Archiwum kategorii: Janusz Strugała

Zostań proszę

Zostań proszę
Janusz Strugała

tyle jeszcze prawd ukrywanych
tyle rzek niepoznanych
usiadłem nagi przy brzegu
zrzuciłem życia smutki bez adresu

tyle niewyraźnych snów
tyle drzwi nieotwartych
byłem bezbronny
a ty odchodzisz

tyle pokory popłynęło z falą
tyle bezwiednych myśli
jak żebrak błagałem
zostań chwilę nie krzywdź

tyle buty szło w niepamięć
tyle łaski dałeś Panie
ja uczuciami rozkołysany
błagam cię o pojednanie

tyle wyznań spojrzeń w nicość
tyle marzeń nierealnych
dajesz sygnał gnany wiatrem
idziesz w niebyt zaćmą nocy toniesz

tyle wiary i nadziei
tyle żaru w twoich oczach
jak mam ruszyć dalej
więc cię proszę zostań… Słońce

Głodny natchnienia

Głodny natchnienia
Janusz Strugała

zakwitły losu ścieżki
piaszczystą plażą
tu azyl znajdę
kotwicę na mieliźnie
pazurem zapuszczę

fale obmywają różaniec
czarnych drewnianych pali
odpornych na impet z głebin
sycąc się ziarnem błyszczących
kamieni

znieruchomiałem
na ugiętych kolanach
rozkoszowałem się ciszą
czekałem głodny natchnienia
zaspokojenia i olśnienia

nie zawiodło mnie morze
otoczyło tajemnicą trwania
gdzieś z galaktyk odległych
spłynął deszcz jak nowina
ślepcowi oczy otworzył

Oda do morza

Oda do morza
Janusz Strugała

heblujesz falami
jak rzeźbiarz dłutem
drapieżnym wiatrem
dziurawisz przestrzeń

fregaty uczuć
giną za horyzontu kurtyną
doznań ucztą bliźnią się
zakwaszone życiem rany

tajemnicą jesteś
głęboką i nieskończoną
wibrujesz ciszą i sztormem
żywiołem karmisz duszę

na nic błaganie i krzyk
konfuzją serca zmęczoną
szeptanie Boże tu słyszę
wsiąkniesz w ten piasek
w niebycie

nie ranisz nie parzysz
wędrówki jesteś znakiem
malujesz pięknie chędogo
oto czym jesteś… wodo

Dla ciebie morze

Dla ciebie morze
Janusz Strugała

witam się z tobą
witam wiatr i kamienie
wysyłam ptakom
liryczne sygnały

rysuję na piasku
przesiąknięte nostalgią pytania
zmywa je dumnie piana
jam niewart cudu zadumania

idę brzegiem morza
sterem mi z głębin szeptanie
wiem cichy marynarzu
domem duszy twojej to morze
głodem życia rozkołysane

pytań zadaję niebu tysiące
pożegluj ze mną radzi mi słońce
tam gdzie śpiewem się niosą
tęsknotą osnute serca gorące

słońce powoli wymyka się nocy
oczy w szerokim zdumieniu zastygłe
czas zwijać żagle wracać do domu
morze tylko na chwilę
z moim wahaniem też zastygło

Nie żegnaj się proszę

Nie żegnaj się proszę
Janusz Strugała

 

graj magicznym wieczorem
zachwyć mnie barwami słońca
bezdeszczową nutą zanuć
zaspokoisz mnie zapachem zachwytu
oddaję ci wszystko
pożegluj ze mną za horyzont
wyobraźni siłą
nasycę oczy wiatrem i burzą
konturami nieba mnie otocz
nie żegnaj się proszę
cielesną modlitwą ogrzeję ci stopy
zabierz mnie tam pod skrzydła aniołów
gdzie wibracje nieskończoności
otoczą mnie tajemnicą wszechbytu
więc błagam wciąż
zostań ze mną jeszcze… chwilo

