(po dzisiejszym spacerze)
las okaleczony
w gęstwinę włosy uwięził
wilgotne liście ugrzęzły mu na czole
rozdmuchuje rękami mur gałęzi
wypłoszonymi oczami patrzy dookoła
nimfy lasów gdzie ptak
na pozbawionej liści gałązce śpiewa
że godziny wloką się markotnie
a las musi podnieść oczy
podnieść głowę
bo jego rzęsy są wilgotne
za smutny jest abyście go kochali
więc patrzy przeze mnie w głąb siebie
a wy uciekajcie biegnijcie
bo szczekanie nieszczęść krwawych psów
podnosi się i w ciemne liście toczy
do Aspazji daleko
ja biegnę i łza też biegnie
bo mieszają się chmury i wyżyny
a las późną ulewą płacze
spękaną czerwienią Bruegla albo Caravaggia
bo oczekiwanie stało się śmieszną wizją
ułomnego zachwytu