Archiwum kategorii: Jarosław Pasztuła

sobota

sobota
Jarosław Pasztuła

czekam cały tydzień na sobotę
najpiękniejszy dzień spokój ducha
czuję w ciszy bicie serca
dzień odpoczynku Boga

ludzie po trudzie wzdychają
praca nie zając nie ucieknie
dzień ukończenia stworzenia świata
odkupuję grzechy
skłaniam się ku modlitwie

w końcu sobota i po kłopotach
odpoczywam czuję wolność
zamykam oczy widzę wszechświat
obmywam dłonie śpię wygodnie

za mało

za mało
Jarosław Pasztuła

Za młody wpadłem w twoje strony jak wiatr
chciałem zamieszkać było tak dobrze
lecz nie wieczorem w tą sobotę

bryzą po oczach męczyłem się jesienią
myśli skłębione w mej głowie
nie było czegoś astralnego
nasza miłość była dobra lecz lat było mi brak

w różne strony pokierował los nasze osoby
zostałem żołnierzem gdy studiowałaś
poznałaś obce języki ja rozbierałem kałacha

zdałaś egzamin gdy biegałem z bronią
po górach po wrzosach poligonów świata
bawiłaś w klubach gdy opadałem
na piachy pustyni błędowskiej
spadochronie rozwijaj się

ty pod parasolem ze swoim chłopakiem
ja samotnik na warcie z pustym wzrokiem
gdy składałem spadochron
składałem słowa w liście
że mi zależy bez odpowiedzi

dzisiaj dziękuję że jestem daleko
od własnych myśli zajęty sprawami i nałogami
czegoś było za mało ciebie brakuje mi

nie rób ze mnie wariata

nie rób ze mnie wariata
Jarosław Pasztuła

Po prostu tęsknię lecz ty odpychasz moją zimną dłoń
jesteś najmądrzejsza otoczono mądrymi
opleciona inteligencją lśnią dyplomy
tęsknię bo co tam niewiele zostało
zbyt głupi by zrozumieć sens tego co otacza mnie
miłość nie znaczy nic opuszczasz wzrok
kłamstwa krok w krok jestem wariatem
wariat kocha inaczej ale kocha cały świat
obojętność wobec mnie głęboko tkwi w prostocie
w sercu zakwitły wiosną zawilce
lecz ty odpychasz wolisz swoje kwiaty żonkili

ptaki

ptaki
Jarosław Pasztuła

jesteśmy jak na dłoni ptak

delikatnie mówiąc spłoszone

stworzenie boże które się boi

nie dotknie ziemi bądźmy pierwsi

nadchodzi czas nieubłagany

czas trwania w tyranii

czas kłamstwa i łaski

ciemnej strony brzeg wysoki

wąska droga krzyżowa ulicami miasta

by przekonać Stwórcę o słabościach

człowiek ulicy jak ptak na dachu świata

człowiek szuka domu i spokoju tak po prostu

nie ma ciebie tutaj

nie ma ciebie tutaj
Jarosław Pasztuła

nie ma ciebie tutaj słyszę głos we śnie
odezwij się uśmiechnij się
wyciągnij rękę uśmiechnij się
jesteś blisko byłaś daleko

ref.
teraz wiem to nie sen
to noc uśpiła wiatr porwał
muzyki czar uniósł w dal
daleko

nie ma ciebie tutaj słyszę głos we śnie
pokaż ładną twarz
może ostatni raz pocałuj
utulić w ramionach
dotykać delikatnie ust
głęboko patrzeć w oczy niebieskie
nie mówić nic rozmowę w pleść w ptaka śpiew
głęboko oddychać wzdychać za tobą
słyszeć bicia serca co mocniej stuka w pierś

ref.
teraz wiem to nie sen
to noc uśpiła wiatr porwał
muzyki czar uniósł w dal
daleko

nie ma ciebie tutaj słyszę głos a sen płynie
ostatni raz pokaż twarz
pocałuj ostatni raz na pożegnanie

Wiersz napisany w 1993 roku miałem 17 lat i szaleństwo zakochania.
Mojej Beacie z tamtej epoki 90 lat.

zawołaj

zawołaj
Jarosław Pasztuła

zagubionym na rozdrożach wskaż drogę
sandały rozwiązane rzemyki popękane

w ustach sucho napój baranki moje
włóż mi ziarno mądrości w głowę
niech zakwitnie

