Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

nie mogę zasnąć

nie mogę zasnąć
Jarosław Pasztuła

gdy myślisz o mnie
wtedy wiem, że nie będę mógł zasnąć,
gapię się w sufit widzę twój uśmiech, liczę barany,

zegar zbyt głośno tyka,

powietrze jakby gęstsze przenika,
czuję zapach po latach westchnień,
już za późno by zrozumieć dlaczego kocham cię,

a ty żałujesz, bo mi żal straconej chwili,

możesz mi powiedzieć
czy warto zapomnieć
lub cię mieć w pamięci na zawsze,

wracają bociany przytulone do ściany

razem

razem
Jarosław Pasztuła

już minęło tyle lat
jak spoina w murze
między cegłami ciągle razem

ileż wody upłynęło między nami
jakie było niebo gdy się uśmiechałaś
pomiędzy pocałunkami

czasami płynie wolniej czas
a my się spotykamy
tyle dzieje się
z nami mnóstwo dzieci

dziękuję za spędzony miło czas

wracasz myślami do lat
gdy byliśmy młodzi
to nic nie szkodzi

przepraszam mamy po tyle lat
wiele pytań
proszę wybacz ten ostatni raz

szukam cię ty
znajdziesz mnóstwo chwil
na kwiatach pełno motyli

rozkwitanie

rozkwitanie
Jarosław Pasztuła

rozkwitasz jeden raz
jak kwiat paproci
pośród światła nocy
zaczarowany ogród
patrzę zaczarowany
całkiem botaniczny

w oczach niedowierzam
piękno cały świat
nieznany to ty
obraz w reżyserii
pani nocy i dnia

ludzie nie wierzą że
można tak żyć
to się dzieje jak
pod powiekami
ostatni sen

całkiem niedawno
niemożliwe staje się
na wyciągnięcie dłoni
pamiętam ten sen pełen sensu

liście

liście
Jarosław Pasztuła

opadły liście
zamiata je wiatr

z lekkością spojrzeń
ponuro tutaj

szare drzewa jakby nagie
obdarte ze wspomnień
zakwitną wiosną

zazielenią w głowie
owoce wydadzą latem

biegnij tymczasem aleją
nie zamiataj pustych myśli

są jak liście w dzbanku
zasusz tak mnie na wieki na lata

gdy uschnę
rozrzuć prochy na wietrze

upadek Ikara

upadek Ikara
Jarosław Pasztuła

jak łatwo człowiekowi upaść ,
upadłem głową walę o mur,
poniżej dotykają antypody,
na kolanach, powyżej mrok

przesłania światło dnia,
w środku bezdusznie ,
pustka wypełnia ciało,
zimny, wilgotny moloch,

zapach pleśni, zgniłych jaj,
smród siarki, dogorywa żar,
popiół szary z czarnym
maluje dłonie, brudną twarz,

bez odwrotu, bez słów,
upadłem nie mogę wstać,
zaopiekuj się mną, bym
ocalił ciebie, dzieci i dom

wiosna

wiosna
Jarosław Pasztuła

końcem zimy, ostatnim zaległym śniegiem
gdzieś na szczycie gór,
robimy kukłę podpalimy,
utopimy Marzannę w rzece

niech zabierze zimno,
wszystko co niedobre zeszłej zimy

na drzewach bazie, małe kotki,
puchaty bukiet oznaka ciepłych dni,
co niemożliwe odeszło wraz z krótkim dniem,
wielkie poruszenie na łąkach w lesie,

pierwsze bociany
na gniazdach szykują nowy dom,
rolnik w polu na płocie kot
co raz cieplej więcej słońca

odrodzony na nowo,
z wiosną idę w przyszłość,
kwitną pierwsze kwiaty
podziwiać śnieżyce wiosenne,
przebiśniegi, śnieżniki,
przylaszczki,

zadowolony nie wiem,
czy od piękna wiosny ,
nocą usnę

płonie wiersz

płonie wiersz
Jarosław Pasztuła

zbudujmy swój mały świat
bez trosk i wad bez obaw
nie bój się mnie myśli moje czyste
czerwona krew róża biały bez

wyciągam dłonie do nieba
ku pokrzepieniu serc daj
spokojnie żyć marzyć śnić
w tym świecie tylko my

