“Gdy widzimy już tylko to, co chcemy widzieć, osiągnęliśmy duchową ślepotę“. Marie Ebner-Eschenbach.
Jesteśmy, istniejemy, istnieć będziemy i choćby nie wiadomo jak nieprawdopodobnie to brzmiało, tak w istocie jest. Czy wiesz, że wszystko, co jest na tym świecie składa się z tych samych atomów? Wyobraź sobie kilka pierwiastków – węgiel, wodór, azot, utworzyło coś, co trochę później (w skali istnienia wszechświata, oczywiście) dla własnej potrzeby wymyśliło moc nadprzyrodzoną, straszą nawzajem, szafują nią nagminnie.
Czym jest to wszystko? Czym jest to wszystko, co możemy poczuć, dotknąć, zobaczyć uzbrojeni w synapsy? Czy energią zagęszczoną do tego stopnia, aż stała się materią? Tak, to materia powstała z energii o niesamowitej gęstości, przez co stała się widoczna nieuzbrojonym w teleskopy okiem. My, ludzie także jesteśmy polami energii, które manifestują się jako Homo Sapiens, z wewnętrznymi narządami, zmysłami i całym swoim draństwem zakodowanym w pokręconej psychice. Czy tak naprawdę to wszystko, czego możesz dotknąć, jest tym prawdziwym, ostatecznym? Powinniśmy czuć puls świata, to jak oddycha i żyje razem z nami, w nas, gdzieś w czasie. Powinniśmy widzieć energię, która jest wszystkim, jest też nami, energię, o której zapomnieliśmy. Skupiamy się bardziej na tym, co energia manifestuje, niż na tym, czym jest oraz jak z nią współistnieć. Zjawiska atmosferyczne, ziemski magnetyzm, dźwięk, zapach, promieniowanie, energetyka, reakcje termonuklearne – wszystko jest energią, która manifestuje się w takie wytwory. Zaczęliśmy na tyle drenować, to, co energia tworzy, że całkowicie zapomnieliśmy o niej, o energii, która jest matką prapoczątku i budulcem wszechświata.
Zastanawiamy się skąd to wszystko się wzięło? A przecież ta wiedza jest na wyciągnięcie ręki! Jednak, jeśli dalej ludzkość nie pozna własnych korzeni, to dalej będzie trwać w przeświadczeniu, że powstała, bo Adam chędożył z Ewą albo przez przypadek, który wytworzył miliardy form życia na niezliczone sposoby i formy. Jak bardzo przypadkowy był ten “szczęśliwy przypadek”? Nie dajmy się zwariować. Otóż wszystko, co jest, nie jest dziełem przypadku. My, ludzie nie dostrzegamy, w jak pięknym świecie żyjemy. Patrzymy na kwiat mówiąc, że jest ładny, ładnie pachnie i na tym koniec. Niektórzy mają wiedzę, że jest rośliną, która ewoluowała, że dopiero w czwartorzędzie ery kenozoicznej upodobniła się do dzisiejszych roślin, w których to roślinach zachodzi fotosynteza, że chlorofil, to jego źródło pozyskiwania energii. itd., że teorię ewolucji podzielili pomiędzy siebie Darwin i Lamarck, chociaż i oni, tak naprawdę, genezy powstania nie wyjaśniają.
W dzisiejszych czasach, pierwsza lepsza forma istnienia posiada, więcej uczuć i życia niż cały gatunek ludzki. Bo nawet roślina jest manifestacją energii sensu stricto, niezakłóconej.
Dlaczego tak się dzieje?
W dużym uproszczeniu, rzecz oczywista, powiem, iż przez setki lat ludzkość była odcinana od prawdy. Działania kościoła, sobory, retuszowana na doraźne potrzeby ewangelia, wycinanie całych fragmentów Biblii, zamazywały prawdziwość faktu, że każdy z nas jest Bogiem, że każdy z nas jest budulcem, elementem wszechświata. Daliśmy się pozamykać w klatkach myśli, poprzez obdarowanie zaufaniem grupki inteligentnych cyników, którzy werbalnie głoszą, że niby wiedzą, czego chce Stwórca. Wystarczy przypomnieć sobie bezczelną arogancję i zarozumiałość księży, którzy obłudnie udają, że wiedza wszystko o erotyzmie, małżeństwie i wychowaniu dzieci. Pytam, skąd taka wiedza, skoro obowiązuje ich celibat? A o wstrzemięźliwości nawet nie wspomnę. Bozia, ty wiesz jak jest… Jednakże wszelkie rekordy buty i arogancji biją politycy, co to nie radzą sobie z problemami we własnym domu, a zapewniają nas, iż poradzą sobie z problemami ludzkości. Strach pomyśleć, co to będzie, kiedy zagrożeni utratą władzy jedni lub drudzy sięgną po ten budulec, z którego utworzyło się wszystko to, co istnieje. A jest to bardzo realne. Przynajmniej w skali tego świata.
Tak… oni mogą podać sobie rękę, bo są siebie wzajem warci… Tutaj tylko chodzi o władzę na barankami, wyborcami (wybrać właściwe).
Jeżeli teraz powiem, że w drodze niewyjaśnionej przyczyny, jesteśmy wynaturzonym protonem, to wcale nie odkryję Ameryki. Natura o tym wie i w jakiś sobie znany sposób, zastosuje swoisty “wyłapywacz zlej energii’ – taki naturalny piorunochron. Wyczyści zainfekowane miejsca dla innych, pewnie lepszych, bo zrównoważonych protonów i elektronów, jader atomowych, ciemnych dziur i tego, z czego składa się “zdrowy energetycznie wszechświat”. Ale będzie to świat bez gatunku Homo Sapiens… bo rozumu u niego “za grosz”…
Ot, co…
Archiwum kategorii: Felietony
“Na pohybel nam…” Coś, co mnie denerwuje
A w życiu nie przypuszczałbym, gdybym przez reżimową telewizornię nie został olśniony, iż mamy w moim opanowanym przez kaczystów kraju tylu wspaniałych, dzielnych obrońców naszych granic. I nie ma tu w żadnym przypadku mojej dyfamacji. I nie mam tu na myśli żołnierzy, tylko „włodarzy” Przenajświętszej Rzeczypospolitej „polityków” niezłomnych, którzy nic nie robią, tylko czuwają, nie śpią, prawie nie jedzą, (bo uszczupli się ukradziony kapitał, a jak wszem i wobec wiadomo, pensje poselskie są mikre). Więc czuwają, aby spać mógł ktoś prawie spokojnie. Dobrze, że nie tworzą bohomazów w postaci gazetek szkolnych wzorem lat 60 ubiegłego wieku, chociaż prawda jest taka, iż mentalnie tkwią ani chybi dalej w tych czasach, jak główny bohater „Folwarku Zwierzęcego” George’a Orwella.
Ale do rzeczy – tak się obecnie porąbało, że jeden decydent jest lepszy (we własnym mniemaniu, rzecz oczywista), bardziej kompetentny od drugiego z kaczystowskiej stajni Augiasza. Nic, tyko podskakiwać z uciechy, przebierać, wybierać i blaszki (upss medale) im przypinać do garniturów od Armatniego, a tu kolejne moje pytanie – skąd się na światowych trendach modowych zna się ta tłuszcza? Ot, pytanie z zakresu kwadratury koła. Przecież to są w znakomitej większości prostaki i chamusie. To tak, jak ubrać chłopa z 19 wieku i nakazać mu zatańczyć Walza 2 Dymitri Shostakovicza. Reasumując ten wątek, mamy obecnie ubaw po pachy. Więc medale im wręczać za to, co dla pro patria semper robią. Za bezpardonowe rozprawianie się z uchodźcami, za męki i ból małych dzieci i ich matek w bytujących w lasach, w zimnie, bez opieki medycznej, a jeżeli już jest, to jest wybiórcza i sporadyczna. A przecież żyjemy w XXI wieku i ponoć humanitaryzm stawiamy na pierwszym miejscu. Czyżby? Oglądając w reżimowej telewizorni owych obrońców naszych granic, wsłuchując się w ich patriotyczne brednie, wypowiedzi naszpikowane kłamstwami, nie umiem zdecydować się, którego to kutafona wyróżnić, wysławiać pod niebiosa, który powinien być wzorem dla młodego pokolenia. Przecież to Jan Zamoyski powiedział „ takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” Myśląc o tym, zdecydowałem się na składanie hołdu prezydentowi Dudzie, ministrom Błaszczakowi oraz Kamińskiemu, bo stali się bojownikami spraw mało ważnych i bezsensownych. Mają to wypisane na facjatach, aż na twarzach zbyt gruba skorupa obłudy pęka z przesilenia. Na ich można polegać, bo ich słowa droższe od złota. Oni nie kucają przy robocie (czytaj produkowaniu zamętu) Jeśli trzeba będzie, nie zawahają się nawet na moment z wysłaniem nas biednych burków na front walki z Imperium Zła. Jeszcze Putin i Łukaszenka nie wydali rozkazy rozpoczęcia manewrów, Zapad 21, a już wyżej wymienieni wojenni geniusze, zagrzewają do walki, kupują przestarzały sprzęt bojowy od „przyjaciół” tym razem z USA., gromko śpiewając „lance do boju, szable w dłoń, bolszewika goń, goń, goń.
