Archiwum kategorii: Janusz Strugała
Nie chcesz o mnie wiedzieć nic
W moich oczach widzisz tajemniczość
ukrywaną gdzieś pod cieniami rzęs.
Gdy uderzę w struny gitary,
z harmonii dźwięków popłynie moja pieśń.
Nie chcesz o mnie wiedzieć nic.
Skąd jestem? Gdzie mieszkam?
Kogo kocham dziś?
Ale jedno o mnie wiesz…
Jestem Twoją pieśnią.
Jestem Twoim snem.
Pieśni jak ptaki zerwane w locie,
rozdzwoniły się między chmurami.
Inne cichutko płyną po wodzie,
By wrócić echem z płaczu falami.
Nie chcesz o mnie wiedzieć nic…
Me pieśni morzem wykołysane,
płynie z nich radość i tęsknoty ból.
Czasem wiatrem życia rozpalane.
Słychać w nich mroźny morskiej wody szum.
Nie chcesz o mnie wiedzieć nic…
W mych oczach błękitnych jak kwiaty lnu,
roztańczyło się niebo z gwiazdami.
A gdy zabraknie już miłości słów,
Muszę śpiewać błękitnymi oczami.
Czekam
czekam na usta rozmiłowane
zwilżone krzyną melancholii
czekam na dłonie tajemnicą spowite
błądzę jak Odys
wypatruję ścieżek
jantarami wspomnień wysypanych
zbieram je i ułożę na erosa ołtarzu
rozpalę pragnień pożary
zatopię się w żądzy posłaniu
krew wybuchnie
wyleją się namiętności czary
znów będę błądził
po alejach twego ciała
prosząc pieszczotą błagalnie
o okruchy rozkoszy
w niedalekiej przyszłości
i tylko dla mnie
W cieple akrylu
Chcę być tam gdzie ty
Chcę być tam gdzie ty
chcę energią twoją żyć
niechaj miną gorzkie dni
chcę być tam, gdzie jesteś ty
Koszmar kiedyś skończy się
chciałbym czuć cię blisko mnie
niech się perlą szczęścia łzy
usta twoje mówią mi
Bądź mi wiosną, ciepłym słońcem
farbą uczuć maluj dni
Noce wyściel mi gwiazdami
tym co piękne między nami
Chcę być tam gdzie ty
nutą marzeń zawsze śnić
niepokornym sercem błądzić
w oczach twoich światłem być
Świat przytuli nasze myśli
w nich utopię upojenia smak
każda chwila z tobą piękna
to jak z nieba dobry znak
morze
wracam do ciebie
z piskiem mew matowieją udręki
oczy płowieją metaforą czasu
szum źrebną falą wiatru
bełta mi w głowie
usta dopełniają magii
chłonąc przybrzeżny wody afekt
szepczą bez sensu
oczarowania różaniec
powłóczę się jak żeglarz bez mapy
w końcu dobiję do brzegu
banału i monotonii
codzienności
Dzieci
plądruję w tobole życia
przegarniam skąpolistne krzaki
pogodnych ścieżek
ogrodów wysianych ziołem smutku
aromatem krachów
wystrojonych miłości przebłyskami
rączki niemowląt
pierwsze słowa
oczy
w których szukałem siebie
rozpacz rozstania
łzy
tęsknotą wykadzone
opuściłem żagle przetrwania
lecz łajba bezlitośnie
dobija do brzegu
przemijania…
Dla Karoliny
Zostawiłem strzępy słów
słyszę je w dzień i w nocy
są jak klejnoty
porozrzucane po zaułkach wspomnień
Tak dużo niedomkniętych kwiatów
i gorzkiej tęsknoty
są jak kamieniste ścieżki
jak zagubiony motyl
Wyjechałem tak nagle
powoli cichną rozpaczy twej szlochy
niezmąconą ciszą
twój dom drwi i dygocze
Znów na próbę wystawiłem twe serce
w kajdany spięte
karmi się czułym na mój powrót czekaniem
Wrócę do ciebie
wrócę pożądania rzeką
posiwiałych dni tumany w oczy wieją i zapieką
Spłuczemy z siebie żale i dramaty rozstania
w moich ramionach zemdlona doczekasz rana
W pióropuszach myśli daremnych i wyciszeniem duszy
czekaj na mnie tułacza, bunt me serce kruszy