niech zapłonie milion świec
słońc tysiące uderzenia serc
oddech głęboki na sen
przez noc w dzień kochamy się

niespokojny sen

niespokojny sen
Jarosław Pasztuła

mamo, dlaczego nie mogę
za sobą zamknąć drzwi
przekraczając próg domu
odchodzę w oczach w nieznane

nie zapomnij o mnie
jak o dziewiątej kompani
nie zamykaj drzwi
przyjadę, wojna
wiecznie nie będzie trwać

zapukam
staniesz w drzwiach
utulę cię w ramionach
wszystko będzie dobrze
będziesz przy mnie

siądź podaj swoją dłoń

w czasie wolnym

w czasie wolnym
Jarosław Pasztuła

upłynął czas niewoli witam cię wolności
lata dziewięćdziesiąte żegnajcie Sowiety
żegnałem się z sierpem i młotem

szczyt szczęścia w miłości
nie raz połamane kości
na koncercie ostatnie nagranie
muzyka narkotykiem ostatnia nuta
po-go ze smrodem w ciężkich butach

matura kwitły kasztany ostatnia klasa
liceum matura armia wzór obywatela
nauczyli się czołgać i strzelać
co więcej gdy Amor strzela

w kuchni gumoleum
na kredensie zdjęcia
klej trawa tanie wino ognisko
podróże w nieznane bez fejsa
paczka po czarnych fajrantach

pamiętasz kochanie
gdy objąć dłonią
chciałem kawał ciebie
jak całowałem piersi
jeszcze mnie wierci

do dziś pamiętam noc
byliśmy sami w sobie
później urodził się
Przemysław nasza pociecha

człowiek szczęśliwym
potrafi być w sobie wolnym
nieść naukę nadzieję ludziom
piszę o sobie bo jesteśmy podobni
ważne są wszystkie wspomnienia

szary dzień pieści dotykiem

szary dzień pieści dotykiem
Jarosław Pasztuła

szary dzień szary duch
uwięziony w ciele szepcze
jakoś smutno mu

do piersi przytulam to co mam
kilka fajnych rzeczy
kilka myśli ubranych w słowa

pieści dotykiem wspomniane chwile

w głowie wiruje twoje imię
na szybie kilka kropel deszczu
płyną jak łzy nie znaczące dziś już nic

gorycz w sercu
żal jakby w środku

mało przyjemnie
wszystko się toczy
a mi szaro całkiem przyziemnie

szepty i cisza

szepty i cisza
Jarosław Pasztuła

cisza przeciska się przez drzwi
niewidzialny szept

wyciskasz sok z cytryny
wokół kwaśno dużo witaminy

przestrzeń płynie
my razem z nią
powiedz
gdzie początek
gdzie koniec

gorzkie łzy na koszuli skażonej bielą
mówisz do mnie że miłość kwitnie

przecina eter cichy szept
chowam w dwie garście
porządkuję myśli w głowie

zapach po latach

zapach po latach
Jarosław Pasztuła

kiedyś przyjdzie czas spotkać się jeszcze raz po tym jak pierwszy raz
świat się zmienia zmienia nas
zostają niezmiennie wspomnienia
których nie chcesz pamiętać
schowałaś głęboko w sercu

(ukryłam tylko dla siebie)

jak ładnie dzisiaj pachnie wiosną las
wtedy ostatni raz spotkaliśmy się
rozstania niewdzięczny czas

(płakałam z deszczem w duszy)

dlaczego warto pamiętać o sobie
nie potrafię zapomnieć zapachu kobiety
nie mogę znaleźć ciebie w snach
czy kiedy śpisz dotyk pięści włosy

(pamiętaj o mnie w tamtej muzyce)

teraz wiem

teraz wiem
Jarosław Pasztuła

jesteś gdzieś
nie wiem jak daleko stąd
jak mam coś wyrazić
coś powiedzieć
gdy nie usłyszysz mojego
ani jednego słowa

samotnie jak przy drodze krzyż
czasem ktoś zapali znicz
jak niegdyś we mnie nie tli się żar
biegliśmy przez wieczność naszych marzeń

odpalam papierosa
zamykam drzwi
zgrzytanie klucza z ciszą głuchą
znikasz z moich snów

