Archiwum autora: admin

Kapliczka

Kapliczka
Wiesław Harchut

Słuchajcie –

Przy drodze, kapliczka.
Dawno postawiona.
Miejsce różnych spotkań,
ledwo stoi, kona.

Przechylony krzyż, zbutwiały,
z drewna bukowego.
Na nim wisi Chrystus.
Chciałby zejść już z niego.

Przeżarte rdzą gwoździe, (grzechy)
mocno go trzymają.
Popękane mury krzyczą –
Ludzie !!! – Nie słuchają.

Jesień życia.
W liściach, szelestu głos Boga –
“Kiedyś, zejdę do was.
Wtedy będzie trwoga.

Czas daję, na razie !
Na opamiętanie.
Bo gdy przyjdę – Płacz
będzie – Zgrzytanie.”

Na kolana! Pierś uderz!
Głowę trzymaj nisko!
“Bóg – Pan Twój – idzie!
W jego rękach wszystko.”

Luty 2024 (Rzeszów)

Istnienie

Istnienie
Wiesław Harchut

Jak rzeka płynie,
czas, tak ucieka.
Z biegiem wskazówki,
mijają chwile.

Życie przepływa
nurtu pośpiechem.
Dzieckiem, młodzieńcem,
starcem – przez chwilę.

Minęły lata,
dziecięcych zabaw.
Beztroskich śmiechów,
w ramionach matki.

Szalonych, szkolnych,
pierwszych miłości.
Wyborów ważnych.
Życiowej wpadki?

Szybko minęła
budowa gniazda.
I odlot, z niego
dzieci, daleko.

Nie wiedzieć kiedy
urosły wnuki.
Cieszą się z tego,
te “stare dziatki”

Na skroni, siwej,
widać zakola.
I czoło, zmarszczki,
bruzda je zdobi.

I choćbyś nie chciał.
ktoś Ciebie woła.
Ze smutkiem, ale,
trzeba odchodzić.

Bo całe życie,
jak jedna chwila.
Z Bożą pomocą,
przemknęło pięknie.

I tylko wiara,
że ktoś tam czeka.
Duszy, da ulgę,
gdy serce pęknie.

zatrzymać czas na jakiś czas

zatrzymać czas na jakiś czas
Jarosław Pasztuła

dotykałaś moich ramion
pod wierzby płaczące
skrywając nieśmiały wzrok

usta kleiły się do ust

smakowała kolacja
ciało do ciała
ciasto i masa słów
odklejały mój mózg

wspominam noce
pełne rozmyślań
włóczące się dni pomiędzy nimi
roześmiane twarze
których teraz nie poznaję

długie włosy zapach twoich warkoczy
oczy głębokie spojrzenia
oszczędność w słowach

wiatr porwał na strzępy
nić co łączyła
w mojej głowie
miłość zawsze żywa
oddycha pachnie zielenią
mieni się jedwabistą purpurą

sztandarem na wietrze

Za co to?

Za co to?
Bronisława Góralczyk

posadziłeś mnie na górze
w chmurze
a ja moknę tu i wrzeszczę
w deszcze
i się raczej nie ukorzę
boże
bom jest silna a nie słaba
baba!

za co tak mnie karzesz władco
za co?
za tęsknotę co ulata
z lata
za zachody słońca w morze
może?
czy za długie w Twojej chmurze
burze?

żadne kary nie są w stanie
panie
zniszczyć moich zdarzeń
z marzeń
bo ostanie moje lato
tato
sam mi dałeś… czy pamiętasz?
w święta!

Gliwice 14.10.2023 r.

