Archiwum kategorii: Kamil Olszówka

Tajemnice księżniczki Dobrawy

Tajemnice księżniczki Dobrawy
Kamil Olszówka

Kiedyś gdy przeglądałem ryciny Władców Polski,
Autorstwa arcywybitnego Jana Matejki,
Nagle uwagę moją przykuła,
Rycina na tle innych naprawdę wyjątkowa,

Na owej rycinie naprawdę tajemniczej,
Młodej księżniczki blade oblicze,
A na ryciny tle czarnym,
Blada księżniczka patrzy wzrokiem przenikliwym,

Jakie to wielkie tajemnice,
Skrywa owe księżniczki Dobrawy oblicze,
Z czarno-białej ryciny spoglądające,
U patrzącego ciekawość i trwogę wzbudzające,

Na dalszym planie, świecy płomień wysoki,
Naświetla modlitewnik bogato zdobiony,
Zarazem na twarzy księżniczki się odbija,
Do poznania jej tajemnicy podświadomie zachęca,

Tak płomień świecy wysoki,
Jak samo chrześcijaństwo głębokie,
Do kontemplującego rycinę bezgłośnie przemawia,
Symbolicznym swym blaskiem wielką tajemnicę objawia,

Tajemnicza czeska księżniczko Dobrawo,
Wielkiego księcia Polan Mieszka żono,
Tak bardzo chciałbym odkryć twe tajemnice,
Skrzętnie w dziejowej pomroce ukryte…

Jaki był wpływ Bolesława Okrutnego,
Na wychowanie młodego dziewczęcia wrażliwego,
Czy ojcowskie zaniechania i przewiny,
Wrażliwość młodej księżniczki trwale odmieniły,

I czy stryja swego Świętego Wacława,
Nadprzyrodzonej opieki w życiu swoim doznawała,
I czy Święty Wacław z raju niebiańskiego,
Opiekował się córą brata swojego,

Za Polanami przed Bogiem się wstawił,
Małżeństwu bratanicy z nieba błogosławił,
Za młodym małżeństwem wciąż modły zanosił,
Młodemu państwu łaski wyprosił,

Czy Dobrawa naprawdę zawój z głowy zdjęła,
Nim księciu Mieszkowi rękę swą oddała,
Czy też zanim za Mieszka wyszła,
Innego męża uprzednio miała,

Jak młoda księżniczka się zachowała,
Gdy po raz pierwszy księcia Mieszka ujrzała,
Czy na widok swego przyszłego męża,
Mimowolnie delikatnie się zarumieniła,

Czy to nasze Państwo Gnieźnieńskie,
Pokochała jak swoje własne,
Czy za sprawą wielkiej miłości męża,
Sama w swej duszy Polanką się poczuła,

Czy księciu Mieszkowi radą służyła,
W rządzeniu państwem sama pomagała,
Czy swoich poddanych szacunek zjednywała,
Gdy za skrzywdzonymi się ujmowała…

Kiedy bitwa pod Cedynią się toczyła,
Czy Dobrawa naonczas gorąco się modliła,
W modlitwie rzewnymi łzami się zalewając,
Zwycięstwa nad wrogiem gorąco upraszając,

Czy na rozkaz czeskiej księżniczki,
Dziejowe kamienie się poruszyły,
Za Jej przyczyną dzieje bieg swój zmieniły,
Kraju Polan nową historię tym wytyczyły,

Czy kiedy ostatnie tchnienie wydawała,
Na gnieźnieńską ziemię z miłością spojrzała,
Czy swe ukochane Czechy wspomniała,
Zanim na zawsze oczy zamknęła…

Odnośnie naszej Dobrawy powstała nawet teoria,
Iż wcale nie była córką Bolesława,
Iż prawdziwą jej matką była Drahomira,
Okrutna i krwawa czeska regentka…

Te i inne tajemnice,
Czarne tło ryciny oddaje symbolicznie,
Lecz dumnej księżniczki wyraźna sylwetka,
Historyczność tej postaci celowo podkreśla!

Srebrzysty księżyc i lśniąca zbroja

Srebrzysty księżyc i lśniąca zbroja
Kamil Olszówka

I.

Gdy przez wielkie okna księżyc srebrzysty,
Do komnat starego zamku zaglądał,
W lśniącej zbroi rycerskiej się odbiwszy,
W lśniącej zbroi począł się przeglądać,

Gdy złotym blaskiem swoim,
Pośród nocnego nieba czarnego,
Odbijał się w lśniącej rycerskiej zbroi,
Zapragnął poznać smak zgiełku bitewnego,

Gdy tak nad starym zamkiem zwisając,
Pośród czarnej, nieprzebranej nocy,
Marzeniom skrytym rzewnie się oddając,
Widział się oczami wyobraźni w lśniącej zbroi,

Zamarzył księżyc na nocnym niebie,
By zostać najprawdziwszym polskim rycerzem,
Władać lśniącym żelaznym mieczem,
Gnębionym przez najeźdźców nieść zawsze pociechę…

II.

By zakładając żelazną zbroję,
W duszę zarazem wlać zwycięstwa nadzieję,
By przytwierdzając miecz swój do pasa,
Odliczać godziny do spotkania wroga,

Zamarzył księżyc na niebie rycerzem zostać,
Wszelkim wymogom rycerskiego rzemiosła sprostać,
Rączego rumaka bez strachu dosiadać,
Gdzie oczy poniosą z wiatrem pognać,

Dnia jednego mieć przygód tak wiele,
Jakich wcześniej przez wieczność całą,
Nie uświadczył na nocnym niebie,
Z firmamentu świata zwisając,

Czynami rycerskimi w bitwach się wsławić,
W historii Królestwa Polskiego się zapisać,
Na karty średniowiecznych kronik trafić,
Na starość swe przygody wnukom opowiadać…

III.

Najazdom tatarskim w polu stawić czoła,
Przeciwko tatarom bez wahania dobyć miecza,
Jako wierny polskiego króla sługa,
W obronie królestwa życie swe oddać,

Na dalekiej Królestwa Polskiego granicy,
Mierzyć się w polu z dzikimi poganami,
Bez trwogi rzucając swą rękawicę,
Toczyć rycerskie pojedynki z krnąbrnymi krzyżakami,

Pomnażać w polu chwałę swych przodków,
Nigdy nie wyrzekać się żadnych trudów,
Rzucać na kolana polskiego króla wrogów,
Dla siebie nie żądając żadnych zaszczytów,

Przed każdą bitwą gorąco się modlić,
Z rycerską bracią w nabożeństwach wiernie uczestniczyć,
Głośny śpiew Bogurodzicy ku niebu wznosić,
U Boga o zwycięstwo żarliwie tym prosić…

IV.

Wyruszyć z polskim królem na Grunwaldu pola,
By nad krnąbrnymi krzyżakami zwycięstwa zażądać,
By upokorzoną została krzyżacka buta,
A zabłysnęła na świecie polskiego oręża chwała,

By na polu bitwy skrzyżować miecze,
Z królestwa polskiego zawziętym wrogiem,
Przed odwiecznym wrogiem obronić ojców ziemie,
Odwiecznego wroga pojmać w swą niewolę,

By żelaznym korbaczem wściekle wywijając,
Wielki postrach u wrogów tym wzbudzając,
Krzyżackie hełmy jeden po drugim rozbijając,
Wrogich rycerzy z koni tym zrzucając,

Widzieć krzyżacką chorągiew pośród bitwy upadającą,
Z łoskotem wielkim na ziemię się walącą,
Krzyżacką armię polskiemu rycerstwu ustępującą,
Przed polskim mieczem ucieczką się salwującą…

V.