pieszczę wspominki głaszczę psa
wierny przyjaciel
patrząc w oczy ciepło z tego powodu
chcę żyć zarażać życiem i być
komuś potrzebnym każdej istocie

to ważna wartość odpowiadam za nią

spokojny sen

spokojny sen
Jarosław Pasztuła

nie jestem głuchy na prośby
ból świadomości istnienia
wkłuł się cierniem w czaszkę

uwierają pamiętniki
w duszy piekło

blisko twojej serdeczności

zsyłam w garści okruchy miłości
powiedz mi że trwale ty

wyprostuję myśli na kowadle życia

oddech ciężki miarowy
wytrzymać się da

wyobraziłem sobie parę chwil
motyle wśród kwiatów dnia
nie pozwól przebywać gdzieś duchem

samotnej nocy
roznieś krople wiary uspokoję żądze

słowa

słowa
Jarosław Pasztuła

polna droga piaszczysta
dookoła pachnie chlebem
kłos zerwany na wypieki
końca żniw nie widać

podzielony chleb
pomiędzy wszystkie głodujące narody
między dzieci starców i chorych
ciałem chleb i winem popić
przełknąć słowa Boga

usnąć w błogim śnie
boso i pokochać ludzi
wzniecić iskrę nadziei
zbawić świat od powrozów

ćma

ćma
Jarosław Pasztuła

ćma krąży wokół lampy
odwrócona plecami do światła

śpisz dotyk odwróconego ciała
w naszym życiu codziennym
potrzebą czułych słów piękna

gdy się uśmiechasz śmieje się całe miasto

ćmy nie układają się tak jak my
są prawdziwe nietoperze o tym wiedzą
karmią się całą noc
by w dzień spokojnie spać

bieszczadzkie anioły

bieszczadzkie anioły
Jarosław Pasztuła

szukałam
odbicia twoich oczu
w błękicie
rozlanym między wzgórzami

w zielonym pejzażu
przetykanym czerwienią
wypatrywałam
śladów stóp

niecierpliwy potok
mruczał własną melodię
nurt porywał myśli

krzykliwy orlik
zagłuszył słowa

bieszczadzkie anioły
wywiodły na manowce

zarażać

zarażać
Jarosław Pasztuła

zbliżamy się do granic
gdzie czas płynie szybciej
z motywami uciekają chwile

chciałbym zostać
jeszcze przez kilka lat
kilka dni by zawrócić

przeliczam minuty na tabletki
by móc żyć czas jak rzeka
mozolnie sunie z gór do morza

początek zawsze się zaczyna i kończy
dlaczego
bo życie ponoć wieczne
jest dzień bądźmy nim
nocą sen odkryje kilka gwiazd

przed świtem kochanków kolejny świt
życie kłody radość smutek
świat nieznany potrzeby gdy marzysz
mimo ciężkiej pracy nie stać cię na nic

nie masz sił upadasz
czas nie ma granic
po co gonić

gdzie odlatują ptaki
zawsze wracają do tych samych gniazd
by odnowa żyć zarażać życiem
żyj kochaj bądź kochaną

pijemy herbatę

pijemy herbatę
Jarosław Pasztuła

naciągam koc
miłość dojrzewa

podzielmy się ciałem
jesteś natchnieniem
światem mych marzeń

wznoszenie ponad ramy
jesteś kimś ważnym

spadam w dół pragnień
nie mogę ogarnąć granic

przekraczając granicę
znikam w otchłani
gdzieś na szczycie

zbudzeni rankiem pijemy
w szklankach herbatę

za dużo

za dużo
Jarosław Pasztuła

ile zła zmieści świat pod skrzydłami wiatru
ile czekać wypatrywać oczy by zobaczyć
to co ma się stać przestać się bać patrzeć

dni płyną nieustanie godziny to chwile
szybko się zbierać przed nadejściem
być gotowym przed każdą drogą

zasypiam wiem że nie warto noc krótka
nad ranem sen najlepszy gdy budzik
wyciąga ciało spod kołdry wprost do roboty

mam dość tej nieprawdy tej odgrzanej zupy
jest dobra tylko pomidorowa z rosołu z wczoraj
zapominamy kto za nas umarł kto zdradził

na dworze zimno pada deszczyk
mam dość tego rapu tego ładu
wysiadam na stacji wypadam z gniazda