Ona
Antonina Marcinkiewicz
jeszcze chciałaby zabłysnąć
zainteresować
wywołać zachwyt
przywołać blask chłodnych gwiazd
lecz
pochylone od mozołu plecy
i dusza poraniona
kurczą się i więdną
zamyka się w sobie
a jej rozpacz
skupia się na własnym usychaniu
On
patrzył
jak przelatuje obok świat
próbował zatrzymać
zaprzyjaźnić się
wypić bruderszaft
nie zdążył
fałszywe drogowskazy
zaprowadziły w ślepe zaułki
przesiewał w pamięci wspomnienia
na twarzy
ślady zmagań i marzeń