W lśniącej zbroi srebrzystego księżyca zaniknęło odbicie,
Gdy czarna chmura zakryła go całkowicie,
Zgasło nagle wielkich rycerskich przygód marzenie,
Gdy czarne chmury przysłoniły księżycowi ziemię,

Marzenia księżyca na niebie prysły,
Gdy w lśniącej zbroi odbicie jego zgasło,
Jak iskry z ognia się rozsypały,
Zawiedzione westchnienie po nich zostało,

I nie dane mu będzie zostać rycerzem,
Hen tam, na wysokim niebie,
Na zawsze pozostanie już tylko księżycem,
Nigdy nie zstąpi na ziemię,

Lecz to co nie dane księżycowi,
Danym być może każdemu Polakowi,
Bowiem by polskim rycerzem zostać,
Wystarczy w życiu codziennym rycersko się zachować…

Epoki historyczne jak morskie fale

Epoki historyczne jak morskie fale
Kamil Olszówka

I.

Tak jak wielkie morskie fale,
Zatapiają nadbrzeżne piasku ziarenka,
Tak pojedynczy zwykli ludzie,
Piszą swymi życiorysami historię całego świata,

Lecz czy tak jak morska fala,
Powtórzyć się może cała epoka,
Która choć dawno już przeminęła,
Na kartach historii zapisaną pozostała…

Czy te epoki historyczne tak zachwycające,
Przepadły w dziejach świata już na zawsze,
Czy niczym te morskie fale,
Czekają w uśpieniu na ponowne swe odrodzenie…

II.

Starożytni greccy żeglarze,
Żeglujący swymi okrętami przez wzburzone morze,
Przewożący wspaniałymi galerami starożytnego świata tajemnice,
Przez morskie głębiny na tysiąclecia ukryte,

Kiedy to morskie fale,
Pokłady greckich trier zmywały,
Wynalazków greckich uczonych będąc ciekawe,
Tajemnice starożytnego świata w głębiny z sobą zabierały,

Najwspanialszym przykładem takich losów kolei,
Był starożytny grecki Mechanizm z Antykithiry,
Przez morskie głębiny skryty przez wieki,
U kolebki nowego wieku światu nauki objawiony,

I tak odwieczne, tajemnicze morskie fale,
Niczym dobre nauczycielki historii troskliwe,
Świadectwo mądrości starożytnych ofiarowały nam w darze,
Uprzednio w morskich głębinach starannie przechowane…

III.

To wspaniałe średniowiecze,
Obfitujące w ogromne niezdobyte zamki,
Tak cudowne niczym wezbrane morze,
Tak potężne niczym martwe morskie klify,

Przystrojone kwiatem rycerstwa wyruszającego na krucjaty,
W rycerskie zbroje piękne niczym morskie muszle,
Srogie niczym potężne morskie sztormy,
I bogate w liczne rycerskie turnieje,

W złote królewskie korony drogocennymi klejnotami wysadzane,
Tak piękne niczym morskie rafy koralowe,
U poddanych budzące szacunek swym blaskiem,
Niczym odbijające się w morzu zachodzące słońce.

Niczym następujące po sobie morskie fale,
Niczym rozpryskujące się o brzeg tsunami,
Zmienne były średniowiecznych królewskich dynastii koleje,
Gdy zbrojnymi wyprawami królowie z tronów się strącali…

IV.

Gdy Krzysztofa Kolumba potężne karawele,
Przecinały w swym pędzie morskie fale,
By ku Indiom wyznaczyć nową drogę,
Faktycznie zaś odkryć nieznane Europejczykom ziemie,

Morskie fale pokornie całowały,
Potężnych żaglowców drewniane burty,
Nad majestatem potężnych okrętów wpadając w podziw,
Przenikający wielkie morza do samej głębi,

Znały już bowiem morskie fale tajemnicę,
O której istnieniu pojęcia nie mieli żeglarze,
Iż całego wielkiego świata historię,
Odmieni ta wyprawa kończąca średniowiecze,

Iż wyznaczy początek nowożytności,
Odkrycie przez Krzysztofa Kolumba Ameryki,
Iż dotknięcie jego stopami nieznanej ziemi,
Zaznaczy początek nowej epoki…

V.

Gdy nieraz nad brzegiem staniemy,
W szum morskich fal w skupieniu się wsłuchamy,
Zasłuchani w samych siebie w głębi duszy usłyszymy,
Jak morskie fale szepcą o historii…

Niczym nauczycielki historii serdecznie roześmiane,
Szumiące nad brzegami mórz morskie fale,
Nauczają nas historii świata swym szumem,
Przemawiając nie słowem, lecz niesłyszalnym szeptem…

Podlaska Wytwórnia Samolotów

Podlaska Wytwórnia Samolotów
Kamil Olszówka

Ostre śmigło przecięło powietrze,
Huk silnika zabił ciszę,
Spaliny szybko z rury wypadły,
Lotki delikatnie w górę się uniosły,

Przepiękny płócienny dwupłatowiec,
Piękniejszy niczym najwspanialszy szybowiec,
Na pasie startowym czeka,
Na pilota, który jego oblotu dokona…

Groźny PWS-35 Ogar do startu gotowy,
Oczekuje na swoje podniebne łowy,
Zatankowany kołując na pasie startowym,
Za chwilę w niebo pędem podąży,

Tak jak morski rekin swymi płetwami,
Przecina wody niezmierne,
Tak podniebny PWS-102 Rekin swymi skrzydłami,
Przecina chmury wysokie,

Skąpane w letnim słońcu,
Skrzydła i kadłuby podlaskich samolotów,
Czekają podniebnych przygód,
Pilotowane przez śmiałych polskich lotników…

Jest to już jednak pieśń przeszłości,
Nie odnajdziemy na niebie tamtych dwupłatowców,
Nie ucieszą współczesnych oczu,
Konstrukcje tamtych przedwojennych inżynierów…

Nowe polskie samoloty miejsce starych zajęły,
Polskie niebo na nowo zawojowały,
Po latach polska myśl techniczna,
Na nowo w świecie miejsce swe zaznaczyła,

Wspaniałe polskie skrzydła,
Latają dziś pod niebem całego świata,
Dumnie nawiązując do tradycji,
Lotnictwa polskiego czasów przedwojennych,

Przed dumnym polskim lotnikiem,
Niebo całego świata stoi otworem,
Zawsze rozsławi na całym świecie,
Polską myśl techniczną i lotnictwo polskie…

Lecz kiedyś to podlaska ziemia,
Całemu światu najwspanialsze samoloty oddawała,
Niczym przez wieki płody roli,
Wydawała polska ziemia wspaniałe samoloty,

Niejeden stary historyk,
Z rozrzewnieniem opowiadał swojemu młodemu wnukowi,
O przedwojennych polskich samolotach,
Z których produkcji słynęła ziemia podlaska,

Gdy na Podlasiu letni wietrzyk powiewa,
Starą historię cichutko do uszu śpiewa,
Nie zważając na gwar letnich rozmów,
Szepce… była kiedyś Podlaska Wytwórnia Samolotów…