Napisałem tekst powyższy w nadziei, że do chleba codziennego coś tam dorobię. Jako komentator niepokorny, nawet niezależny. Swoją drogą, przy tych „geniuszach” strach się bać, co znowu głupiego na pohybel nam wymyślą. Oj, czas już na to, aby Naród podziękował tym panom „za wierną” służbę, bo zginiemy marnie i wszy nasze. Stan wyjątkowy? Trwa u nas od dawna. Jest zagrożeniem dla konstytucyjnego ustroju państwa poprzez działalność rządzących, którzy z wyjątkową bezczelnością łamią Konstytucję RP i szerzą nadzwyczajne bezprawie. To pułapka: zdestabilizować ustrój, by poddać represjom obywateli, a sobie dać bezkarność
Ot, co…
Właśnie opublikowaliśmy tekst nr 3000!
Portal poetycki.net istnieje już ponad 3 lata
W tym czasie na naszych wirtualnych łamach opublikowaliśmy 3 tysiące tekstów, które są twórczą tablicą zarejestrowanych autorów.
Tekstów mamy wpisanych więcej. Są to złote np. myśli, czy Haiku.
Dziękujemy wszystkim autorom za aktywność i zachęcamy do dalszej pracy twórczej.
Redakcja
Czytanie wierszy, własnej poezji. Spotkanie poetyckie w Kołobrzegu
Dwudniowe spotkanie poetów z całego kraju, po spektaklu inauguracyjnym, zakończyło się prezentacją własnej twórczości
W sali Ratusza Miejskiego w Kołobrzegu czytali swoje wiersze autorzy, którzy, często nie po raz pierwszy, wzięli udział w tej, jakże klimatycznej poetycko, imprezie. Noc Poetów organizuje od 14 lat Stowarzyszenie Autorów Polskich, oddział Kołobrzeg.
Sobotnie spotkanie zostało w całości zarejestrowane i można już obejrzeć film video, do czego serdecznie zapraszamy.
Kołobrzeska Noc Poetów. 2021. Otwarcie
Wczoraj, 11 czerwca, w sali Ratusza Miejskiego zainaugurowano spektaklem muzyczno-poetyckim w wykonaniu Stanisława Górki, kolejną Kołobrzeską Noc Poetów
Impreza odbywa się po raz 14. W tym roku zjechało się do Kołobrzegu liczne grono piszących z całego kraju. Oficjalnie
program zakłada 5 dni pobytu, jednakże już były zapytania o przedłużenie. Kołobrzeg, morze, poezja, wspólne
spotkania, dyskusje, prezentacja własnych wierszy. To wszystko sprawia, że uczestnicy wracają do nas i chcą tu
pozostać możliwie jak najdłużej.
Nad całością czuwają Barbara i Marian Jedleccy. To oni zajmują się organizacją i zapewnieniem zaplecza.
Tegoroczne spotkania z poezją upływają pod hasłem “Roku Norwidowskiego”. Stąd znakomity występ i prezentacja
poezji tegoż autora przez aktora, wykładowcę prof. Stanisława Górkę.
Prezentujemy film video. Z pewnością nie oddaje atmosfery, tej jaką wykreował podczas swojego występu.
Dzisiaj drugi dzień Nocy Poetów. Autorzy będą czytali swoje wiersze.
Coś, co mnie denerwuje
Kaprawym okiem malkontenta
Zastanawiam się, dlaczego tak wiele osób w rządzie posługuje się na co dzień czasownikami „realizować, zrealizować, zrealizować życzenia suwerena (czytaj pisowskiego)” A przecież wiedzą doskonale, że to tylko pia desyderia. Na tym polu zmaga się z kłamliwymi zapewnieniami premierowa vice niejaka Jaguś Emilewicz. To drobne, mocno jazgotliwe dziewczę w odróżnieniu od wytartej legendy Solidarności, szuka usilnie odpoczynku po szarpaniu się z niecnym suwerenem, siedząc na przydzielonym jej ministerialnym stołku. Jadziunia o wyglądzie wampirzycy, zarobiona jest po pachy, bo tyra po 24 godziny na dobę, a w porywach wstaje godzinę wcześniej do pracy i wyrywa sobie ścięgna w imię „Dobrej Zmiany”. Cała ta hołota pod batutą Morawieckiego nie robi nic innego jak tylko ciężko zapierd… No, oczywiście nie za łyżkę ryżu, a za sowite wynagrodzenie, że o bezczelnie wysokich nagrodach nie wspomnę. A nie wspomnę, bowiem z nerwów boję się dostać palpitacji serca. Z informacji reżimowej TV INFO wynika, iż jeżeli pracują, to tylko ciężko, prawie jak w kamieniołomie. Bez tego nie potrafią uprawiać zamętu (pardon – ichniej polityki). Po zmianie ustroju, owa wyczerpująca harówka stała się niekwestionowanym znakiem firmowym, wizytówką całej tej próżniaczej klasy wybrańców narodu.
I wszystko byłoby ładne i cacy, że tylko brawa bić i pomniki tym wełniakom stawiać, gdyby nie to, iż ich „ciężka praca” w gówno się obraca. Każdego dnia wyraźnie to widać, a i końca tego nie widać. W efekcie zabrano nam możliwość wybrania mniejszego zła. Wiecie, co Państwo – cała ta sytuacja przypomina mi mocno słowa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, który już 83 lata temu napisał: „Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu, który was za nos wodzi, jest kompletnym kretynem. To idiota niemający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii. To cham, bez najmniejszego okrzesania. Przyjrzyjcie się jego mużyckiej gębie i jego prostackim manierom. To skończony tuman, kompletne zero. Wy sami wywindowaliście tego matoła na piedestał, wy – ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów.” No i co, czy sytuacja obecna nie jest lustrzanym odbiciem obu rzeczywistości?
A od siebie powiem panu Sasinowi za jego fałszywą, bezczelną faszystowską nadgorliwość – „słucham pana wypowiedzi, nie ze względu na potęgę pana umysłu, ale dlatego bo muszę, bo dziwne cechy pana osobowości usadowiły pana na eksponowanym stołku, a pan zrobił z siebie lizusowskiego mesjasza i niezłego idiotę.”
