Jesienią

Jesienią
Bronisława Góralczyk

Jabłka błyszczą na drzewach jak czyste widelce –
sad się cieszy ogromnie, bo dorodne wielce.
A i grusze się stroją (chociaż to nie damy)
i z owoców tak dumne (a my je zjadamy!).

Już kasztany opadły, już chłodniejsze ranki;
nie widać już u dziewcząt ni jednej skakanki,
bo do zabaw nieskore i smutno im teraz,
kiedy jesień ponura słońca żar zabiera.

A czasami i deszczem, i mgłą świat przykrywa –
tak to bywa z jesienią, bo taka już bywa;
jak ziemia poszarzała, jak czapla złotawa
i jako jabłka owe – cierpka i słodkawa.

Gliwice 19.09.2007 r .

spacer miasto

spacer miasto
Jarosław Pasztuła

ulicami latarnie uliczne milczą
blade światło oświeca kostki brukowe
moje glany brzmią w tym świecie ciszy
ktoś psuje efekt spokoju zamilcz
chłopcze krzyczę by wykrzyczeć
że nie jestem najważniejszym ważne wnętrze

nabieram powietrza wypływam na asfalt
uderzając pięścią o pustą glacę
wbijam flagę wbijam w ziemię
cień kładzie nacisk na podłożu

urośnie kilka chwastów
wyrwę z korzeniami szkodnika
nie pękam nie drżę patrzę jasno
nie panikuję przed siebie pędzę
nie zawsze wygrywam
jest wino jest fajnie potrafię
wskrzesić iskrę na dnie butelki

zawsze coś odpaliło nie tak
zawsze problem nie dotyczy
już dość podjeżdżam Cadillakiem
kiedyś byłem z punkami
dziś z Mikołajem
idziemy do przedszkola

Ciepłuszek od serca.

Ciepłuszek od serca.
Antonina Marcinkiewicz

Dzisiaj Urodziny mojej Córci Małgosi.
Deszcz się rozpadał i słońce nie świeci
a do Ciebie milion ucałowań leci
pokonując przeszkody pogodowe.
Tulę mocno mocno i ciało i głowę
najpiękniejsze na świecie
i mądre i zdrowe.
Życzenia ślę i patrzę jak lecą
przez góry chmury i morze głębokie.
Już doleciały do Hiszpanii
pukają do okien.
Palmy rozkołysały się radośnie.
Otwórz Kochana drzwi.

Zgodnie

Zgodnie
Jarosław Pasztuła

uśmiech rozciąga się
od malowniczych Ustrzyk
po płaskie brzegi Helu

malowane oczy
jak Bałtyku piaskowy błękit
trawą morską włosy
rozciąga wiatr po kresy horyzontu

poranną bryzą zmoczony
biegnę brzegiem plaży
bursztynowa komnata tajemnic
wyczekuje zakochanych

fale bałwany nie przeszkodzą nam

zachód słońca nad morzem
należy do nas wróć o wschodzie
nasza Polsko

Jesienna kabała

Jesienna kabała
Bronisława Góralczyk

Jesiennie wróży październik rudawy;
miast talii rozłożył miedziane liście
I hojnie stawia pasjansa ciekawym,
a oni ufają, że im się ziści…

Nie wierzcie liściom obłudnym i zmiennym,
ogromnie zgniewanym, że czas ich minął!…
Nie spełnią żadnej kabały jesiennej,
bo z wiatrem popędzą – jak Pendolino!

Czy kiedyś wrócą? Powrócą na pewno;
zielone jak dawniej i w czas wiosenny…
a wiosną spełnią kabałę jesienną:
Cyganka… i wierny jej król czerwienny.

Gliwice 17.10.2007 r.

