Archiwum kategorii: Janusz Strugała

Poezja dobrym wyborem

Poezja dobrym wyborem
Janusz Strugała

zwoje głodnych myśli
obłudne trwanie wzloty i upadki
pod kaftanem zwanym trwogą
wciąż bije żywo serce
pod kołdrą świtu cisza
amfory żalu i zwątpienia pełne
klejnoty wspomnień wyblakłe
tylko natura niezmiennie hojna
słowa ocierają się o banał
w kałużach wstydu toną porażki
poezja dobrym wyborem
muzyka wybawieniem
twoje kolorowe kwiaty pełne melancholii
wyciszają bez sensu iluzje
za oknem szczypta światła
ulica zgiełkiem głośna
czas zasnąć

Anioły odeszły

Anioły odeszły
Janusz Strugała

na widowni tułają się życia paradoksy
niebo afirmacją atonicznych dni
wciąż nietknięte jesienią drzewa
źli ludzie jak ciernie ranią
kalendarz nieubłaganie bezduszny
zgasły pomysły anioły odeszły
modlitwa buja się iluzją w chmurach
myśli cicho pojękują
mętne jutra świtanie

jeszcze zaświeci słońce
diamentami radości wypali smutki
w twoich oczach magia
w twoich dłoniach ciepło jaśminu
kołysaniem ciała zbudzisz
nostalgiczne więzi
naręczem czerwonych róż
cię powitam
wyśnioną miłością otulę

zaufaj oczom

zaufaj oczom
Janusz Strugała

spływa morskim bezdrożem
orczykiem wioseł jesieni
kolorowe lato
wybujałe zielenią

jesień wyścieli na żółto
jednobarwną zorzą
parki poezją uśpione
boskim skrzydłem jak haftem
zdobione

przygotuj farby
paletą pragnień
maluj emocje
oczy nie skłamią
zaufaj oczom

wyjdź wczesnym rankiem
ptaki dziękują matce Ziemi
uszy twym mikrofonem
natury dźwiękiem
podzielą się z myślą i sercem

otwórz kałamarz
umaczaj pióro
błogosławione każde słowo
zostanie w przestrzeni
choć wiatr złoczyńca
delicją się zachwyca

Scenariusz życia

Scenariusz życia
Janusz Strugała

lawina pytań
bez odpowiedzi
myśli zachmurzone
topią się jak wosk

ogniwa życia
spaja tęsknota
jest stanem hipnozy
rytuałem przetrwania

w poczekalni jutra
łowią się diamenty chwil
dekorują się sytością
gęstnieją zachwytem

konspiracji zaćmą
błagają o powroty
scenariusz zagadką
mroczną tajemnicą

dzbany uczuć wylane
na ugory czasu
kawa na dzień dobry
zaspokoi afektów wymieranie

magmą się leje
smutek i nostalgia
piramidą zwątpień
pudruje nuty wspomnień

do drzwi zapuka jesień

do drzwi zapuka jesień
Janusz Strugała

ból trwania czy radość
zostają tylko skrawki targanego ego
egzekucja na istnienie
wyrafinowaną tajemnicą

na chwilę odłożony dyszel pędu
bo po cóż ciągle gnać w niewiadome
trzeba celebrować taką chwilę
niebo jakby przychylne

wrzątkiem wylane te dni
nie ma kałuż nie ma łez
rozpalone betonem miasta
są jak piece trącą powolną agonią

na nic fanfary na nic okrzyki
banalne modlitwy
widownia chłonie to w zachwycie
zasłona nocy już blisko

horyzont coraz krótszy
żegnamy je wcześniej
kosmiczna pamięć i reguła
do drzwi zapuka jesień

powtarzalne to co niepowtarzalne

powtarzalne to co niepowtarzalne
Janusz Strugała

 

powtarzalne to co niepowtarzalne
niebo gra swoją rolę
kłębią się ostatnie minuty dnia
zobowiązane tajemnicą

bezdomne statki woda przytula
chucpą podmuchów brak
wyuzdanym śladem snuje się słońce
usypiania natury to znak

kamienie zipią na gorąco
piasek na plaży rani stopy
noc wychłodzi ścieżki
zimną wodą wypieści

racjonalne losu koleje
uroczo baśniowo kopertę zamyka
ostatnim tchnieniem napoi
każdy koniec w duszy zaboli

spuścimy zasłony dnia

spuścimy zasłony dnia
Janusz Strugała

potulnym granatem się mieni
ziemistą wodą tonuje
rozpaczliwą dumą fascynuje

chcę być blisko ciebie
pod parasolem
z bursztynową chmurą
jak twoje włosy

szafirem zabarwiona życia proza
zaufałem jej bojaźliwie
ucieczką w labirynt zachwytu

umalowałaś się westchnieniami
rozproszyły je ptaki na niebie
sfrunęły do zatok marzeń

zrobiło się mistycznie
goście zdjęli kapelusze
popłyniemy jak dwa łabędzie
poznamy się bliżej

odnowimy to co utracone
upojeni blaskiem słońca
na osi szczęścia na orbicie spełnienia
spuścimy zasłony dnia

