Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
Jarosław Pasztuła

z najlepszym przyjacielem
w tym pięknym dniu
z widokiem na szczyt
z podziwem dla siebie

chciałbym tutaj zapuścić korzenie
myślami przyciągam marzenia
jesteś ze mną a mnie tam nie ma

w końcu święta
pachnie świerkiem
w pokoju pełnym od gwiazd

pod obrusem siano
przy stole prawie wszyscy
w rodzinnym gronie
wesoło wśród wspomnień i wzruszeń

połączeni w modlitwie
dzielimy opłatek wigilijny
płyną życzenia
po śniegu gładko jak sanna

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia
wszystkim poetą życzy Yaro

na fundamentach tego co jeszcze zostało
a w sercach coraz mniej
w siłę zakwita w nas każdego dnia
wiara
tą siłą napędową od wieków
niech Bóg ma nas w swojej opiece
prowadzi ku lepszemu w człowieku

jesienne opowieści

jesienne opowieści
Jarosław Pasztuła

liście spadające na ziemię

kolorowe sny dziecka
rozproszone barwy światła

niezapomniany obraz
babie nici letnich małych pająków

ptaki odlatujące z drzew na skrzydłach
muchomory ukryte pod liśćmi

pokryte suchą trawą
suche jak zmarszczki
na rękach starca

mimo złej pogody mijających lat
nie zgubimy wzajemnej drogi

Kasia

Kasia
Jarosław Pasztuła

kocham Cię zapadam się w stanie
idealnym niezatapialny
długie włosy pomiędzy palcami
wącham je z przyjemnością
mój fetysz tekst na wiersz
pora na taniec w rytmie uderzeń
serc

opadły liść końcem jesieni
podnoszę głowę budzisz ze snu
wszystkie smutki duże i małe
noc okrywa całą pewność o nas
teraz dzień dobry odkrywa człowieka

zamyślony piję kawę obok ciebie
wyrażasz kilka zdań odpowiedzi znam
czasem warto odpłynąć rankiem
w siebie zanurzone sprawy
odcinamy się bo tak lepiej
wystarczy tylko chcieć więcej
kocham Cię wierny przyjacielu

Bieszczadzki trakt

Bieszczadzki trakt
Jarosław Pasztuła

dzika wolność popycha mnie w Bieszczady w bieszczadzki trakt
ciągnie wilka do lasu do ciągłej wędrówki za zwierzyną wiernego jak psa

pokarmem są góry świeżym chlebem pachnie wśród drzew
bólem gdy zmęczony przez dzień
ciągłą włóczęgą nocy ciemność zbliża się puka do namiotu

popycha mnie niewidzialna ręka
we śnie ciągle widzę piękno przyrody cieszę się gdy spotykam człowieka który brnie
nad bieszczadzki obraz Połoniny

spokój w Cisnej jak żywy obraz
na szkle malowane słowa moc wyrazić w rozmowie ciekawej
pozdrawiam serdecznie
napotkanych jakbym dawno nie widział ludzi taki dziki zadowolony

zjem trochę odpocznę trochę odetchnę
jutro ruszę dalej przed nieznanym
poznam to czego nie jestem dalej pewien
usnę pod bukiem lub sosną nie wiem
nogi prowadźcie po ścieżkach pośród ciszy i zieleni
w przydrożnej kapliczce pomodlę się o siłę pokój i chleb
pójdę dalej by cieszyć niebywałym pięknem krajobrazu cudem przyrody

Szybciej

Szybciej
Jarosław Pasztuła

pachnie nieprzyjemnie chłodem

pewnej zimowej nocy
obudzimy się w scenerii
gdy zmarznięty jak pies
zagości w sercach strach

nie będzie wiatru
nikt nie zakręci wiatrakami
a pomiędzy nami
staną pompy ciepła
nie będzie więcej nas
nie będzie lepiej
nie wystarczy energii

przytul się do mnie
za chwilę będzie wiosna
po niej lato

ogrzejemy dłonie sine od zimna
Zefir się zerwie pogłaszcze włosy
ciepłe stopy w piasku plaży
morze szumi szumi las

ciepłe noce śnij
jutro będzie lepiej ciepłej

już idą krzyczą szybciej

Wiosna

Wiosna
Jarosław Pasztuła

do drzwi puka otwieram rozespany
drzwi zaskrzypiały drwiąco
to depresyjny ból po zimowym śnie

szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie
szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie

świeży powiew poranny zbudził gołębie na dachu
w ogrodzie kwitną pierwsze kwiaty
wiosna w zielonej sukni biegnie polem czarnym
zaraża ciepłem listki kołyszą się wymownie
bazie jak kotki na gałązkach się wygrzewają słodko

szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie
szukam ciebie wiosno
uśmiechem zaraź mnie

bezszelestny stąpam alejkami
ciszę przerywa świergot rozbawionych wróbli
co za koncert najpiękniejsze nadchodzi
cieszą wiosenne pieszczoty karmię się delektując
by za szybko nie minęły wiosenne dni
bo nic prócz chwil w głowie nie zostanie

kufer

kufer
Jarosław Pasztuła

patrzę każdego dnia
na dni ubrane
we wszystkie lata

widzę stary kufer

otwieram wieko
może odnajdę coś
co
mnie oczaruje

bądź przypomni
ciebie z
tamtych dni
nie byłaś taka siwa

na barkach

na barkach
Jarosław Pasztuła

pomiędzy framugami
przestrzeń
w otoczeniu drzwi

zamknięte
wytrychem otwieramy
komory czerwieni

nie pamiętać o sobie
nie tak jak trzeba

dni przerzucają leniwie życie
na niezamieszkałych barkach

byliśmy młodzi

byliśmy młodzi
Jarosław Pasztuła

byliśmy młodzi czas płynął wolniej
coś niosło ku sobie nie szukałem
sami odnaleźliśmy się nocą pełnią gwiazd
minął rok minął dzień już posiwiały świat
kochamy się mimo że jesień w parku
ozdabia ławki zrzuca żołędzie i kasztany

spacer miasto

spacer miasto
Jarosław Pasztuła

ulicami latarnie uliczne milczą
blade światło oświeca kostki brukowe
moje glany brzmią w tym świecie ciszy
ktoś psuje efekt spokoju zamilcz
chłopcze krzyczę by wykrzyczeć
że nie jestem najważniejszym ważne wnętrze

nabieram powietrza wypływam na asfalt
uderzając pięścią o pustą glacę
wbijam flagę wbijam w ziemię
cień kładzie nacisk na podłożu

urośnie kilka chwastów
wyrwę z korzeniami szkodnika
nie pękam nie drżę patrzę jasno
nie panikuję przed siebie pędzę
nie zawsze wygrywam
jest wino jest fajnie potrafię
wskrzesić iskrę na dnie butelki

zawsze coś odpaliło nie tak
zawsze problem nie dotyczy
już dość podjeżdżam Cadillakiem
kiedyś byłem z punkami
dziś z Mikołajem
idziemy do przedszkola

Zgodnie

Zgodnie
Jarosław Pasztuła

uśmiech rozciąga się
od malowniczych Ustrzyk
po płaskie brzegi Helu

malowane oczy
jak Bałtyku piaskowy błękit
trawą morską włosy
rozciąga wiatr po kresy horyzontu

poranną bryzą zmoczony
biegnę brzegiem plaży
bursztynowa komnata tajemnic
wyczekuje zakochanych

fale bałwany nie przeszkodzą nam

zachód słońca nad morzem
należy do nas wróć o wschodzie
nasza Polsko

dobry człowiek

dobry człowiek
Jarosław Pasztuła

najpiękniejsze chwile przepiłem
zmarnowany czas najlepszy

nie wracam pamięcią do domu

idę drogą
widzę piękno przyrody
wiatr delikatnie mówiąc
miesza myślami
niczego nie naprawię

