Widzi coraz gorzej
usta gubią słowa
cierpi okropnie głowa
i jak wulkan chce wylać
rozgrzaną lawę z czoła
Nie lubi tego fotela
przeraża ją cisza ścian
i pozy zmienności na twarzy
raz sięga nieba
a raz jest w najgłębszej szczelinie
Przechadza się z okna w okno
patrzy jak mknie
zegar lat
szuka przyjaznej dłoni
co zagłuszy samotność
Serce zapomina o biciu
traci oddech na schodach
zagubiona w pajęczynie
utkanej ze zmarszczek
aż milcząco leży
spętana chorobą końca