 

Czekam pod naszym niebem

Czekam pod naszym niebem
Janusz Strugała

Czekam.
Po kolorach tęczy
spłynęły wspomnienia.
Chcę zobaczyć niebo
w Twoich oczach.
Chcę usłyszeć nasze słowa,
które zakochaniem pachną.
Barwne kwiaty
w Twoich oczach,
niech będą wędrówki
początkiem.
Pójdziemy tam, gdzie sady
i łąki gwiezdne obudzą nas,
z przeżyć miłosnych naręczem.
Ciała namaścimy zapachów
wieńcem.
Szeptałaś wrócę…
Czekam pod naszym niebem.

jałomużna z nieba

jałomużna z nieba
Janusz Strugała

zrolowało się życie
ginie na bezdomnej fali
bez fabuły bez obłudy
bywało różnie
wyrzeczenia i trywialne azyle
czas nie pozwala na restart
kilka chwil pod platanami
parę klejnotów w pamięci
toasty za zdrowie
usłany zimną wodą szlak do portu

nie demonizuję
nie wyolbrzymiam
nowe życia poczęte
nutami uczuć grała strun muzyka
niejedna pełnia melanżem skończona
nie spartańskie powroty
pod napiętymi żaglami

jałomużna z nieba
zagłuszyła jęki
fregatą szczęścia rejsem pod granatem
ołowiane myśli psują szyki
zapadliska i kałuże
wyobraźnię męczą
chórem zgodnym śpiewają
nadziei spragnione głodne myśli

Odnajdźmy siebie

Odnajdźmy siebie
Janusz Strugała

tajemnicą zasnute dni mijanie
domysły pytania trywialne
czas okrutnie biegnie nic nie wraca
jutra może nie będzie

samotności pajęczyna bezlitosna
obojętne jej metafory
oplata ślady i pokusy
sieje zwątpienie na otwarte rany

delicją show natury
czytelne rymy na niebie
bez ironi żarliwe ozdobne
prognoza na jutro enigmą

dusza szuka tej drugiej bratniej
otwiera okna zroszone deszczem
jest jak wirtuoz
chłodne tampony tłumią nadziei dreszcze

te metafory na chwilę zachwycą
podgrzane struną i nutą
zielonością drzew i liści
do jesieni otoczą kreatywną mgławicą

życie pokutą bywa
kaktusową aleją
wrogą pogardą karmią ludzie
matko moja broń mnie od tego

nie mamy planu partytury zdarzeń
to improwizacja załóżmy buty
odnajdźmy pokochajmy siebie
jak te zagrane nuty

malowałaś strofami

malowałaś strofami
Janusz Strugała

odwieczne pytanie
o sens życia
jest jak codzienny zachód
szyszynka już nie podpowie

ksztyny przyjaźni
wybuchy miłości
gasną i płoną
kurczą się serca biciem

prawdziwi przyjaciele
nigdy nia zawodzą
są jak opoka
jak powrót z dalekomorskiej podróży

chmur odwilżą
zamyka się zwierciadło dnia
malowałaś strofami
słowa na noc pokrzepią

Myśli jak szkwał ulotne

Myśli jak szkwał ulotne
Janusz Strugała

kamienieją tonalne frazy
nuty krucjatą pną się do nieba

niezatapialne tylko chwilowe myśli
są jak szkwał ulotne
spłyną energii kwantami
gdzieś za boski horyzont

chowam tylko błogie klejnoty
gdzieś do kabury bezbronnej poezji
nie jestem wieszczem ni artystą
lecz bezczynność nie jest mi bratem

garściami odrzucam awersji słowa
otwieram wnętrza krainy
zostań ze mną choć na skromną ucztę
zbliżymy umysły ogrzejemy dłonie