Ot, co…
Wszystkie prawa zastrzeżone 2021 Marian Jedlecki
Coś, co mnie denerwuje
Takie tam…
Mamy tych samych rodziców, wychowaliśmy się w jednym domu, przecież krew to krew. A jednak nie każdy ma szanse być w stałej przyjaźni z bratem czy siostrą. Dlaczego tak się dzieje (odpowiada prof. Katarzyna Popiołek, psycholog). W naszej kulturze więzy rodzinne są czymś nieomal świętym. Dlatego czasem jest bardzo trudno przyznać, że nasze relacje z rodzeństwem nie są dobre. Każda głębsza relacja między ludźmi składa się z miłości, oddania, sympatii, ale też z niechęci, rywalizacji czy zazdrości. Pytanie tylko, – w jakich proporcjach te uczucia się rozkładają. Jeżeli naturalna tendencja do rywalizacji jest wspierana przez rodziców, którzy nie potrafili równo traktować dzieci, to w dorosłym życiu ich stosunki nie będą układać się dobrze. Rodzice twierdzą, że kochają dzieci tak samo. Nie wierzę temu. Z własnego doświadczenia wiem, że bywa inaczej. Problem polega na tym, iż nie zawsze potrafią tę miłość dawać w równym stopniu. Nie chcę tu oceniać negatywnie rodziców, bo w naszej kulturze ojciec, a tym bardziej matka to świętość. A przecież dzieci to ludzie, tylko, że mali. Mają swój charakter, osobowość, różne cechy, dlatego jedne mogą być rodzicom bardziej bliskie, a inne mniej. Nie jest to oczywiście regułą, ale niestety bywa i tak, a to wiem, bo tego doświadczyłem, a w moim mniemaniu, daje mi prawo do wyrażania pejoratywnych miejscami opinii. Natomiast prawdą jest, iż nie da się identycznie traktować dwóch odmiennych charakterów. Swój stosunek do dzieci niektórzy rodzice manifestują w bardzo subtelny sposób – posługując się eufonią, sposobie chwalenia, natężenia entuzjazmu, z jakim reagują na to, co i jak do nich ich dzieci mówią itd. Rodzice zwykle traktują każde z dzieci inaczej. Dlaczego? Dziwnie to zabrzmi, ale brak u większości moich znajomych zasad pedagogiki Jana Amosa Komeńskiego, prowadzi do mimowolnych błędów wychowawczych. A ci mający niewykształcone umysły i mający poważne braki w kindersztubie potrafią stosować metody niejakiego Johanna Heinricha Pestalozziego, co w efekcie kończy się katastrofą, młodego człowieczka, co obserwujemy w dzisiejszych czasach. Chociaż muszę też przyznać, iż bezmyślnie pokochaliśmy wszystko, co amerykańskie, powielając ich błędy, a im bardziej głupie to lepsze preferując wychowywania na tzw. „LUZIE”, co sprowadza się i tak do powyższego. Moje pytanie brzmi – dlaczego niektórzy rodzice popełniają kardynalne błędy wychowawcze i to niezależnie od swojego poziomu intelektualnego? Z moich obserwacji wynika jasno – bo jedno dziecko jest do nich bardziej dopasowane, albo pojawiło się w bardziej odpowiednim momencie. Jednak nie powinni stawiać to dziecko za wzór. Nazbyt częstym problemem jest brak dopasowania rodzica z dzieckiem np. pod względem temperamentu. A przecież dziecko jest absolutnie OK., tylko trochę z innej bajki niż rodzic (exemplum ja). Niestety, rodzice lepiej traktują te dzieci, które są do nich lepiej dopasowane. Wspomnienie tego, czy rodzice sprawiedliwie obdzielali nas miłością i wszystkim innym, pozostaje w nas na zawsze. I zwykle każdemu się wydaje, że to bracia i siostry dostawali więcej zasobów niż my. Ta rywalizacja przenosi się razem z nami w wiek dojrzały i przybiera formę wzajemnego porównywania swoich osiągnięć, wykształcenia, statusu materialnego, stylu życia. Ktoś złośliwie zapyta mnie – skąd to wszystko wiesz. Moja opowiedz byłaby taka – nieuważnie czytałaś/czytałeś tekst powyższy. Bardziej dociekliwym powiedziałbym – byłem studentem pedagogiki, a później nauczycielem (fakt, że krótko) i stąd moja wiedza teoretyczna. Stąd tez wiadomo mi jakich jakich błędów wychowawczych trzeba się wystrzegać. A tego właśnie już nie teoretycznie doświadczyłem na własnej skórze, niestety. Ale, jak mówi ludowe przysłowie – „NAUKA NIE IDZIE W LAS”. I tu grzecznie zaznaczam, – iż nie mam pretensji do postrzegania mnie, jako wyroczni pedagogicznej. Tak tylko rzuciłem parę uwag opartych o aksjomaty.
Marian Jedlecki
Ot, co…
Wszystkie prawa zastrzeżone 2020
Dzisiaj 3 października. Swoje urodziny obchodziłby Siergiej Jesienin
Jeden z największych poetów rosyjskich XX wieku
Urodził się w rodzinie kupieckiej, wychowywali go dziadkowie. Zaczął pisać mając 9 lat. Te pierwsze teksty opublikowano w tomiku “Radunica” w 1916r. Mając 17 lat wyjechał do Moskwy i tam pracował jako korektor w drukarni. Podjął także studia na Uniwersytecie Moskiewskim.
Dwa lata później porzucił pracę i uniwersytet. Zainteresowana jego twórczością rodzina carska poprosiła go o napisanie hymnu pochwalnego. Jesienin odmówił, przez co popadł w niełaskę satrapy.
Inspirował go folklor, sztuka sakralna, ludowa tradycja, mitologia grecka.
Pisał nostalgicznie, szczerze i rzewnie, odsłaniając tajne pokłady swojej duszy i wrażliwości.
Historia poety kończy się tragicznie. Wpadł w alkoholowy nałóg, potem depresję.
Popełnił samobójstwo mając 30 lat.
Ten krótki rys historii życia znakomitego poety tamtych czasów przedstawiam z powodu jak wyżej, dzisiaj dzień jego urodzin, ale także zapraszam do porównania tłumaczenia jego poezji przez dwóch różnych autorów: Włodzimierza Słobodnika, oraz Henryka Dichtena.
Te, jakże różne przekłady, pokazują jak trudną i wielką sztuką jest tłumaczenie poezji.
Włodzimierz Słobodnik nie trzyma się sztywno dokładnego przekładu każdego wersa wiersza. Wraca do słów użytych przez autora wcześniej, ale zachowuje melodykę i sens przekazu.
Zatem polecając tłumaczenia swoich wierszy trzeba się mocno zastanowić. Tłumacz musi mieć podobną wrażliwość, operowanie znaczeniami słów i metaforą.
To trudne.
Poniżej jeden z wierszy Siergieja Jesienina przełożony przez dwóch, wyżej wymienionych autorów. Po symbolu “|*|” tekst Henryka Dichtena.
Włodzimierz Słobodnik – „Dziś wekslarza w rynku zapytałem”
|*| Henryk Dichten – bez tytułu
Dziś wekslarza w rynku zapytałem, |*| Spytałem pana dziś na bazarze
Co mi rubla dał za pół tumana, |*| Który jedwabiem z pasją handlował
Jak zaskarbić sobie piękną Łałę, || Jak po persku mam powiedzieć Łarze
Jak po persku rzec jej “ukochana”. |*| Czule “kocham cię”, dwa tkliwe słowa
Dziś wekslarza w rynku zapytałem |*| Szmerem wiedeńskiej starej fontanny
Szeptem lżejszym od fali na Wanie, |*| Później zapytałem pana nieśmiało
Jak zaskarbić sobie piękną Łałę, |*| Jak pieszczotliwie w Persji, dla panny
Najpieściwszym słowem “całowanie”. |*| “Pocałunek” by się powiedziało?