Ekspiacja

Ekspiacja
Maciej Jackiewicz

Przepraszam panów i młodzieńców
że nie jestem panną zakochaną
i nie dostaję na wasz widok rumieńców
i nie myślę o was w każde rano

Przepraszam panie oraz dziewczęta
że nie mam postury Schwarzeneggera
i nie w orderach moja pierś wypięta
bo moje całe życie jest niczym chimera

Przepraszam za niejeden życiowy błąd
że tańczyłem z manekinami na ich balu
wiem, że mnie kiedyś czeka za to boży sąd
dziś nie mam o to wszystko do nikogo żalu

Ale przed nikim nie okażę mojej skruchy
bowiem byłem jestem i będę niezawisły
i zawsze wierzyłem jedynie w dobre duchy
nie obchodzą już mnie odkurzone pomysły

* * *

* * *
Marek Górynowicz

wybudziłaś mnie z moich wierszy
był kot zwinięty w poranek
i wersy owinięte kołdrą

mniejsza z tym
w słonecznej przestrzeni
chodzimy po zwrotkach
ułożonych dzień wcześniej

Wrzesień

Wrzesień
Bronisława Góralczyk

Znikł już w polu śpiew skowronka,
deszczem płacze wrzesień,
woal mgły wśród łąk się błąka,
z nim i szara jesień…

cała w chmurach gdzieś nad wodą,
nad lasem już wzlata,
a mnie myśli jeszcze wiodą
do ciepłego lata…

boć mi ciągle koncert kosa
echo w lesie niesie,
bo wciąż słońce mam we włosach,
a nie szarą jesień…

No a może ja się mylę,
szukam dziury w całym…
wszak i wrzesień na tę chwilę –
wie jak być wspaniałym.

Gliwice 15.09.2008 r.

Na smutne dni, deszczowe dni

Na smutne dni, deszczowe dni
Bronisława Góralczyk

Jesienna szaruga, jesienny splin
i szklanka burbonu miast dobrych win
na smutne dni, deszczowe dni,
na serca ból, a i na łzy…

Jesienna tęsknota, jesienny żal
i plaży wspomnienie i poszum fal;
w czas smutnych dni, deszczowych dni
wracają sny, a wśród nich ty.

Jesienna pogoda, jesienny czas
i z kart wywróżony żołędny as
na smutne dni, deszczowe dni,
na śmiech przez łzy i losu gry.

Gliwice 15.06.2022 r.

bywało inaczej

bywało inaczej
Jarosław Pasztuła

miałem być pogodny
jak wczorajszy dzień
przynieść śniadanie do łóżka

zmieniłaś mnie
o gwiazdo

zamiast światła jakoś wyblakłaś na moim niebie

gdy uczucia ostygły z herbatą
pragnę z satysfakcją wypić i odejść
lub czekać aż coś się zdarzy

wczoraj było inaczej
kochałaś sercem teraz patrzysz na konto
przez wyblakłe okulary swojej starej

latem są wakacje

latem są wakacje
Jarosław Pasztuła

policzek musnę kłosem żyta
polnej piaszczystej drogi kresem

nikt nie przemierza wspomnień

zrywać bławatki wokół cisza
spokój dla ciała i ducha

zapachniało lasem i skoszoną trawą w powietrzu zapach słomy

po łące z gracją człapie bocian
czajki jak te panie niedotykalne

piękne są nasze wakacje
odbite w w kałużach

puścić kaczuszki na wodzie

zatracić się w dzieciństwie
śnić marzyć o tym wszystkim

Tajemnica

Tajemnica
Bronisława Góralczyk

W twoim domku (z ogródkiem, z białym fortepianem)
noc przespałam spokojnie. Zbudziłam się ranem,
gdy dźwięk sztućców i naczyń oznajmiał dokoła,
że już pora nam śniadać (i z kuchni ktoś wołał…).

A po sutym śniadaniu czytam Mickiewicza
i próbuję odgadnąć z twojego oblicza,
gdzie mnie dzisiaj zabierzesz, co zwiedzać będziemy:
czy do parku, czy może nad rzekę pójdziemy?…

A tyś zabrał mnie w ostęp dziewiczego lasu,
gdzie znów pasą się żubry (od pewnego czasu),
gdzie prastare jesiony i dęby dostojne
toczą spory odwieczne i o przestrzeń wojnę.

