Archiwum kategorii: Janusz Strugała

W poczekalni donikąd

W poczekalni donikąd
Janusz Strugała

pod togą smutku
na rubieżach rzeczywistości
snuje się nudą wers za wersem
w rytmie pokutnej pętli
upojony bezwonną ciszą
strugam bezradną nutą
w chomącie łzawej apati
obraz jak pasjans
z kart życia
tętni krwią kruche trwanie
w poczekalni donikąd…

Jak na spowiedzi

Jak na spowiedzi
Janusz Strugała

z wycieraczki przeżyć
strącam nietrafione epizody
pionki dni na szachownicy trwania
żebrzę proszę krupiera opatrzności
o losu wawrzyny
upijam się groteskowo czasem
kunsztownie odliczam ostatnie minuty
tułaczką obuty nutami spowity
ubrany w rytualne szaty
agonię kosmiczną
obwieszczę światu

Skrzydła nieziemskiego anioła

Skrzydła nieziemskiego anioła
Janusz Strugała

zuchwałym planem
intencją frywolnej myśli
przypiąłem ci skrzydła
wyobraźni obłąkaniem

ostentacyjnie kreatywnie
ujarzmiłaś niebo i fale
jak modliszka kosztowałaś
iluzji mistyczne portale

pierzchnęły mewy
i chmur mgławice
fregatą pirackich doznań
popłynęłaś jak morski włóczęga
w rejs bez celu z afektu sternikiem

ja zostałem na rafie zdumiony
z bezskrzydłą metaforą
z pędzlem umaczanym
w tęsknocie za tobą

Słotna jesień

Słotna jesień
Janusz Strugała

Kłaniasz się mżystym porankom
rozczyniasz farby agonią lata
pędzel w dłoni dręczony niechciany
perlistym deszczem
uwięziona inwencja i wena
wyobraźnia poety zdławiona

gasną drzewa gubią liści wieńce
łysieją pola i polany
snem Morfeusza
srebrem śniegu
spowite do wiosny

zaczekaj malarko pędzla powierniczko
zaczekaj poeto luminarzu słowa
słońcem wyzłoci park i pastwisko
usłużna natura
niebywałe widoki wam jeszcze spłodzi

Dla niepokornych

Dla niepokornych
Janusz Strugała

niezwyciężone morze
wykarmisz falami wygłodzone
ospałe brzegi
roztopisz chciwym gestem
wydmy obojętności
mądrością wody
jak drzeworytem
jak radosną stułą
otoczysz niepokornych
batutą drwiny
pokonasz grawitacji trwogę
matowiejące niebo
odbarwia się jak mistyczne berło
tylko w zaułkach butnej ułudy
nasycisz głód opatrzności
klęczałem długo
błogosławiłem obłoki
i księżyc pełnią wybudzony

Chwilo

chwilo
odurzyłaś zmysły
grasz falami
teatrem wrażeń

chwilo
krótka pocieszycielko
zwalniasz oddech
serce bije szybciej

zostawisz mnie
z pamięci znikniesz
nie wrócisz
nie zabiorę cię tam…

ciemne niebo
chmury jak paciorki
rozmiłowanych
zapomnianych namiętności

odchodzę
słońce zaszło
zostawiło samotność i smutek

wrócę tu jutro
zanurzę się w niebie
zaprzyjaźnię z wodą
chwilo
znów spotkam ciebie

Światłocienie

Światłocienie
Janusz Strugała

noc ociekała gwiazdami
kosmicznym absolutem
upojony wyrafinowaną tajemnicą
zastygłem pod płaszczem nieba

nie było światłocieni
syty innością
zahipnotyzowany szmerem fal
torturowałem duszę kolcami misterium

pytania jak modły
nieskończonym strachem
empatycznym bielmem
marszczyły brwi irracjonalną trwogą

noc karmiła gwiazdami
fabułą nieskończonych dylematów
gdzie jestem…
kiedy skończy się boski scenariusz

zostały myśli

zostały myśli
Janusz Strugała

słowa są jak krople wody
na pustyni
tkane nicią jałową
może zachwycą
albo żałośnie porażą
ojcowską tęsknotą
zdołują
bytu żałosną nicością
ukołyszą

zerwał się wiatr
pozrywał szkaradne
zostały myśli
pozornie daremne
żałosne
to jest szept kości i krwi
nie zmieni tego nikt

