Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

szary dzień pieści dotykiem

szary dzień pieści dotykiem
Jarosław Pasztuła

szary dzień szary duch
uwięziony w ciele szepcze
jakoś smutno mu

do piersi przytulam to co mam
kilka fajnych rzeczy
kilka myśli ubranych w słowa

pieści dotykiem wspomniane chwile

w głowie wiruje twoje imię
na szybie kilka kropel deszczu
płyną jak łzy nie znaczące dziś już nic

gorycz w sercu
żal jakby w środku

mało przyjemnie
wszystko się toczy
a mi szaro całkiem przyziemnie

szepty i cisza

szepty i cisza
Jarosław Pasztuła

cisza przeciska się przez drzwi
niewidzialny szept

wyciskasz sok z cytryny
wokół kwaśno dużo witaminy

przestrzeń płynie
my razem z nią
powiedz
gdzie początek
gdzie koniec

gorzkie łzy na koszuli skażonej bielą
mówisz do mnie że miłość kwitnie

przecina eter cichy szept
chowam w dwie garście
porządkuję myśli w głowie

zapach po latach

zapach po latach
Jarosław Pasztuła

kiedyś przyjdzie czas spotkać się jeszcze raz po tym jak pierwszy raz
świat się zmienia zmienia nas
zostają niezmiennie wspomnienia
których nie chcesz pamiętać
schowałaś głęboko w sercu

(ukryłam tylko dla siebie)

jak ładnie dzisiaj pachnie wiosną las
wtedy ostatni raz spotkaliśmy się
rozstania niewdzięczny czas

(płakałam z deszczem w duszy)

dlaczego warto pamiętać o sobie
nie potrafię zapomnieć zapachu kobiety
nie mogę znaleźć ciebie w snach
czy kiedy śpisz dotyk pięści włosy

(pamiętaj o mnie w tamtej muzyce)

teraz wiem

teraz wiem
Jarosław Pasztuła

jesteś gdzieś
nie wiem jak daleko stąd
jak mam coś wyrazić
coś powiedzieć
gdy nie usłyszysz mojego
ani jednego słowa

samotnie jak przy drodze krzyż
czasem ktoś zapali znicz
jak niegdyś we mnie nie tli się żar
biegliśmy przez wieczność naszych marzeń

odpalam papierosa
zamykam drzwi
zgrzytanie klucza z ciszą głuchą
znikasz z moich snów

pieszczę wspominki głaszczę psa
wierny przyjaciel
patrząc w oczy ciepło z tego powodu
chcę żyć zarażać życiem i być
komuś potrzebnym każdej istocie

to ważna wartość odpowiadam za nią

spokojny sen

spokojny sen
Jarosław Pasztuła

nie jestem głuchy na prośby
ból świadomości istnienia
wkłuł się cierniem w czaszkę

uwierają pamiętniki
w duszy piekło

blisko twojej serdeczności

zsyłam w garści okruchy miłości
powiedz mi że trwale ty

wyprostuję myśli na kowadle życia

oddech ciężki miarowy
wytrzymać się da

wyobraziłem sobie parę chwil
motyle wśród kwiatów dnia
nie pozwól przebywać gdzieś duchem

samotnej nocy
roznieś krople wiary uspokoję żądze

słowa

słowa
Jarosław Pasztuła

polna droga piaszczysta
dookoła pachnie chlebem
kłos zerwany na wypieki
końca żniw nie widać

podzielony chleb
pomiędzy wszystkie głodujące narody
między dzieci starców i chorych
ciałem chleb i winem popić
przełknąć słowa Boga

usnąć w błogim śnie
boso i pokochać ludzi
wzniecić iskrę nadziei
zbawić świat od powrozów

ćma

ćma
Jarosław Pasztuła

ćma krąży wokół lampy
odwrócona plecami do światła

śpisz dotyk odwróconego ciała
w naszym życiu codziennym
potrzebą czułych słów piękna

gdy się uśmiechasz śmieje się całe miasto

ćmy nie układają się tak jak my
są prawdziwe nietoperze o tym wiedzą
karmią się całą noc
by w dzień spokojnie spać