Potem znów wekslarza zapytałem, |*| Jeszcze spytałem tam na bazarze
W sercu mym nieśmiałość kryjąc skromnie, |*| Tremę głęboko w sercu chowając
Jak zaskarbić sobie piękną Łałę, |*| Czy mogę mówić uroczej Łarze
Jak powiedzieć “Chcesz należeć do mnie?” |*| Że moją jest! Wprost
wypowiadając…
Odpowiedział na to wekslarz krótko: |*| Mówi pytany: tak powiem tobie
“Cóż w miłości znaczy puste słowo?” |*| O miłości nie mówią słowami
O miłości wzdycha się cichutko, |*| O miłości śnią i życzą sobie
Tylko oczy płoną rubinowo. |*| A oczy płoną uczuć barwami
Pocałunek nie ma żadnej nazwy. |*| Pocałunek nie nosi imienia
Przecie to nie napis na mogile. |*|Nie jest tekstem na cmentarnej płycie
Wionie różą pocałunek każdy |*| On jak czerwona róża się mieni
I zostaje na ustach za chwilę. |*| I łączy płatki w rozkwicie
Poznasz miłość w radości i w męce. |*| Nie potrzebuję miłości poręki
Tu przysięga nigdy nie wystarcza. |*| Cierpliwie złość i dobrać znosi
“Jesteś moja” — powiedzą te ręce, |*| “Jesteś moja!” Zaznacza ruch ręki
Co zerwały z twarzy miłej czarczaf”. |*| Który nikab z twarzy unosi
Janusz Strugała
Coś, co mnie denerwuje
Coś, co mnie denerwuje
Marian Jedlecki
Kilka dni temu namówił mnie ktoś z rodziny na przeczytanie (jednak) książki pod nic nieznaczącym tytułem „Bieguni”, liczącej ok. 451 wymęczonych drukiem stron. Może i będę ”niedokształcony moralnie”, ale starając się, oczywiście w mojej „mniemanologi stosowanej”, być okrutnie uczciwym, niżej nakreślam mój punkt widzenia sprawy, opisanej w w/w wzmiankowanej książce. Przyznanie Literackiej Nagrody Nobla osobie wsławionej opluwaniem Polski nie może budzić wątpliwości, o co tu tak naprawdę chodzi. Pisarzom nie wolno poprawiać historii, bo najzwyczajniej w świecie jej nie znają, czego klasycznym przykładem jest twórczość Olgi Tokarczuk. Nie jest w tym moim stwierdzeniu nic osobistego, ale nie mogę zgodzić się z tym, kiedy świadomie ktoś opluwa rodzimą historię, zarzuca rodakom brak tolerancji. Złośliwość to, czy zdrada ideałów? Przygotowania trwały od dawna i zaowocowały “pełnym sukcesem”. Najpierw przyznano nudnej literatce wszelkie postkomunistyczne nagrody typu Nike czy Paszport Polityki (nie bez politycznego powodu), później przetłumaczono jej „dzieła” na wszystkie znaczące języki świata za pieniądze podatników ( ok 750 tys. zł) ale nie wydawców, bo ci nie frajerzy, wiedzieli, że tych gniotów nikt nie kupi. Te kolejki po autograf, to obraz tego, jak Polacy niczego nie wiedzą o własnej historii. Żałosne to i obrzydliwe. Kiedy wymęczyłem czytanie tego „wiekopomnego działa”, doznałem ulgi, bo ustatkowały się perystaltyczne odruchy żołądka.
Ot, co…
Potęgi Pracy
Wyblakła legenda ”Solidarności” Lechu Wałęsa roni żabie łzy, bo głód i bieda zagląda mu w fałszem podkrążone oczy. Przy „biednym życiu” trzymają go wspomnienia minionej sławy i fotosynteza. Na szczęście nasza legenda z ukrywaną skazą na wizerunku, niestrudzony propagator „wielkiego zorganizowania siem” nie wywiesza białej flagi i szuka pracy. Tylko, że najpierw powinien szukać wstydu i przyzwoitości, bo tego nie ma za grosz. Na jego żale i szlochy, radzę spuścić wodę i to najlepiej dwa razy, bowiem spuścić zasłonę milczenia, to moim zdaniem trochę za mało. Z podobnym problemem, ale nieco innymi zmaga się premierowa vice niejaka Jaguś Emilewicz. To drobne, mocno jazgotliwe dziewczę w odróżnieniu od wytartej legendy Solidarności, szuka usilnie odpoczynku po szarpaniu się z niecnym suwerenem, siedząc na przydzielonym jej ministerialnym stołku. Jadziunia zarobiona jest po pachy, bo tyra po 24 godziny na dobę, a w porywach wstaje godzinę wcześniej do pracy i wyrywa sobie ścięgna w imię „Dobrej Zmiany”. Cała ta hołota pod batutą Morawieckiego nie robi nic innego tylko zapierdala. No, oczywiście nie za łyżkę ryżu, a za sowite wynagrodzenie, że o bezczelnie wysokich nagrodach nie wspomnę. A nie wspomnę, bowiem z nerwów boję się zawału. Z informacji reżimowej TV INFO wynika, iż jeżeli pracują, to tylko Ciężko. Bez tego nie potrafią uprawiać zamętu (pardon – ichniej polityki). Po zmianie ustroju, owa wyczerpująca harówka stała się niekwestionowanym znakiem firmowym, wizytówką całej tej próżniaczej klasy wybrańców narodu. I wszystko byłoby ładne i cacy, że tylko brawa bić i pomniki tym baranom stawiać, gdyby nie to, iż ich „ciężka praca” w gówno się obraca. Każdego dnia wyraźnie to widać, a i końca nie widać. W efekcie zabrano nam możliwość wybrania mniejszego zła. Wiecie, co Państwo – cala ta sytuacja przypomina mi mocno słowa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, który już 83 lata temu napisał. „Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu, który was za nos wodzi jest kompletnym kretynem. To idiota niemający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii. To cham, bez najmniejszego okrzesania. Przyjrzyjcie się jego mużyckiej gębie i jego prostackim manierom. To skończony tuman, kompletne zero. Wy sami wywindowaliście tego matoła na piedestał, wy – ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów.”
A od siebie powiem Panu Stasinowi za jego faszystowską nadgorliwość – „słucham Pana wypowiedzi, nie ze względu na potęgę Pana umysłu, ale dlatego bo muszę, bo dziwne cechy Pana osobowości usadowiły Pana na eksponowanym stołku, a Pan zrobił z siebie lizusowskiego mesjasza.
Ot, co…
wszystkie prawa zastrzeżone 2020 Marian Jedlecki
Normalność w Nienormalności
Marian Jedlecki
Strachliwy raczej nie jestem, ale boję się informacji Morawieckiego, bo w każdej z nich jest zakamuflowane łgarstwo, które po ujawnieniu burzy normy i zwyczaje panujące w każdym zdrowym, demokratycznym państwie prawa. Obwieszczenia Mateuszka są tak prawdziwe, jak jego zeznania podatkowe. Ze wszystkich jego zapowiedzi, szczególnie jedna spędza mi sen z oczu. No, bo co stoi za zapowiedzią wprowadzania Nowej Normalności, jaka ma nadejść po opanowaniu koronawirusa? Rany Julek, co takiego oznaczają słowa premiera i kolejne pytanie – w jaką znowu nową pułapkę wpadniemy? Mówi o niej i wyraźnie widać jego ekscytację. Dziwne to, bo ton wypowiedzi świadczy o tym, że według niego stara normalność już się zużyła i nie ma racji bytu. Wniosek z tego, iż „Dobra Zmiana” nie do końca się sprawdziła. Przez ostatnie pięć lat PRL Kaczkowska zrobiła bardzo dużo, aby nienormalne uchodziło za normalne. Ba, wmówili ciemnogrodowi, że białe jest czarne, a czarne jest białe. Taki partyjno- pisowski program, oparty na oksymoronach. I nowum w tej szkodliwo-dywersyjnej ich polityce – nie należy sobie suszyć głowy konstytucją, bo ukochany „Wódz Narodu” Jarosław Kaczyński w swojej mądrości osobiście zadecyduje, co jest zgodne z ustawą zasadniczą, a co nie jest. Zawsze mówię, że historia lubi się powtarzać, tylko niestety w rakowatej postaci. Pamiętacie Państwo czasy stosowanie tzw. „falantyzacji prawa”? Jeżeli nie, to nie problem, albowiem od pięciu lat mamy to samo zjawisko, tylko w bardziej bezczelnym wydaniu. W takim wydaniu nepotyzm nie będzie już niczym nagannym, ba… staje się pożądanym elementem życia społecznego. Nie jest to niczym nowym, bo nawet mafiosi wiedzą o tym i dlatego jej ludzie są z sobą tacy zżyci. Sadzę, że Nowa Normalność na razie nie sprawi tego, że jednym głosem zaryczymy idiotycznie „że wszyscy Polacy to jedna rodzina” i nie daj Panie Bozia, aby zacząć coraz szybciej zapierdzielać w tym kierunku, bowiem wielkim poważaniem zaczną się cieszyć owi rodacy, co to mają krewnych w ministerialnych kamaszach. Takie „cenne” znajomości pozwolą jednego dnia zarejestrować jakąś spółeczkę, gdzie prezesem jest cwaniak, a w zarządzie usadowił swojego kota. To pozwoli zaraz drugiego dnia wyszabrować od państwa mały kontrakcik na jakieś pięć milionów złotych. To tylko jeden z przykładów, jak można poprawić sobie warunki życia w Nowej Normalności. Nie ma obawy, bo z myślą o nowych lepszych czasach, dyżurny magisterek niejaki Ziobro, przygotowuje kolejne etapy „piso – uraowskiel” rewolucji obyczajowej. Drżyjcie narody, bo zaplanowane jest wprowadzenie w życie przepisu, iż państwo będzie mogło przeprowadzić prewencyjną konfiskatę majątku przedsiębiorcy. A najlepsze jest to, że na oskarżonym będzie ciążył obowiązek udowodnienia swojej niewinności. I tak niemożliwe stanie się możliwe. Genialne to w swojej bezczelności. Wiecie, co Państwo, to ja już wolę wirusa, niż wydumaną w chorych umysłach Nową Normalność. Wszak to wszystko jedno. Pocieszam się teraz tym, że głupota i chamstwo zaczyna zmierzać w kierunku Orwellowskiego „Folwarku Zwierzęcego”. A jak się on zakończył, wiedzą zainteresowani. Tu pozwolę sobie zaznaczyć, iż nie jestem żadnym tam czarnym krukiem i nie kraczę, bo i po co. I tak beze mnie rozdziobią nas kruki, wrony. Ani chybi…Rzecz w tym, że nie mam, komu tego obwieścić. Tak na wszelaki ten wypadek.