Dziękuję ci Panie

Dziękuję ci Panie
Janusz Strugała

za obrazy z dzieciństwa
mateczki skrzydła
za jej zatroskanie
sen spokojny
i słowa modlitwy
dziękuję ci Panie

za szkolne spory
wiedzę bez miary
wybryki z siostrą
i psoty z bratem
za radosne przemijanie
dziękuję ci Panie

za miłości uniesienia
rączki dzieci umiłowane
porywy serca uczuciami targane
tęsknotę bezdomną
za wolę przetrwania
dziękuję ci Panie

za strun dźwięki
akordów rozmiłowanie
melodie wyśpiewane
talentów obfitość
za strofy epickie żale
dziękuję ci Panie

przed miłością fałszywą
pogardą nienawistną
zazdrością ohydną
spływającą z palet
przed oszczerstwem
proszę chroń mnie Panie

Tam gdzie nie ma nic

Tam gdzie nie ma nic
Janusz Strugała

Kim jestem pytam światło, powiedz mi
gdzie życia sens, gdzie, dokąd pójdę z nim
oczy otwieram, urojone myśli i sny
pokornie je zamykam, już nie liczę dni

gdzieś tam za kurtyną, tam gdzie nie ma nic
salwy uczuć giną, dłoni tam nie podasz mi
zazdrości pogardą malujesz obraz podły, zły
tam za ścianą nieba oddam wszystko ci

Morze cicho falą płucze natłok myśli mych
tu bezmiarem nieba otulony chcę wybaczyć ci
W pamięci wyciszam, piaskiem w dłoni cedzę
zazdroszczę kamieniom, że nie znały ciebie

Roztomiłość

Roztomiłość
Janusz Strugała

czekałaś na kwiaty
które rozkwitały symfonią rozkoszy
pochylałaś się nad tęsknotą
bezwonną magią ulotną

z serca żywicą narkotycznych
zwątpień ruczajem
tryskały ulotne okruchy wspomnień
bramą alkierza strzeżone

szeptem rąk malowane pejzaże
uczucia smutkiem rzezane
niebo filarami ekstazy pomazane
otwiera nam intymnie mistyczne
wyobraźni obrazy

miłość zakuta w losu kajdany
wyrywa powoli magiczne słowa
trywialne zakurzone czasem
dni budzą serca i afektu żar
byłaś wyrwałaś mnie z letargu
niebytu i niepamięci

Wiersze pisane zachodami słońca

Wiersze pisane zachodami słońca
Janusz Strugała

Słońce złotem sypie

zachód słońca utkany
z pożegnania świateł
ich kolory wciąż płoną
bez miary
oglądam się za siebie
na ponure epizody dnia
litości…

w czerwieni zachodu
rumienią się fale
wiatry opadają martwe
sny wracają do mnie
morze zastygło
w sercu błoga cisza

sypie się złoto z drzew
trawy nim usiane
niebo zaścielone złotym płótnem
korowodem gwiazd rozbłysło
czekam na sen

Słońce w oczach zastygłe

oczy zastygły
spojrzeniami odbitymi
od tarczy gasnącego słońca
dopalało się żarem
kosmyków wieczystej karmy

przez niedomknięte drzwi
dnia który przekwitał
prześwitywały ostatnie
promienie chłodzone bryzą
zmęczonych fal

jeszcze kwanty refleksji
erupcje wspomnień
zamykam oczy
zroszone kryształami
pejzaży zdarzeń
świt otworzy zaspane

Słońce pobladło w zachwycie

byłaś piękna
w tle zachód słońca
było zazdrosne
szybko zbladło
w zachwycie

byłaś zagubiona
drżącą ręką
szukałaś ciepła
które skryło
się za horyzontem

ostatnie promienie
wyścieliły purpurą twarze
staliśmy długo
zauroczeni

Słońce jak żeglarz

gdzieś tam daleko
to samo słońce
ciernistym brzaskiem
cię przebudzi
wianki wspomnień
rozrzuci

tułaczką wieczną
po niebie stąpa
kołacze do serc
myśli sznurkiem
wiary i nadziei
plącze

żongluje barwą
gdy w twej dłoni
pędzel zobaczy
zgaśnie smutkiem
i zmrokiem do snów
twych kołacze

Ten blues dla ciebie

Ten blues dla ciebie
Janusz Strugała

nut bukietem ścielę ci wieczór
światłocieniem dźwięków
strun dotykaniem adoruję
zorzą pragnień w muzykę zaklętą

nie bój się echa które wraca zachwytem
to głód bliskości żal i smutek
grzechem milczenie nalewką spowite
schronem twym kwiaty pędzel i płótno

wiosna lazurem czystego nieba
otworzy księgi muzyką zroszone
wsłuchaj się w tony natury i głosy
maluj kreskami przyjaznych oczu

chciałbym twą dłonią oazy piękna budzić
frazą zmysłową namiętnie otulić
jeszcze kilka tonów nasycę uwielbieniem
bluesowi się pokłonię i odłożę gitarę

