Archiwum autora: admin

Z Orionem twarzą w twarz

Z Orionem twarzą w twarz
Jarosław Pasztuła

płat czystego nieba tak trzeba
patrzę na pas Oriona
walczy pośród gwiazd
nas tam nie było zapach ciszy
jesteśmy tutaj światło słabnie
z minuty na minutę
sterczę samotnie jak słup soli
nie ma nas i nie będzie tylko szumi las

niebo zasnute
wulkanicznym pyłem mroku smak
jedna rzecz która jest wyzwaniem
poleć tam gdzie słońce do gwiazd
przynieś garść kosmicznego pyłu

w teleskopie światło
jak w tylnym lusterku wstecznym
przenieś swoje zwierciadło
wehikuł czasu
wehikuł przyszłości

daj choć trochę poczuć strachu
boję się przepowiedni
horror
demony przeszłości na ziemi
zbierają żniwo

pieniądze nie dadzą radości
smutek żal jest późno
jest prawda
jest zło ani jednego sprawiedliwego

ogień na niebie z Orionem
walka wewnętrznych skrajność
zaciśnięty pasem u stóp z Andromedą
płacz Kasjopei niesie w kosmos
zimnym wiatrem maluję
twarz obrazek dnia
więcej światła

Ku pamięci

Ku pamięci
Antonina Marcinkiewicz

Dzień Babci I Dziadka tuż, tuż.

Starości nie wolno obrażać
tym bardziej że o nic nie prosi
cieszy się każda chwilą
dobre wspomnienia chce nosić
nie wolno nękać i straszyć
że kiedyś do domu opieki
uśmiechem witać ją szczerym
i podać w chorobie leki
zdjęcie z nią zrób na pamiątkę
byś mógł przypomnieć w przyszłości
że był ktoś kto cię kochał
przytulał pieścił i gościł
odkładał każdą złotówkę
na twoje wygodne życie
i teraz cieszy się widząc
że chociaż ty w dobrobycie
jednego pojąć nie może
dlaczego tak często się złościsz
zazdrość i gniew pielęgnujesz
rodziny życzliwie nie gościsz
ptakom sypiesz ziarenka
kotom czyścisz kuwety
drogą karmą ich karmisz
staruszków nie znosisz niestety
słowa czasem okrutne
jak nożem albo kamieniem
celnie kierujesz w ich serce
złej mocy to polecenie
a może tak zhardziałeś kochany
nurzając się w dobrobycie
i lękasz się ze starość dom twój zabrudzi
i… zakłóci… może pokrętne życie

noc muzeów

noc muzeów
Marek Górynowicz

ubraliśmy się w pomniki
w rozmiarze kolumny Zygmunta
w muzeum śpi malarz
między gwiazdami
zmęczone niebo

noc wydaje się dzieckiem
zapłakana niewinna
deszczem tuli się do snu
z kołyski odjeżdża ostatni tramwaj
grzechocze

siedzimy na skraju twojej dłoni
codzienność maszeruje obok
martwa natura otwiera oczy
ulica milczące usta

Finał nigdy nie nastąpi

Finał nigdy nie nastąpi
Janusz Strugała

księżyc ostrym konturem
jawi się na ciemnym niebie
zalotnie wabi zakochanych
pochyli się nad niejedną parą
jego światło tylko odbiciem
jest jak bezludna wyspa
jałowa nieosiągalna
zdobi kosmos jak pępek
jest natchnieniem dla poetów
romantyczny model dla malarzy
pełza ze wschodu na zachód
zatonie nad ranem
w przestrzeni zmowa milczenia
dla ludzi enigma
nasza perełka
w nieskończonym oceanie
patrzymy z pokorą
pryszczem miliony lat
przemożnym pragnieniem
chęć poznania tajemnicy
finał nigdy nie nastąpi

Sanna

Sanna
Bronisława Góralczyk

Pędzą konie, pędzą sanie,
śnieg spod sań ucieka,
a dzwoneczków dźwięczne granie
słychać już z daleka…

Gwiazd srebrzystych pełne roje
tak nam przyświecają,
aż zabłysły oczy twoje,
blask ich odbijając…

A i księżyc nad jeziorem
błysnął w srebrnej toni…
więc nie braknie go nad borem,
kiedy trojka goni…

Pędzą sanie trójką koni,
wicher wokół śwista,
pokrzykuje pan Antoni
hetta, wio i wiśta!

Stary księżyc zaczął ziewać,
gwiazdy z wolna bledną,
a Antoni nam zaśpiewał
pioseneczkę jedną:

Hej koniki, hej cisawe,
wieźcie mnie do chaty –
na gorącą czarną kawę
lub na łyk herbaty!

Pędzą sanie, pędzą konie,
śnieg spod kopyt tryska,
a ty grzejesz moje dłonie
niczym żar ogniska…

Księżyc przysnął gdzieś nad rzeką,
gwiazd już nie ma prawie…
Łza się kręci pod powieką;
sen się śni na jawie…

Ja w tych saniach z tobą, miły,
z tobą i Antonim.
I janczary, co dzwoniły,
i ta trójka koni!

