Archiwum kategorii: Marek Górynowicz

* * * (12)

* * * (12)
Marek Górynowicz

wybuchnęłaś wiosną
uśmiechem
po lewej stronie wiersza
musiało się wydarzyć
to niedzielne spotkanie

zagubiona jaskółka
co prawda
były dwie
nad krawędzią pustej kartki

zanim pojawiły się słowa
czekałem na końcu zdania
padał deszcz
a ty recytowałaś swoje niebo

zapatrzeni w (obraz i koty)

zapatrzeni w ( obraz i koty)
Marek Górynowicz

w oknie
przemija dzień
pijemy ten herbaciany wieczór
na rozsypanych puzzlach
w strukturze późnego nieba
odgłos żurawi
i grafitowe chmury

resztę kolorów
pozbieramy jutro
jeszcze ostatni łyk słońca

zobacz siny wiatr
rozrzuca pierwsze sny
marcowe koty
przeżywają
swój pierwszy romans

kolorowanka

kolorowanka
Marek Górynowicz

dzień otwiera słońce
przewraca się na wszystkie strony
marudzi w pejzażu
jeszcze niewyspany

rozmawiamy o zieleni
o kolorach niemożliwych
w żyłach płynie rzeka
słów niewypowiedzianych

w odmłodzonych wierszach
mruczy kot lecą żurawie
nie marudzę
układam wersy z pluszowych zabawek

kolorowanka

kolorowanka
Marek Górynowicz

dzień otwiera słońce
przewraca się na wszystkie strony
marudzi w pejzażu
jeszcze nie wyspany

rozmawiamy o zieleni
o kolorach niemożliwych
w żyłach płynie rzeka
słów niewypowiedzianych

w odmłodzonych wierszach
mruczy kot lecą żurawie
nie marudzę
układam wersy z pluszowych zabawek

dobranocka

dobranocka
Marek Górynowicz

rozpycham się między snem
a tobą
w oknie naprzeciw
twarz świeżej paprotki
księżyc fermentuje noc

śpimy na twardych kropkach
stand-up
lucyfer przełamał mój wstyd
biegam jak oparzony
mleko się wylało

zbierasz kożuch
i napęczniałe słowa
na dobranoc – dobry wieczór
miś pluszowy śpiewa nam

nie niedziela

nie niedziela
Marek Górynowicz

w warstwie nieba
żurawie patrzą nam w oczy
słońce schodzi po schodach
nie zamykam okien
wieczór puka do drzwi

karafka niedopita
rozmyślamy o nieistnieniu

Malaga

Malaga
Marek Górynowicz

a kiedy odnaleźliśmy klucz
Chrystus stał przed drzwiami
słońce wyczekiwało po drugiej stronie
cień naszych ciał błądził w oddali

i tylko dzwon w katedrze uśpiony
recytował zagubione wiersze
Picasso malował wiatr w kolorze bugenwilli

ukryłem się w twoich marzeniach
w smaku parzonej kawy
w oddechu błękitu morza
w ziarenku piaszczystej plaży

to nie jest obraz

to nie jest obraz
Marek Górynowicz

tej nocy wędrujemy nieobecni
na uliczkach błyszczą pomarańcze
w kompozycji snu flamenco
kolory mijają się wzajemnie
smak wina całuje nasze usta

zza księżycem jest most
tam kochają się niezameldowani
spójrz na to z innej perspektywy

za chwilę przytulę cię wierszem
i nie patrz kotom w oczy
bo będą ślepe

między stacjami metra

między stacjami metra
Marek Górynowicz

karmisz mnie piersią
anielico z ułamanym skrzydłem
kolejny raz ulegasz ograbionym
wygłodniałym wędrowcom
to takie nieestetyczne
kiedy ktoś gubi twarz i duszę
szczególnie w pędzącym metrze

na pierwszej stacji
latający talerz z powszednim chlebem
głodni odfrunęli w nieznane

w porannym orędziu malujesz słowa
litość zapomni o naszej bluźnierczej nocy
jak niewidoma bogini klękasz przed obrazem

kto zamyka oczy aniołku
zostaje okradziony z własnego sumienia

Roma

Roma
Marek Górynowicz

Na kamiennych schodach
czarny kot
oparty wąsem
o Koloseum
rozłożone niczym dziurawa
muszla pod rzymskim niebem
skropione rdzą czasu
uśpione.
Zmarszczki murów
leniwie tworzą
obraz przemijania
odbity
w kocim spojrzeniu
jak w bezmiarze wieczności