orzeł nade mną

kocham ciepłe noce
nikomu nic nie powiem
jestem sobą

pamiętam kobietę
jej włosy jak babie lato
wokół głowy

teraz wędrówka
do kresu wytrzymałości
szukam miejsca

mój dom mój azyl
daleko

kawał drogi

kawał drogi
Jarosław Pasztuła

spocznę na kozetce
rozepnę szary prochowiec
zobacz duszę czystą

zdejmę bordo beret
w nim schowam serce
które pragnie bić dla ciebie

z kieszeni wyjmę pomięte wiersze
przeczytam ci jeden
może zmiękniesz

przygarniesz mnie do swego życia
będę śpiewał poezję

czystym wreszcie
obmyję stopy
przebyłem kawał drogi
od narodzin po kłamstwa i pożogi
skonałbym bez wybaczenia
przed mostem życia

nikt prócz ciebie
nie podałby szklanki wody

kawał drogi

kawał drogi
Jarosław Pasztuła

spocznę na kozetce
rozepnę szary prochowiec
zobacz duszę czystą

zdejmę bordo beret
w nim schowam serce
które pragnie bić dla ciebie

z kieszeni wyjmę pomięte wiersze
przeczytam ci jeden
może zmiękniesz

przygarniesz mnie do swego życia
będę śpiewał poezję

czystym wreszcie
obmyję stopy
przebyłem kawał drogi
od narodzin po kłamstwa i pożogi
skonałbym bez wybaczenia
przed mostem życia

nikt prócz ciebie
nie podałby szklankę wody

zatrzymać czas na jakiś czas

zatrzymać czas na jakiś czas
Jarosław Pasztuła

dotykałaś moich ramion
pod wierzby płaczące
skrywając nieśmiały wzrok

usta kleiły się do ust

smakowała kolacja
ciało do ciała
ciasto i masa słów
odklejały mój mózg

wspominam noce
pełne rozmyślań
włóczące się dni pomiędzy nimi
roześmiane twarze
których teraz nie poznaję

długie włosy zapach twoich warkoczy
oczy głębokie spojrzenia
oszczędność w słowach

wiatr porwał na strzępy
nić co łączyła
w mojej głowie
miłość zawsze żywa
oddycha pachnie zielenią
mieni się jedwabistą purpurą

sztandarem na wietrze

bywało inaczej

bywało inaczej
Jarosław Pasztuła

miałem być pogodny
jak wczorajszy dzień
przynieść śniadanie do łóżka

zmieniłaś mnie
o gwiazdo

zamiast światła jakoś wyblakłaś na moim niebie

gdy uczucia ostygły z herbatą
pragnę z satysfakcją wypić i odejść
lub czekać aż coś się zdarzy

wczoraj było inaczej
kochałaś sercem teraz patrzysz na konto
przez wyblakłe okulary swojej starej

latem są wakacje

latem są wakacje
Jarosław Pasztuła

policzek musnę kłosem żyta
polnej piaszczystej drogi kresem

nikt nie przemierza wspomnień

zrywać bławatki wokół cisza
spokój dla ciała i ducha

zapachniało lasem i skoszoną trawą w powietrzu zapach słomy

po łące z gracją człapie bocian
czajki jak te panie niedotykalne

piękne są nasze wakacje
odbite w w kałużach

puścić kaczuszki na wodzie

zatracić się w dzieciństwie
śnić marzyć o tym wszystkim

w ogrodzie

w ogrodzie
Jarosław Pasztuła

w ogrodzie siedzę sam
która z kobiet chciałaby

ze mną głębokiej obcować ciszy
w ogrodzie nocą sam na sam
pośród ciszy i świateł gwiazd

jestem starym nudziarzem
wybacz teraz czekam
na kolejny księżyc w pełni

kilka wersów z bibli uspokajające
trzeźwe zachowanie myślę że wszystko zakwitnie na miejscu

w moim ogrodzie nocą zgasł ogień
we śnie widziałem jak nadchodzi z nowym dniem