Odrętwiałe powieki, skulone, słabe i zmartwione
zaklinają ciszę, zamykają dni nadzieją wypalone
Bydgoszcz 2014
Wyglądam przez okno
wyglądam przez okno
Janusz Strugała
wyglądam przez okno
dopijam kawę w kawiarence życia
tam wysoko szorstkoskrzydłe anioły
wyczekują zgłodniałe
Nie wiem co zobaczę
za Rubikonem wiekuistego trwania
chędogi tułacz kołotać ma
do bramy czasu
niebytu
próżni
wyglądam przez okno
klucz ptaków szuka łąk
efemerycznych
żywozielonych
może one znają sekret przemijania…
Symfonia dotyku
Symfonia dotyku
Janusz Strugała
symfonią dotyku uskrzydlony
graweruję pożądania ślady
bezprzytomnie
od stóp do głowy toczę diamenty
bezgranicznej rozkoszy
upajam się skóry smakiem
jak wielokwiatem i twoim oddechem
dzień z tobą był jak nektar
spijany zwiastunem upojnej nocy
magia rozpalonego ciała
spełnieniem marzeń
przesiąkniętych kroplami dzikiej ekstazy
które jak Syleny wylały
gorące źródła błogich zmysłów
i uniosły nas do bram spełnienia
Świt powoli rozwidnił cię
w moich ramionach
ofiarowałem ci
ofiarowałem ci
Janusz Strugała
ofiarowałem ci kapelusz
ochrą wspomnień wyżółcony
z winnicą zapachów i żywicy
połóż go między dni twych półki ukwiecone
będzie jak bazuna grał
na ażurach słodkich myśli
ofiarowałem ci dotyku ciepło
to apokryf dla wybranej
zapisz taby w gamie uczuć
zamknij w duszy jak pergamin
dałem ci paproci liście
farbowane lasu łanem
dekorować mają skarbiec
ten sceniczny, który śni się
na orbitach serc sierocych
bezprzytomnie niech zabłyśnie
utęsknienia szaty stroi
śpiewem błogim zbudzi cię nad ranem
nutą czystą miłością zwaną…
Sekunda życia
Sekunda życia jest jak oda
do skrzydlatej wieczności
szemraniem przekładni czasu
polaryzuje tętnice myśli
kroi i fastryguje jedwab
w który oblecze się Pandora
krótkonogich relikwii niestałości
Magnat nieskończonych niebieskich parceli
podlewa haraty niezmierzonej flory
watra życia nigdy nie gaśnie
płonie energią wyłuskanych życia sekund
z tygla obrzydliwego czasu
Sekunda życia jest jak wdowi grosz
zasieje wojnę ukoi ból
balwierz kpiny i cichego trwania
Gdy zobaczysz na horyzoncie
łódkę przemijania
na nic brylanty i słona żalem łza
nie błagaj jej
ona tylko sekundę trwa…
Śpiewaczko z koralami
Śpiewaczko z koralami
Janusz Strugała
Perłowym smutkiem spływają
zaklęte morzem oczy
dżdżem z fregaty wspomnień
dobijają do brzegu narkotyczne sny
Śpiewaczko z koralami
spiętymi interwałami uniesień
nie spoglądaj litościwie
na topiel bez oznak życia
Szablą żebraczych próśb
pielgrzymką donikąd
ponurak wyprosi jeszcze kilka nut
nim instrument na Arkadii strunach
bezpowrotnie powiesi
Jest taki dzień, taki wieczór
Jest taki dzień, taki wieczór
Jadwiga Miesiąc
Jest taki wieczór
piękny grudniowy
jest jasność nieba
z milionem gwiazd
i jedna gwiazda
ta najjaśniejsza
co do wieczerzy
wciąż zaprasza nas
Zmierzch ukrył wszystkie
serc niepokoje
radość uśmiechem
duszę rozpala
siostro i bracie
siądźcie przy stole
niech słowa kolęd
przypomni wasz śpiew
Splećmy swe dłonie
porzućmy spory
przytulmy tych
co wczoraj błądzili
wybaczmy grzechy
niepopełnione
w tę noc jedyną
tylko miłości
ogień płonie
Przy Wigilijnym stole
Przy stole wigilijnym
Jadwiga Miesiąc
Spod rąk naszej pianistki
