Moja szuflada
Czesław Paweł Pobiedziński
W głowie się nie mieszczą
więc leżą w szufladzie
a w sklepie powinny
przy kasie na ladzie.
Przez lenistwo moje
zaniedbania grzechy
chyba nigdy, przenigdy
nie trafią pod strzechy
Jesteśmy
Czesław Paweł Pobiedziński
Jesteśmy, siedzimy, rozmawiamy,
zyskujemy a może tracimy
Przychodzimy żeby odejść
Dajemy albo zabieramy
Jesteśmy przyzwoici lub nie
Coś robimy lub nie robimy nic
Nic nie robienie nie szkodzi
ale może być szkodliwe
Nie dawanie, nikomu nic nie daje
ale odbiera radość dostawania
Przychodzenie cieszy chociaż krępuje
Odchodzenie daje wolność ale i niepewność
Odległość dzieli i oddala
Bogactwo jednych to niedostatek u innych
Dawanie tym to zabieranie tamtym
Myślimy albo postępujemy bezmyślnie
jedno i drugie może być podobne w skutkach
Gorączka uczuć nie zmienia temperatury otoczenia
Nawet najbardziej roztropni
i tak nie unikną przeznaczenia
Życie jest najlepszym nauczycielem
ale jeżeli jedynym nauczycielem jest życie
to jesteśmy mocno opóźnieni w rozwoju
Uczymy się na błędach ale każdy na swoich
dlatego historia lubi się powtarzać
tylko zmieniają się jej bohaterowie
Uczymy się uczymy i dziwimy jak mało wiemy
Kto wie o co pytać ten zna odpowiedzi
Swojego nie oddaję, swoim się dzielę
Różne myśli chodzą po głowie
a ja i tak swoje wiem
Słowa
Czesław Paweł Pobiedziński
Poezja to są słowa, zwykłe,
poukładane w kształty zwierząt,
ludzi, przedmiotów, zdarzeń
Słowa z których wynika jaki jest
świat, jak chodzimy wokół spraw
swoich ziemskich codziennych
Słowa te opisujące stan rzeczy
wskazują jak ona, on, oni są uważni
na otaczającą ich rzeczywistość
Co każe nam, im, i im wszystkim
trwać, walczyć, budować i burzyć
głosić i przemilczać swoje idee
Nie bój się być poetą, opowiadaj
głośno swoje zasługi i swoje klęski,
głupcy niech pomyślą, ja też
Przecież ja też mam prawo mieć
swój świat, po swojemu na
własnych nienapisanych zasadach
Zwykły ktoś, ja, ty, on, przystanie,
popatrzy i ułoży to nasze życie
w piękną niepowtarzalną poezję
Złotówka
Czesław Paweł Pobiedziński
Znalazłem ją szczęśliwie na drodze koło Dzidka
Ona smukła, błyszcząca jak gitara Witka
A ja, szary, zwykły, przypadkowy przechodzień
Takie szczęście to rzadkość a nie ot tak co dzień
Ona jeszcze niewinna, pierwowzór dziewicy
Jakby spod igły prosto albo jak z mennicy
Dla mnie to szczególny obiekt pożądania
Wyższy stan świadomości i stan posiadania
W takiej łatwo zdobytej, każdy się zakocha
Choć ona była upadła a ta droga to wiocha
Nawet, gdy się stwierdzi, że to nie jest stówka
Ale zwykła, szara, blaszana złotówka
Dobrodzieje czyli Krótka pieśń o miłości
Czesław Paweł Pobiedziński
Na bok kwasy i waśnie
może dziś, teraz właśnie
potrzebuje Cię świat
jeśli komuś brak czego
a Ty masz to kolego
to nie czekaj, nie czekaj
szkoda lat
Tam gdzie nienawiść gości
zasiej ziarno miłości
a wolności jeżeli jest brak
dorób klucz do tej bramy
niechaj wrócą do mamy
może to cały ich świat
Zwykły gest, mało trzeba
by uchylić bram nieba
więc nie czekaj, nie czekaj
szkoda lat
Słuchaj, patrz dookoła
może ktoś Ciebie woła
i ukradkiem ociera łzy
pomóż choćby przypadkiem
dobrowolną daj składkę
dobrodziejem zostań i Ty.
