Radio na baterie. Mrok
Po Ośrodku dla bezdomnych powrót domu i ponowny
Koszmar. Pisma do STOEN-u. Nie my jesteśmy winni

Dla dostawcy energii sztuka jest sztuka

Kilka lat w ciemności. Batalia w sądzie. Udowodnienie
Nie mogliśmy odpowiadać za kradzież prądu nie będąc
W tym czasie w domu, a w Ośrodku dla bezdomnych
Po dłuższym czasie wygraliśmy sprawę w sądzie

Ponownie w naszym życiu

Pojawiło się światło

Nadziei na lepsze jutro

By mimo upadków, twardo podnieść się i iść dalej

Deadline

Deadline
Marcin Olszewski

Plan, założenie, strategia, koncepcja
Project manager w korporacji „miłość”
Nie mam czasu na uczucia. Ramy czasowe
Szybki przekaz. Czekam na twój feedback

Wyzwól swój potencjał. Tu i teraz

Masz szanse na awans. Duże perspektywy
Reszta należy do Ciebie. Gdzie widzisz siebie
Dzisiaj, jutro, za lat piętnaście? Dyrektor Oddziału?
Jasne. Możesz przynieść faile do Data base

Z ostatniego projektu? Popracujemy razem

Podwieszany sufit. Kasetony. Wzrok przesuwa się
Jak szybko realizuje się projekty. Odpowiedzialność
Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za jakość. Bez wyjątku
Ty również. Jesteś częścią zespołu. Pokaż na co cię stać

Poprawiona sukienka. Grzeczna dziewczynka

Deadline

Twój ostateczny termin przetrwania

Ragana

Ragana
Marcin Olszewski

Półmrok, świece wokół. Muzyka przodków
Leżę. Czekam na twoją wiedzę. Co odczytasz
Oliwa na rękach twych, oliwa na moim ciele
Piszesz i czytasz, od głowy do stóp mapę ciała

Co widzisz? Zmęczenie. Spokój. Ciepło i blask
Skóry, po której ręce w blasku ognia świec, piszą
Delikatnie, powoli, to, co chcą odczytać. Z wnętrza
Poddaję się bezwolnie. Ciemność, ciepło dotyku rąk

Kark, ramiona, plecy, pośladki, nogi. Poddają się
W śnie na jawie, w lustrze ciał. Gdzie już nie ręce
Lecz całe twoje ciało ociera się o mnie. Raz za razem
Ogień ciał, twoje westchnienia, podróż po mapie ciała

Odkrywasz kolejne punkty, pokrywasz je oliwą
Jej blask na ciele, w ogniu świec, wzdychasz mocniej
Siłą przewracasz mnie na plecy. W lustrze życia
Wijesz się po mnie niczym wąż. Czuję każdą część

Twojego ciała w jedności z moim ciałem. Blisko
I jeszcze bliżej. Jeszcze szybciej i jeszcze mocnej
Ujeżdżasz mnie mówiąc niezrozumiałe zaklęcia
Dotykasz wszędzie. Dlaczego przyszedłem, co widzisz?

Spełnienie. Magia poznanego ciała. Nie ma. Odleciałem
Odkryłaś co chciałaś, poddałaś swoim próbom
Leżę bezwolnie na skórach. Tulisz się powoli
Poznałaś mnie lepiej niż ktokolwiek. Poznałaś tajemnice

Lepsze życie

Lepsze życie
Marcin Olszewski

Chcesz lepszego życia? Chcesz się wyrwać stąd?
Jest sposób. Będzie kosztowało. Oszczędności życia?
Wybieraj. Czy tu wśród lęku i trwogi. Czy tam
W ciepłym miejscu, gdzie przyjmą Cię jak swego?

Jak już dotrzesz do mnie. Pokażę ci miejsce. Tam
Już będą czekać. Wsiadasz do busa i jesteś w raju
Chcesz? Weź całą rodzinę. Będzie większa stawka
Czymże jednak pieniądz, wobec tego co zastaniesz?

Ciemność, chłód. Nie ma niczego poza stratą pieniędzy
Jesteś towarem nie człowiekiem w rękach polityków
Jak niegdyś żywe ludzkie tarcze przed czołgami
Dzisiaj ty jesteś elementem wielkiej gry i presji

Ci z tyłu „ani kroku w tył”. Ci z przodu „ani kroku w przód”
Masz kurtkę i latarkę, ciepłą zupę i nocleg. Jesteś potrzebny
Zostałeś oszukany. Zapłaciłeś, nie wpuszczają. Pokaż gniew
To nie my. To oni są tymi złymi. Masz honor w genach?