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej
Kamil Olszówka

Wpadały niemieckie nurkujące bombowce,
W sieć polskiej artylerii przeciwlotniczej,
Niczym w rozciągniętą pomiędzy murami pajęczynę,
Czarne muchy dokuczliwe,

Bombowiec w locie trafiony niespodziewanie,
Przedziurawiony na wylot szybkostrzelnym działkiem,
Lotem koszącym uderzał w ziemię,
Natychmiast zapalał się jasnym płomieniem,

Na sunące po niebie niemieckie bombowce,
Spadały z góry polskie myśliwce,
Ogniem polskich myśliwców celnie trafione,
Uderzały niemieckie bombowce bezładnie w ziemię,

Polskich myśliwców akcje pościgowe,
Nieraz zwieńczone były sukcesem,
Gdy wracały do Niemiec bombowce uszkodzone,
W pamiętne dni Kampanii Wrześniowej,

Kędy ciągnęły liczne niemieckie czołgi,
Tam wcelowywali swe przeciwpancerne karabiny,
Niestrudzeni i niezłomni żołnierze polscy,
Do tchu ostatniego swej ziemi broniący,

Czołg trafiony gdy w miejscu stawał,
Prawie natychmiast dymić zaczynał,
Kłęby czarnego dymu z siebie wypuszczał,
Prawdziwych dokonywała cudów polskiego karabinu kula,

Tryskała wszędzie najeźdźców posoka,
Gdzie tylko gdańskich kosynierów świsnęła kosa,
Pradziadów broń stara i sprawdzona,
Czasy Insurekcji Kościuszkowskiej pamiętająca,

Przeżyła swą drugą młodość w Kampanii Wrześniowej,
W rękach bohaterskich gdańskich kosynierów,
Atakując niemieckie oddziały zaskoczone,
Odbijając się w źrenicach przerażonych Niemców,

Gdy polski żołnierz rozstrzelanym być mając,
Wykorzystując niemieckiego strażnika nieuwagę,
Przymuszonym, samemu grób własny kopiąc,
Wbił nagle mu w szyję swoją łopatę,

Kat z ofiarą zamienili się miejscami,
Gdy karabin wyręczyło ostrze łopaty,
W dół przez jeńca wykopany,
Bezwładne zwaliło się ciało oprawcy…

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej,
Wciąż przemawiają do polskiej dumy narodowej,
Opiewając heroizm polskiego żołnierza,
Niczym cichutki szept z przeszłości,
Uczący współczesnych Polaków zapomnianej godności,
Jako niezatarty przykład polskiego męstwa,

Niemieckie straty z Kampanii Wrześniowej,
Cicho szepcą do naszej Dumy Narodowej,
Jako niezatarta lekcja polskiego heroizmu,
Do współczesnych Polaków przemawiając,
Heroizm polskiego żołnierza wymownie głosząc,
Gdy świat pędzi na złamanie karku…

Sen o partyzantach

Sen o partyzantach
Kamil Olszówka

Spadli partyzanci bladym świtem na senną wieś,
Zbrojnym tym czynem pokoleniom swych przodków zapragnęli oddać Cześć,
Zbrojnym tym czynem zapragnęli udowodnić,
Iż wielkich tradycji polskiego oręża oni sami są godni,

Setki kropel porannej rosy,
Pod dudnieniem dziesiątek partyzanckich oficerek się zatrzęsły,
Mokre źdźbła trawy legły pod twardymi butów podeszwami,
Niczym pod kulami partyzanckiego pistoletu maszynowego esesmani,

Chłodny, nasiąknięty poranną wilgocią wiatr przyjemny,
Owiał ostre rysy twarzy partyzantów zawziętych,
Zgrzytnęła broń w spracowanych,
Partyzanckich dłoniach twardych,

Ostry grymas gniewem powodowany,
Wykrzywił zawziętą twarz dowódcy partyzanckiego oddziału,

Pobielane wapnem chałupy wiejskie,
W porannej mgle na wpół zanurzone,
Objawiły się przed oddziału oczami,
Nierównomiernie rozrzucone po zielonej przestrzeni,
Niczym niedbale rzucone na stół ręką gracza kości,
Zmuszając tym atakujących do większego jeszcze wytężenia czujności,

Dowódca oddziału starając się na szybko rozeznać sytuację,
Rzucił na nie kilka spojrzeń groźnych niczym błyskawice,

Dostrzegł w oddali nie wyróżniającą się na tle wsi,
Chałupę kolaborującego sołtysa,
Którą to między innymi,
Dostali rozkaz spacyfikować,

Podniósł w powietrze dłoń otwartą,
Oddziałowi rozkaz do zatrzymania się dając,
Kilkudziesięciu partyzantów zatrzymało bieg swój naraz w jednej sekundzie,
Stając naraz niczym greckie posągi starożytne,

Z ugiętymi kolanami,
Z wyciągniętymi rękami,
Ułożonymi na zimnych metalowych,
Zdobycznych pistoletach maszynowych…

Huk drzwi wyważonych z zawiasów,
Obudził nagle wszystkich domowników,
Drewniane drzwi kopnięte partyzanckim butem,
Pionowo na ziemię przewróciły się z hukiem,

Lufa karabinu w drzwiach się ukazała,
Za nią wyłoniła się sylwetka partyzanta cała,
I zanim cokolwiek zdążył się on odezwać…
Obraz niespodziewanie zaczął się rozmywać…

Ściany domu zaczęły nagle zanikać,
Jakieś nowe kształty niespodziewanie przez nie zaczęły się przebijać,
I sylwetki partyzantów zaczęły dziwnie falować,
Jakby kształtu swego nie chcąc dłużej zachować,

Obraz cały zaczął się rozpływać…
I zarazem ściany mojego własnego pokoju odsłaniać…
Że na łóżku leżę instynktownie poczułem…
Że tylko śniłem powoli zrozumiałem…

Zamglone oczy powoli otwieram,
Poczucie rzeczywistości stopniowo do mojego mózgu dociera,
Teraz na pewno to już wiem !
Ja o polskich partyzantach w nocy miałem sen !

Fraszka o liczeniu

Fraszka o liczeniu
Kamil Olszówka

Będą Rosjanie niewolnikami dobrymi,
Gdy odetniemy ich od ojców tradycji,
Tak snuli swe plany szaleni naziści,
Nie znając w Rosjanach drzemiącej dumy,
Gdy na podbój całego świata liczył,
Hitler niegdyś tezę wygłosił,
Iż Rosjan wystarczy nauczyć,
Do stu tylko zliczyć,
Lecz gdy tak w swej głowie,
Na uczynienie z Rosjan niewolników liczył,
Sprawiły to wojny koleje,
Iż obłąkany Hitler sam się przeliczył,
Lecz Rosjanie daleko dalej liczyli,
Berlin za każdą cenę zdobyć zamierzyli,
Szalonego fuhrera plany pokrzyżowali,
Na Bramie Brandenburskiej radziecką flagę wywiesili…

Stare polskie podłogi

Stare polskie podłogi
Kamil Olszówka

Gdy pewnego dnia słonecznego,
Stary PZPR-owiec na przystanku siedział,
Wychyliwszy butelkę wina najtańszego,
Rozweselony począł stare komunistyczne androny bredzić,

Wyszczerzywszy swe złote zęby,
Pijackim uśmiechem się zanosząc,
Zaczepił grupkę stojącej nieopodal młodzieży,
Nieudolnie dyskusję wszczynając:

„Wy młokosy z racji wieku młodego.
Nie znacie prawideł ustroju komunistycznego,
Postęp dla całej ludzkości niosącego,
Porządek starych konwenansów skutecznie burzącego,

Gdy ktoś ci każe buty zdejmować,
Bo ważniejszą od ciebie,
Jest jego zasrana podłoga,
Wówczas miej o nim najgorsze zdanie,

Jeśli czyjaś podłoga,
Ważniejszą jest od przybywającego gościa,
Wówczas niech twych oczu pogarda,
Wycelowaną zostanie w twarz gospodarza,

Jeśli jakiegoś magnata podłoga,
Ważniejszą jest od nóg zmęczonych,
Prostego spracowanego robotnika,
Zaraz niech przepadnie przeklęty!”