bieszczadzkie anioły

bieszczadzkie anioły
Jarosław Pasztuła

szukałam
odbicia twoich oczu
w błękicie
rozlanym między wzgórzami

w zielonym pejzażu
przetykanym czerwienią
wypatrywałam
śladów stóp

niecierpliwy potok
mruczał własną melodię
nurt porywał myśli

krzykliwy orlik
zagłuszył słowa

bieszczadzkie anioły
wywiodły na manowce

zarażać

zarażać
Jarosław Pasztuła

zbliżamy się do granic
gdzie czas płynie szybciej
z motywami uciekają chwile

chciałbym zostać
jeszcze przez kilka lat
kilka dni by zawrócić

przeliczam minuty na tabletki
by móc żyć czas jak rzeka
mozolnie sunie z gór do morza

początek zawsze się zaczyna i kończy
dlaczego
bo życie ponoć wieczne
jest dzień bądźmy nim
nocą sen odkryje kilka gwiazd

przed świtem kochanków kolejny świt
życie kłody radość smutek
świat nieznany potrzeby gdy marzysz
mimo ciężkiej pracy nie stać cię na nic

nie masz sił upadasz
czas nie ma granic
po co gonić

gdzie odlatują ptaki
zawsze wracają do tych samych gniazd
by odnowa żyć zarażać życiem
żyj kochaj bądź kochaną

pijemy herbatę

pijemy herbatę
Jarosław Pasztuła

naciągam koc
miłość dojrzewa

podzielmy się ciałem
jesteś natchnieniem
światem mych marzeń

wznoszenie ponad ramy
jesteś kimś ważnym

spadam w dół pragnień
nie mogę ogarnąć granic

przekraczając granicę
znikam w otchłani
gdzieś na szczycie

zbudzeni rankiem pijemy
w szklankach herbatę

za dużo

za dużo
Jarosław Pasztuła

ile zła zmieści świat pod skrzydłami wiatru
ile czekać wypatrywać oczy by zobaczyć
to co ma się stać przestać się bać patrzeć

dni płyną nieustanie godziny to chwile
szybko się zbierać przed nadejściem
być gotowym przed każdą drogą

zasypiam wiem że nie warto noc krótka
nad ranem sen najlepszy gdy budzik
wyciąga ciało spod kołdry wprost do roboty

mam dość tej nieprawdy tej odgrzanej zupy
jest dobra tylko pomidorowa z rosołu z wczoraj
zapominamy kto za nas umarł kto zdradził

na dworze zimno pada deszczyk
mam dość tego rapu tego ładu
wysiadam na stacji wypadam z gniazda

kocham

kocham
Jarosław Pasztuła

wczoraj trzymałem broń w rękach
strzelałem do tarczy z popiersiem człowieka

dziś nie celuję w to miejsce
to nie było dobre to jest złe

uczą nas zabijać zatruwają alkoholem
łatwiej być potworem niż kochać

zmienić ustawienia w głowie

ucieczka przed wczoraj wieczorem
udała się nam na wiosnę
najlepszą porą
moją ofertą jest kochać

wracają ptaki

wracają ptaki
Jarosław Pasztuła

ciężary wspomnień wracają
przygnębiony smutek w środku
sumienie targa flagą na maszcie
zabłądzić zdarza się nawet
najbardziej wymagającym

ciało zbyt słabe na zwycięstwo
w duszy czarne plamy to grzech
mówią o tym wszyscy co wszystko wiedzą

idę naprzeciw oczekiwaniom innych
lubię się szarpać wewnętrznie
lubię ten zimowy wieczór i
wiatr co po gębie ozięble głaszcze

wróć w moje ramiona nadziejo

pragnę tylko się cieszyć
z tego co wiem co mam
zrobić coś takiego żeby wszyscy
się ucieszyli i przepadło zło złych ludzi
którzy źle życzą i drwią

dobrze nam

dobrze nam
Jarosław Pasztuła

dobrze mnie znasz wybaczasz błędy
nie byłem nie jestem idealny fajny
polegasz na mnie otoczyłem cię opieką
zapomnij złe sny noce i dnie płynie czas

mało w nas co raz mniej
wieje wiatr przeszłe dni
dziś świeci słońce a ty lśnisz
trzymaj mocno dłoń nie pozwól
by odeszła w dal daleko gdzieś
kochajmy się przytulone serca dwa

czas zabierze nas do krainy snów
będziemy powietrzem w przestrzeni
moje żarty twój radosny uśmiech
nawrócić wspomnienia zadowolenie dzieci

mało w nas co raz mniej
wieje wiatr przeszłe dni
dziś świeci słońce a ty lśnisz
trzymaj mocno dłoń nie pozwól
by odeszła w dal daleko gdzieś
kochajmy się przytulone serca dwa

teraz zima wiosna nachodzi każdym dniem
patrzę w niebo dookoła coś się dzieje
wracamy do siebie jak ptaki z dalekich stron
obejmij uśmiechem podaruj rumieńce policzków

mało w nas co raz mniej
wieje wiatr przeszłe dni
dziś świeci słońce a ty lśnisz
trzymaj mocno dłoń nie pozwól
by odeszła w dal daleko gdzieś
kochajmy się przytulone serca dwa