Pokaż złość, pokaż nienawiść. Zareaguj agresją

Bez sugestii. Sam wiesz co masz robić

Sam podjąłeś decyzję by tu być. Na korzyść

Naszą. Przede wszystkim naszą

Mały naukowiec

Mały naukowiec
Marcin Olszewski

Empirysta, wolny słuchacz, w ramach Koła Miłości
Więcej na wykładach, niż na ćwiczeniach
Zastanawiam się dotknięty chemią uczuć
Korepetycji znikąd
Szukam odpowiedzi na pytania w księgach
Dlaczego i jak warto Cię kochać?
Mój ty problemie badawczy
Zawarty w konturach ciała i kącikach uśmiechu
Stan uczuciowy w skupieniu ciągłym
To w skali ogólnej, a w ujęciu szczegółowym
Po prostu nie zasnę, bo łazisz mi po głowie
Cecha niezależna – jak zachować spokój?
Wytrzeć z pamięci gąbką zależne
Owszem, wzięło mnie, a jestem sobą
Dumny i niezależny mężczyzna z zasadami
I tak się karmię, bo nie ma nic lepszego
Jak wytłumaczyć sobie samemu…siebie
Owszem istnieje taka hipoteza, że miłość istnieje
Ale moment! Ja dopiero jestem w korytarzu
Mogę nie wejść do sali jak nie zechcę
Mnie to nie dotyczy
I co?
I tyle z tych płonnych odczytów
Okraszonych salwami chichotu naiwności
Że mnie nie ruszy, będę twardy
Roman Bratny się znalazł
Trzeba było chodzić na ćwiczenia

Irena i Krystyna

Irena i Krystyna
Marcin Olszewski

Koła powozu toczą się powoli
Po lustrze utkanym z łez deszczu
Zatrzymał się, jak zegar życia
Tu, kiedyś, przed wiekami

Stare drzewa pamiętają wasz sen
Ten pierwszy i ten ostatni
Nie miałyście nawet dwóch latek
Gdy Bóg wezwał was do siebie

Płaczę wraz z deszczem
Zapalając lampiony pod każdym drzewem
Bo nie wiem, pod którym was pochowano
Ale każde miejsce będzie tym

W którym was szanuję

Śpijcie snem spokojnym
Zaśpiewam wam kołysankę
Przez łzy będę śpiewał, moje małe ciocie!
Boże, dlaczego tak?

Gra w prawdę

Gra w prawdę
Marcin Olszewski

Oczy i twarz
Nieruchomy obraz lustra nie do przeniknięcia
Tajemnice zamknięte na klucz w szufladzie duszy
Ty się spowiadasz, ty jesteś sobie spowiednikiem

Znamy się?
Znam Cię taką, jaką chciałabyś żebym znał
Złudzenie trwa dopóki nie zdradzisz się
A elementy puzzli przestaną pasować do siebie

Wczoraj Pani X, dzisiaj Pani Y, jutro Pani Z
Zmieniasz twarz, znikasz w mroku iluzji
Pytania biegną w pościgu za odpowiedziami
Byłaś, jesteś, będziesz sobą

Tylko dla siebie
Odkrywam nowe karty w kolejnym rozdaniu
Nieważne, kto wygra, ważne, kto ustala reguły
Gdzie jest granica pomiędzy prawdą a prawdą?

Tam gdzie naiwność kładzie się spać z ufnością
Każdy dzień może być dniem szczerości
Lecz tylko ty wiesz czy jest ona prawdziwa
Pozostaję jak pielgrzym w oczekiwaniu

Albo uwierzę, że to kolejny krok ku Tobie
Lub znów zatrzymam się przed murem
Nie jesteśmy sobą, dla siebie, o sobie
Znamy się przecież jak para przyjaciół (?)

Wiem tylko tyle, ile wiedzieć powinienem
Na wszelki wypadek, gdyby ktoś o Ciebie pytał
Milczenie ukryte w kącikach warg
Kontrola właściwego przekazu informacji

Uwierz w to, że ja wierzę
Z kim naiwność podpisała dziś układ o przyjaźni?
Kim jesteś, kim jestem?
Paradoks kłamcy w praktyce stosowanej?