śpiew ptaków wiosną
gdy idziemy w pole
pora zasiewu
pora żniwowania
zapuść sierp i siecz
ziarno do spichlerza
plewy dla zwierząt

wyjdź po mnie jak świt wita jutrzenkę
pobiegnę za tobą zieloną łąką przywitać się
wyczekuj nas tato bo ty jesteś ojcem

w myślach znużeni w chorobach zagubieni
cierpimy bez twojego głosu bez radości

co unosi nas pośród ziemi
na niebie ptaki

radość rozbrzmiewa boś niedaleko
przyjdź w pokoju zawołaj nas
jak ojciec z matką swoje dzieci woła

gdy przyjdzie jesień

gdy przyjdzie jesień
Jarosław Pasztuła

świat byłby lepszy
gdyby nie starość
dostawać dobre świadectwa
zamiast na życie recepty

czuje się jak lew
miłość nie tabletka
wspomagaczy nie potrzeba
ocena zdrowia najwyższą
coś rozbiera ocena zbędna

o wolności

o wolności
Jarosław Pasztuła

kazano nam czekać starać się
od dziecka obiecano cukierki
z każdym dniem co raz mniej
zabierają przestrzeń spokojne miejsce

wietrze wiej wietrze wiej
przywołaj ten wiersz
przypomnij sobie sens
pamiętaj mnie w nim
gdy człowiekiem stawałem się

teraz życie to nie zabawka
wszystko bardziej sztuczne
chińskie centrum kultury
tureckie swetry przepadły

wietrze wiej wietrze wiej
przywołaj ten wiersz
przypomnij sobie sens
pamiętaj mnie w nim
gdy człowiekiem stawałem się

nad nami nieba chmury
warszawski pałac radzieckich
twórców ludowej architektury
szukam różnic pomiędzy bzdury
wciskam modlitwę słów szelestem

wietrze wiej wietrze wiej
przywołaj ten wiersz
przypomnij sobie sens
pamiętaj mnie w nim
gdy człowiekiem stawałem się

dookoła świata kamery
z pogardą dla dzieci
przyjdzie czas nieubłagany
przyjąć znamię oszukani

Dla Ciebie

Dla Ciebie
Jarosław Pasztuła

na policzkach dołeczki
uśmiech nieśmiały
moje oczy się zatrzymały
byłem młody dość śmiały

zaprosiłaś mnie na kawę
i tak już zostałem
życie płynie zagadką
co nas spotyka tego nikt nie wie
usta dłonią przytyłam by nie spłoszyć

chwili obecnej czasem szczęście
za kiedy noga się podwinie brak równowagi
ważne przed nami za nami wspomnienia

tylko czas tak szybko umyka
jesteśmy razem tak pozostanie
zbliża się jesień wielkimi krokami

szanty

szanty
Jarosław Pasztuła

w szantach płynie rum
w ustach ze szkorbutem
słone śledzie zanurzone
w dębowych beczkach

na oceanie fale obmywają
pokład drewniany jak dom
odkrywam przed sobą nowy ląd
sztorm w głowie fale na morzu

stęskniony za suchym
liny szarpane wiatrem
żagle spuszczone do połowy
śpiew szanty strach w głowach

wietrze wiej

wietrze wiej
Jarosław Pasztuła

szumi w lesie wiatr kładzie trawy
co raz bardziej pochylają się drzewa
żegnaj miła żegnaj przez chwilę mnie nie będzie
spadną żółte liście pozamiata je czas

wyrwane kartki z kalendarza rozrzucone
tęsknię na każdej piszę że kocham cię
zaraz przybędę ucałować usta
zapuścić korzenie wyrosną na nowo

nie bój się jestem będę przy tobie dobrym snem
kochana wieje wiatr nigdy nam siebie nie brakuje
za oknem tylko historia po nas zatrze ślady
niepogodą silne wiatry wieją tam gdzie oni

śniłem o niej

śniłem o niej
Jarosław Pasztuła

wiatr
głaszcze twarz
jedwabiste włosy czeszesz palcami
w promieniach słońca szukasz uniesienia

spokojny duch niezmącony codziennością
łagodnym spojrzeniem onieśmielasz

masz mnie na zawsze
zaskakuję cię każdego dnia
nim cię poznałem wiele myślałem

kobiety ach są zmienne jak poranki wiosną
piękna rozkwitasz z jabłoniami
w sadach uczta radość niesłychana

wszystko co dobre kończy się niespodziewanie
zaskakuje nas czas jak rzeka
korzystamy z życia od rana po zachody i wschody

śnisz się odchodzisz bez pożegnania
na stoliku list kolorem żółci koperta
kilka słów krople łez
dalej samotnie zmuszony iść

pragniemy porwania węzłów

pragniemy porwania węzłów
Jarosław Pasztuła

ona spragniona jak wędrowiec wody
jak spieczona ziemia latem deszczu

niech spadnie deszcz
niech popada tu i tam

przy tobie czuję się dobrze bawić się chcę
jesteśmy sami w sobie oko w oko
porwij mnie tłoczno na parkiecie

na zawsze pozostaną dwa ogniwa
na supeł zwiąże nikt nie rozwiąże

porwij mnie porwij mnie
trzeszczy parkiet ciągle tłoczno
szukam różnic pomiędzy nami
nie znajduję ale to fajniejsze