Choć nie mogę zapomnieć o tym małym domu,
o tej puszczy dziewiczej niczym nieskażonej,
będę milczeć dozgonnie. Nie zdradzę nikomu –
gdzie to miejsce: wciąż czyste, i wciąż niezniszczone.

Gliwice 16.07.2007 r.

Czarny motyl

Czarny motyl
Bronisława Góralczyk

Nieostrożny czarny motyl wpadł przez okno,
a po chwili siadł na stole wśród talerzy.
Potem zrobił coś, w co pewnie nie uwierzysz –
siadł ostrożnie na mej dłoni… i ją cmoknął!

Nagle wzniósł się, rozpostarłszy skrzydła lśniące,
i odfrunął bezszelestnie ponad gankiem.
Wiem, poleciał tam, skąd przybył późnym rankiem –
ku wolności i ku kwiatom hen na łące.

Pozostawił czarny motyl ślad na dłoni;
kształtne serce się odbiło w ślad czerwony,
a ja nie chcę i nie mogę go zasłonić…

Może kiedyś znów zabłądzi w moje strony;
a z mej dłoni nikt go raczej nie przegoni…
więc poczekam na motyla lot szalony.

Gliwice 22.01.2024 r.

Leniwy dzień

Leniwy dzień
Wanda Frydrychowicz

Piękna pogoda, cudowny dzień
A ja tak leżę jak zwykły leń
Leżę cichutko w sadzie pod drzewem
I delektuję się ptaków śpiewem

Tam leci motyl, obok mnie ptak
Ja sobie leżę i myślę tak
Życie przemija, czas szybko leci
Mam duże wnuki, dorosłe dzieci

Żyć by się chciało i to nie mało
Bodaj prawnuków się doczekało
Kocham to życie, kocham ten świat
Chociaż przybyło mi wiele lat

Bo świat jest piękny, śliczna przyroda
A mnie każdego dnia lata szkoda
Życie ucieka, ucieka w dal
Odchodzą ludzie, których mi żal

Rodzice moi po tamtej stronie są
Ja zaś mam tutaj swój skromny dom
Jest dużo kwiatów i moc zieleni
Owoc czereśni rubiem się czerwieni

Słonko wysoko, mnóstwo obłoków
Wietrzyk leciutko wieje tu z boku
Ptaki cudowny koncert wprost dają
Myślę, że o mnie one śpiewają

Dla mnie te kwiaty, dla mnie motyle
To wszystko dla mnie z życia mam tyle
Radości dużo, uciechy moc
więc zawsze wolę dzień a nie noc

Cudowny dzionek piękna pogoda
Lecz mi jest jednak dni przeszłych szkoda
Dni przeszłych szkoda i przeszłych lat
Mimo iż taki cudowny świat

Więc leżę sobie patrzę po niebie
Mamo i Tato tęsknię do Ciebie
Wiem że Wy z góry na mnie patrzycie
Do Pana Boga się za mnie modlicie

Tu mi jest dobrze, mam tu rodzinę
Swój mały domek w domku tym
męża, kochane córki, wspaniałe wnuki
Więc Wy tam za mnie trzymajcie kciuki.

w ogrodzie

w ogrodzie
Jarosław Pasztuła

w ogrodzie siedzę sam
która z kobiet chciałaby

ze mną głębokiej obcować ciszy
w ogrodzie nocą sam na sam
pośród ciszy i świateł gwiazd

jestem starym nudziarzem
wybacz teraz czekam
na kolejny księżyc w pełni

kilka wersów z bibli uspokajające
trzeźwe zachowanie myślę że wszystko zakwitnie na miejscu

w moim ogrodzie nocą zgasł ogień
we śnie widziałem jak nadchodzi z nowym dniem

płonę Polsko

płonę Polsko
Jarosław Pasztuła

chcę dla nas dobrze
chcę z tobą żyć o każdej porze

chcę wieczorami
widzieć twoje granice

czytać twe dzieje od deski do deski
jak księgę pełną zwycięstw i trudu
walczyć za ciebie jak walczył Sobieski

