Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

gdy jesteś przy mnie

gdy jesteś przy mnie
Jarosław Pasztuła

letnim deszczem na dłoni
mokrym dreszczem
w objęciach ciepłym szalikiem
wokół szyi

odpłyńmy w górę jeziora
na białych skrzydłach łabędzi
daj siłę bym trwał
bym przestał się bać

gdy jesteś przy mnie
czuję twój oddech
jesteśmy bezpieczni

niebieska

niebieska
Jarosław Pasztuła

niebieska sukienka
podkreśla kształty ciała
wrzeźbił cię najlepszy rzeźbiarz

jak kometa płynie chodnikiem w szpileczkach
nie umknie żaden szczegół
oczy w zachwycie słońce w zenicie
każdym gestem słowem zwiewna

chłopcy z podwórka
mówią na nią niebo w gębie

przywołuję pamięcią kobietę niedostępną
w niebieskiej sukience w piosence
ulica pachnie nią do dziś
wszystko dookoła więdnie

smutno

smutno
Jarosław Pasztuła

pastwisz się gdy krwawię
łzy osusza ciepły sweter
rękaw długi na rozstanie
w zadumie trwa rozciąga się czasem
w oczach już nie ty lecz ktoś obcy

czuję zapach ziemi między twoimi nogami
zatrutego ziarna pełne w różnych kolorach
wory na policzkach jak pośladki na udach
czuję że trwam na cienkim cieście francuskim

zabawki zabieram wynosząc się z tym
ciężarem ciała nie tylko złudzeniem w głowie
zamykam przedział jadę w nieznane dotąd
żagle napięte w nozdrzach z wiatrem

daleko piach z wyspą archipelagu wspomnienia
troski zadumy nad morzem słów kilka zdjęć

widowisko

widowisko
Jarosław Pasztuła

po parapetach wystukuje deszcz
kilkanaście kropel przez kilka lat

tłucze jak w dzbanki wiatrem o firanki
od czasu do czasu czasem puka

w karmniku stadko gwiazd to Sikory co dnia
tłuką dziobem w okno prosząc o ziarno

głodne brzuszki nie dbają o talię
bo są jakie są okrągłe kulki

obrazy przed oczami
bohaterów pełen park cyrk gwar o poranku

ze słońcem

ze słońcem
Jarosław Pasztuła

zachęcał słońce by spadło
na zachodzie nad morzem
za lądem bez słów na horyzoncie

utonęło na jakiś czas na niebie nów

gdzieś pełni snów gdzieś w głębi sen

bije pod bluzą krwisty kawałek mięsa
w dłoni każdą różę na inną okazję

nad nami dachu szczyt pod nami fundamenty
każdy świat obciążony początkiem i końcem

w tym roku będzie można oglądać sąd
czarna metalowa broń mierzy w skroń

nic nie robić nie pomagać nie dźwigać krzyża
czekać na ostatnią chwilę czekać na zgon

ten co umarł nie potrzebuje słońca
bo spadło zasną na wieki
krótki opis cienki los człowieka

każdego czeka coś takiego
niewytłumaczalnego a jednak

wiatr w żaglach

wiatr w żaglach
Jarosław Pasztuła

coś dodaje sił
płynie mój okręt
wiatr łapię w żagle
nie stoję w miejscu

wiara powróciła jak Albatros
samotny na morzu łez
tyle biedy połóżmy temu kres

gdzieś na odludnej wyspie
zbuduję świątynię serc

listopad w parku

listopad w parku
Jarosław Pasztuła

liście lecą z drzew wprost na alejki
ławki ustawione by przysiąść odpocząć
zachwycony kolorami pustką i szelestem
zamykam oczy resetuję myśli czuję ulgę

słońce chyli czoła ku zachodowi
opada lekko księżyc w nowiu gdzieś daleko
po drugiej stronie ziemi wstają ludzie do pracy
zapada zmrok wieje chłodem wstaję było tak dobrze