Zwalnia trojka w śnieżnej szacie,
kończy się już sanna…
a nas dwoje, w ciepłej chacie,
czeka – miód i… wanna!

Gliwice 18.02.2008 r.

Zauroczeni miłością

Zauroczeni miłością
Janusz Strugała

rozstaliśmy się zalotnym porankiem
diamenty uczuć przycichły
w promieniach słońca
byłaś niegrzeczna
kobiecą atencją perlona
zwabiłaś dwa serca do siebie
zamknęły się w muszli pożądania
szeptałaś że ten czas będzie idyllą
moje myśli zaklęte samotnością
pulsowały coraz szybciej
w takt uwielbienia
byłaś rusałką i gorącą lawą
która spływała na moje ramiona
wulkan uczuć nie nabrzmiewał długo
wybuchł bezwstydną fontanną
opętałaś mnie moje bezmiary tęsknoty
zauroczonych miłością
przyjęła cicha noc

Wrześniową drogą

Wrześniową drogą
Sylwia Błeńska

wiatr głaska przydrożne wierzby
w oddali most tczewski
i to co po nim zostało
doczekał się kolejnych wyborów
na próżno czy w czas
Wisła niewzruszona

droga przed siebie cięta kręta
w nowym wydaniu
non stop czerwone światło
anielska cierpliwość ma swoje granice
lecz nic mi do czasu ani w te i wewte
płynę więc po morzu asfaltu
a za mną przede mną pufają parowozy
rozgrzane kotły do czerwoności
i cóż im po tym
kiedy cel stoi w miejscu

15.9.2023

Dzień

Dzień
Janusz Strugała

gaśnie iluminacją zmierzchu
otwiera amfory niby mądrości
kreuje pytania jak ciernie
jest samolubny
zabliźnił się urojeniami
jest jak dzban z którego
wylewa się apatia
ciężko mu odejść wyje jak wilkołak
nie grzeszył nadmiarem radości
był ironią losu
nie zmotywował
jego cel to zobojętnienie
układał godziny jak ciemne witraże
kronikarz nic nie zapisał
wiarołomnie odurzył smutkiem
odejdź wreszcie
byle jaki dniu

Zima powróciła!

Zima powróciła!
Bronisława Góralczyk

Zima psoci, zima knoci, zima wkurza;
najpierw szarość długo biła od podwórza,
a od wczoraj, biel na dworze zagościła.
Czyżby zima ot tak sobie powróciła?

Już dzieciarnia dwa bałwany ulepiła,
w blasku słońca, w spadającym lepkim śniegu,
a i młodzież do zabawy przystąpiła,
biorąc udział w swym narciarskim pierwszym biegu.

Zima cieszy, zima bawi, zima broi;
nikt zawiei ani mrozu się nie boi.
Gdy dziadkowie ciągną wnuki na saneczkach…
dzieci zimę, w życiu mają – nie w książeczkach!

Gliwice 23.01.2023 r.

Cenna podobizna

Cenna podobizna
Bronisława Góralczyk

Znalazłam bombkę i lametę
i fotografię w ramce białej
którą owinął ktoś w gazetę
i skrył w kąciku za regałem

A na tym zdjęciu twarz znajoma
choć w życiu nigdy nie widziana
lecz ja tej wiedzy nieświadoma
śniąc odwiedzałam ją co rana

Zanim mnie budził świt słoneczny
miałam jej obraz w snach wyśniony
bo ten rytuał wprost konieczny
wciąż zadowalał obie strony

Życie się toczy mknie jak strzała
a ona ciągle jest koło mnie
bym twarz jej piękną pamiętała
ale mi brak jest wspólnych wspomnień

Ktoś podobiznę sprzed półwiecza
ukrył celowo za regałem?
Teraz na cześć jej wonna świeca
płonąć już będzie przez dnie całe

Gliwice 27.12.2023 r.

Szeptem kwiatów

Szeptem kwiatów
Janusz Strugała

wysyłam ci nuty szeptem czasu
w koperty składane
dźwięki szarpanych strun nad ranem
wysyłam wersy i metafory
w bydgoskie rymy strojone
wiem dla ciebie są wymarzone
piszę je wieczorami
przy świecy kaganku
w notesie jak w poczekalni
czekają na adoracji krużganku
otwieram się duszą otaczam myślami
znaków zapytania tyle przed nami
drwiną życie bywa
żyzne pola smutkiem suszy
namaluj dla mnie obraz
na pewno mnie wzruszy
motylami miłości wymaluj łąki
szelestem kwiatów umilą
dni rozłąki

Spacer w parku duszy

Spacer w parku duszy
Marcin Olszewski

Cisza
Myśli wolno spacerują lub biegną w znanym kierunku
W parku duszy drzewa śnią z ptakami w ramionach gałęzi
Oświetlone latarnią księżyca, siedzącego na środku stawu