Ot, co..
O Noblu Tokarczuk
o Noblu Tokarczuk
Marian Jedlecki
Szanowni moi Czytelnicy
Wczoraj obejrzałem transmisję z wręczenia nagrody Nobla Oldze Tokarczuk.
Słusznym jest powiedzenie, aby to historycy zajmowali się historią, a nie literaci, którym brakuje wiedzy historycznej, bądź ją świadomie fałszują. Nie dziwię się Szwedom, którzy tylko tyle wiedzą o Polsce, że godowali na potop szwedzki. Uzasadnienie przyznania nagrody Oldze Tokarczuk było mętne, pozbawione konkretów i wyglądało o na to, że tak naprawdę niewiele wiedziano o jej twórczości. Twórczości raczej przerysowanej, celowo pisanej z fajerwerkami, słownymi, co miałoby podkreślać jej wartość. Osobiście znam tylko kilka osób, którzy tylko ze snobizmu przeczytali kilka jej książek dali sobie spokój z dalszą lekturą. Jak już pisałem wcześniej, przetłumaczono jej „dzieła” na wszystkie znaczące języki świata za pieniądze podatników (750 tys. zł) – nie wydawców, bo ci nie frajerzy, wiedzieli, że tego nikt nie kupi. A mnie wstyd, że zdziwaczała pisarka, kala historię kraju, który ją wykarmił i dał wykształcenie a bez poczucia elementarnego wstydu, z uśmiechem przyjęła tak prestiżowe nagrodę. Oj, „skundliła” nam naszą historię Noblistka Olga Tokarczuk. A Polakom plując w twarz, zafundowała Syndrom Szwedzki.
Brudna prawda
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Szanowni Państwo
Niezaprzeczalnie Olga Tokarczuk to świetna pisarka. Chwacko i zgrabnie w latach 90 z literek polskich rodziła donosy na polskich antysemitów na zlecenie obcej ambasady. Wychwalana obecnie pod niebiosa Olga, znana jest głównie z nienawiści do Polski i skrajnego filosemityzmu. Przyznanie Literackiej Nagrody Nobla osobie wsławionej opluwaniem Polski nie może budzić wątpliwości, o co tu tak naprawdę chodzi. Przygotowania trwały od dawna i zaowocowały pełnym sukcesem. Czytając jej wypociny i to, co się wyczynia w naszym kraju na jej temat, zaczynam myśleć, że w pijanym widzie wymyśliłem sobie nieprawdziwą historię Polski, jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości, co kwestionuje pani niejaka Tokarczuk Olga. Często owa dama podkreśla gdzie tylko może, iż temat pogromów z okresu II wojny światowej i późniejszego, jako Polacy zamietliśmy pod dywan, a zaczęliśmy sobie wmawiać, że jesteśmy narodem, który walczy o „wolność waszą i naszą”. Postuluje wręcz napisanie historii Polski od nowa. Ta pani, która jadła polski chleb, gdzie otrzymała wykształcenie, teraz kąsa podaną rękę twierdząc, że trzeba stanąć z historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które ponoć robili Polacy, jako kolonizatorzy. Jako większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów. Czytając te brednie, zastanawiam się, kto tu jest przy zdrowych zmysłach, a może to ja jestem wrednym nieukiem i celowo zapieram się znajomości historii własnego kraju? Na szczęście nie muszę, bo nie posiadam korzeni od „czosnkowych”. Tu uprzedzam i wyjaśniam – nie jestem nacjonalistą, ale bezczelność obcej nacji wprowadza mnie w stan „rozwolnienia zwojów umysłowych” czy perystaltycznego odruchu żołądka – a to oznacza, że chętnie dałbym kłamcy we wredny pysk i płeć nie ma tu nic do rzeczy. Natomiast przyznanie Literackiej Nagrody Nobla osobie wsławionej opluwaniem Polski nie może budzić wątpliwości, o co tu tak naprawdę chodzi. Przygotowania trwały od dawna i zaowocowały pełnym sukcesem. Najpierw przyznano nudnej literatce wszelkie postkomunistyczne nagrody typu Nike czy Paszport Polityki, później przetłumaczono jej „dzieła” na wszystkie znaczące języki świata za pieniądze podatników (750 tys. zł) – nie wydawców, bo ci nie frajerzy, wiedzieli, że tego nikt nie kupi.
Ot, co…
Wszystkie prawa zastrzeżone 2019 Marian Jedlecki
Spotkanie plenerowe SAP 2019. Kazimierz Dolny
Każdy artysta, poeta, malarz, aktor ma swój świat. Świat uczuć i emocji.
Mogłem tego doświadczyć uczestnicząc w plenerze Stowarzyszenia Autorów Polskich oddziału Kołobrzeskiego w Kazimierzu Dolnym. W przepięknej scenerii towarzyszyły spotkania autorskie, odczyty, prelekcje, spektakle, monodramy sceniczne. Wymiana doświadczeń, dzielenie się twórczością pomagały nakreślić i spojrzeć na świat przez pryzmat – może bardziej duchowy. Z żalem stwierdzam, że nie mógł uczestniczyć w plenerze prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich o/ Kołobrzeg Marian Jodłowski z przyczyn od siebie niezależnych. Komisarz pleneru poeta i krytyk literacki Stanisław Nyczaj prowadził w ciekawy sposób Biesiadę Literacką w Miejskim Domu Kultury w Kazimierzu Dolnym pt. „Miłość Jest Wszystkim”. Okazał się świetnym organizatorem naszego czasu wolnego. Spotkanie z poetą, literatem, lekarzem, podróżnikiem p. Maciejem Andrzejem Zarębskim, który z zaangażowaniem opowiadał o „Matecznikach Polskości”, było kolejnym punktem spotkania plenerowego.