Iż podprogowo propaguje Lenina,
W duchu z siebie wielce zadowolony,
Uwieńczył szerokim uśmiechem krzywe swe usta,
Wypijając resztkę wina z butelki.

Nastolatkowie nie wiedząc co myśleć,
Poczęli po sobie niepewnie spoglądać,
Jeden z drugim poczęli się uśmiechać,
Od dziwacznego pijaka odwracając swe usta,

Gdy przypadkiem tamtędy stary kościelny przechodził,
Człowiek choć prosty, inteligencji wysokiej,
Gdy mimochodem uszu swych nastawił,
Pijanego komunisty posłyszał przemowę,

Podśmiechując się w duchu,
Z starego komunisty w wiedzy braków,
Nie mogąc stłumić na ustach uśmiechu,
Odwrócił głowę w stronę nastolatków,

Gdy wreszcie w starego komunisty stronę,
Wybuchu śmiechu stłumić nie mogąc,
Z szerokim uśmiechem odwrócił swą głowę,
Zataczającego się pijaka zagadując,

W słowach swych prostych,
Krótko lecz zwięźle,
Nieznacznie tylko spowalniając swe kroki,
Wygłosił swoją natchnioną przemowę:

„Są w Polsce podłogi tak stare,
Iż stąpali po nich pierwsi misjonarze,
Głoszący w Polsce chrześcijańską wiarę,
Licząc po śmierci na Boską zapłatę,

Są w Polsce podłogi bardzo stare,
Które przetrwały burzliwe wieki,
Na których do dzisiaj są zapisane,
Ślady chwalebnej polskiej historii,

Są podłogi, które były niemymi świadkami,
Gdy królowie ostatnie swe tchnienie wydawali,
Gdy Bogu dusze swe powierzali,
Swe królestwa wymodlonym spadkobiercom zostawiali,

Są podłogi, które pierwszych królów nosiły,
Gdy ci władali swymi rozległymi ziemiami,
Są podłogi, w które łzy żałobników wsiąkały,
Gdy polscy królowie ciała ziemi oddawali,

Są w Polsce pamiętające średniowiecze podłogi,
Po których sławni polscy rycerze stąpali,
Którzy gdy na wojnę się udawali,
Na podłogach klęcząc gorąco się modlili,

Jest w Polsce pewna stara podłoga,
W którą niegdyś męczeńska krew wsiąkła,
Biskupa i męczennika Świętego Stanisława,
Polskiego narodu wielkiego patrona,

Starym polskim podłogom winniśmy szacunek,
Stąpającym po nich Polakom należną pamięć,
Chodzącym niegdyś po ziemi naszej,
Cześć należną zasłużonej Ich sławie,

Kto wie jacy jeszcze Polacy wybitni,
Zaszczycą swymi stopami nasze polskie podłogi,
Może będą to rodacy w świecie znani,
Może nawet całemu światu wielce zasłużeni…”

Stary komunista kompletnie zgaszony,
Nie mogąc z siebie ni słowa wydobyć,
Wyszczerzył swoje pijackie oczy,
Prostemu kościelnemu nie mogąc podskoczyć,

Nastolatkowie wyraźnie tym rozbawieni,
Jeden do drugiego szeroko się uśmiechnęli,
Na piętach zaraz się odwrócili,
Szeroko się śmiejąc z przystanku odeszli…

Fotografia ślubna moich pradziadków

Fotografia ślubna moich pradziadków
Kamil Olszówka

Szalejąca nocna wichura,
Prąd w całej miejscowości nagle wyłączyła,
Lecz choć elektryczność ludziom zabrała,
Coś cenniejszego w zamian podarowała,

Wysoki jasny płomień świecy,
Rozjaśnia mi mroki nocy,
Na nocnej wichury odgłosy straszne,
Odpowiadają jego ruchy delikatne,

W rozsiane po Małopolsce moich przodków groby,
Nocnej wichury uderzają podmuchy,
Wściekle wyjąca nocna wichura,
O należną zmarłym pamięć wniebogłosy woła,

Kluczykiem drewniane pudełko otwieram,
Przedwojenne zdjęcie ślubne moich pradziadków wyciągam,
Gdy czarna noc melancholie pogłębia,
Nad starym zdjęciem się pochylam,

Nadniszczone zdjęcie czarno-białe,
Rozświetlam migocącym świecy płomieniem,
W mroku kształty ledwo widoczne,
Z czasem rozróżniają oczy moje,

Pradziadkowie moi ze zdjęcia starego,
Spoglądają na mnie człowieka młodego,
Oni też kiedyś młodzi byli,
Na zdjęciu tymże ślub swój uwiecznili,

Weselny harmider w kadrze zatrzymany,
Emocje wielkie na twarzach świadków odmalowane,
Choć do fotografii wszyscy nieruchomo stali,
Ku tańcom weselnym nogi same się rwały,

Choć prababka moja dawno temu pochowana,
Młodzieńczą jej urodę stara fotografia zachowała,
Gdy w sukni ślubnej do zdjęcia pozowała,
Łagodnie a tajemniczo, zarazem się uśmiechała,

Z czarno-białego, starego zdjęcia,
Mój pradziadek milcząco na mnie spogląda,
Zdać by się mogło… Bacznie obserwuje…
Być prawym człowiekiem milcząco nakazuje…

A widoczni na zdjęciu druhny i drużbowie,
To krewnych i sąsiadów moich babcie i dziadkowie,
Wnuków ich codziennie niemal spotykam,
Gdy wokół siebie się rozglądam,

Pradziadków moich tego najważniejszego dnia emocje,
Ciemną nocą opowiedziało mi stare zdjęcie,
Gdy przenikliwie się w nie wpatrywałem,
Sam jakby emocje tamte odczuwałem,

Rzecz to naprawdę zdumiewająca,
Jak potrafi emocje uchwycić fotografia,
Gdy ruch w kadrze zatrzymany,
Tamte emocje tak wiernie oddaje,

Państwo młodzi tak bardzo podnieceni,
Emocjami dnia wielkiego cali przepełnieni,
Jakby starali się każdą sekundę przeżywać,
Emocjom dnia jednego zarazem sprostać,

Zdjęcie to jest mi skarbem prawdziwym,
Głęboko w sercu ukrytym,
Choć stare i nadniszczone,
W tożsamości mojej głęboko wyryte,