Mojej Wnusi Patryni

Mojej Wnusi Patryni
Antonina Marcinkiewicz

Rozśpiewały się śpiewaniem wielkim
chmury, ptaki, kwiaty i drzewa.
Imienny ma dzisiaj Patrynia.
I ja również od rana Jej śpiewam.
Wena moja, która ostatnio spała leniwie,
życzeń znalazła wianuszek.
Pod jej dyktando ja te wersy
napisać Wnusi muszę.
Życzę Ci kochana moja;
Marzeń, o które warto walczyć.
Radości, którymi
warto się dzielić.
Przyjaciół, z którymi warto być.
Nadziei, bez której nie da się żyć,
Niech Los Ci sprzyja moja kochana.

Muzyka jesieni

Muzyka jesieni
Antonina Marcinkiewicz

Na strunach złotej jesieni
wiatr wygrywa figlarne koncerty
kolorowe liście tańczą wesoło
pośród czerwieni jarzębin
w rytm tej muzyki wpisują się
spadające z drzew kasztany i orzechy
z wdziękiem zrzucają letnie mundurki
czekają na nowe ziemskie przygody
magiczne smyczki wiatru budzą tęsknotę serca
może rozpłynie się ubogacona złotem jesieni
i otulona woalem babiego lata

Balast

Balast
Antonina Marcinkiewicz

Dźwigam przeszłość na ramionach
miotam się między nią a przyszłością
dużo jest wspomnień do których się uśmiecham
inne ciążą zakłócając sny i myśli
dzięki afirmacjom próbuję uruchomić
pozytywną uzdrawiającą energię
wybaczam i dziękuję
to działa

Nasza szkoła

Nasza szkoła
Bronisława Góralczyk

Tyle wspomnień z nią mamy…
dzisiaj cześć jej oddamy –
my, jej córy, i my, jej synowie…
A gdy stare już mury
zadrżą niemal jak góry…
wtedy miasto i o nas się dowie…

Nasza szkoła wspaniała,
co nas w świat wypuszczała –
gdy matura na plus była zdana,
tu (w tych murach) i teraz
owoc pracy swej zbiera…
Dziękujemy ci, szkoło kochana!

Gliwice 17.09.2011 r.

Stracone złudzenia

Stracone złudzenia
Bronisława Góralczyk

Słońce w oczy świeci jak lampa błyskowa;
czas polskiej jesieni znów złotem się mieni
i liście dwubarwne mi wrzuca do sieni,
gdzie rycerz mój czarny przed nocą się schował.

Przyjechał na koniu ów rycerz jesienny,
w kubraku porwanym przez wiatry i deszcze,
co zdążył zniewolić i uwieść mnie jeszcze,
żegnając się rankiem całusem płomiennym.

Odszedł gdzieś w nieznane kochanek ubogi,
zostawiwszy smutek po niecnym pobycie
i kurz, co się wznosił wzdłuż rowu i drogi,

jakby chciał mi przykryć moje marne życie,
bym już nie cierpiała i nie czuła trwogi,
kiedy znów się zbudzę samotna o świcie.

Gliwice 05.10.2021 r.

O szczęściu i O nieszczęściu

O szczęściu i O nieszczęściu
Wiesław Harchut

„Ze starego sztambucha”

Wśród kurzu, na strychu.
Głęboko, w walizce.
Leży stary sztambuch.
W nim – spisano wszystko.

O szczęściu i O nieszczęściu.
Ważnej, błahej sprawie.
Pierwszym ważnym balu
i pierwszej zabawie.

Opisano spacer.
Pierwszy pocałunek.
Pierwszy wspólny wyjazd.
Pierwszy podarunek.

Pierwszy uścisk dłoni.
Pierwsze czułe słowa.
Z tęsknoty i żalu,
z sercem, pęka głowa.