Twórczość poetów:
1. Zofii Jastrzębska
2. Hanny Fołtyn
3. Zofii Walas
4. Bożeny Daniłowicz
5. Reginy Blicharz
6. Barbary Pasierb – Jezierskiej
7. Ireny Posiewko
8. Leszka Mariana Sobolewskiego
9. Jerzego Wróblewskiego
10. Alicji Kayzer
11. Ewy Bugajewskiej – Grygiel
a także satyry i fraszki Henia Kamińskiego dodawały spotkaniom skrzydeł i splendoru. Uzupełnieniem spotkań był przepiękny głos solistki p. Małgorzaty Siemieniec, prezentującej piosenki Hanki Ordonównej, Ireny Jarockiej, Ałły Pugaczowej, Anny German. Odbył się także interesujący wykład p. profesor Marii Szyszkowskiej na temat wiary pt. „Istnieje również piękny świat obok komputerów” w Kawiarni Ewelina w Nałęczowie. Takie również spostrzeżenia padały na spotkaniu z panią profesor. Szkoda tylko, że tak mało młodych ludzi garnie się do takich stowarzyszeń. Może to my, bardziej doświadczeni powinniśmy dzielić się swoją miłością do sztuki i przybliżać tę młodzież do poezji. Obrazy malarki p. Barbary Pasierb – Jaworskiej towarzyszyły naszemu plenerowi, tworząc swoisty klimat barw i kształtów. Leszek Sobolewski swoją twórczość poetycko – sceniczną zaprezentował wraz z poetką, aktorką Ireną Posiewko, w spektaklu integracyjnym w szkole podstawowej w Kazimierzu D. w towarzystwie uczestników pleneru literackiego oraz młodzieży szkolnej. Poprzesz takie spotkania zyskujemy kolejne bogate doświadczenie duchowe i emocjonalne. Po takim plenerze literackim, mamy motyw do nieco innego patrzenia na nasz świat poprzez niebanalne strofy poezji, które na pewno będą miały wpływ na naszą twórczość.
Uczestnik spotkania: Leszek Marian „LESz” Sobolewski – poeta, dramaturg, aktor
29 września do 06 października 2019 rok
Moda na teczki z hakami
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Jest takie przysłowie – ukraść tysiące to przestępstwo. Kradzież milionów to „operacja finansowa”. 240 afer finansowych PiS, to tylko czubek góry lodowej. Ale „Dobrej Zmianie” przecież wolno i nawet włos ze złodziejskich głów nie spada. Oczywiście nie spada pod warunkiem przynależności do PiS. I to tych, którzy werbalnie i radośnie porykują imię Jarka na wszystkich spędach organizowanych przez owego szeregowego posła. Cały czas twierdzę, że organizując aparat pisowskiej władzy, nie błysnął intelektem, bowiem wzoruje się na aparatczykach radosnego poprzedniego ustroju, tego spod bata sowietów. Zresztą, po co wymyślać nowe, kiedy stare sprawdza się w 100%. Ustrój demokratyczny” Made IN PiS” nie ma nic wspólnego z jego greckim odpowiednikiem. W/g. Thomasa Jeffersona w społeczeństwie demokratycznym, wszystko zależy od przyzwolenia ludu. Tyle teoria. Aby to omijać zastosowano prosty chwyt – uznano, iż propaganda jest jedynym narzędziem kontroli ludzi i to niezależnie od opcji politycznej. Wtedy ułatwione jest sprawowanie władzy, stosując zakamuflowany zamordyzm. Ale do tego potrzebne są mechanizmy knebla zamykającego usta niepokornym oponentom. I tu także imć Kaczyński koła nie wymyślił. Poszedł po prostej linii zastraszania, które stosowały w PRL wszystkie komitety PZPR. Chodzi tu o tajne teczki personalne, w których gromadzone były wszystkie bez wyjątki informacje i świństwa (oto przede wszystkim w nich chodziło), które niepokornego delikwenta trzymały w ryzach… Czyli, jak wyżej powiedziałem – klasyczny model zamordyzmu. Co kryją teczki Kaczyńskiego? Są ich tysiące, a nich donosy, prośby, interwencje. Zgromadził multum teczek, opisane nazwiskami. Czy w nich są jakieś haki? Stanowczo zaprzecza. Ale oczywiście czas i historia to zweryfikują. Jednak prawdą też jest to, że do Kaczyńskiego piszą naiwni ludzi z prośbami o pomoc. Niewiele z tych prób jest załatwiane, ale teczki w tysiące sztuk urastają. Jest tam także teczka prezesa ORLENU Daniela Obajtka, który najpierw był operatorem maszyn, potem kierownikiem w firmie produkującej osprzęt z PCV. Awansował na radnego z „frakcji PiS”, a finalnie w nagrodę za wierność na prezesa PKN ORLEN. Czerwonym kolorem zaznaczone są grube teczki z napisem “DONOSY” Każdy dokument jest skrupulatnie opisywany i archiwizowany. A wmawiają nam, że nie ma cenzury, jest jawność i inne bzdury. Gromadzone haki zawsze służą do zniszczenia kariery upatrzonego człowieka, do nieetycznego kurczowego trzymania się lukratywnej władzy.
Ot, co…
all rights reserved 2019 Marian Jedlecki
„Sodówka” odbiera rozum
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Czy pamiętacie Państwo „sławne” uliczne saturatory z wodą sodową, popularnie nazywaną sodówką? No, młodzi ludzie tego raczej nie pamiętają, ale Ferdek Kiepski zapewnia w serialu, że nimi właśnie „O take” Polskę walczył.” Głupota w serialu czy innym filmie niskich lotów jest dozwolona, jeżeli wymaga tego scenariusz, rodem z oper mydlanych. Rzeczywistość obecnie to nie film, tylko kabaret. „Chodzi o to, że państwa nie buduje się na rok, dwa lub dziesięć, lecz na setki lat i dlatego budować je należy nie tylko dla siebie, lecz także dla przyszłych pokoleń /Wincenty Witos/”. Zaraz wyjaśnię, dlaczego użyłem cytatu tego szczerego patrioty. Człowiek posiadający jakąkolwiek władzę, nawet tę najmniejszą traci rozum. Jeden pozbywa się go szybko, a drugi wolniej, bez pospiechu. Ale efekt końcowy jest zawsze taki sam – czyli bezrozumne postępowanie bierze górę. Moje stwierdzenie jest empirycznie sprawdzone i udowodnione. Proszę obserwować np. telewizyjne dysputy polityczne, czy artykuły prasowe dyżurnych redaktorów, czyli skrzyżowań du… z krzesłem o charakterze serwilistycznym. Zdarza się często, szczególnie w czasie kampanii wyborczych, że ten i ów człowieczek o embrionalnym intelekcie, zaczyna głupieć już w momencie kandydowania w wyborach. Jeszcze daleko mu do posła, senatora, a palma mu odbija, sodówka uderza do durnego łba i zachowuje się, jakby był nim od lat. Inna sprawa, że większość „wybrańców narodu” jest etatowo przyklejona do foteli sejmowych, i z tego też tytułu uważa, że mam patent na „mądrość” i „wie” jak uszczęśliwiać suwerena, nie zapominając oczywiście o przyznawaniu sobie kolosalnych nagród za nic, bo podobno należy się „jak psu buda”. Tak się teraz przed październikowymi wyborami porobiło, że już zachłanność władzy, owczy pęd do startowania w wyborach odbiera rozum. Oto przykład tego amatorskiego cyrku. Dwie panie o lewicowych poglądach – niejakich Jaruzelska Monisia, a także niejaka Żukowska Marysia uznały, iż w zdobyciu wyśnionego mandatu parlamentarnego najbardziej pomoże im awantura zaprzeczająca podstawom zasadom dialektyki. Więc wzięły się za kudły i zrobiły z siebie medialne pośmiewiska na całą Polskę tudzież kraje ościenne. Na pierwszy rzut oka, obie panie nie robią wrażenia opóźnionych w rozwoju intelektualnym, ale jak to często w życiu się przytrafia, ale i w tym wypadku pozory mylą, bowiem ogarnęła je jakaś afazja. Starsza niewiasta Monisia, ma za złe młodszej Marysi, że zawojowała serca cytuję: „Mężczyzna w kryzysie wieku średniego robię różne rzeczy. Jak widać, każdy Kazimierz ma swoją Isabel” Odpowiedź na tę złośliwość rodem z magla była natychmiastowa. Nie bacząc na nic przywaliła Jaruzelskiej tak oto – ” Pies Pani Jaruzelskiej chciał zgwałcić moją sunię. Kiedy wzięłam na kolana, podszedł i mi nasikał do butów. Jaki pies, taka pani”. Wypowiedzi dalekie od alikwotów. Niezły byłby ubaw, gdyby doszło do sodomii. W taki sposób okładają się niedoszłe wybranki narodu bez stosowania aksjologii. W trosce o zdrowie psychiczne obu pań sugeruję nie głosowanie na zadziorne paniusie, bo zrobicie im krzywdę. Toż, gdy będą miały mandaty, tak odwali Monisi i Marysi, że święty Boże nam nie pomoże. I rzecz najważniejsza – nie będzie z nich żadnego pożytku w sejmie – ponieważ obie mają mentalność jazgotliwych przekupek z targu. Dlatego uważam, że miejscem ich sporów jest targowisko.