Nie, system bezpieczeństwa na życie
Nikt nie może wiedzieć o Tobie wszystkiego.
Na pewno wiesz wszystko o sobie?

Droga życia

Droga życia
Marcin Olszewski

Jadę przed siebie, po drodze życia
Koniem biegu lat, wśród zegarów czasu
Z sakwami marzeń, chwilami wyrzeczeń
Z rozsądkiem pod pachą, w mroku

Z latarnią intuicji
Czasem cel jest konkretny, a innym razem
Pęd tak bez celu ku zachodom stepów
Każda droga ma sens swój i koniec
Ważne, że jadę, w pogoni za światem

Mijam pielgrzymów ku wielkim świątyniom
Posągi wajdelotów na rozstaju dróg zastygłych
W zamyśleniu
Pokłon i szacunek ludziom, zwierzętom w tyle
Znów przecież kiedyś uśmiechniemy się do siebie

Mapa oczu niesie śladami miast, pól bitewnych
Pejzaże zdarzeń, chwile w życiu ważne
I w zasadzie świąteczne
Świętem każdy dzień życia, każdy oddech kolejny

Podziwiajmy życie póki możemy

Wejściówka

Wejściówka
Marcin Olszewski

Jest impreza!
W tym dużym klubie, mówisz, że chcesz wejść i wchodzisz!
Nawet jak nie wiesz, po co, Stefan załatwi Ci wejściówki!
Weź krawat, mowę pełną frazesów i łokcie na konkurencję
To duży klub, ma kilka poziomów!

Bierz, co chcesz, nie ty za to płacisz!
Dom, samochód z firankami, za jeden telefon!
Tylko, po co się męczyć przed TV w audiotele?
Nie dadzą? Osobie publicznej, koledze Stefana?
Folwark szlachecki przegrany w karty to pestka

W porównaniu z tym, jakie masz możliwości
“Podziękuj” tym, co rozdawali wejściówki
A teraz to mnie możecie pocałować w d…!

Fajnie, że dali ten immunitet!
Rozbijasz się służbową bryką uciekając przed Policją
Jeden telefon do Stefana i Pan już nie pracuje!

Udziały w spółkach, rady nadzorcze…
Żona ma pięć firm, dziadek z czternaście
Ale ty żyjesz skromnie jak wynika z PIT-u
Masz, rację trudno żyć za uposażenie Posła!

Wywiady, sesje, własna koncepcja na życie
Zabezpieczenie bytu zgodne z egzystencją człowieka
Potrzeba przeżycia silniejsza od wyższych wartości
O których tak głośno debatowałeś przed wejściem

Prawda stara jak na świat dotycząca bankietów
Dostać się, najeść, napić zabrać w reklamówki i wyjść,
Wtedy, kiedy nie będzie już, co zabierać
W oczekiwaniu na kolejną imprezę

Czy ma znaczenie jak wielka jest powierzchnia klubu?
I jakie jest prawo postępowania wewnątrz?
Skoro jesteśmy współwłaścicielami klubu “Rzeczpospolita Polska”?
Ale ty masz Kartę Stałego Klienta od zawsze!!!

Terra

Terra
Marcin Olszewski

Zapukam do ciebie deszczu kroplą
W granacie płaszczu chmur lśniącym
Od uśmiechu idącego grzmotem ku oknom
W pochodniach błyskawic coraz bliżej jaśniejącym

Przejdę mostem tysiąca barw naszej tęczy
Usiądę motylem na twym ramieniu
Przytrzymam się mocno słońca poręczy
By nie spaść w dolinę nieba, uniesieniu

Przytulony do rany codziennych spraw
Rozgrzeję maścią ciepłego słowa
Owiany zapachem stepowych traw
W sieni twojego serca się schowam

Rozpalę święty płomień miłości
Odbity łuną w blasku naszych oczu
Szepnę do ciebie z otchłani ciemności
Jestem przy tobie. Usłysz to, poczuj

Sędzia

Sędzia
Marcin Olszewski

Strzał
Powoli opada czarna kurtyna oczu
Koniec?
Nie!

Jeden podpis, kilkaset istnień
Odejdzie w cień zgodnie z prawem likwidacji
Masz sumienie samozwańczy sędzio, kacie?
Czy tylko wykonywałeś polecenia

I umywasz ręce jak Poncjusz Piłat?

Masz dzieci?
Ich dzieci biegły z płaczem za nimi
Masz oczy?
One zapamiętają ten widok do końca życia

Strzał
W jego ciało, nasze dusze i pamięć
Masz spokojne sny kacie?
Czy ty w ogóle coś masz, do cholery?!