I nawet kiedy będę siwowłosym starcem,
Zdjęcie to przy mnie zawsze pozostanie,
Do końca dni moich ostatnich,
Skarbem pozostanie mi bezcennym…

Jasny płomieniu świecy

Jasny płomieniu świecy
Kamil Olszówka

Jasny płomieniu świecy,
Trwożnie migocący w ciemnościach,
Rozjaśnij mroki nocy,
Opowiedz mi o moich przodkach,

Ciemną nocą uderza wichura,
Z wielkim impetem w okien framugi,
Bez słów wniebogłosy krzyczy huraganu powiew,
O minionym pokoleniom należną pamięć,

Samotnie w domu siedzę w ciemnościach,
Głęboko zatopiony we własnych myślach,
Czarna noc pogłębia melancholie,
Powracam do z dzieciństwa najodleglejszych wspomnień,

Może kiedyś mój pradziadek,
W taki sam płomień świecy się wpatrywał,
Spoglądając na kołyski swoich małych dziatek,
Nad przemijaniem życia ludzkiego rozmyślał,

Siwowłosych starców pamięć przechowała,
Nieraz najwcześniejsze ich wspomnienia z dzieciństwa,
Kiedy to w dzieciństwie na kolanach babci siedzieli,
Pomarszczoną twarz jej w pamięci swojej wyryli,

Lecz tego co siwy starzec ledwo pamięta,
Prawnuk jego wiedzieć prawa nie ma,
Historia wciąż nieubłaganie pędzi w nowe wieki,
O całych pokoleniach w pamięci zacierając ślady,

Ileż to całych pokoleń moich przodków,
Przepadło w czarnej pomroce dziejów,
Choć na straży Ich pamięci wiernie stoi,
Tradycja ustna zapisana w głowie mojej…

Najbardziej węgierskie z polskich miast

Najbardziej węgierskie z polskich miast
Kamil Olszówka

Gdy pewnego wieczoru ciemnego,
Nastrojem swym wyobraźnię rozbudzającego,
Przed portretem Generała Józefa Bema siedziałem,
W rozmyślaniach swoich niespodziewanie się zatopiłem,

Rozmyślaniom o węgierskich śladach w Tarnowie,

Naraz poświęciłem całą moją głowę,

O naszej wspólnej polsko-węgierskiej historii,

Niespodziewanie nagle poddałem się refleksji…

Przepiękna Bramo Seklerska,
Cała drewniana, acz misternie zdobiona,
Przy ulicy Krakowskiej w najważniejszym miejscu ulokowana,
Kiedy w rozmyślaniach swoich się zanurzam,
Oczami wyobraźni przez ciebie przenikam,

Seklerska Brama jest zawsze otwarta,
W czym zawiera się węgierskiej gościny symbolika,
Kiedy oczyma duszy próg jej przekraczam,
Do świata hungarystyki całym sobą wkraczam,

A tam dumnie wznosi się Sándora Petőfiego popiersie,
I drewniane mistyczne kopijniki tajemnicze,
Zawsze gdy tylko tam przebywam,
Mimowolnie potrzebę zatopienia się w hungarystyce odczuwam,

Cudownej węgierskiej poezji,
Popiersie przedstawiciela najwybitniejszego,
Dla zacieśnienia wzajemnych relacji,
Stanęło w Tarnowie jako dar Rządu Węgierskiego,

Czy to w słońcu skąpane,
Czy mrokiem spowite,
Sándora Petőfiego popiersie,
Zawsze prezentuje się dumnie a wyniośle,

Czując historii powiew,
Na placu Sándora Petőfiego w Tarnowie,
W historii i hungarystyce się zatopiłem,
Oczyma duszy w czasie się cofnąłem,

Dajmy jednak dziejom porządek właściwy,
Dla opowiedzenia historii tej dogodny,
Dla opowiedzenia historii węgierskiej obecności,
Na tej ukochanej tarnowskiej ziemi…

Ongiś przed wiekami Madziar stepowy,
Zawsze gdy tylko wybierał się na łowy,
Z samego rana sidła zastawiał,
Co rusz zwierzynę dziką upolowywał,

Gdy książę Géza chrzest przyjął,
Na nowe tory historię Węgier tym wprowadził,
Ongiś bitni wojownicy stepowi,
Z Bożego natchnienia stali się prawymi rycerzami,

I kiedy wieki upłynęły,
A Królestwo Węgierskie w stuleciach się posunęło,
Dumny Węgier oczy swe skierował,
W kierunku tarnowskiej Góry Świętego Marcina,

Kiedy Węgrzy zdobywali Świętego Marcina Górę.
Słońce nad Tarnowem z przestrachu skryło się za największą chmurę,
Było to roku tysiąc czterysta czterdziestego pierwszego,
Roku dla ziemi tarnowskiej wielce pamiętnego,

Tarnowski zamek oblegli i zdobyli Węgrzy,
Z dynastią Jagiellonów o tron walczący,
Był to koniec ważnego okresu w warowni dziejach,
Nowa karta historii została tym zapisana,

I zapełniły się rozległe pola tarnowskie,
Lśniąco czarnymi końmi krwi madziarskiej czystej,
Przez węgierskich rycerzy dzielnie dosiadanych,
Tam gdzie zew przygody bez wahania gnanych,

Gromowładny orzeł, gdy tamtędy przelatywał,
Owe tarnowskie pola z nieba obserwował,
I z powietrza jak mrówki wyglądały licznie,
Te lśniąco czarne konie węgierskie,

Lecz to chichot historii sprawił,
Iż później z najeźdźcy gościa uczynił,
I oczy całej Europy skierował w stronę Tarnowa,
I wspaniałego zamku na Górze Świętego Marcina,

Wtedy to Jan Zápolya Król Węgierski,
Podstępnego skrytobójstwa żywiąc obawy,
Schronił się na tarnowskiej ziemi,
Życie powierzając tarnowskiej twierdzy,

Korzystając z gościny hetmana Jana Tarnowskiego,
Starania czynił odzyskania korony Królestwa Węgierskiego,
Plany powrotu na Węgry czyniąc zuchwałe,
Woli swej podporządkował cały tarnowski zamek,

O czym nocami Król Jan Zápolya rozmyślał,
Gdy w tarnowskim zamku na wygnaniu rezydował,
Pozostanie to tarnowskiej ziemi wielką tajemnicą,
Której ruiny tarnowskiego zamku zazdrośnie strzegą,

Lecz ja czasami kiedy tam przebywam,
W duszy swej cicho z królem rozmawiam,
Refleksjom o Europie współczesnej,
W historycznym tym miejscu oddaję się chętnie…

Na tarnowskiej ziemi pewne szczególne narodziny,
Niemal historię całego świata zmieniły,
I niemal cały świat na głowie,
Postawiło potem to dziecię narodzone w Tarnowie,

O wspaniałym generale Józefie Bemie,
Wierszy rozmaitych napisano już wiele,
Lecz parę prostych słów i ja jeszcze,
Niegodny chciałbym dodać od siebie,

Niech mnie niegodnemu wolno będzie stwierdzić,
Iż na ziemi tarnowskiej arcybohater się narodził
Trzem wielkim narodom wielce zasłużony,
W dwóch z nich po dziś dzień czczony,

Nawet naczelne dowództwo węgierskiej armii mu powierzono,
Los Węgier w jego ręce tym złożono,
Połączonym siłom Austrii i Rosji czoła stawił,
W dalekim Siedmiogrodzie Imię Polski rozsławił,