Ot, co…
All rights reserved 2019 Marian Jedlecki
Nie jestem wroną
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
No właśnie – nie jestem wroną, ale tym razem krakać muszę, bowiem wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują, iż przez głupotę Kolacji, Polska Zjednoczona Partia Prawa i Sprawiedliwości wygra nadchodzące wybory. Na sama myśl o tym robi mi się mokro w bokserkach, a to z powodu strachu, który mi się skrapla. Wygrana może być tak wielka, że kaczyści będą mogli bez wchodzenia w koalicje zmienić konstytucję. Kiedy o tym pomyślę, to ciarki przechodzą mi po plecach. Jak znam życie, PiS nie będzie się z nikim patyczkować, pieścić ani wdawać w jałowe dysputy z głupawą opozycją, w której jest tyle mądrości, co w ruskim czołgu asertywności. Przede wszystkim, skończą z fikcyjnym rozdziałem Kościoła od państwa. Wróci cenzura, dając w ten sposób świadectwo, iż świat dowie się o tym, że najważniejsze dla nas są chrześcijańskie wartości. Na tej konfiguracji nauka w szkołach oparta będzie wyłącznie na nauce Kościoła katolickiego, jedynym źródle prawdziwej wiedzy. Idąc dalej swoimi przedwyborczymi przewidywaniami, mniemam, iż Polska stając się w pełni wyznaniowym państwem, rozprawi się krzyżem tudzież lotem błyskawicy ze wszystkimi, nękającymi nas problemami. Przed wyborami nastąpiła ulewa obietnic z każdej ze stron przyszłego konfliktu, a głupiemu radość. Dlaczego? Ano dlatego, bo wcześniej nikt nie obiecywał dobrobytu Polakom, a teraz wszyscy na wyścigi zaczęli obłudnie i werbalnie modły zanosić, aby Bozia pozwoliła uszczęśliwić sobą wyborców i co najważniejsze wygrać wybory. I tylko głupek w to uwierzy. Bo „dobrobyt” zostanie także lotem błyskawicy odebrany poprzez podwyżki wszystkiego. Uderzy ani chybi w podstawowe racje życia codziennego. Na wszelki ten wypadek, przygotowano szwadrony egzorcystów do walki przeciw niedowiarkom Nadprzyrodzonej Mocy Prawa i Sprawiedliwości i jej gladiatorów. Wszędzie znajdą diabła i nie odpuszczą za cholerę jasną. No chyba, że niedowiarek miał będzie bardzo dużo gotówki, najlepiej w twardej walucie. Tia… Mamony nigdy za wiele, szczególnie, kiedy bieda za swoje zaskórniaki i inne 500 + wznosi dzieła boże. Cieszy się Stwórca z każdej wypasionej świątyni, kapiącym złotem ornatów, tac ofiarnych „co łaska 500 zł ” A wszystko to, bo Jezus był ubogi, ubodzy byli także jego uczniowie, ale za to bogaci duchem i miłosierdziem, ale tego nie da się powiedzieć o katolickim duchowieństwie i jego przydupasach jak na ten przykład cwaniakowaty, kłamliwy i serwilistyczny PiS.
Proszę Państwa, – ponieważ wszystko, dosłownie wszystko, będzie mogło urażać uczucia religijne, konieczne stanie się trzymanie języka za zębami, albo wyemigrowanie do kraju, w którym jest rzeczywisty rozdział Kościoła od Państwa.
All rights reserved 2019 Marian Jedlecki
Ot, co…
Bezsens podatku zdrowotnego
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Słucham w telewizorni reżimowej, jakoby biało-czerwona drużyna Jarosława Polskę zbawia, zlikwidowała kolejki do lekarzy różnych maści. Jak zawsze wykręcili kota ogonem, a głupim kotom radość. Upss… Miałem powiedzieć, schorowanym seniorom. Młodych ludzi jakby mniej bywało w poczekalniach młodych adeptów rożnych akademii medycznych. Zastanawiam się, czy to brak wiary czy to lenistwo, bowiem nie mogę uwierzyć, iż młode pokolenie zdrowiem tryska za sprawą biało czerwonej drużyny Beci-Broszki. Naprawdę boli mnie i bardzo, że w moim kraju tak wielu ciężko chorych musi żebrać o pomoc finansową, bo tylko dzięki społecznej pomocy, mogą iść na terapię ratującą życie. Zastanawiam się często, czy aby lekarze i pazerni prawnicy, nie zanoszą modłów do Boga i jego tac, aby w kraju było jak najgorzej. Toż to dla nich wymarzony raj finansowy, typowy dereizm. A’propos kolejek do lekarzy. Muszę przyznać „Dobrej Zmianie”, co charakteryzuje się w działaniach diatezą, że w lisi sposób zlikwidowała kilometrowe kolejki na wizyty u lekarzy. Rejestrujesz się, otrzymujesz termin wizyty oraz jej godzinę i szlus. Ale… Ale, nie ma tak dobrze w rodzimej służbie zdrowia, aby popaść w samo zachwyt. Rejestrując się do wybranego lekarza, trzeba odczekać kilka ładnych tygodni na realizację wyznaczonej wizyty. Skąd to wiem? Ano… Miałem nieprzyjemność oczekiwania na przyjęcie przez lekarza okulistę – 5 (słownie pięć miesięcy). Jaka była moja radość, bo za tym poszły kolejne wizyty w celach diagnostycznych z oczekiwaniem na nie tylko jednego miesiąca. Jest postęp? Jest, i to jak cholera. Powiedzcie mi Państwo jak to jest – gospodarka kwitnie, PKB pnie się jak bluszcz do góry (tzn. szybko) ale dla szeregowego obywatela nic dobrego z tego nie wynika. I jeszcze wmawia się to społeczeństwu, jako aksjomat. Stać nas na udział w udział w haniebnych amerykańskich okupacyjnych wojnach, a my buńczucznie deklarujemy, iż niebawem wydamy na zbrojenie 140 miliardów złotych!!! Gdy coraz więcej naszych obywateli nie ma pieniędzy na niezbędne dla życia lekarstwa tudzież ubezpieczenie. Lekarstw brakuje w aptekach, bo mafie lekowe z pomocą nie uczciwych lekarzy i pseudo farmaceutów bogacąc się wyprowadzają z kraju najbardziej potrzebne lekarstwa ratujące życie ludzkie. Co rusz Polskę obiega wiadomość, że pod bramą szpitala umarł jakiś człowiek. Gdzie w tym wszystkim jest ponoć opiekuńcze Państwo? Gdyby nie różne akcje charytatywne, nasza (służba?) zdrowia, przypominałaby tę z krajów Trzeciego Świata. Widać „Dobra Zmiana” uznała, że przy tak rozwiniętej działalności charytatywnej (Orkiestra Świątecznej Pomocy ) nie musi przejmować się losem noworodków, dzieci i seniorów, ponieważ zrobi to za nich społeczeństwo. Odpowiedzmy sobie przed wyborami, na co nam senatorowie, posłowie, radni i cały ten szemrany rząd? Bo Polacy nadal będą wyciągali ręce po prośbie, bo na pomoc państwa, Kościoła z szamanem Rydzykiem na czele, nie ma co liczyć, bo ogarnęła ich agnozja. Więc jaki sens ma ściąganie olbrzymich podatków, jeżeli rządzący nie potrafią rozsądnie, sensownie wedle potrzeb podzielić owej kasy? Nie liczę na odpowiedź, bo nikt mi jej nie udzieli. I nie jest to tylko moja antycypacja.
