– Kochasz mnie? Wyszeptała. Położył rękę na jej biodro i przyciągnął do siebie. To było silniejsze od nich, od postanowień, obaw i rozważań. W ułamku sekundy zrzucili kajdany przyzwoitości. Zapragnęli siebie z równą siłą pożądania, tak jak w Kołobrzegu, jakby to był ich pierwszy raz. Wtopili się w siebie ustami. Leszek błądził ręką po śliskiej koszuli, czując pod nią napięte mięśnie pleców i bioder. Wyjął ramię spod jej głowy i delikatnie obrócił jej drżące ciało. Powoli unosił cieńką zasłonę, która dzieliła go od pełni szczęścia. Zdobywał ją czule, napawając się nieskończonymi obszarami spodziewanej rozkoszy, która przyspieszyła mu puls i oddech. Szybko sięgnął po pilota i wyłączył telewizor, by już nic nie rozpraszało zbudzonych żądz i wygłodniałych serc. Ciemność, która ich owinęła ciepłym całunem miłości, uwolniła w niej pokłady uśpionych pragnień i fantazji. Oddała mu wszystko, całą siebie, duszę i ciało. On smakował i delektował ten słodki dar jak markowe wino, które latami dojrzewało, aby w końcu wynagrodzić spragnionym ustom czas niecierpliwego oczekiwania. Cieszyli się sobą spleceni w rozkosznym amoku, czas się dla nich zatrzymał choćby po to, aby dotarli do bezludnej wyspy spełnienia, gdzie mogli odetchnąć, uspokoić wzburzone serca i oddechy…