Zabawki Pana Boga
Czesław Paweł Pobiedziński
Że na wschodzie jest wojna
Przecież ona nas nie dotyczy
My daleko, tu ziemia spokojna
Niech Pan o tym nie pisze, nie krzyczy
Co, że ziemia tam płacze
Że w niej tyle żelaza i krwi
Pan nie gada nie krzyczy nie kracze
Co nam czyjeś tam smutki i łzy
U nas wiosna, gęsi, żurawie
Niezadługo zakwitną nam bzy
A tam zieleń czerwona jest prawie
Tam już wszystko czerwone od krwi
Przebiśniegi tu pierwsze, żonkile
I skowronki nad polem i czajki
Tam zaś krwawe latają motyle
Jak z okrutnej nieziemskiej bajki
Tak, masz rację, dziwny jest człowiek
Zamiast żyć, stać za życiem na warcie
Łzy wyleje wszystkie spod powiek
I ponownie zło czyni uparcie
Na to wszystko Pan Bóg prześmiewca
Z góry patrzy, widać się nudzi
Bo wciąż nowe podrzuca zabawki
Na uciechę lub zgubę ludzi
Ola z przedszkola
Czesław Paweł Pobiedziński
Ola z przedszkola
Ona spojrzała na mnie
przy sobie miała psa
ja pomyślałem, dziwne
skądś znam jej DNA
Przeglądam znajome twarze
z bliskich z odległych dat
z ulicy z okolicy
z młodych chłopięcych lat
Ona spojrzała na mnie
przy sobie miała psa
ja już wiem, pamiętam
serce, też pewność ma
Zrywam jej polne maki
na wianek znoszę zioła
i za swojego stróża
jednego mamy anioła
Jedne nam szumią drzewa
jedna gwiazda nas wita
te same usłyszy słowa
ktoś, gdy nas o co zapyta
Na małym szklanym ekranie
ta sama nam leci bajka
przemiły miś Uszatek
i słodka pszczółka Majka
Ona spojrzała na mnie
na rękach miała kotka
wiem, to Ty, ta sama
mała przedszkolna psotka
Czasem
Czesław Paweł Pobiedziński
Czasem zapomnę, nie zajarzę
że jestem tutaj gospodarzem
na palcach chodzę, papcie noszę
kłaniam się grzecznie, dziękuję, proszę
i jestem kontent, czyli rad
z rozlicznych mojej żony wad
co ona zrobi źle, wadliwie
za wszystko chwalę ją życzliwie
kiedy przesoli lub przepieprzy
podziwiam wyrób, że najlepszy
gdy zamiast zupy berbelucha
przemądrzałego zgrywam zucha
i zaraz proszę o repetę
i chwalę atrakcyjną dietę
gdy w domu brud i nieporządek
zachwalam czystość i obrządek
zachwalam przedtem oraz po
i zmywam gary, czyszczę szkło
a gdy już żonie deser zrobię
myślę: posprzątam znowu sobie
i robię przegląd brudnych rzeczy
bo praca z wszystkich chorób leczy
choć boli głowa, rwie lumbago
mnie żadną nie dobijesz lagą
nastawiam właśnie pranie trzecie
na dwór wynoszę, bo to w lecie
jeszcze odkurzę, otworzę okno
potem przelecę dom na mokro
a potem żonie kawę podam
niech ona wypoczęta, młoda
paznokcie, oczy wymaluje
niech dom nasz godnie prezentuje
ja zaś wymyślam prace nowe
codzienność mi zaprząta głowę
takie to życie, człowiek się trudzi
w tym miejscu żony głos mnie budzi:
„dawno skończyli szkło kontaktowe,
dwunasta, wiadomości nowe
zgaś telewizor, przykryj się kocem
wiesz, jakie teraz chłodne noce”
Ulica Nowy Świat
Czesław Paweł Pobiedziński
Wiele czekamy lat
Na ulicy Nowy Świat
Albo przy innej drodze
Aż przyjdzie jakiś czarodziej
I nam odmieni życie
A my na nieba suficie
Gwiazdę jakąś obierzem
Lub zodiakalne zwierze
I niech świat cały płonie
A tam na nieboskłonie
Ta jedna, życzliwa mruga
I życie jak baśń długa
Wstęgą się piękną układa.
Obok nas chaos, gromada
Ludzi, gdzieś biegnie, krzyczą
Zmartwienia, nieszczęścia ćwiczą
A my tuż, tuż obok
Błękitny, pogodny obłok
Nas nic nie martwi, nie mierzi
My nie musimy być pierwsi
Ani nawet czwarci
Niech innych wszyscy czarci
Niech diabli wszystko biorą
My wieczorową porą
Z ulicy Nowy Świat
Tak jak za dawnych lat
Spojrzymy tam w kąt nieba
I wiemy, kiedy trzeba
Mamy cię jedną, własną
Nawet gdy inne zgasną
Światła nam swego daj i trwaj!
