Marek Górynowicz
Świsłocz
na Cytrusowej
zielona dolina

zielona dolina
Marek Górynowicz
w światłach lokomotywy
kończy się bieg zapomnianej rzeki
na pustym moście
pod powierzchnią nocy
błąkają się bezdomne sny
w ciszy
pomiędzy ramionami drzew
maleńki skrawek horyzontu
tyle barw ile myśli
wędruję po ścieżkach
malowanych dzień wcześniej
świt zagląda w oczy
Orlanka
siedlisko
Valletta
Valletta
Marek Górynowicz
nie możemy zrezygnować z marzeń
ponieważ marzenia zrezygnują z nas
oddaliśmy uśmiech z ust do ust
kinnie w puszcze ma smak
kolejnej podróży
pod haftowanym niebem
piękno niezmienne
tu czas szuka swoich wspomnień
spłodzone metafory
kołyszą się nad kolejnym wierszem
i nie zdążę wszystkiego zapisać
nad brzegiem morza
słowa tonął w nefrytowych falach
Ghawdex
* * * )))
* * *
w echu północy
niepamięć
grudniowy pamiętnik
grudniowy pamiętnik
Marek Górynowicz
pamiętasz
było kiedyś takie nieme kino
z lustrami i pustym bufetem
czasem kobieta w golfie
sprzedawała tam herbatniki
zjadaliśmy je bezszelestnie
a wokół słychać było
krzyk
łuszczonych małych pestek
zbici w jedno ciało
szukaliśmy bezustannie
gniazda prawdy
nadzieja przykryta
śladami czołgów
jarzyła się śniegiem w ciemności
nigdy nie przestałem
wierzyć
że Wolność istnieje realnie
odmienne stany grudnia
odmienne stany grudnia
Marek Górynowicz
w bielszym odcieniu bieli
czarne okładki zakrywasz dłonią
zawijasz dzieciństwo w pieluchy
obracasz myśli we wszystkie pory roku
i nastaje zima
wtedy wdrapujemy się na swoje ciała
między wyobraźnią a kolejnym słowem
jest naga przestrzeń
gdzieś w równoległym wszechświecie
między tobą a mną
kochają się wiersze
wieczorna modlitwa
wieczorna modlitwa
Marek Górynowicz
Gdy wieczorem staję
na szachownicy chwili
pokutnej skruchy
znajduję mozaikę pól jasnych i ciemnych
w moim wieczornym rachunku sumienia
nie potrafię samotnie oddzielić
blasku od cienia
ciepła od chłodu
ta jedna myśl
wciąż się czuję bezradnym
żałuję przepraszam
i obejmuje mnie skrzydłami
Anioł Przebaczenia
sen o rozbitku
sen o rozbitku
Marek Górynowicz
jest jeszcze kilka kroków
namalowany semafor
i nienazwana stacja
poeci czytają tu oniryczne wiersze
jest godzina ta sama
w mroku późnego listopada
wędrujemy wzdłuż siebie
między peronem a zegarem
błądzi księżyc
tu zatrzyma się ostatni pociąg
w żyłach zacznie płynąć krew
z ust przygryzionych na wietrze
odjadą spóźnione słowa
tęsknota
Puchły
Puchły
Marek Górynowicz
uśmiechnęłaś się kołysząc księżyc
na białej chusteczce jedna łza
i kilka słów z dalekiej podróży
szepczesz ciszo trwaj
w anielskiej pieśni wiatr szumi dzwonem
cerkiewne wrota otwiera noc
w oddali płynie magiczna Narew
nad horyzontem przebiegł kot
wędrowny pielgrzym zapalił świece
Sława Tiebie Boże nasz sława Tiebie
i szepnął cicho widząc Pokrowę
Matko Miłosierdzia -Dziękuje Ci
gdzieś w blasku nieba na końcu wioski
stoi przydrożny drewniany krzyż
to taki niemy drogowskaz życia
on wskaże drogę i otrze łzy
punkt
kiedy świecą żarówki
kiedy świecą żarówki
Marek Górynowicz
w cieniu mruczących gwiazd
spaliśmy kocim snem
noc była długa
a kołdra zbyt krótka
i nastała jesień
czas cofnął się
z letniego na zimowy
nic się nie zmieniło
życie gramoli się po kieszeniach
czasem przychodzą do nas wiersze
otwierasz drzwi
spóźniona pizza
już dojrzewają drożdże