Melodie Świętej Nocy płyną
Tyle piękna wokół nas
Stół jasnością już zapłonął
Gwiazda zaś wyznacza czas
W naszych dłoniach opłatek
Bielą alabastru lśni
Wokół cała rodzina
Łamią się chlebem miłości
Dzielą słowa i myśli
Na maleńkie życzenia
Niech moc opłatka serca zmieni
Wybaczy krzywdy pomówienia
Rozwiąże nasze trudne sprawy
Usunie w cień złe wspomnienia
Nie oszukam życia słowami
Gdyż szczęścia nigdy nie jest dosyć
Moje serce cicho płacze
Bo nie ma już między nami
Najdroższych mi osób
Przy stole wigilijnym od lat
Stoją tylko ich nieme cienie
A cieni nawet miłością największą
Zbudzić się już nie da
Z tomiku “Nie słońca bez cienia”
Gdzieś daleko w Poetolandii
Gdzieś daleko w Poetolandii
Janusz Strugała
minoryci pióra
łamią wersy polerowanym trójdźwiękiem
asygnatą niestrawnej weny
celebrują i tokują
jajowodem poplątanych myśli
zwyczajnie
dłonie atramentem zwątpień ubabrane
wątki posiane bez składu
urojonym słowem kwitną
gmerają w śluzie bez treści
spawane losowo ramy
geniuszem czasem błysną
poklaskiem gawiedzi
ukoją na chwilę serce poety
Pamiętaj mnie
pamiętaj mnie
wiem
nie pożegnałem się
pamiętaj mnie
bo nie wrócę już
tę melodię w sercu miej
pisałem ją dla ciebie
pakuję wspomnienia
ta podróż nigdy się nie skończy
dźwięk gitary wzruszy cię do łez
gdy ją usłyszysz
przypomni ci ramiona me
upycham mój świat
z walizką jak widmo
karawan ruszył już
do bramy wieczności…
Ojczyzna
Rozkwitały pąki krwawych róż
czekała dziewczyna
Jaś nie wrócił już
załadował broń nienawiści prochem
strzelał w piersi wroga
na ustach i w plecaku miał ojczyzny totem
ziemia utrudzona grzebaniem złachmanionych płodów
skurczyła się w bólu
piła krew rodaków nasączoną wojny błotem
Jaś w okopach skulony
śnił o wolnej Polsce daleko od domu
czuł jak matka jego umartwia się w trosce
czekały na niego pola złotym kłosem zlane
czekał młodnik przy rzece z pradziadów kurhanem
serce biło z nadzieją i wolą przeżycia
zgasło nazajutrz przebite kulą napastnika
słowa są mdławe gdy żal rozdziera duszę
życia im nie wrócą
tym którzy o ojczystej ziemi
pieśni gdzieś daleko łzawo nucą
Miłość
Urojona miłość jest podstępna jak narkotyk
wyjaskrawi prozę wierszem
wygra barwną frazą
rozpłomieni serce
potem cuci je skołatane
zakrwawione żalem
otępione magią
niespełnionych uczuć
Urojona miłość jest jak róża
pięknem kusi, wabi
formą niewinną uwodzi
gdy zbliżysz się do niej
kolcami pogardy
w duszę cię ugodzi
Miłość to nie zbytek
to rozumu wybór
dotyk dłoni spójnią oczu
mgnieniem chwili
na zawsze połączy
Nie kupisz miłości na litości targu
nie buduj nadziei
na peanach zawodowej wzgardy
potok słów nijakich
niczego nie zmienia
umęczone nimi serca
w głazy bezmyślnie zmieniasz
Jesień
Jesień oddech poetom przyspiesza
liście żółtoskrzydłe
w kalendarzu basarą skończonych nocy toną
półnagie drzewa zlęknione zimą
wyciągają błagalnie konary do nieba
Ty idź przed siebie poeto
nie pobłądzisz przecież
wśród łanów gasnących jesienią
rozrzucisz tam strofy i słowa
zostawisz im nadziei nutę
Choć nie oszukasz matki natury
przytulaj drzewa
szeptem pocieszaj korę dotykiem dopieszczaj
liśćmi jak łzami niech się otoczą
ziemia takim smutkiem zroszona
znów się zachowa jak trzeba