Wigilia
Czesław Paweł Pobiedziński
Posłuchajcie, widziałem,
idą Święta
weselej świecą gwiazdy
po ludzku gadają zwierzęta
I lepszy jestem ja
i milej uśmiecha się żona
a na choince iskier gra
z gwiazd miliona
W całym domu gwar
rodzina w komplecie
gospodarz w piwnicy ma
wino najlepsze na świecie
Gospodyni opłatek da
i dobre powie słowo
i popłynie łza
i życzenia gorące
I rozgrzeją nam serca
ciepłych słów tysiące
i popłynie w świat
jak co roku, od lat
Tajemnica znana
że przyszedł czas
wielki czas
narodzin Pana
Pastorałka rosochata
Czesław Paweł Pobiedziński
Przybyli, przybyli królowie
do domu naszego
dary przynieśli różne
dla Pana maluśkiego
Witajcie, witajcie mędrcowie
szeroko otwarte wam wrota
po lewej połóżcie wota
po prawej woreczki złota
Dzieciątko dzisiaj przychylne
pogada, pobłogosławi
weź Je na ręce kolego
z dzieckiem się trzeba pobawić
Czasem Jezusek się zmoczy
wytrzymaj, wieść pójdzie po gumnie
koszula mokra i krawat
a ty zniosłeś to dumnie
Za chwilę niebiescy anieli
tu do nas zawitają
anielską mają cierpliwość
dzieciątko ululają
Lulaj, lulaj dziecinko
niech śni się niebo i kotki
i różne figle, migle
i cycuś mamusi słodki
My tymczasem kolędy
gorąco od serca śpiewajmy
w zimny grudniowy wieczór
zmarznąć Panu nie dajmy
Żmija
Czesław Paweł Pobiedziński
Na drodze na szarym piachu
na serio lub dla obciachu
ktoś palcem a może kijem
znak zrobił, który się wije
Stanął przechodzień, czeka
a zygzak płynie jak rzeka
prosto ale cyklicznie
niejako symbolicznie
Długo nawet nie czekał
bo oto z niedaleka
pełznie i wnet go mija
prostolinijna żmija
Oj! nakręciłeś Boże
mogłeś to prościej może
stworzyłeś tego gada
na zawiłych zasadach
Moja żona i ja
Czesław Paweł Pobiedziński
Moja żona, światowa
wysoko głowę nosi
bo za granicą bywa
u niemieckiej Frau Tosi
Ja, jestem prosty człowiek
w sadzie jabłoniom się kłaniam
i zwykłą wiejską maślanką
popijam swoje śniadania
Żona, jest nieźle obyta w
zepsutym zachodnim świecie
i Schweineschnitzel mówi
o naszym zwykłym kotlecie
Na takie słowa się wzdrygam
ja po swojemu to wiem
ale schabowy, ziemniaki
owszem, niekiedy zjem
Żona, tam, wino czerwone
ein oder zwei Glaser
a u mnie, na dwóch litrach
kończy się wieczór czasem
Niekiedy jej to wytykam
wtedy, trochę się złości
na szczęście, język jest jeden
gdy mowa jest o miłości
Czarne dni Buska Zdroju
Czesław Paweł Pobiedziński
Czarne dni Buska Zdroju
Kiedy na Busko schodzi noc
nad okolicą zmrok zapada
jakaś przemożna czarcia moc
na całe uzdrowisko spada
I alejami lekko pląsa
po jeszcze ciepłych ludzi śladach
kogo dopadnie wtedy kąsa
i krew wypija albo zjada
Strzeżcie się mili państwo, proszę
spacerów nocnych miłośnicy
bo z okrucieństwa zjawy wnoszę
że przyjechała wprost z Legnicy
Kiedy zabraknie jej klientów
a znam ją, to się stanie wnet
powróci do nas uśmiechnięta
jak zwykle skromna Maria Z…
26 listopad 2022
Zadumka
Czesław Paweł Pobiedziński
Pociąga mnie uczonych mowa
Szkoda, że nie potrafię tak
Wydaję z siebie puste słowa
A treść, gdzie treść, tej właśnie brak
A chciałbym tak zwyczajnie prosto
A prosto znaczy znakomicie
Budować między ludźmi mosty
I dawać przykład swoim życiem
Lecz nie, nie takie to jest łatwe
Dwa kroki w przód a jeden wstecz
Wiem bo uczyłem obcą dziatwę
A własne powiedziały: precz
Czasami ktoś pytanie wnosi
Powiedz: jak żyć, czy dobrze żyję?