Ostatnie spojrzenie oczu
Na wszystko dookoła, na swoje życie
Każdego z nas to kiedyś czeka
Pamiętaj, że, my pamiętamy

Poznamy się w przejściu na Sąd Ostateczny
Poznamy, po krwi na rękach
Ile dusz spojrzy ci w oczy, Sędzio Ostateczny?
Zdołasz policzyć w Rachunku Sumienia?

Spotkanie w mieście oczekujących

Spotkanie w mieście oczekujących
Marcin Olszewski

Spotykamy się w każdą niedzielę, o tej samej porze
Czas nie kończy się wraz z zamknięciem oczu
Na głową szarość dnia i chmury
Przeglądające się w przetartym kamieniu marmuru

Rozpalam płomień ciepła nad naszymi duszami
Okrywam je przed płaczem aniołów nad ludzkim losem
Modlę się
Drzewa wznoszą ku niebu suche ze starości ręce

Wędrujemy wciąż w poszukiwaniu siebie
Ja po alejach uśpionego Miasta Oczekujących
Wy po miejscach swoich niedokończonych spraw
W pół drogi, pomiędzy życiem a śmiercią

Pamiętam

Kiedyś się spotkamy, kilkanaście pięter wyżej
W błękitnej poczekalni Sądu Ostatecznego
Oczekując na kierunek dalszej drogi
Bo wielką niewiadomą jest przeznaczenie

Dziś rozmawiamy tam, gdzie czas nas zastał
Szukając odpowiedzi na to, czego nam zabrakło
Co straciliśmy, gdy w sercu pozostała pamięć
I łzy Aniołów zastygłe snem spokojnym na wszystkim

Płomień zamyślenia szarpie strunami wiatr
Światło znicza może zgaśnie, lecz nie światło nadziei
Że kiedyś zobaczę Was powstałych z mroku ziemi
Kocham, dlatego tu jestem

Spacer w parku duszy

Spacer w parku duszy
Marcin Olszewski

Cisza
Myśli wolno spacerują lub biegną w znanym kierunku
W parku duszy drzewa śnią z ptakami w ramionach gałęzi
Oświetlone latarnią księżyca, siedzącego na środku stawu

Futerały skrzypiec świerszczy otwarte
Kto zechce, usiądzie na widowni świata, wsłuchać się w głos
Muzyki wnętrza
Nikt czasu życia nie pogania. Nawet wiatr

Czasem wiewiórka inspiracją ziewnie, skoczy zwinnie
Ku korytarzom spiżarń, pełnych wrażeń i pomysłów
Wtedy delikatny skrzyp pióra na białych skrzydłach papieru
Rozbudza dzwon mojego serca

Szybko, zamaszyście, głębokim oddechem zanurzam się
W toń promieni uśmiechu, płomieni miłości, krzyku cierpienia
Głowa faluje nad sztandarem zeszytu, aby dalej, aby głośniej
Mówić, pisać, głosem ptaka w locie marzeń

Póki żyję, póki jeszcze mam siłę w dłoni
A dozorca bramy parku duszy nie zamyka
Staw nieosuszony, a księżyc daje blask nadziei
Pozwól mi śnić poezją Boże, dopóki zegar życia tyka

Kiedyś przestanie

Skarb ocalenia

Skarb ocalenia
Marcin Olszewski

Można mieć ziemię, życie w pałacu ze złota
Można wygłaszać tyrady dla tłumów poważania
Gdy Pani Choroba nicią niemocy omota
Na nic bogactwa, zaszczytów doznania

Z cierpieniem w dobrach, które nie cieszą
Bez siły Midasie, bez tłumów kiwających
Tłumy kiedyś zdrowy, ku innym spieszą
Co komu po człeku w cień odchodzącym?

