Po drugiej stronie linii
Marian Jedlecki
Granica światła obiekt niczyj Euklidesa
biegnący do nikąd a co z prostopadłą?
na niej łzy świec pejzaż oku miły
cały z ciernistych drzew w polichromii
gdzie tłum cieni pod marmurem świata
krzyż swe widziadło śle między mogiły niewinnych
groźny swój refren – śmierci suko wspaniała
odkąd samotność mnie zwerbowała
warczysz szczekasz płoszysz gołębia skrzydeł rojenie
czcze sny aniołów wścibskich i tak odfruną
wszystko w rozsypce w bezwładzie leży
w pył bezimiennych dusz przetwarzane
bo życie jest luźne niebytem pijane
a ziemia tuli sekretne bóle
i jest skazą co drąży skrycie
ja przez swe żale przymuszony zwątpieniem
rysę w sekretnym marmurze żłobię
a ludek drętwy w kłącza wieńców uwikłany
uwolnia wreszcie sprzymierzeńca w sobie
zesztywnieni w ekstrakt nicości
zamienili dar życie kwiatom
w spadku balansują na granicy
i wszystko to zaczyna się od nowa
któż tego nie zna kiedy odpycha
czerep co zęby w wiecznym uśmiechem szczerzy
po drugiej stronie świetlistej linii
gdzie ramiona zimne obejmują