***

***
Janusz Strugała

czym jest rzeczywistość
złudną projekcją
kosmiczną próżnią
odrobiną groteskowych urzeczeń

boską żaluzją
usłaną czasem
tułam się
zostawiam ślady na piasku
znikną jak blask na niebie

Sonet wiosenny

Sonet wiosenny
Janusz Strugała

topnieją ostatnie sople ponaglane wiosennym słońcem
krople życiodajnej wody roszą białe kwiaty
spiją ją chciwie nim jesienią odejdą w zaświaty
przedtem posieją górskie łąki barw tysiącem

Woda spływa z gór pulsem przemijania
pagórki wczesnym świtem budzą się zielonymi łąkami
zgłodniałe drzewa rozkwitają ufnie prokreacji pąkami
motyle ich braćmi w tle arieta pszczół bzykania

ziemia się budzi drzewa chmurami spowija
oderwij się na chwilę spójrz jej prosto w oczy
wiosna jak oddech szybko przemija

zaorać trzeba zimowe ugory
matka natura rodzi bez miary
nie rań jej serca miej trochę pokory

Gdzieś daleko, może obok

Gdzieś daleko, może obok
Janusz Strugała

 

Kiedy wieczór dzień zamyka
siadam w ciszy, widzę ją
gdzieś za ścianą zegar tyka
ludzie w domach dawno śpią

Gdzieś daleko, może obok
błądzi myślą, szuka mnie
jej samotność, żalu obłok
z cichą nutą uwolni się

Zapraszam cię choćby na chwilę
chciałbym słyszeć słowa te
które myślami jak rzeka spłyną
złączą na zawsze dusze dwie

Gdzieś daleko, może obok
siadasz w ciszy, widzisz mnie
gdzie mam szukać, szukać ciebie
na łąkach nostalgii, tam spotkajmy się

Wsłuchana w pieśni poety

Wsłuchana w pieśni poety
Janusz Strugała

 

Piszesz o miłości,
której nigdy nie było
sypiesz ziarnem zazdrości,
błąkasz się po
ścieżkach wyproszonej litości

Wsłuchana w pieśni poety,
drżysz jak struny zmęczone
w świecie pełnym tandety,
zamykasz pokornie oczy
myśli wplątane w gitary akordy

Mówisz o miłości,
nostalgicznej, łzawej
dotykasz słowami
historii okrutnej
Dni pisane prozą,
alergicznym smutkiem

Gdzieś tam gniazdo wije,
uwolni marzenia
nowa miłość szczera,
bez oskarżeń, nienawiści
to co było wczoraj
nigdy się nie już przyśni

W romantycznym transie

W romantycznym transie
Janusz Strugała

w romantycznym transie
błagam gwiazdy
ścielą się u mych stóp
w ich blasku rajską rozkoszą
zanurzamy się na skrzydłach nut
w melodię boskiego snu
ale to nie sen
naznaczyłaś mi serce
błękitem pocałunków
krew kipi pożądaniem
zapachem spełnienia
rozpływa się świt

Czekam na śnieg

Czekam na śnieg
Janusz Strugała

Czekam na śnieg
niech sprószy wspomnienia
dzieciństwa ślad
radości bez wytchnienia

Zmienia się świat
męczy się Ziemia
za kilka lat
wygasną marzenia

Błądzimy dalej
ślepi i głusi
mamona pogardą
nas w końcu zadusi

Wyryty znak
próżnym czekaniem
gdy wstanie świt
nas tu nie zastanie

w kabale zaklęty
kwantem mocy stworzony
boską ręką muśnięty
oczy zamykam | żalem uśpiony

Ufam dźwiękom

Ufam dźwiękom
Janusz Strugała

nowy dzień
nutą raźną wybudzony
ufne dźwięki malują plan
uskrzydloną ręką

za oknem zima
krzemowym kryształem
noworoczne myśli mrozi
dobrze że nie odlewasz
lawą nienawiści
nowych posągów pogardy

ogier życia
podkuty weną echa
z nieba płynących darów
ruszył jak z bicza strzelił
gamie durowej oddany

każda nuta jak kryształ
gorliwie otoczy blaskiem
twoje smutniejące oczy
uskrzydlą się marzenia
czekają obłoki

Dokąd idziesz?

