Kochałem i nie byłem kochany
zobaczyłem to teraz pod koniec życia
bo nie byłem kochany tak jak się rodzi
ale jak przytrafia
ona ciągle ma piękny uśmiech
kiedy kłamała że kocha
a usta obiecały podróż do obłoków
więc tak jak wcześniej na pochyłej łące
siedzę sam ze spuszczona głową
myślę o tym udaję że podnoszę głowę
że to nic wielkiego
bo słońce osusza mgłę oczu
której nie potrafię przytrzymać
bo łąka jest wielka a miłość malutka
patrzę i zapominam
jak świat sam siebie grzebie
a drzewa wypluwają zasłyszane słowa
a ja tu leżę w łóżku z cudzym obrazem
i zwyczajnie cudzołożę
grzeszną modlitwa usypiam sumienie
bo przypuszczenie że mój świat
dostatecznie dojrzał aby wnieść coś własnego
nie jest dla mnie dostatecznie przekonujący