Mara

Mara
Marian Jedlecki

Bruk od deszczu srebrny
cień po nocy długi
jaśniejących okien kilka
ulica brukiem niewielka
promieniem słabym obrazem olśniona

ciasnota pokoju dławi
upał brudnych ścian drażni
w mózgu głodnego
plączą się myśli łachmany
słychać jak futro skóry wilgotnej podnosi
śmieszną czkawką podrzucane
dygocze jak derwisz w amoku

cień czarny i wyraźny na ścianie przysiada
tylko on z tobą cichy do końca
i nałóg
co o życiu wie najwięcej
dławiący dym ze skręta
wydobywa moc ucieczki tej miłości
potem druga trzecia
jeżeli tylko rana nie jest na ciele