Retuszerzy Niekonieczności
Marian Jedlecki
Szanowni Państwo!
Już w czasie II wojny światowej mawiano głupawo, że nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera. No, cóż – była to konieczność chwili i tak ją mądrzy oficerowie traktowali. W tym czasie i całym okresie PRl-u, nikt nie śmiał nawet wspomnieć o znanym całemu światu fakcie, że dratwą przyszyci do nas pseudoprzyjaciele za wschodniej granicy, postarali się o to, aby właśnie taki stan rzeczy był normą. Mówię tu o Katyniu, Ostaszkowie oraz innych syberyskich kazamatach, w których strażnikiem był nade wszystko straszny mróz. Po wojnie było już tylko gorzej, bo wystarczył dwutygodniowy kurs, żeby zostać prokuratorem, albo sędzią skazującym żołnierzy AK, NSZ na śmierć jako bandytów. Wkurzało mnie w tej sprawie milczenie władz i udawanie “głupiego”, bo ja już w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, jako uczeń wyższej szkoły wojskowej (o profilu politycznym), wiedziałem o łotrostwach rosyjskich komunistów, a później rodzimego UB. Ba.. Pokazano mi nawet zdjęcia z książek tzw. “drugiego obiegu” Jednak trzeba było kompetencje przywrócić do łask. Rządząca kasta towarzyszy potrzebowała wyuczonych lekarzy, inżynierów, a nawet artyści byli potrzebni, jeśli niezbyt mocno dokazywali i znali swoje miejsce w szeregu. Dla potomków towarzyszy partyjnych uczelnie stały otworem, a różne dyplomy czekały jednak tylko na wręczenie. Pozostali zwykli kandydaci na przyszłych magistrów (nie z szeregu partyjnego) musieli się jednak wykazywać nabytą wiedzą, albo talentem. Wyjściem awaryjnym do uzyskania wymarzonego dyplomu wyższej uczelni było wstąpienie do rządzącej partii jedynie “słusznej”. Teraz artystą jest każdy, komu się tak zadaje, a gdyby ktoś miał wątpliwości, to zawsze można przedstawić dyplom i nawet nie trzeba go kupować na przysłowiowym bazarze. Bowiem uczelnie prześcigają się w pozyskiwaniu studentów, bo czesne pozwala na ich utrzymanie. Ale właściwie, dlaczego tylko artyści mają być uprzywilejowani? A jak ktoś chce bywać lekarzem, sędzią, politykiem? W niektórych wypadkach wymagane są jalieś dyplomy, chodzi więc o to, żeby były one dostępne dla „elyt” i oczywiście są. Nikt przecież nie bada rankingowo poziomu uczelni dyplom wystawiającej. Zdecydowanie lepszym stylem życia jest jednak bywanie “z zawodu politykiem”. Od niego nie wymaga się wiedzy, nawet zdecydowanych poglądów, które „wytrawny polityk chorągiewka” zmienia zależnie od koniunktury. Według gender, płeć to też sprawa poglądów, nie biologii więc można ją zmieniać w zależności od kaprysu chwili, albo wewnętrznego przekonania. Czy zatem warto jeszcze cokolwiek studiować? Tak, ale jedynie na uniwersytecie. Magistrem się jest, albo nie jest i basta. Książek, poezji, esejów specjalistycznych nie napiszą ludzie, którym się jedynie wydaje, że są wykształciuchami. Może, dlatego właśnie o nich mówi się najmniej, bo, o co może wykształconego człowieka dziennikarz zapytać? Jak się czuł pisząc kolejną książkę? To już lepiej zapytać dzieciaka, co czuł kopiąc szmaciankę…
pozdrawiam i do następnego czytania