śnij nasz sen śnij gdzie Eden granic strzec
przed złem co wkrada się podstępem
ciągle walczymy o siebie każdym dniem
rano budzisz mnie pijemy kawę ze smakiem ust

szary dzień pieści dotykiem

szary dzień pieści dotykiem
Jarosław Pasztuła

szary dzień szary duch
uwięziony w ciele szepcze
jakoś smutno mu

do piersi przytulam to co mam
kilka fajnych rzeczy
kilka myśli ubranych w słowa

pieści dotykiem wspomniane chwile
w głowie wiruje twoje imię

na szybie kilka kropel deszczu
płyną jak łzy nie znaczące dziś już nic

gorycz w sercu
żal jakby w środku

mało przyjemnie
wszystko się toczy
a mi szaro całkiem przyziemnie

Z Orionem twarzą w twarz

Z Orionem twarzą w twarz
Jarosław Pasztuła

płat czystego nieba tak trzeba
patrzę na pas Oriona
walczy pośród gwiazd
nas tam nie było zapach ciszy
jesteśmy tutaj światło słabnie
z minuty na minutę
sterczę samotnie jak słup soli
nie ma nas i nie będzie tylko szumi las

niebo zasnute
wulkanicznym pyłem mroku smak
jedna rzecz która jest wyzwaniem
poleć tam gdzie słońce do gwiazd
przynieś garść kosmicznego pyłu

w teleskopie światło
jak w tylnym lusterku wstecznym
przenieś swoje zwierciadło
wehikuł czasu
wehikuł przyszłości

daj choć trochę poczuć strachu
boję się przepowiedni
horror
demony przeszłości na ziemi
zbierają żniwo

pieniądze nie dadzą radości
smutek żal jest późno
jest prawda
jest zło ani jednego sprawiedliwego

ogień na niebie z Orionem
walka wewnętrznych skrajność
zaciśnięty pasem u stóp z Andromedą
płacz Kasjopei niesie w kosmos
zimnym wiatrem maluję
twarz obrazek dnia
więcej światła

jak głaz

jak głaz
Jarosław Pasztuła

cichy głaz
zacementowane usta

ani słowa

w oddali wiatr

ciszę rozpruł rzeźbiarz
wydobył piękno
wydobył kształt

ujrzałem kobietę

z kamienia
taka jak ty ciepłą
w oczach łza

perełka szczęścia

serca zbliżone w rezonansie
żyję dla ciebie

skończona radość z życia

skończona radość z życia
Jarosław Pasztuła

tutaj się zaczęło
tutaj się skończyło
zakwitło by wysuszyć się na wiór
żółty kolor jesieni

nasza miłość wisi jak ciuch w szafie
pachniało lawendą starym sadem

zacieram ślady sprzed laty
kilkanaście lat temu a jakby wczoraj

zatoczyło życie trzysta sześćdziesiąt stopni
między nami jest siła sól ziemi

tutaj urodzona tutaj umarła nasza miłość
nie wiem dlaczego po co nam to było
mógł śnić się sen naszych marzeń

to koniec o tym wszyscy wiedzą
może innym razem w innym miejscu

razem biegniemy do światła
bliżej wiosny pachnące kwiaty
bliżej nieokreślonym kierunku

w końcu przestałem się bać o nas

na spacerze

na spacerze
Jarosław Pasztuła

usiadłem obok
spojrzeń na zwalonym drzewie
dotykiem wzroku
badałem przestrzeń między nami
zmieszany powiedziałem kocham

bliżej wiosny

bliżej wiosny
Jarosław Pasztuła

każdego dnia więcej światła
więcej barw pełen szczęścia świat
dłuższe chwile krótkie noce

im dalej tym ciepłej ruszaj ze mną

zima topi szare emocje
nie przegap okazji dnia
wiosenne kwiaty zakwitną

będzie dobrze będzie można
poczuć ciepło promieni słonecznych

usiąść na ławce w parku
ptaki będą radosne
poczujesz zapach wiosennych kwiatów