Dokąd idziesz?
Janusz Strugała

dokąd idziesz
pytają stopy zakurzone
zmęczone ślimaczym szlakiem
i doczesnym bytem
usiądź na chwilę
zwiń żagle żarem zdarzeń
poszarpane
rozpyl wiatrem boleści
głodne udomowienia ofiary
błaznuj i linczuj
bo za chwilę pójdziesz dalej
hardy i czysty
dokąd idziesz
pytają rześko stopy
ciernistą drogę wybrałem
gotów was za to przeprosić

Czekam

Czekam
Janusz Strugała

czekam na skraju tęsknoty
mglistym niebem otulony
ślady wspomnień wysypane
ziarnem kamieni
wodą podlewanych
lecz niepłodnych martwych
czekam jak drzewo umęczone zimą
na pierwsze afektu promienie
by trysnąć podziwem
widząc w ramach twych oczu
odbicie świtu i leśnej polany
zgubiłem zwitek godzin
sekretem wybitych
poznam cię gdy przyjdziesz
obejmę zachwytem

Wszystko przemija

Wszystko przemija
Janusz Strugała

wszystko przemija
dni jak lawa stygną
myśli jak wierzba płaczą
ironią losu zakłamane
zdejmuję maskę
przypiętą lichą zszywką
nagą nieromatyczną nutą
rozgrzebuję wspomnienia jak kret
śpiewam i konam
kaleki skremowany świat
ósmy cud senne zwidy
sprzątaczka snów dziewica
utka dni szalem marzeń
osełką wiary niepokornej
zamknąłem oczy
serce gburowato bije
wahadło tętni
kosmatym sytym rytmem

W podzięce…

W podzięce…
Janusz Strugała

dziękuję za chleb wypełniony domu pogodą
za miód nasycony łąk słodyczą
za strofy nie odrętwiałe pogardą i nienawiścią
dziękuję za anielski zefir, który nadziei skrzydła podrywa
owinie mnie diademem wieczystej wdzięczności
dla twych z serca spływających łask i porywów
niech te strugi dobroci wrócą do ciebie tam wysoko
i rozświetlą ci kiedyś ścieżki w krainie wiecznych cieni

Idą święta

Idą święta
Janusz Strugała

Idą święta mamo
pamiętam twoje wypieki
zwijany makowiec
spaloną z bratem choinkę
przerażenie gdy wszedł gwiazdor
podobny do sąsiada
Idą święta mamo
a my bez ciebie bezdomni
oglądam się za siebie
przeszłość zroszona łzami
nie ma twych rąk
którymi dbałaś o nasze jutro
nie ma twych próśb do Boga
którymi wymodliłaś spokój
może tam w innym wymiarze
boskiego uniwersum
wyciągasz wciąż swe dłonie
by losy nasze twych dzieci
jak kiedyś błogosławionym
parawanem chronić
brakuje nam ciebie mamo…

Nieproszony gość

Nieproszony gość
Janusz Strugała

to jak rytuał
otwieram oczy
udręką wybudzony
niezdolny do remisji zdarzeń

nieproszony gość zapukał nagle
obrzydliwym planem
ściskał gardło
żarem palił

myśli jak postrzelone ptaki
gasły depresją
w łóżku wyściełanym strachem

ster przemijania z kursem na klęskę
opadły żagle i kurtyna zdarzeń
bestia zamarła w oczekiwaniu
sparzona żądzą życia
skuliła się rankiem
odeszła na zawsze