Kiedyż to minęło?
Dawne wydarzenia.
Szybciej, serce bije,
wzruszają – Wspomnienia

Swym pojawieniem

Swym pojawieniem
Helena Krystyna Szymko

Swym pojawieniem –
zbudziłeś namiętności ciała
czułe struny serca poruszasz
ciepłym słowem
muzyką która wzrusza
wskazałeś drogę do swojego serca
gdzie miłość rozkwita
wiatr rozwiewa życia troski
poranek śpiewem ptaków budzi
a życie – nadzieją się staje

Pochwała jesieni

Pochwała jesieni
Bronisława Góralczyk

Piękna jesień zbiega z wzgórz.
Już październik pośród brzóz
w długi dywan poukładał żółte liście.
A wśród świerków, wiatr niecnota
mchem i liśćmi w barwie złota
kapelusze zaczął stroić uroczyście.

Mknie z orszakiem w blasku złota
nasza polska jesień złota
do młodnika wczesnym rankiem już o świcie.
A pajączek babim latem
tka królowej zwiewną szatę
na srebrzystym z rannej rosy rzadkim sicie.

Śliczną suknię jesień ma.
Radość wszystkim wokół da,
gdy do lasu na polanę dzisiaj trafi.
Boć i drzewa, i zwierzęta,
leśne grzyby i ptaszęta –
pamiętają jak cudowna być potrafi.

Gliwice 08.10.2008 r.

Miniatury poetyckie

Autorzy: Ewa Walentyna Maciejewska, Bronisława Góralczyk, Marek Górynowicz, Małgorzata Orzechowska Brol, Kazia Gatys, Grażyna Kłosek, Janusz Strugała.
Lektor, produkcja, tło muzyczne Janusz Strugała

dobry człowiek

dobry człowiek
Jarosław Pasztuła

najpiękniejsze chwile przepiłem
zmarnowany czas najlepszy

nie wracam pamięcią do domu

idę drogą
widzę piękno przyrody
wiatr delikatnie mówiąc
miesza myślami
niczego nie naprawię

orzeł nade mną

kocham ciepłe noce
nikomu nic nie powiem
jestem sobą

pamiętam kobietę
jej włosy jak babie lato
wokół głowy

teraz wędrówka
do kresu wytrzymałości
szukam miejsca

mój dom mój azyl
daleko

Dzieje pewnej książki…

Dzieje pewnej książki…
Bronisława Góralczyk

Napisałam książkę nową;
szarą nieco i brązową,
ale kiedy Grześ ją czytał,
swoją mamę cicho spytał:

– Czy ta pani oszalała?!
Wszystkie kartki w brąz ubrała,
a okładka – szara cała;
jakby innych barw nie znała!
A ja lubię kolorowe!

Na to mama odpowiada:
– Ach, to niezła jest szarada!
Napisz, Grzesiu, do tej pani,
za co tak jej książkę ganisz.

Grześ posłuchał, i napisał,
że przygody tego lisa,
co posiłki jadał w misach,
gdy przystawał tuż przy cisach –
czas ubarwić już wypada!

Ja na takie zapytania,
nie mam nic już do dodania,
więc Grzesiowi książkę nową
dam już ładną, kolorową.

Minął sierpień, minął wrzesień,
Grzesio nową książkę niesie…
a w niej lis i barwna jesień.
I autograf – to już wie się…
Czas się zabrać do czytania!

Gliwice 22.06.2022 r.

kawał drogi

kawał drogi
Jarosław Pasztuła

spocznę na kozetce
rozepnę szary prochowiec
zobacz duszę czystą

zdejmę bordo beret
w nim schowam serce
które pragnie bić dla ciebie

z kieszeni wyjmę pomięte wiersze
przeczytam ci jeden
może zmiękniesz

przygarniesz mnie do swego życia
będę śpiewał poezję

czystym wreszcie
obmyję stopy
przebyłem kawał drogi
od narodzin po kłamstwa i pożogi
skonałbym bez wybaczenia
przed mostem życia

nikt prócz ciebie
nie podałby szklanki wody

Przestroga dla ludzkości…

Przestroga dla ludzkości…
Kamil Olszówka

Choć dziś te kilkaset rakiet,
Nad otulonego nocą Izraela niebem,
W umysłach całej ludzkości trwożne rodzi pytanie,
O tak niepewnej przyszłości bieg,