powolnym krokiem dynamicznie wracam do domu
spotykam po drodze znajomych omijam szare bloki
zadumany lecz zadowolony rozwiązuję problemy
chcę odpocząć zanurzę się w głębokim śnie

liście lecą z drzew myśli błądzą w głowie
rozprasza je cisza i wiatr wokół mnie
ktoś gdzieś pędzi ktoś zawraca i wraca
każdy jak ptak podąża do gniazda

dziewczyna

dziewczyna
Jarosław Pasztuła

miała długie włosy jak ja miałem
pamiętasz jak całowałem

obiecałem wszystko tobie dziewczyno
w zamian nie dałem nic
tanie wino w butelce do połowy

nie oddałem serca pamiętasz deszcz jak lało
biegłaś do domu w poduszkę się skryć

zostawiłem ślad glanów
na twej wycieraczce

ojciec odprawił z kwitem
do poprawy mi nieśpieszno

daj mi to co pragnę
nie mów że nie kochasz

jeśli dostanę obiecam
że nigdy nie powiem że te dni przeszły bokiem

obojętny tobie odchodzę w głowie jak sny
budzę się przy tobie dziecko śpi

deszczowo

deszczowo
Jarosław Pasztuła

ciągle pada zimno
ciągle pada jest mokro

zalany wracam do domu
jest mi dobrze
przemoczony

będzie awantura
będzie chujnia

wbijam gwoździa o pusty stół
zasypiam mokry zmęczony
podnosiłem ciężarki

z wypłaty pozostał
pin brak karty
żółty szalik

rozbiegani

rozbiegani
Jarosław Pasztuła

oceany błękitem płoną
fale się pienią łodzie kołyszą
w twoich oczach zakwitło niebo
łąki zielone lasy zmieniają kolory

boso biegniemy po rosie
ognisko na brzegiem
dym na jeziorze
całujemy usta nabrzmiałe

młodość płynie w niezbadane
czasy takie same przez cały czas
zmieniające się postacie jak u Szekspira
jesteśmy młodzi odbijamy daleko od siebie

leć wietrze wiej cisza boli mnie
deszcz moczy zamiast łez
szkło za mgłą na więcej mnie stać
starzejemy się każdym szarym dniem
nadzieją krem cienka warstwa na Facebooka

jestem przy nich

jestem przy nich
Jarosław Pasztuła

czas czas płynie nieubłagalnie
myślami jestem przy tych których nie ma
słyszę ciszę
płoną znicze
krzyże znaczą drogę życia
pełne cmentarze
tu leżą ci dla których jedno niebo j

wszystko ma początek i koniec
narodziny są najlepsze
powinny trwać wiecznie
gdy słyszę o śmierci
nie chce mi się umierać
chcę pracować kochać was
stawać na głowie budować zamki

jest taki dzień chwile przywołują wspomnienia
myślami jestem przy bliskich
oni i tak są z nami wychodzą z cienia

w listopadzie

w listopadzie
Jarosław Pasztuła

nadszedł listopad
ostatni liść opadł

resztę z alejki porwał
wietrzny dzień dziki szał

ławki opuszczone
dzikie koty wypłoszone

latarnie patrzą blado
częstuję czekoladą
w listopadzie

masz cel

masz cel
Jarosław Pasztuła

żyjesz marzeniami
ze szczęściem w kieszeni

nic nie zmieniaj
prowadź myśli
ścieżką muzyczną

Bóg na niebie się uśmiecha

las bukowy echem rozmowy
czerpiesz nadzieję wprost ze studni

cel wyznaczony
kilka wspomnień
błogosławiony człowiek na horyzoncie
z życiem nad morzem Martwym