[…] schody dnia

[…] schody dnia
Marek Górynowicz

schody dnia
twarze rzeczywiste
na przekleństwa
najlepsze są papugi

ktoś zapala znicz
na skrawku asfaltu

w cieniu mijających sekund
zmieniamy kolor oczu
powoli zdejmujemy wszystko

za drzwiami
schłodzone niebo
łódki z wioślarzami
skrzynka na paznokcie
życie nie zawsze drapie
czasem zostawia awizo

noc muzeów

noc muzeów
Marek Górynowicz

ubraliśmy się w pomniki
w rozmiarze kolumny Zygmunta
w muzeum śpi malarz
między gwiazdami
zmęczone niebo

noc wydaje się dzieckiem
zapłakana niewinna
deszczem tuli się do snu
z kołyski odjeżdża ostatni tramwaj
grzechocze

siedzimy na skraju twojej dłoni
codzienność maszeruje obok
martwa natura otwiera oczy
ulica milczące usta

Mallorca

Mallorca
marek Górynowicz

każdego dnia liczymy dłonie na fortepianie
Chopin wyjechał wcześniej
z porannej Valldemossy

rozmazałem uśmiech sokiem z cytryny
bawiąc się kolorem oleandrów

taki dzień budzi się jak niemowlę
z oczkami w stronę mamusinego słońca
i butelką cieplej chwili

na rozgrzanych plażach suszą się turyści
morze odpływa w dal
słowa niewypowiedziane
ubieramy w epitety

Toledo

Toledo
Marek Górynowicz

błękit
jest wzruszająco przyjemny
nagi biustonosz
nie rozbiera mojej wyobraźni

zieleń
jest po drugiej stronie wiersza
czytam uliczka po uliczce
między wersami błądzi kot
i zapach zduszonych marcepanów

czas układa puzzle
w muzeum El Greco
niebo
błysnęło w świetle migawki

* * *

* * *
Marek Górynowicz

Boże Narodzenie
stąpa po niebie pełnym gwiazd
ta jedyna przybędzie jutro

zanim pojawi się słowo
w nierozbudzonej ciszy nocy
przytulimy świat na nowo

nie pytaj o przestrzeń
w kruchym istnieniu
wystarczy wszystkim

Kleosin

Kleosin
Marek Górynowicz

spacer na zimno
las kwitnie szyszkami
zimowe wiersze
układam pod choinką

ciepły szal leży w samochodzie
wtulony w siebie
kot mruczy w telefonie

via Cracovia

via Cracovia
Marek Górynowicz

są wiersze uczepione do choinki
zatrzymaj mnie jeszcze
wczoraj czytaliśmy w leśnym domku
dziś w pośpiesznym do Krakowa

potem był pusty peron
i czerwona czapka
nie pasujemy do nikogo
nawet w dobranych słowach

miasto kwitnie śniegiem
na białych ulicach
marzną kartki niezapisane
i wersy do nieba przytulone

peron Horodniany

peron Horodniany
Marek Górynowicz

w naszym śnie mruczą koty
mędrcy siedzą między wersami
matki tulą dzieci
do snu

zaraz będzie północ
ten z Bielska do Gdyni pojechał w drugą stronę
samotni podróżują w ostatnim wagonie
czytają porzucone książki

noc jest na sprzedaż
z torbą pełną gwiazd
i sentymentalnych wspomnień
w staroświeckiej sypialni
jak mówisz

noc w pełni (nieprzespana)

noc w pełni (nieprzespana)
Marek Górynowicz

siedzimy między tobą a mną
gryzie nas proces starzenia się
i popękane ściany miasta

w naszych snach
kochają się wiersze
mruczą bezdomne koty

za oknem
odległe gwiazdy
mkną w rytmie free jazzu

w eksplozji nocy
księżyc zapełnia się
w ciemności

sen o rozbitku

sen o rozbitku
Marek Górynowicz

jest jeszcze kilka kroków
namalowany semafor
i nienazwana stacja
poeci czytają tu oniryczne wiersze
jest godzina ta sama

w mroku późnego listopada
wędrujemy wzdłuż siebie
między peronem a zegarem
błądzi księżyc

tu zatrzyma się ostatni pociąg
w żyłach zacznie płynąć krew
z ust przygryzionych na wietrze
odjadą spóźnione słowa