Żalić się nie ma komu

Żalić się nie ma komu
Janusz Strugała

w matni życia teatrze
freskami epizodów
próbujemy wyzuć
istotę trwania
logikę postrzegania
nim wątpliwości
w proch się obrócą

czym jest nieskończoność
niepojęta i obwarowana
czym jest świadomość
miłość pożądanie dzieci chowanie
w kosmicznym wymiarze niczym
jak błysków migotanie

utrwalamy istnienie
dobieramy słowa
nie rzucimy ich
na urodzajną glebę
tylko w pamięć krótkotrwałą

bezradni w mroku uniwersum
upajamy się chwilą
przytulamy do siebie
żalić się nie ma komu
może odkryjemy sens w niebie

poecie brakuje słów

poecie brakuje słów
Janusz Strugała

rzeźbiarz nie ma dłuta
malarz nie ma pędzla
poecie brakuje słów

nie wygramy z naturą
pozostaje nam
przecierać oczy

promienie jak baletnice
w powiewnej sukience
wiodą kochanków do alkierza

fale jak ocean nucą
gotowe gasić głód pożądania
adrenalina płonie

zanurz stopy tętnice ucichną
zachód wyklaruje apetyt
błogi sen zaczeka

wyśniony czarem nieba

wyśniony czarem nieba
Janusz Strugała

wyśniony czarem nieba
zwiastun spokojnej nocy

w toni wody giną utrapienia
chmury plotą warkocze iluzji

otwieram oczy szeroko
zamyślenia bezprzytomnie sycą

szmerem fal błogosławi się noc
dogmaty wiary zaćmą się koją

szeptem proszę niebo o pokorę
batutą żalu jak dyrygent w transie

w głowie cisza jak przed burzą
myśli zwabione premierą niebios

ptaki jak szalone kołyszą skrzydłami
orkiestra zachodu składa instrumenty

na zawsze smak malowidła
w pamięci zostanie

Sny niedokończone

Sny niedokończone
Janusz Strugała

nietknięty i pominięty
zaniebieszczony

wydźwiękiem wieczoru
emocjami kreowany

ten zachód śpiewa molowo
chwilami afirmuje słońce

brzaskiem świtu wykołysze
sny niedokończone

światłocieniem orze niebo
obmywa morskie odbicia

paradnie tańczy chmurami
pchanymi zefiru porywami

zwiastuje noc gorącą
duchem bezmiaru nastraja

usiadłem na piasku urzeczony
wkrótce zmrok otoczy wszystko

U źródła sentymentu

U źródła sentymentu
Janusz Strugała

majętne to niebo inaczej
grawitacji posłuszne
tożsame z kosmosem
kołysze na falach smutne kredo
nie okaleczy oczu ni duszy
złoceniem się pyszy
buzuje w pamięci obraz namiętny
twe oczy miłością parzące
twe ręce gorące rozmiłowaniem
słowa węzłami uczuć spowite
żarliwie szeptane

zaczekam na ciebie
bezszelestnym sekretem
u źródła sentymentu
spowiję ciało
kroplami afektu zwilżę
palcami nagości wypieszczę
utonę z szalonym dreszczem

tam za linią wody

tam za linią wody
Janusz Strugała

karawanem milczenia
struży się udręka
los oprawca
pozbawił mnie zauroczenia

tam za linią wody
wahaniem medytuje
bez frywolnej radości
udręczone serce

jak się wyzwolić
jak zasłonić gorące obrazy
gorzkie chmur warkocze
odbite w morzu

gaśnie wiara
usycha nadzieja
na nic słodu promienie
fatum skrzydła rozściela

wyznałem ci miłość

wyznałem ci miłość
Janusz Strugała

zmywam intymnie
w myślach zawstydzonych
ślady niecnotliwych
uniesień
odkrywałem diamentami
słane kwieciste krainy
rzęsami muskałem
nieziemskie ciała twego łany
strasznie stęskniony
pod speszonymi gwiazdami
w wyobraźni rozpalonej
dotykam cię palcami
byłaś mego serca biciem
z dreszczem jak wrzątek
wyznałem ci miłość

przebłysk istoty istnienia

przebłysk istoty istnienia
Janusz Strugała

gdzieś tam za progiem
zanucę tę melodię
kiedy moja dusza
zawinie do portu
to co widzę jest lęku
poniechaniem
bezwolnie niechętnie
w zawiesinie nocy
oddam się dziwnej misji
symfonią zdarzeń
magmą niedokończonych uczuć
adoracją kosmosu
i niezrozumiałej nieskończoności
poznam energię sensu
wypiję kielich dobrej fortuny
pozbieram metafory
i podziękuję ci słońce
za ten przebłysk istoty istnienia