Mnie wtedy pusty śmiech ponosi
Wyciągam flaszkę, ostro piję
I w myślach zwracam się do żony
Do światłych głów, do przełożonych
I pytam: w jaki sposób, po co?
i myślę w dzień i nie śpię nocą
Pociąga mnie uczonych mowa
Co z tego, nie potrafię tak
Wydaję z siebie takie słowa
Na które odpowiedzi brak.
Moja modlitwa
Czesław Paweł Pobiedziński
Moja modlitwa
Ty, który gwiazdy rozpaliłeś w niebie
A potem wszystkie je wprawiłeś w ruch
Spraw, żeby w każdej życiowej potrzebie
Czuwał nad nami Twój Święty Duch
Ty, który góry podniosłeś do nieba
Ty, który ziemi dałeś ludzki ród
Daj wszystkim głodnym po kawałku chleba
I racz w pokoju zachować swój lud
Ty, co stad swoich strzeżesz z oddali
Żeby na marne nie poszedł Twój trud
Spraw, żeby cierpień i chorób nie znali
Spraw, by nikomu nie dokuczał chłód
Ty, co próśb moich słuchasz w cierpliwości
Gdy jest potrzeba za mną murem stój
Kiedy zabłądzę w drodze do wieczności
Proszę Cię, pomóż ślad odnaleźć swój
Ponad to wszystko dla mnie jest potrzeba
Myślę, że zgodę na to Twą usłyszę
Zwykły ołówek zabrać stad do nieba
Psalm Ci dziękczynny kiedyś tam napiszę
Pastorałka dla przyjaciół
Czesław Paweł Pobiedziński
Pastorałka dla przyjaciół
Przyszli goście, jeden po drugim
Przesiąknięci zapachem lasu
Przed choinką łańcuchem długim
Przechodzili, zdając próbę czasu
I nieważne kto kim był, co miał
Czy jest cichy, czy używa basów
Nikt nie musiał a przyszedł, bo chciał
Raz kolejny zdając próbę czasu
I nie było bogato na stole
A gospodarz nie dawał ananasów
Prosty pokój jak w wiejskiej szkole
Także zdawał swoją próbę czasu
Rozmawiano o zwykłych zdarzeniach
O tym, komu powiodło się z nas
O podbojach nadziejach, marzeniach
O tym, kogo poddał próbie czas
Rozmawiano o głowie państwa
O premierze, co się boi mas
O głupocie, warcholstwie i draństwach
Że to wszystko podda próbie czas
Rozmawiano w nastroju świątecznym
O radościach życia i smutkach
I zwyczajem polskim, odwiecznym
Popijano, nie myśląc o skutkach
Tak mijały kolejne godziny
I w piosence rozszumiał się las
Wymłodniały nam żony, dziewczyny
Jakby dla nich zatrzymał się czas
Zagościło na krótko złudzenie
Że kolejnych ponad trzysta dni
Żadne złe nie zakłóci zdarzenie
A gdzie zdrowie, pieniądze tam my
I uśmiechnął się Ten, co dziś przybył
Na ten świat i teraz w żłobie leży
Że tak marzą, planują na niby
A to wszystko od niego zależy
Lecz czy każdy zrozumie to z nas
I popatrzy na życie w pokorze
Bo czy czas, czy jeszcze nie czas
Tylko On rozstrzygnąć to może
O trudnej sztuce pisania
Czesław Paweł Pobiedziński
Znacie to, Panie i Panowie,
Być może zbędne tłumaczenie
Poeta to jest taki człowiek
Co zwykłe ludzkie ma pragnienie
Twórcze pragnienie, wiedzy głód,
Więc rozumiecie ten mój trud
Niby dwa rymy, żadna łacha
A trud na dwa utwory Bacha
Ale na wszystko jest taktyka
Więc bach, i wiersze jak muzyka
Po każdym zgrabnym słowie ciach,
Łykam więc łyczek mówiąc: bach!
Nie jestem jakiś tam słabeusz
Tydzień i drugi „Pan Tadeusz”
Albo trzy dni i macie oto
Wierszem jest napisany „Potop”
Ale czasami tak się zdarzy
Litr się zużyje, nie zajarzy
O takim wspomną: z tego słynął
Tytuł napisał i popłynął
01.01.2008r.