Archiwum kategorii: Antonina Marcinkiewicz

Do poety

Antonina-MarcinkiewiczDo poety
Antonina Marcinkiewicz

Poeto
potęga twoja w piórze
sensu swych myśli
nie dopowiesz gestem
więc dbaj o pióro
i dbaj o ręce
bo prawd do zapisania
jest bardzo dużo
krzyczą z ekranu
z okien domów
i z ulicy
pielęgnuj pióro
chroń przed wichrami
i nieprzyjazną epoki burzą

Dysonans żołądkowy

Antonina-MarcinkiewiczDysonans żołądkowy
Antonina Marcinkiewicz

zwój jadowitych węży
zaczyna wiercić się i wić
ocierają się o siebie
z sykiem
knują podstępne intrygi
parzą gorejące płomienie
a wyłysiała miotła
zamiata żołądek
twarz nabiera koloru
szarego papieru toaletowego
świadomość planuje rozwód z ciałem
zbuntowany umysł atakuje
różnymi obrazami
mrocznymi
ostrymi
zasnutymi mgłą…

Pięć arów i miedza

Antonina-MarcinkiewiczPięć arów i miedza
Antonina Marcinkiewicz

braterska miłość
zastygła w milczeniu
obudowali się pancerzem
wrogości i samotności

żal pielęgnowany przez 35 lat
kurczy się z każdym krokiem
zbliżającym ku mogile brata

w pamięci chaos
pochyla się ku głosom
tamtej kłótni
odurza obrazami
wspólnego dzieciństwa
i wyciąga dłonie ku pojednaniu

koślawymi palcami
zapala światełko znicza
szloch skrywanej rozpaczy
przeszywa ciało
wyzwala z uścisku gniewu
prosi o wybaczenie

dookoła
pod kamiennymi płytami
ślady przeszłości

Obok nadziei

Antonina-MarcinkiewiczObok nadziei
Antonina Marcinkiewicz

Skończyła się
letnia uroczystość

Drzewa płaczą
z włosem rozwianym
pod dyktando wiatru

Antyczna topola
wścieka się najbardziej

Przerósł ją
twór cywilizacji

Stoję w oknie
obok swojej nadziei

Trochę smutna humoreska

Antonina-MarcinkiewiczTrochę smutna humoreska.
Antonina Marcinkiewicz

Osoby: Autor, Złość, Gniew, Pycha, Pogarda.
Autor:
Złość i Gniew się rozsierdziły,
domem rodzinnym wzgardziły.
Złość:
Uciec jak najdalej stąd,
znaleźć sobie własny kąt,
budować swe własne życie.
Autor:
Okazały dom kupiły,
złą energią wypełniły,
Pychę z Pogardą zaprosiły,
na parapetówkę.
Pycha:
Pytam, gdzie rodzina,
gdzie są krewni i sąsiedzi,
ja tak owacje lubię,
smutno mi bez widzów siedzieć.
Złość i Gniew [razem];
Krzywdzili nas, nie tulili,
nie rozumieli, źle karmili,
myślą, że nam wiele dali, że kształcili,wychowali, jakby łaskę nam robili,
nam najlepszym i wspaniałym.

Pogarda usta wykrzywiła.
Gniew:
Od sąsiadów murem wielkim,
odgrodzimy nasze włości,
zazdrośnicy i fałszywi, nie chcemy tej znajomości.
Autor:
Najedzeni, wystrojeni
ruszyły ze sobą w tany
lecz tańcować nie umiały, alkoholu więc wypiły
i na spacer wyruszyły
pokazać się jako wielkie pany.
Złość:
Wszędzie jacyś dziwni ludzie,
nietaktowni, bez kultury,
jakieś chamstwo, głupcy, gbury,
głupio śmieją się, radują, dziękują i przepraszają,
w wózkach wożą swe bachory, matki, dziadków,
różną płeć
dumę pewnie zatracili,
chcą na głowie kłopot mieć,
udają, że się wspierają.
Autor:
Powróciły zniesmaczone, jeszcze bardziej rozeźlone
podsycały swe wrogości,
pustka z kątów wyzierała,
dobroć tu nie zaglądała, rozgościły się choroby
złą energią przyciągane,
Autor stwierdził, odejść pora

kartkę im zostawił, na niej słowa napisane:
”dobroć i miłość istnieją na świecie,
będziecie szczęśliwi jak je odnajdziecie!”