wyraź zgodę na ofiarę serca
będzie dobrze jak dawniej

dziś spałem spokojnie
bo wiem że twój duch jest blisko

cały świat płonie
a ty stoisz niewzruszona jak skała
Polsko moja kochana

włóczę się za tobą po papierze

włóczę się za tobą po papierze
Jarosław Pasztuła

zanurzam pióro
błękit atramentu
gdyby przemówił kałamarz
podpowiedziałby

wiele o nas

układam w zdania
na papierze szkicuję wiersz
słowa płynące ze stukotem
serca basem z drżeniem rąk

wiesz ty wiem ja

rozdzieleni jak kartka
w kratkę z zeszytu fiz-mat
jak pocztówka przedarta
nad Bałtykiem

zgubiłem klucz

zamknięte drzwi
nie odlecę z progu
włóczęgą po mieście
rozpoznaję siebie

tak mi brak

ostatni taniec ostatnia noc
jesienny powiew liści szum
zapach ust smak spotkań
twoje włosy na kanapie

wciągam nosem szloch

spocznę schowam
w kieszeni dłonie z losem
kilka listów spakowane
w zżółkłe koperty

wyblakły atrament
z czasem zamazany
doborem kleju z reklamy
żeby przemówił kałamarz

zanurzam pióro

płonę

płonę
Jarosław Pasztuła

chcę dla nas dobrze
chcę z tobą żyć o każdej porze

chcę późnym wieczorem
obejrzeć cię nagą

przeczytać od deski do deski
jak dobrą książkę
zwyciężyć jak Sobieski

wyraź zgodę
na używanie cookies
będzie dobrze jak dawniej

dziś spałem wyśmienicie
myśl rozpłynęła się w garści

cały świat płonie
jak ciało jak ogień

Mój ogród

Mój ogród
Bronisława Góralczyk

mój ogród tonie w kwiatach
po polu pieśń się niesie
a gdzieś na końcu świata
wyrusza w drogę jesień

wciąż wolna od uniesień
kolory z sobą swata
i wiedzie ku nam wrzesień
i nić babiego lata

i pieśnią co się niesie
i wiatru cichym graniem
usypia smutna jesień
sarenki na polanie

a słońce co wygasa
na lata pożegnanie
ukrywa w gęstych lasach
maślaki rydze kanie

zaś ogród mój co w kwiatach
ukrywał barw palety
z szarością dnia się brata
jak smutna twarz kobiety

Gliwice 30.08.2010 r.

Moje smutki

Moje smutki
Wanda Frydrychowicz

Gdy wieczory długie ciemne
wtedy to wstępuje we mnie
Już się nie chce biegać, skakać
wręcz przeciwnie chce się płakać

Wiatr w ciemnościach mocno wieje
on odbiera mi nadzieję
ostatnie liście z drzew opadają,
te liście umysł mi zaśmiecają

Okno w pokoju już deszczem płacze
więc przez łzy te smutki zobaczę
niebo ponure, słońce nie grzeje
to przez to słońce, tracę nadzieję

Chmura szarością się do mnie szczerzy,
że jest mi smutno nikt w to nie wierzy temperatura za oknem niska –
to ona właśnie mi smutek wciska

W radiu się sączy smutna muzyka,
radio mnie także smutkiem natyka
srebrny ekran smutkiem zieje,
więc jak można mieć nadzieję

Lecz gdy masz Kogoś – kto Ciebie kocha
odejdą smutki – wróci radocha
bo ciepłe dłonie, wesołe oczy,
mocne uściski, uśmiech uroczy,

Do tego mądre I szczere słowa
wtedy się cały ten smutek chowa
Wróci radosne, pogodne dni bo jesteś zawsze obok mnie Ty
Wtedy cały ten smutek się chowa