Futerały skrzypiec świerszczy otwarte
Kto zechce, usiądzie na widowni świata, wsłuchać się w głos
Muzyki wnętrza
Nikt czasu życia nie pogania. Nawet wiatr

Czasem wiewiórka inspiracją ziewnie, skoczy zwinnie
Ku korytarzom spiżarń, pełnych wrażeń i pomysłów
Wtedy delikatny skrzyp pióra na białych skrzydłach papieru
Rozbudza dzwon mojego serca

Szybko, zamaszyście, głębokim oddechem zanurzam się
W toń promieni uśmiechu, płomieni miłości, krzyku cierpienia
Głowa faluje nad sztandarem zeszytu, aby dalej, aby głośniej
Mówić, pisać, głosem ptaka w locie marzeń

Póki żyję, póki jeszcze mam siłę w dłoni
A dozorca bramy parku duszy nie zamyka
Staw nieosuszony, a księżyc daje blask nadziei
Pozwól mi śnić poezją Boże, dopóki zegar życia tyka

Kiedyś przestanie

jak głaz

jak głaz
Jarosław Pasztuła

cichy głaz
zacementowane usta

ani słowa

w oddali wiatr

ciszę rozpruł rzeźbiarz
wydobył piękno
wydobył kształt

ujrzałem kobietę

z kamienia
taka jak ty ciepłą
w oczach łza

perełka szczęścia

serca zbliżone w rezonansie
żyję dla ciebie

Gdy spadały śnieżne płatki…

Gdy spadały śnieżne płatki…
Bronisława Góralczyk

Wśród topoli wirowały płatki śniegu
i z księżyca srebrnym blaskiem się bratały
by dla ciebie lśnić syneczku w pełnym biegu
kiedy z nieba wprost ku tobie będą gnały

I sfruwały wprost ku tobie srebrne płatki
i na dłoniach ci siadały jak motyle
a tyś cieszył się jak oczy twojej matki
kiedyś nieba jej przychylał w tamtą chwilę

Człapał z wolna późny wieczór leśną drogą
tyś się cieszył jak zabawką każdą gwiazdką
a stareńki srebrny księżyc skryty w głogu
pełną przygód cię zabawiał opowiastką

A gdyś słuchał o czym księżyc opowiada
gdyś spoglądał jak się srebrzą śnieżne płatki
w twoje dłonie powolutku sen opadał
i spełniona… jak marzenie… miłość matki

Gliwice 25.02.2009 r .

Słowa krzepią

Słowa krzepią
Janusz Strugała

Minęły lata,
płynęły jak wartki nurt rzeki.
Dni pełne radości, czasem smutku.
Chwile pozostały w pamięci,
niech grzeją serce ciepłym ogniem.
Życie pełne tajemnic, szukamy sensu.
Jak tułaczka w wymiarze czasu.
Tysiące nut zagranych uczuciami.
Gwiazdy niezawodnie błyszczą,
słońce wschodzi i zachodzi.
Słowa krzepią, wibrują.
Szeptem marzeń i snów.
Morski wiatr, rześki i chłodny
niesie trudne myśli za horyzont przemijania.

Pochylmy głowy

Pochylmy głowy
Antonina Marcinkiewicz

Nie wojnom
wędrówkom bez celu
chleba nie broni
pokoju i bezpieczeństwa
precz przemocy i zabijaniu
60 wojen aktualnie na świecie
w okopach Bóg w przepasce na oczach
zamyka powieki konającym
potem długo modli się
i zaczyna pisać nową Ewangelię
i płacze nad tą zbiorową traumą narodów

Przemiany

Przemiany
Antonina Marcinkiewicz

Oglądasz czytasz i nasłuchujesz
zmiany przemiany
przeżyjesz poczujesz
i myślisz idąc po polskiej ziemi
co ci zostanie przechodniu niemy
z tych lawinowych przemian głębokich
czy fałsz się prawdą stanie teraz
czy prawda fałszem
i czy bez lęku otworzysz drzwi
i zaprosisz wędrowca
na puste miejsce przy stole

skończona radość z życia

skończona radość z życia
Jarosław Pasztuła

tutaj się zaczęło
tutaj się skończyło
zakwitło by wysuszyć się na wiór
żółty kolor jesieni

nasza miłość wisi jak ciuch w szafie
pachniało lawendą starym sadem

zacieram ślady sprzed laty
kilkanaście lat temu a jakby wczoraj

zatoczyło życie trzysta sześćdziesiąt stopni
między nami jest siła sól ziemi

tutaj urodzona tutaj umarła nasza miłość
nie wiem dlaczego po co nam to było
mógł śnić się sen naszych marzeń

to koniec o tym wszyscy wiedzą
może innym razem w innym miejscu

razem biegniemy do światła
bliżej wiosny pachnące kwiaty
bliżej nieokreślonym kierunku

w końcu przestałem się bać o nas