All rights reserved 2019 Marian Jedlecki
Ot, co…
Samo (krytyka)
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Wiceprzewodniczący Episkopatu arcybiskup Jędraszewski nie daje za cholerę zapomnieć o sobie. Jego bezwstydna aktywność i zacietrzewienie w wynajdowaniu wrogów Kościoła katolickiego nie ma sobie równych. Co i rusz pojawia się w programach informacyjnych z wielkim oburzeniem (werbalnie) informując wszystkie dewotki z kółek różańcowych o odkryciu (czytaj namierzeniu) nowego demonicznego zła usiłującego zniszczyć Boży porządek i ład. Nic dziwnego, że za obsesją duchownego z Krakowa, rośnie jego popularność w kołach zbliżonych do tac kościelnych. Każde wystąpienie arcyobłudy Jędraszewskiego elektryzuje tzw. opinię publiczną. Powiedzieć o tym kapłanie, że należy do najbardziej kontrowersyjnych hierarchów Kościoła, to stanowczo zbyt mało. Leciwy wiekiem, ale młody duchem Jędraszewski potrafi kilkoma zdaniami wkur… nie tylko nieboszczyka, ale i wierzących w Boga. Ma do tego wielki talent. Mnie osobiście zastanawia krótkowzroczność i niebywała hipokryzja tego hierarchy. Z jednej strony wieszczy piekło tęczowej zarazy a drugiej nie dostrzega rozprzestrzeniającej się w klerykalnym środowisku pedofilskiej zgnilizny. Arogancja, cynizm, i relatywizm wychodzą z arcykapłana wszystkim porami i otworami jego ciała. Takie wybiórcze traktowanie tematu ośmiesza przemądrzałą eminencję. Jednak trudno mi uwierzyć w alergię na ludzi spod znaku LGBT wiedząc o jego zażyłej przyjaźni z innym zboczonym hierarchą Kościoła – Juliuszem Paetzem. Chciałbym doczekać się tego, że arcyobłuda w pięknych cyrkowych szatach liturgicznych powie w trakcie kazania, jak wierni mają zachować się wobec homoseksualistów w sutannach. Problem jest poważy i ważny. Przewiduję jednakże duża zwłokę, bowiem jego arcyłaskawość nie samą tęczową zarazą żyje. Ostatnio stał się cud, bo przypomniał sobie znamienne słowa św. Łukasza. Więc brawo – w końcu padły z usta hierarchy tak długo oczekiwane słowa samokrytyki. Na opamiętanie i powrót do korzeni ubogiego duszpasterstwa, na które nigdy nie jest za późno. Może wreszcie biskupie pałace przestaną być siedzibami dostojników Kościoła prowadzących rozpasany, pijacki i hulaszczy tryb życia. Staną się miejscem służącym bardziej zbożnym celom. Ale ja, jako sceptyk, osobiście jednak w to nie wierzę. Już kiedyś napisałem, że jeżeli katolicy zostaną uczciwymi ludźmi, a nie zakłamaną zgrają, to ja zostanę najpierwszym z nich.
All rights reserved 2019 Marian Jedlecki
Ot, co…
Bieda niezbędnie potrzebna
Coś, co mnie denerwuje
Szanowni Państwo
Socjaliści marzyli o likwidacji biedy. Nie posunęli się jednak tak daleko, jak pseudo komuniści z PIS u. Zawsze podkreślałem, że nie wolno mieszać w głowach ludziom, poprzez łączenie ekonomii z polityką. Wszelkie polityczne dogmaty i urojenia „politycznych mózgów” doprowadzają do kłopotów, bowiem zgwałcona ekonomia odpłaca się urodzeniem biedy. I w tym kontekście likwidacja biedy to nieszczęście, to ruina każdego kraju. To moje twierdzenie oburza retuszerów rzeczywistych, niektórych pięknoduchów i zwolenników równości, co absolutnie ( tu pozwalam sobie przypomnieć) nie jest zgodne matematycznym równaniem w ekonomii. Owszem istnieje pojęcie ekonomii politycznej, ale tu trzeba wiedzieć, iż jest to nauka czysto teoretyczna o charakterze pozytywnym, służąca poznaniu i opisywaniu rzeczywistości. Twórcą pojęcia Ekonomia Polityczna nie jest żaden marksista, czy polityk, a francuski ekonomista Antoine de Montchrestien. Naszym właścicielom Polski wszystko pokręciło się w tych ich mózgoczaszkach. Jedni obwieszają z mównicy sejmowej, że należą im się, chyba za nieróbstwo, nagrody pieniężne w kilogramach jak psu buda, inni przydzielają sobie milionowe nagrody traktując je, jako rekompensatę za poświęcony czas przy wyborach do PE, a inny goguś – taki w sutannie – ciągnie jak z dojnej krowy szmal na zbędne cele, które akurat nie w wymagają konieczności dofinansowania ze Skarbu Państwa, czyli z naszych kieszeni. Nawet oburzony Papież Franciszek oświadczył, iż dostaje perystaltycznego skurczu żołądka na widok ”owego”. Tymczasem zwykli ludzie maja poglądy zdrowsze na swoją rzeczywistość. W jednej z powieści Michała Bułhakowa, dwóch śmieciarzy dyskutuje nad obietnicami bolszewików – że wszyscy będą równi, wszyscy bogaci, wszyscy będą na uniwersytetach. I wtedy jeden trzeźwo myślący pyta „ A kto będzie wywoził śmieci” To teraz zadajcie sobie Państwo pytanie „ Skąd my to znamy i jak to się skończyło”. Historia ma to do siebie, że zawsze powraca, ale w rakowatej postaci. No, nam na szczęście z nieba spadli Ukraińcy. Tylko, że oni traktują przystanek Polskę, jako możliwość wyrwania się z własnej biedy i odskoczni na Zachód Europy. Ale jeżeli nowemu prezydentowi Ukrainy uda się reforma, to za parę lat my z biedy będziemy jeździli na Ukrainę budować im dobrobyt. Z tego wniosek oczywisty – ludzie nie są i nie powinni być równi. Muszą być silniejszy i słabsi, mniej lub bardziej inteligentni. Likwidacja tego stanu rzeczy jest niemożliwa, a nawet byłaby bardzo szkodliwa. Nas Polaków obiecywany dostatek mimo buńczucznych zapewnień Morawieckiego i jego spiritus movens, jakoś unika. Bo zwykłym ludziom w Polsce dostatek nie jest pisany z prostej przyczyny, bo kto pracowałby na rożnej maści złodziei, kombinatorów politycznych i tym, co się pracować nie chce, ale im się ”należy”. Dlatego ustala się takie progi podatkowe, które nie robią krzywdy bogatym, a wykańczają tych, co to ciężko i uczciwie pracują. Ale jeżeli jesteś uparty, na tyle szalony i masz nerwy ze stli, to popróbuj zarejestrować własną firmę. Zezwolenia, wypełnianie setek zbędnych rubryczek, aby św. Biurokracy poczuł się niezbędny, opłacanie PITów, CITów i PTU, koncesja, SanEpid idt. Od razu odechciewa się takiej mrzonki. Jasne? Tak, więc lepiej być biednym, zdrowym na umyśle, ale na tyle jednakowoż zdeterminowanym, aby chciało się podejmować nieatrakcyjne zajęcia. A jeżeli chce dostać za darmo zasiłek, musi się żyć w biedzie. Ktoś do diabła musi wywozić śmieci, zbierać u bauera szparagi i ciągle być biednym, ale podatki rujnujące codzienność płacić musi. No, więc jak to jest w tej naszej Rzeczypospolitej? Jesteśmy sobie równi? Jak widać Równość to mrzonka zaczerpnięta z powieści „Utopia” Tomasa Morusa.
Ot, co…
All rights reserved 2019 Marian Jedlecki