wiesz kto ma ogień

wiesz kto ma ogień
Jarosław Pasztuła

rzeź wołyńska noc jaśniała
drzewa więdły uschła trawa
tyle krwi, szumiała potokiem
strumień na łąkach wył jak wilk
o Lachach kazano zapomnieć

mijały lata czekałem czułem się źle
że tak późno babcia rzekła co tam się działo
wybaczcie, że wam to wszystko mówię
ta głowa w wiadrze, ten rozcięty brzuch brzemiennej
niech osądzi was Bóg

dla mnie rezun to UPA i banderowiec
Los dosięgnął was czujecie tą krzywdę
na swoim parszywym grzbiecie
rezun to bestia i tchórz
bo tchórze mordują swoich
ogień oczyszcza wiedz kto ma

nisko nieba

nisko nieba
Jarosław Pasztuła

zamknij zamknij za sobą drzwi
pragnienie samotności dotyku brwi
odlecieć w głębokim śnie pod skrzydłami
byłaś mi wodą chciałem pić z tej studni

lecz poszłaś własną drogą
za rękę prowadził cię ktoś obok
każdy ma własne upodobania
szukałem nadaremnie gwiazd
byłaś jedną z nich i jesteś nie mi przypisaną
w testamencie do końca świata

a teraz gdy

moja gwiazdeczka śpi po pracy śni
oddalam się w sobie szukam schematu
bez słów szelestem piór koncertem ptaków
noc taka czarna gorzką refleksją

o niej dla niej

o niej dla niej
Jarosław Pasztuła

zbudowana ze słów
wykopanych prosto z ust

twardą skała oszlifowaną
woda drąży kamień

strumień czysty
odbicie szklane

siedząca w pierwszej ławce
w pamięci na zawsze warkocze
rude włosy pachniały latem

nad stawem topione kaczki
kamienne kaczuszki puszczone z dłoni

trzymana twardo brzeg urwisko
woda drzewo las w pamięci

wyczuwalny spokój
na zawsze w głowie

zakochany chłopiec drży
skazany na wspomnienia

chwile jak motyle

chwile jak motyle
Jarosław Pasztuła

dokąd zmierzasz chwilo w pamięci
co nam pozostało prócz wspomnień

nawet gdy źle wojna gniew ludzi
odszukasz znajdziesz czas na wspominki
gdzieś w kącie przytulony do ściany w celi

ten świat traci równowagę podparty kijem słabym
kiedyś coś pęknie może już pękło
tak mi się wydaje grząsko w tym bagnie

składam litery upycham słowa w zdania
wszystko podane jak danie kawa rozlana
myślisz co kupić a oni nie mają co do gara

współcześni niewolnicy
bardziej grzeszni

spotkać nam się wypadło

spotkać nam się wypadło
Jarosław Pasztuła

spotkanie gdzieś między plażą a morzem

nasze bijące serca wpatrzone oczy zanurzone

uśmiech i tej siły Bóg nam dodał

płynęliśmy w sobie w chwili gdy rodził się świat

który w nas wierzyłem że to właśnie już teraz

zaproś znajomych powiedz im o miłości

która zakwitła w ogrodzie pośród nas

cieszmy się chwilą radości i zabawy

kochać to coś więcej

kochać to coś więcej
Jarosław Pasztuła

co nieważne Bóg skrywa przed oczami
kochamy się dziś od nowa widziałem anioła
mówimy sobie jak bardzo jest nam naprawdę
szanuje ciebie a ty chowasz się w mocnych ramionach

świat piękniejszy rozległy rozkłada płatki róża
zima nie przeszkadza śnieg się topi w dłoniach
pokaż wszystko to czego nie można zobaczyć
tulę ciebie do siebie możesz żyć i się nie bać

Bóg dał nam miłość wszystko od Niego
człowiek spojrzy w oczy widzi niebo
tak blisko ust słowa są najważniejsze miła

teraz gdy przyszłość się śni
klarowny świat jasnych snów
morze barw palety wśród kwiatów
na sztalugach martwa natura obraz nabiera

po całym dniu czujesz jak życie trwa
napełnij dzbanek źródlanej wody
napijmy się niech chwilę trwa
nie martw się naprzód będzie dobrze

słońce wiatr i księżyc kochanie moje
kochane dzieci kochamy całym sercem świat
jest nadzieja nie ma obaw przed nami

tak jest kochanie

tak jest kochanie
Jarosław Pasztuła

kochanie nasze miasto umiera
szarość ulicy szare dni ciągła praca
życie na kredyt bez innej opcji
dzieci głodne kawałki okruszków chleba

staraniem nic nie wywalczysz
wszystko na jednej stronie bez szans
ciężko żyć gdy nawet sny nie chcą się śnić
złap za dłoń wiele z siebie dam
muszę opuścić dom by zarobić na przyszłość

ulotne słowa nie wystarczą
liczy się nasza miłość liczby nie kłamią
klamka zapadła decyzja okrutnie prawdziwą
widzimy się za szybą jadę daleko

daj mi znać gdy będziesz szczęśliwą