I nawet w Aleppo odległej twierdzy,
I tam nawet ślad Polskości wyrył,
W tureckiej armii jako Muszyr Murad Pasza walcząc,
Na krańcach Imperium Osmańskiego Imię Polski rozsławiając,

I najcenniejszy klejnot z węgierskiej korony,
To właśnie Jemu był podarowany,
W jego miejsce blaszkę z nazwiskiem generała wstawiono,
Wielkiemu człowiekowi hołd tym oddano,

Tym jest dla tarnowskiej ziemi,
Mauzoleum Generała Józefa Bema,
Czym dla pięknej morskiej muszli,
Najdrogocenniejsza perła,

A stojący w Tarnowie generała pomnik,
Piękny niczym seklerski kopijnik,
Po dziś dzień przechodniów inspiruje,
Być prawym człowiekiem milcząco nakazuje,

Mógłbym jeszcze rzec o fragmentach Panoramy Siedmiogrodzkiej,
Dumnie eksponowanych przez Muzeum Tarnowskie,
Zamiast tego o refleksję się pokuszę,
Że każdy tarnowianin po części ma węgierską duszę,

Tak jak fragmenty Panoramy Siedmiogrodzkiej,
Po świecie są rozrzucone,
Tak ziarenka kultury węgierskiej,
W duszy każdego z nas są zasiane…

Z zamyślenia nagle się wybijam,
Do rzeczywistości natychmiast powracam,
Nad podręcznikiem szybko się pochylam,
Na zadane pytanie po węgiersku odpowiadam,

Wiersz niniejszy kończę pisać ukradkiem,
Na podręcznika języka węgierskiego okładce,
Na tarnowski kurs języka węgierskiego uczęszczając,
Ostatnie strofy niniejszego wiersza ukradkiem kończąc…

Uśmiech węgierskiego kucharza

Uśmiech węgierskiego kucharza
Kamil Olszówka

I.

Gdy z utęsknieniem wspominam wakacje,
Jedno wspomnienie wybija się przed inne,
Jest nim serdeczny uśmiech węgierskiego kucharza,
Zaklęty w idealnie przyprawionych potrawach,

Ten niezmienny podziw i zachwyt,
Tradycyjnie odmalowujący się na twarzach wszystkich,
Po raz pierwszy nieśmiało kosztujących,
Potraw przez Mistrzów węgierskiej kuchni przyrządzonych,

I serdeczny uśmiech spoglądającego ukradkiem węgierskiego kucharza,
Widzącego zdumienie odmalowujące się na twarzach,
Kosztujących jego potraw z całego świata ludzi,
W starym Mistrzu rzewne wspomnienia budzi,

U niejednego starego kucharza,
Smak tradycyjnych węgierskich potraw,
Przywołuje bezcenne wspomnienia z dzieciństwa,
Gdy identyczne dania przyrządzała jego babcia…

II.

Gdy węgierscy gujasze przed tyloma wiekami,
Ukochane swe danie przez stulecia przyrządzali,
Gdy na rozległych węgierskich równinach,
Wypasali przez lata swego bydła stada,
Z posiekaną cebulą kawałki mięsa smażąc,
Serca swoje od pokoleń w to wkładając,
Stworzyli przed wiekami węgierskie danie narodowe,
Z czasem od nich samych „gulaszem” nazwane…

Niezwykły smak węgierskiego lecza,
U starych hungarofilów budzący najskrytsze wspomnienia,
Ten kolor złocisty i smak cudowny,
Niekłamany zachwyt u kosztującego rozniecający,
Gdy na tle chmurnego węgierskiego nieba,
Jedyny taki w świecie smak węgierskiego lecza,
Wieczorną porą nieznane emocje rozbudzał,
W głębi duszy zapisując najskrytsze z Węgier wspomnienia…

Ten smak wyjątkowy,
Który szedł w parze z powiewem wiatru wieczornym,
Gdy wieczorny wietrzyk twarz moją owiewał,
A węgierskie potrawy rozpuszczały się w mych ustach,
Gdy cudowna węgierska pogoda,
Każdego bez wyjątku pozytywnie nastrajała,
Duszę moją pozytywną energią napełniała,
W wakacyjne wieczory tak pozytywnie nastrajała…

Jak długi i szeroki cały świat,
Jedyny taki w całym świecie smak,
Aromatycznych paprykarzy,
Pikantnych gulaszy,
Wybornych mięs smażonych,
Delikatnej jagnięciny pieczonej,
A wszystko to przyprawione niepozornymi,
Węgierskich przypraw ziarenkami małymi…

III.

Węgierskich przypraw deszcz złoty,
Na przyrządzane potrawy padający,
Z drewnianych przyprawników misternie zdobionych,
W węgierskich rodzinach z pokolenia na pokolenie dziedziczonych,

Smaki pięknych, słonecznych Węgier,
W małych, niepozornych ziarenkach przypraw zaklęte,
Węgierskiej kuchni stanowiących kwintesencję,
Potrafiących zaskoczyć najwybredniejsze podniebienie,

Małe, niepozorne ziarenka węgierskich przypraw,
Skrywające w sobie wyborny aromat,
Najlepszą gwarancją będące,
Rozmaitych potraw przyprawionych idealnie,

Wyszukanych i złożonych potraw radosne komponowanie,
Ukrytego w nich smaku i piękna radosne wydobywanie,
Nakładaniem na półmiski swego dzieła wieńczenie,
Niepowtarzalnym smakiem każdorazowe się zachwycanie,

Do doskonałego smaku ciągłe dążenie,
By wydobyć go z potrawy każdej,
Staranne, pieczołowite zabieganie,
Arcydzieł węgierskiej kuchni szerokim uśmiechem wieńczenie,

Jedyny, niepowtarzalny smak,
W tysiącach pochwał każdego dnia,
Wyrażany na całym świecie,
Wszędzie gdzie węgierskiej kuchni gości wspomnienie,

I najsłynniejsi kucharze z całego świata,
Nie powstydziliby się w swoich restauracjach,
Węgierskiej kuchni smaku wyjątkowego,
Na węgierskich stołach codziennie goszczącego,

W tym kryje się węgierskiej kuchni esencja,
Poetyckim językiem spisana tajemna receptura,
Której nie zawierają stare księgi kucharskie,
A która węgierskiej kuchni duszę oddaje…

Marzenia starego profesora historii

Marzenia starego profesora historii
Kamil Olszówka

Stary profesor historii,
Gdy powiał lekki wietrzyk wieczorny,
Szklanicę węgierskiego wina przechylił,
Nad książką siedząc nagle się rozmarzył…

Ażeby wszystkie egipskie piramidy,
Wyjawiły światu wszelkie swoje sekrety,
Ażeby Sfinks, który ich strzeże,
Wielkie ich tajemnice historykom powierzył,

Ażeby z zaświatów starożytni Celtowie,
Wyjawili światu wszelkie swoje tajemnice,
Ażeby pieśń barda odpowiedziała na pytania,
Na które odpowiedzi nie zna archeologia,

By wielkie sekrety dynastii Piastów,
Odkryte były przez bystre umysły historyków,
By w nowych książkach stare tajemnice opisane,
Głodnym wiedzy, niczym na tacy były podane,

Ażeby polskie skwery i place,
Zapełniły liczne pamiątkowe tablice,
Upamiętniające ludzi wielkich i zacnych,
W historii niesłusznie zapomnianych,

Marzenie jednak jego najskrytsze,
Było, by w całej Polsce wydziały historyczne,
Ciągle nowymi studentami się zapełniały,
I wielkiej swojej misji nigdy nie zaprzestały!