Bunt

Bunt
Jarosław Pasztuła

jak wściekłe psy zaciskają pięści
chcą się bić ciał ćwiartki na części
jestem daleko jestem bezpieczny
świat skurczył się wymiar wieczny

co raz częściej nachodzi mnie niepokój
świat się zmienia niebezpiecznie wokół
nie ma sensu na buntu przeciwko temu
co nakreśliłem mniej więcej w wierszu

gdy unosząc nieba ciemny ciężar
zamykam oczy spada wielki żar
źle się dzieje tak bardzo niedobrze
będąc chłopcem wtulony w kołdrze

jesienne nowości

jesienne nowości
Jarosław Pasztuła

jesteśmy z lukru będziemy się lizać
w tą sobotę tejże nocy damy z siebie wszystko
kochajmy się całą noc przy słabym świetle

będzie dobrze będzie przynajmniej dobrze

ranem zrobię śniadanie z tego co jest oprócz lodu
wypijemy po kawie z kawałkami czekolady

zabrałaś mnie w podróż do krainy wnętrza
zaspani zakochanie kwitnie w maju kwiat

dzisiaj dopiero październik zwisający ostatni liść
ostatni liść w parku spada z drzewa na alejkę
w parku pełno nas pełno listowia w kolorach

kreacja wojny

kreacja wojny
Jarosław Pasztuła

przyszedł z deszczem w dłoniach
zacisnęło coś od środka rozparło
rozmowy nie zaczął milczał
mokre oczy pomalujesz krwią

szkoda mi nie zobaczy słońca
będzie śnił zza ciszy grobowej
dlaczego człowiek niesprawiedliwy
odbiera najcenniejsze skarby

bezsilności bliskość spojrzeć
nieszczerze wmawiają prawdę
kłamstwa ubrane w sweterki
idź nie przychodź już więcej

okrutne czyny ukryte zamiary
ile potrzeba krwi martwych
by zrozumieć koniec świata
nie nadchodzi nie wiem

to nie czas spotkania z Bogiem
czasy nienawiści zgrozy
marnotrawstwa mamony
wypasione brzuchy bezduszne

zamotani

zamotani
Jarosław Pasztuła

atmosfera co raz gęstsza
otoczeni brakiem ciepła

skryci pod własnymi powiekami
czekają czegoś lepszego

wyczekują Edenu wnet piekło
ociepla ich nieczyste sumienia

zdziwieni otwierają oczy
tak dobrze dostawać baty

to wszystko

to wszystko
Jarosław Pasztuła

moje życie to nie był miód

zawsze na boku słuchałem rad
płynęły słowa z ust do ust

młody pełen energii bez wad
robiłem swoje to był mój świat

świat młodych do zdobycia
wdarł się jak wiatr w czasie burzy

nieustraszony i porywisty wiał
w moim życiu potrzebny jak nic

tylko ty zawsze daleko ode mnie
jesteś mi bliska mimo wszystko

po burzy spokój w czasie trwam
poddajemy się zawsze gdy upadamy
na pierwszej linii nie ma szans na łzy

zawsze gotowy na przyjęcie tego
co zgotował los nie jestem wybredny

jestem gotowy do drogi otwarte drzwi

samotne wspomnienia

samotne wspomnienia
Jarosław Pasztuła

żal tamtych dni
Gdzie wiatru szukać
W żaglach nie brakło
Zaś w polu ciągle za mało

Na zaoranym tańczą czajki
Zielona łąka pachnie latem
Śpiew ptaków klucz żurawi

Błądzę myślami zaspany
Ucieczka wspomnieniami
Jesteś moją ukochaną

Malowanym obrazem naściennym
W dłoniach puste ramy
Na ustach z zapytaniem

Samotnie żyć coś znaczy
Tyle co samotnym być
Wystarczy zatrzeć wymiary

tęczowi

tęczowi
Jarosław Pasztuła

ludzie bardziej tęczowi
słońce jasne gwiazdą nieba
czarno białe kolory są wulgarne
pan i pani po prostu Wy
wymiary są orientacyjne

prawo Boże ma się nijak
czasy grzechu przeminęły
żyjmy idźmy na całość
po linie namiętności gorących
scenariuszy pornografii

witajcie w świecie
obcej ziemi bez wartości
bez słów zaprzeszłych

upada człowiek upada na
plażę pusto przed nami
za plecami echo niesie po lesie
czasy grzechu narodzin czarnej dziury