A my wpatrzeni w ekrany telewizorów,
Wsłuchani w głosy ekspertów z radiowych odbiorników,
Daremnie usiłujemy konstruktywne wnioski wysnuć,
O nieskuteczności kolejnych pokojowych planów…

Dziś gdy pobożni chasydzi,
Całonocnym rakietowym ostrzałem zmęczeni,
Opierając głowy o betonowych schronów mury,
Odpływają nieśpiesznie w o przeszłości narodu wybranego sny,

Nabożny śpiew z tamtej pamiętnej Paschy,
W noc przed wyjściem z egipskiej niewoli,
Z zasnutej mgłą niezliczonych tajemnic starożytności,
Niesie się wciąż współczesnymi nocami,

By dotrzeć niesłyszalny do uszu wszystkich,
W jakiejkolwiek stronie świata cierpiących ucisk,
Łagodnym tchnieniem pociechy,
Uśmierzając ból nerwów rozszalałych…

Lecz ludzkość pouczeń Historii niepomna,
Nieistotnymi drobiazgami dziś tak bardzo zaślepiona,
O niedawnej przestrodze zapomniała,
Gdy w ogniu stanął niedawno inny kraj…

Kiedy to inna straszliwa wojna,
Rzesze bezbronnych ludzi dotknęła,
W wielopokoleniowych domów gruzach,
Grzebiąc milionów Ukraińców marzenia…

Gdy z każdym dniem piętrzące się gruzy,
Gwarnych niegdyś miast wielomilionowych,
Stawiały wymowne pytanie o przyszłość ludzkości,
Wciąż zbywane milczeniem przez masy,

A niczym mosiężne starego zegara wskazówki,
Wybijające nieubłaganie godziny do śmierci,
Kolejne dronów kamikadze wybuchy,
Wybijały czas cywilizacyjnego regresu ludzkości…

Gdy wciąż kolejne nieprzespane noce,
Znosić musieli wycieńczeni ukraińscy cywile,
Krzepiąc się niekiedy jedynie dobrym słowem,
na mrozie wyszeptanym z Nadzieją ukradkiem,

Gdy pozbawieni prądu i bieżącej wody,
Z podkrążonymi oczami po nocach nieprzespanych,
Cierpieć musieli dni codziennych trudy,
Pośród przygnębiających obrazów zniszczeń wojennych,

Gdy wciąż kolejne eksplozje,
Pośród morza wojennych zniszczeń,
Spędzały z powiek spokojny sen,
Kolejnych wybuchów niosącym się odgłosem,

A niejeden starzec pośród miast bombardowanych,
Mroźnymi nocami tulił swe wnuki,
Ocierając z zimnych ich policzków gorzkie łzy,
Roztrzęsionymi pomarszczonymi dłońmi,

Łzy ukraińskich dzieci,
Choć spowił niebo wybuchów dym,
Z zaświatów dostrzeżone przez Anioły,
Ocierane były niewidzialnymi ich dłońmi…

Choć dziś inny ostrzał rakietowy,
Tak bardzo przecież podobny do tamtych,
Nad przyszłością świata każe się zastanowić,
Odkładając na bok nasze codzienne sprawy,

Współczesna ludzkość tak bardzo ułomna,
Grzechami hedonizmu tak bardzo zaślepiona,
Nie mogąc się zatopić w swych sumień głębinach,
Do głębokiej duchowej refleksji pozostaje niezdolna…

Wielomilionowych miast ostrzały,
Są dziś przestrogą dla całej ludzkości,
O której pogrążona w sprawach błahych
I tak zapewne niebawem zapomni…

Gdy upłynie kolejnych kilka dni,
A świat na powrót w marazmie się pogrąży,
Ludzkość zaślepiona pędem ku nowoczesności,
Zapomni także i tej przestrogi…