W antykwariacie starego Egipcjanina

W antykwariacie starego Egipcjanina
Kamil Olszówka

Na jednej z ulic Kairu,
Oblanego wodami prastarego Nilu,
Mieścił się pewien antykwariat niezwykły,
Wszystkich wchodzących swymi skarbami oczarowujący,

Właścicielem jego był stary Egipcjanin,
Z długą siwą brodą na pomarszczonej twarzy,
Który przez całe swoje życie,
Zgromadził najprawdziwsze skarby rozmaite,

Brodaty Egipcjanin stary,
Do ludzi zawsze szeroko uśmiechnięty,
Ochoczo wszystkim odwiedzającym pokazywał swe skarby,
Starożytnego Egiptu najrozmaitsze artefakty,

W antykwariacie starego Egipcjanina,
Z każdego kąta wyglądała historia,
W każdym niemal kącie,
Walały się starożytne zabytki rozmaite,

Pożółkłe starych papirusów zwoje,
Kryły w sobie starożytne pismo Egipskie,
Kryły w sobie wielkie tajemnice,
Starożytnymi hieroglifami skrzętnie spisane,

Wielkie złote misy,
Leżały oparte o wapienne, pobielane ściany,
Szczerozłotym swym blaskiem ciekawość wzbudzały,
Wszystkich je podziwiających bez wyjątku zachwycały,

Nie zabrakło licznych waz glinianych,
Religijnymi i militarnymi symbolami zdobionych,
Nie zabrakło tabliczek licznych,
Z klinowym pismem akadyjskim,

Wielki wypchany krokodyl nilowy,
Z sufitu na linkach zwisał podwieszony,
Wszystkich wchodzących do antykwariatu gości,
Przerażały z rozpostartej szczęki, wielkie jego zęby,

Na honorowym miejscu stała,
Zawsze starca dumą rozpierająca,
Makieta piramidy Cheopsa,
Zbudowana własnoręcznie przez jego wnuka,

Choć zbudowana w pomniejszonej skali,
Aczkolwiek z wiernym zachowaniem proporcji,
Aury tajemniczości, pomniejszona, wcale nie straciła,
Niekłamany podziw u wszystkich budziła,

Skarby jednak najcenniejsze,
Za szkłem były eksponowane,
By zachwyt oczu mogły wzbudzać,
Bez ryzyka uszkodzenia,

Bogato zdobione naszyjniki szerokie,
Które przed wiekami nosiły córy egipskie,
Ze złotych paciorków, skalema, krwawnika wykonane,
Złotymi, sokolimi głowami uwieńczone,

Miedziany topór rytualny,
Z uchwytem z drzewa cedrowego warstwą złota pokryty,
Wysadzany klejnotami,
Przez samych faraonów niegdyś używany,

Nie mogło zabraknąć popiersi faraonów,
Pełno było starożytnych egipskich amuletów,
Niektóre w kształcie oka Horusa,
Najwięcej jednak w kształcie świętego skarabeusza…

Pewnego chłodnego wieczoru egipskiego,
Klimatem swym do refleksji skłaniającego,
Zjawił się w antykwariacie gość niezwykły,
Gość zupełnie inny niż wszyscy,

Wszedł pomimo drzwi zamkniętych,
Stanął pośrodku artefaktów starożytnych,
Do wnętrza przedostał się niezauważenie,
Przed starym antykwariuszem stanął bezszelestnie,

Gdy stary Egipcjanin uniósł oczy,
Strach natychmiast całe jego ciało przeszył,
Wielka zalała go trwoga,
Która całkiem odebrała władzę w kończynach,

W jego stronę była skierowana,
Blada ręka koścista,
Która z białej szaty się wychyliła,
Na starca kościstym palcem wskazywała,

Wielka biała mumia,
Pośrodku egipskiego antykwariatu się zjawiła,
Koniec jego żywota oznajmiała,
Gdyż w egipskiej kulturze śmierć symbolizowała,

Zrozumiał antykwariusz stary,
Strachem do szpiku kości przepełniony,
Że wypełniły się dni jego,
Śmierć z zaświatów przyszła po niego,

Ozwała się do starego antykwariusza,
W języku starożytnych Egipcjan,
Języku, który dobrze rozumiał,
Gdyż starożytnemu Egiptowi życie swe oddał,

W starożytnych Egipcjan języku coś przemówiła,
Czym starca zrazu uspokoiła,
Serce starego antykwariusza spokojem napełniła,
Skinieniem kościstego palca ku sobie zawezwała,

I spotka się w wieczności z ukochanymi faraonami,
W historii których rozczytywał się latami,
Gdy zaświatom swe życie powierzy,
Z zaświatów wszelkie tajemnice starożytnego Egiptu zgłębi,

I wszystkie egipskie piramidy,
Wyjawią antykwariuszowi wszelkie swoje sekrety,
Ochoczo Sfinks, który ich strzeże,
Wielkie ich tajemnice mu w zaświatach powierzy…

Zaśnij stary historyku

Zaśnij stary historyku
Kamil Olszówka

Gdy wiatr dziejów hula nad Polską,
Stary historyk nie może zasnąć,
Naocznie obserwując dziejowe zmiany,
Sam nie może pozostać obojętny,

Pomimo wielkiego w środku nocy zmęczenia,
Nie potrafi oderwać ręki od pisania,
Nie potrafi także zasnąć snem kamiennym,
Gdy troska o historię serce jego trapi,

Chęć stworzenia wiekopomnego dzieła,
Owładnęła duszą poczciwego historyka,
Umysł cały jego zaprzątnęła,
Do ciężkiej pracy zarazem pchnęła,

Ileż to nocy nieprzespanych,
W całości niemal historii oddanych,
Ileż stron długopisem zapisanych,
Ciągle na nowo przeredagowywanych,

Choć różnie plotły się życiowe drogi,
Napisał kilkadziesiąt książek historycznych,
Lecz ciągle nosił się z zamiarem,
Napisania z nich wszystkich najważniejszej,

Tę jedną jedyną,
Ze wszystkich najważniejszą,
Pisał przez całe życie,
Lecz bez rozgłosu, a skrycie…

W mieszkaniu starego historyka,
Panował niesamowity klimat,
Klimat absolutnie nieznany ,
Mieszkaniom należącym do ludzi innych profesji,

W każdym niemal kącie,

Walały się księgi rozmaite,

Zaś na wysokich szafach,

Polskich królów stały gipsowe popiersia,

Klio muza wszystkich historyków,
Cicho podeszła do profesora od tyłu,
Niewidzialną rękę na ramieniu jego położyła,
Potok myśli w głowie mędrca tym spowodowała,

Nad siwowłosym starcem łagodnie się nachyliła,
Do ucha cicho szeptać poczęła,
O wielkich tajemnicach światowej historii,
W dziejowych mrokach skrzętnie ukrytych,

Do snu szeptem jęła go namawiać,
Malowane obrazy z ojczystych dziejów obiecywać,
Które w snach się same namalują,
Gdy tylko przemęczone oczy powieki zamkną…