Kloszard

Kloszard
Janusz Strugała

gasną kadry życia
zaprószył się błogostanu żar
butny niegdyś architekt
mętną kredą błądzi w prześwicie
rysuje ramki ulotne dnia

szelestem myśli zbudzony
odziany jak kloszard
w trywialne wizje
grzebie w szczelinach wspomnień
i drwi z niego czas

eteryczne iluminacją zachody
atrapą i gejzerem rozkoszy
zastygłe erami kamienie
szydzą z niego i śmieją się w twarz

gdzieś remedium z kielichem
pełnym wiary na próżno czeka
rola zagrana magmą przeżyć
spłynęła odpocznie w niebycie

ów kloszard bezwolnie oczy zamyka
bryluje chwiejnie relikwii dotyka
misterium trwania enigma życia
ktoś kalambury kabałą podsyca
zgaśnie daremnie
zegar wiekuisty bezlitośnie tyka

erotyk wiosenny

erotyk wiosenny
Janusz Strugała

pojawiłaś się jak anioł
na scenie bezpióry
szkarłatem nieba
intymnie zasnuta

zasłaniasz usta
zawstydzona afektem
makijażem gorących zmysłów
płoną policzki

czekam rozmodlony
magicznych stref
gotowy dotykać
urzeczony
Eros mi bratem

żądzy gorączka
buchnęła płomieniem
w teatrze zmysłów
kurtyna w górę

wiosna się budzi
nenufarów powabem
skąpo zasłaniasz
się wstydu kotarą

namiętnie złączeni
świt nas zaskoczył
podziwiam twe ufne
rozkochaniem oczy

rzeźbię twe imię

rzeźbię twe imię
Janusz Strugała

dotykam pamięcią twoje ręce
poplamione pomarszczone
stróżką przemijania

cmentarna cisza bolesną rozłąką
wieczną modlitwą iluzji wędrówką
trwaj mamo witrażem i życiem
wykuwanej do nas miłości

już nigdy nie zmyjemy pokory
zwiędły przekwitły oczy rozpalone
ukochaniem dzieci swoich

rzeźbię twe imię płaskorzeźbą
w kamieniu smutku
pacierza twego dłutem orężny
w pyle przemijania
na wieki wieków mamo

Dotykaj mnie

Dotykaj mnie
Janusz Strugała

Mów do mnie
będę słuchał sercem
uśmiechaj się
odkryję że mnie potrzebujesz
w twoich oczach zobaczę
coś niepojętego

dotykaj
to mnie przed upadkiem ochroni
wieczorną ciszą zasypiam
tętnicą snów i słów
nieśmiałą nutą
cierpliwie intymnie molowo
upojną wizją spięty
skosztuję nektaru miłości

piołunem dni skrzywdzony
zbratam się z ciszą
żalu pajęczą mgłą osnuty
wróć…

Słońce i ty

Słońce i ty
Janusz Strugała

zachód droczył się prozaicznie
szmerem fal haftował moje czekanie

nielotne mewy zamarły na brzegu
granatem nieba otumanione

zobaczyłem twoją sylwetkę
smukłą jak szczęścia absolut

szłaś brzegiem morza
owiana uskrzydlona chmur atramentem

serce dygotało żarem uczuć
gotowe na hojne miłosnych kart rozdanie

zgłodniały ukochania rześko przebudzony
liczyłem na intymne świtu poczęcie

opętany wiatrem zachodu jego pejzażem
straciłem poczucie tykającego czasu

to był pragnienia piekący omam
został tylko zachód gdy otworzyłem oczy

Miłość

Miłość
Janusz Strugała

z walizką uczuć
balastem przygód udręczona
przecierałem oczy
mówiły dotknij
to miłość stąpa zawstydzona
przybywa z daleka
i szuka gniazda w niebie
otwarte rany falą zmywa
zagubiona błękitem się upaja
wie że ten wieczór dotykiem
czyściec empatią złudną rozpali
miłość
wyzuta z czasu niestrawną klątwą
rzeźbi w marmurze nędzą ironią
uwiera ją życie
cierpką niepamięcią
łaknie serca mego
boleśnie skrycie