ferajna tańczy, ja nie tańczę…
Rafał Sulikowski
pamiętam tamten taniec ogników pod lasem
gdy wszyscy siedzą i śpiewają razem
jest w tej pieśni cisza i wszystko co trzeba
harmonia zawodzi jak nastoletnie serce
zroszone mokrymi kroplami znad wysokich
mostów tęczy…
w ogniach kiełbaski się opalają
“harmonia na trzy czwarte z cicha łka…”
a mnie z tęczówek wodospad prawie spływa
obracam twarz aby nikt jak jeden mąż
nie widział…
dziś przy ognisku w środku letniej nocy
ferajna coraz piękniej tańczy
zanim kur zapieje
wkrótce wczesnym brzaskiem
ktoś kogoś tutaj zdradzi
ktoś snem kamiennym w odmętach
zaśnie…
raczej to czuję – nie wiem tego wcale
że noc ta nie jest dla mnie szara
bo niedaleko i nie ważne jak daleko
gdzieś tam sobie żyje moja ulubiona
powiedzmy oględnie – Dziewczyna…
wszyscy nadal ostro piją
opowiadają góralskie kawały
i nie przejmują się ani tamtym
ani nawet tym światem wcale
palą niektórzy też mosty
z takim trudem od lat budowane
ja nigdy żadnych mostów
za sobą chyba nie palę…
lecz siedząc w kręgu
jak harcerze dawniej
papierosa jednego za drugim
niczym Humphrey Bogart palę
i palę wciąż nie mogąc spalić…
nieco dalej od ognia
co blade twarze spala
i najtwardsze serca
z nierdzewnej potrafi zmiękczyć
stali…
…jest las ciemny do którego poeta
w połowie życia dostał się
niechcący
a w krain sennych przestrzenie przedwieczne
wprowadziła go słowiańska dziewczyna
dla niego jaśniejsza niż w zenicie
słońca
to było dawno lecz lasy są wieczne
dziś nieco cierpiące – trochę rachityczne
nie jak u Gołubiewa piastowskie puszcze
szumiące o rycerzach znad kresowych
stanic…
wdzięczna się niesie melodia w dal
są pamiętne słowa naszych prababek
“…dziś u Franka na ulicy Gnojnej
zebrał się ferajny kwiat…”
i na te słowa coś nagle spokojnego
do serca się wlewa zamyślonego
siedzimy tak długo
śpiewamy pieśni
harmonia przygrywa
zupełnie jak we śnie…
lecz jak to ze snami bywa pięknymi
zwykle się kończą w najmniej chcianej
chwili…
jej tutaj nie ma – ja tutaj jestem
ona jest z nieba – ja z ziemi przyszedłem
ona jest młoda i wściekle bogata
ja młodość przegrywam u progu lata
los zagrał ze mną w znaczone karty
musiałem blefować – taką miała
talię…
pamiętam każdą sekundę
od tych początków – ani jedną wcześniej
chcę życie opisać całe w poezji
lecz nie wystarczy nawet
powieści…
ognie pod dębami wysoko skaczą
ferajna wokół śpiewa i tańczy
hipnotyzuję płomienie zimną
czarną nocą
i choć jest ciemno
wszędzie widzę jej oczy…
harmonia na trzy czwarte
z cicha łka…
ferajna tańczy,
ja nie tańczę…