Zaśnijże historyku stary,
Zmruż przemęczone powieki,
Do poduszki przyłóż głowę siwą,
Pozwól staremu ciału odpocząć,

Niech ci płyną sny historyczne,
O słynnych wodzach toczących swe wielkie bitwy,
O wielkim Aleksandrze Macedońskim,
O niemniej zacnym księciu Józefie Poniatowskim,

Niechaj starożytni egipscy faraonowie,
Jasną księżycową nocą zaszczycą sny twoje,
I wielkie piramidy egipskie,
Niech w marzeniu sennym wyrosną w twej głowie…

Lecz siwowłosy historyk stary,
Choć życiem długim już zmęczony,
Za nic nie potrafił oderwać ręki,
Od pisania najnowszej swej książki,

Choć silne uderzenia senności,
Nakazywały poddać się bezzwłocznie,
Do snu zaraz się ułożyć,
Siwą głowę na poduszce złożyć…

Zaśnijże stary historyku,
Snem kamiennym w objęciach nocnego mroku,
Niechaj się zrodzą w twej starej głowie,
Sny odmalowujące ojczyste dzieje,

Czy to prymitywny sąsiad o północy,
Za ścianą się awanturujący,
Duszę starego inteligenta,
Trwogą i obawą napełnia?

Czy to troska o przyszłe pokolenia,
Nie pozwala ręki oderwać od pisania?
Wszak ktoś musi spisać podręczniki,
Z których uczyć będą się nasze wnuki…

Posnęli już starzy partyzanci,
Wieka trumien skrywają ich kości,
Lecz pióro starego historyka,
Legendy ich wciąż na nowo dotyka…

Wszystkich tajemnic historii nie poznasz nigdy,
Choćbyś całego świata posiadł rozumy,
Część z nich na wieki pozostanie zakryta,
Nieodgadniona przez umysł żadnego historyka…

Wtem zimny pot przeszył plecy profesora,
Tym silniejsze zawroty odczuła głowa,
Lecz posłuszna silnej woli ręka,
Wciąż nie chciała wypuścić pióra,

Wziął stary profesor oddech głęboki,
Rozejrzał się po pokoju gasnącym wzrokiem,
Spojrzał na całego życia zbiory,
Ukochane nade wszystko najrozmaitsze swe księgi,

A gdy silny ból przeszył jego głowę,
Tym silniejsze umiłowanie historii zalało jego duszę,
I stary historyk do chwil swych ostatnich,
Myślał o historii tajemnicach wielkich,

Gdy odmówiła posłuszeństwa głowa,
A pierś tchu więcej wydać nie mogła,
Stary historyk cicho skonał,
Została po nim tylko historia…

Kiedy stary historyk umiera

Kiedy stary historyk umiera
Kamil Olszówka

Kiedy umiera historyk stary,
To spiżowe posągi wielkich królów,
Pod wpływem natchnienia doniosłej chwili,
Zalewają się najprawdziwszymi łzami z wielkiego bólu,

Otoczony przez swe księgi,
Z pasją zbierane przez całe życie,
Na ścianach zaś liczne obrazy,
Pieczołowicie odmalowujące dzieje ojczyste,

Rozumie iż nadeszła jego godzina,
Wybiwszy na złocistej tarczy księżyca,
Odbitego w lustrze wody pobliskiego jeziora,
Niczym pochodnia na ostrzu żelaznego miecza…

Kiedy stary historyk umiera,
Student jego niemal każdy,
Wspomina jego najważniejsze dzieła,
Starego profesora najwspanialsze wykłady,

I w ostatniej życia chwili,
To właśnie królowej nauk Historii,
Poświęci swoje ostatnie myśli,
Nim na zawsze przekroczy wieczności progi,

Historii całe swe życie oddał,
Będąc młodym człowiekiem w historii się zakochał,
W życiu swym wspaniałe historyczne książki napisał,
Z historią w myślach i na ustach skonał,

Z historią w życiu był szczęśliwy,
Gdy odkrywał dziejów świata nieznane karty,
Historią w życiu był bez reszty pochłonięty,
Gdy szukał rozwiązania jakiejś historycznej zagadki,

Kiedy stary historyk umiera,
Umysłowo pracując do ostatniej swej chwili,
Cały jego uniwersytet żałobę przybiera,
Oddając zasłużony hołd staremu profesorowi,

Święta polska ziemia,
Której dzieje wytrwale opisywał,
Skryje go do swego wnętrza,
Niczym umiłowanego pamięci jej strażnika,

Kiedy stary historyk umiera,
Płaczą po nim bracia historycy,
Płacze cała polska ziemia,
Płaczą jego znajomi, prości ludzie zwykli,

Płacze po nim jego mała prawnuczka,
Której podobała się starca broda siwa,
Którą zawsze bawić się lubiła,
Gdy na kolanach pradziadka siadywała,

Lecz nadal będzie pisać w niebie,
Wielkie dzieła historyczne,
Z nieba będzie zsyłać natchnienie,
Na młodych historyków pokolenia nowe…

– Wiersz zainspirowany utworem „Kiedy góral umiera” w wykonaniu zespołu Harlem.

Alfabet wypisany na duszy

Alfabet wypisany na duszy
Kamil Olszówka

Gdy wieczorami wsłuchuję się w siebie,
W skrytości serca zaglądam w swą duszę,
Samemu sobie pytanie zadaję,
Co od dzieciństwa mnie kształtuje…

Gdy tak ciemnymi wieczorami,
Zaglądam w najskrytsze głębiny swej duszy,
Odpowiada mi szeptem głos mój wewnętrzny,
Bym poszukał odpowiedzi w ojczystej historii,

Do historii ojczystych dziejów zaglądam,
W historycznych książkach wieczorami się rozczytuję,
Gdy przygody bohaterów sprzed wieków przeżywam,
W przygodach mych bohaterów samemu się odnajduję…

Alfabet złotymi literami,
Przez ojczyste dzieje,
Wypisany na mej duszy,
Od kolebki mnie kształtuje,

Jest to alfabet tylko mi znany,
Nigdy nikomu nie wyjawiony,
Przez historię na duszy i sercu wypisany,
Niewidzialnymi, acz szczerozłotymi literami,

Lecz odczytać go może tylko poezja,
Przez soczewki prostego wiersza,
I odczytanym może być alfabet mej duszy,
Gdy duchowymi okularami będą wiersza strofy:

H – jak heroizm bohaterów Kampanii Wrześniowej.
I – jak Insurekcji Kościuszkowskiej z zamierzchłych czasów powiew.
S – jak Skarbu księcia Wiślan nieodkryta tajemnica.
T – jak Twierdza Modlin niegdyś zaciekle broniona.
O – jak Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku.
R – jak Reduta Ordona sławiona w wierszach poetów.
I – jak Insygnia Koronacyjne polskich królów.
A – jak Armii Krajowej tysiące młodych konspiratorów.

Pozostanie on na mej duszy,
Wypisany już na zawsze,
Nawet gdy życie bieg swój zakończy,
I wydawać będę ostatnie swe tchnienie,

Wtedy to dusza moja,
Historią ojczystych dziejów niezwykle ubogacona,
Gdy z życia doczesnego się wyzwoli,
Ujrzy cały ogrom i wspaniałość polskiej historii…