Jesteś? Pyta Cisza. Byłeś? Już Cię nie ma?
Liczysz w mroku oddechy, na wyspie pragnienia
Za wszystko jak na targu zapytasz, jaka cena?
Za zdrowie nie ma ceny, to skarb ocalenia

Jamioł

Jamioł
Marcin Olszewski

Piaszczyste drogi, złoty piach ziemi
Unosi się płaszczem w słońcu
Pod kopytami puszczonych wolno koni
Gdzie pamięć i czas malowały obraz krwią

Na płótnie ziemi

Skąd jesteś?
Pamiętaj, tak jak to, dokąd zdążasz?
Biegnij wraz z wilkami nocą ku żerowi
Każdy ma swój cel, by przetrwać

Mokre od łez aniołów włosy ziół i traw
Które nad ranem urzeczone śpiewem
Dadzą się okryć białą chustą
By zapach i smak naparów leczył nas od trosk

Nikt cię nie widzi
Wszyscy czują Twoją obecność
Oddech wiatru w firankach
Zapach świec zgaszonych ręka Twą w mroku

Każdy przychodzi nawet po śmierci
Dokończyć swoje sprawy
Doglądnąć włości, pogładzić zmęczone twarze śpiących
Strach w oczach psów, spokój duszy naszych

Żywi i umarli
Z siół rozrzuconych po całym świecie
Pamiętajmy o sobie, w każdy czas
Czas życia i śmierci

Póki nie staniemy, gdzieś tam wysoko
Przychodźmy tam
Gdzie nasze serce i tęsknota
Przywołuje głos ojców

Jak znajdziesz czas

Jak znajdziesz czas
Marcin Olszewski

Jak znajdziesz wolną chwilę w pociągu życia
Spoglądając przez szybę przemijającego czasu
Wysiądź na najbliższej stacji
I po prostu zadzwoń do mej duszy

Czy to będzie dziś, jutro czy za lat kilkanaście
Może będę spoczywał już na starym fotelu lub w trumnie
Po prostu przybądź i pogadajmy
O tym jak to było kiedyś wspaniale

Mijamy się w przeciągu myśli
Zabiegani z zakupami trosk i radości
Jeśli dziś nie zdążysz na czas
Poczekam, gdzieś tak do osiemdziesiątki

Nieważne, czy jesteśmy po dwóch stronach mostu, morza
Czy dzieli nas przestrzeń po między niebem a ziemią
Zegar kiedyś może wybije tą godzinę
A karty kalendarza odetchną atramentem godziny i miejsca

Pewnego dnia, o pewnej godzinie
Może zdarzy się
Że dwa rozpędzone pociągi życia
Zatrzymają się na tej samej stacji

Nie miniemy się z walizkami jak zwykli podróżni
Tylko przystaniemy na chwilę
Przynajmniej na chwilę
W poczekalni życia

Nieba, czyśćca lub piekła

Anima

Anima
Marcin Olszewski

Kreślę w myślach obraz marzeń
Podaruję Ci gotowe
Gdy barwy na płótnie rzeczywistości zasną
I spełni się

To, co wchłoną drzwi twej duszy
Kiedyś znalazłem klucz
Przekręciłem w zamku
Spaceruję po uliczkach twego wnętrza

Zbieram pragnienia z gorących ścian
By, zanim pomyślisz, stało się
Pytałaś siebie samej, oto gdzie jestem?
Ja, znak zapytania obłożyłem w ramki

Bo oto, co się dzieje ze mną?!
Nie pytam, skoro w szaleństwie wciąż
Przekraczam granice lądów
Wysp Zakochania

Nie rób, zatem badania Roentgena
Bo nie odszukasz mnie w sobie
Ani ja ciebie
A jednak niewidoczni podążamy

Ku swoim sercom
Nie mogąc zasnąć
Chyba że
Z tobą w ramkach

Zamiast znaku zapytania

Korzenie

Korzenie
Marcin Olszewski

Ziemia
Zasiej ziarno pokoleń a plon ci wszelaki Rodu wyrośnie,
Dziś ręce czernią pracy pokryte
Jutro kreślące znak krzyża nad grobami

Każda garść ziemi podniesiona, jest życiem,
Albowiem pierwszy zaczął, by kolejni mogli po niej stąpać
Własne miejsce
Tu i zawsze

Drewniane chaty ciemnym konturem stoją
I stać, będą pośród wzniesionych rąk drzew
W krwi odchodzącej pochodni słońca
W dzikim zapachu polnych ziół

Czy koń pobiegnie w szalonym galopie
A wilki wyć będą w ciemnościach mroku
Przyjdzie Jamioł w lśnacej zbroi
Posłuchać pieśni wajdeloty

O tym jak było i jak będzie
Przy pobłogosławionym krzyżem chlebie
Odciśniętym z płótna serze
I mleku

Czuć to znaczy wierzyć
Byliśmy, jesteśmy, będziemy
Tu i teraz, na wieki wieków
Od piersi matki do mogiły

Amen