Miłość

Antonina-MarcinkiewiczMiłość
Antonina Marcinkiewicz

Dopadła znienacka
rozświetliła umysł i oczy
otuliła muślinową peleryną

zerwała więzy konwenansów
ciało wypełniła pragnieniem
krzyczała ze szczęścia

Czasem

Antonina-MarcinkiewiczCzasem
Antonina Marcinkiewicz

Czasem
potrzebuję samotności
aby poskładać w całość
połamane kawałki
mojej duszy
nie potrafię bronić się
krzykiem
zatrzaskuję się
niczym wieko
starego kufra babuni

milczenie łka
rozczarowane i udręczone

Spotkanie

Antonina-MarcinkiewiczSpotkanie
Antonina Marcinkiewicz

spotkałam go po latach
na ruchomych schodach dworca
na ekranie pamięci
ujrzałam znajomą twarz
patrzymy na siebie
jak para aktorów
wspomnienia napływają
obraz za obrazem
balansuję na cienkiej linie
pomiędzy pragnieniem a rozsądkiem
jeżeli zostanę to na zawsze
utknę w przeszłości
jak świerszcz
w bryłce bursztynu

Znachorka

Antonina-MarcinkiewiczZnachorka
Antonina Marcinkiewicz

położyła ciepłe ręce
na głowie

lewym okiem
spenetrowała bieguny skroniowe
są w normie

prawym
zajrzała w głąb duszy
posmutniała

kazała gryźć kiełki
i pić zioła

uczyniwszy znak krzyża
oddaliła się
umyć ręce

Realista

Antonina-MarcinkiewiczRealista
Antonina Marcinkiewicz

dłonią
tańczącą po klawiaturze
komputera
szuka wymarzonej

nie oczekuje cudu
chwyta chwilę

całuje otulone snem
oczy realnej kobiety

Dla ciebie

Antonina-MarcinkiewiczDla ciebie
Antonina Marcinkiewicz

dla ciebie
powracam ze snu
prężę ciało

godzinami szukam kolorów

odrzucam szary i biały
przypominają barwę włosów
kobiet w wieku balzakowskim
sięgam po różowy
maluję nim
usta i marzenia

Wspomnienie

Antonina-MarcinkiewiczWspomnienie
Antonina Marcinkiewicz

Mąż
królował niepodzielnie
przez 38 lat
w kolorowym pałacu
mego życia

myślałam nieraz;
zbyteczny element
misternej konstrukcji małżeńskiej

odszedł do innego świata

nie pamiętam już
jaki ślad zostawia jego twarz
na poduszce

czasem czuję że jest obok

wtedy uśmiecham się
w stronę jego fotografii

Codzienność

Antonina-MarcinkiewiczCodzienność
Antonina Marcinkiewicz

Manekiny
o pustych oczach
patrzą drwiąco
z okien wystaw
kulę się pod ich wzrokiem
zanurzam się
w wystudzoną ciszę
czas odpada
kawałek po kawałku
akwarele spoglądają ze ściany
jak wyrzut sumienia

Koncert

Antonina-MarcinkiewiczKoncert
Antonina Marcinkiewicz

Spadły dźwięki niczym ulewa
słychać cichutkie pobrzękiwanie rynien
świst i szum wiatru
śpiew radosny
płacz żałosny

toczą się z wysokiej góry
i znów wspinają
unoszą nad przepaścią
do obłoków
nurzają się w błękicie nieba

szepcą wołają
głaszczą po twarzy
opływają ciało

rozpościerają mgłę
przed oczami

ZDERZENIE

Antonina-MarcinkiewiczZDERZENIE
Antonina Marcinkiewicz

W pogoni za marzeniem
zderzyły się dwa ognie

Pieściły wzajemnie
płonące ciała

Nagle
spadł na nie
lodowaty deszcz realiów

Niczym płomieniste łuny
odpłynęły

Czy zgasły?

To nam

 

 

 

 

Porażka

Porażka. Humoreska
Antonina Marcinkiewicz

 

 

Zaduszki

Antonina-MarcinkiewiczZaduszki
Antonina Marcinkiewicz

dzisiaj są przy mnie
słyszę ojca
najważniejsze żebyś miała piękne wnętrze
pocieszenia matki
brzydkie kaczątka przeważnie zamieniają
się w piękne łabędzie
z lustra patrzy na mnie
szara maska rzeźbiona dziesiątkami
lat nadziei
może przegapiłam
ale ten Józek z podstawówki
kochał się we mnie bez uwarunkowań
zdziwiona wepchnęłam go w wielką śnieżną zaspę
uśmiecham się do wspomnień
ten bal był dawno
lista obecności coraz krótsza
a teraźniejszość na zwodzonym moście
czekają tam wszyscy
pod drzewem dobra
światełka pamięci i miłości dzisiaj dla Nich