Archiwum kategorii: Maciej Jackiewicz

Mój szósty krzyżyk

Mój szósty krzyżyk
Maciej Jackiewicz

Kiedyś był liczbą za niewidzialną barierą
niczym Chińskim murem i nie do przebicia
odległy o miliony kilometrów jak gwiazda

najdalsza w nieogarnionym wszechświecie
porwać było cię trzeba jak piękną Europę
niekoniecznie będąc śnieżnobiałym bykiem

i zawrócić raz jeszcze do tego co już było
do beztroskich chwil o niewinnym uśmiechu

stu lat mi życzysz dzisiaj jak na przydechu
kochasz mnie nadal wciąż z tą samą siłą
tylko serce wrażliwsze z każdym dotykiem

ostrożniej na ziemi stawiam każdą stopę
zwierzam się tobie dzisiaj jakby w sekrecie
jak pisklę co wypadło po burzy z gniazda

bezradny patrzę w kalendarz z dni życia
po raz kolejny dopiszę jeszcze jedno zero

Grudniowe obrazki

Grudniowe obrazki
Maciej Jackiewicz

Widzę twarz odbitą w kałuży
pokrytą pierwszymi zmarszczkami
zamglone niebo wciąż się chmurzy
gdzieś jesteś pomiędzy wierszami

umilkły ptaki ja w bezruchu
patrzę w okno w szary poranek
daremnie wypatruję puchu
nie widzę nigdzie z lodu szklanek
*
do stołu zasiądzie rodzina
głos kolędy słychać dokoła
bo radosny czas się zaczyna
na znak dany przez archanioła

połamią się chlebem i opłatkiem
a z tymi co w niebie ciepłą myślą
kto narodzin Pana będzie świadkiem
nowe dni niech dobre wieści przyślą
*
nic to że w grudniu mamy przedwiośnie
w ogrodzie dzisiaj znów kwitną wiśnie
moje serce dla ciebie urośnie
choć tęsknota miast mrozu je ściśnie

Wielka tajemnica

Wielka tajemnica
Maciej Jackiewicz

To nie śnieżynki opadają na ziemię
aniołowie piorą poduszki
a gwiazdy teraz tak jasne
w domu niebieskim szykują wieczerzę

zapalmy dzisiaj jeszcze jedną świecę
abyśmy nigdy nie pobłądzili
bo wszystkie ścieżki i dróżki
prowadzą właśnie do tego dzieciątka

zrodzonego w niepokalanym poczęciu
które co roku czeka w stajence
w mieście zwanym Dom Chleba
by pobłogosławić wyciąga do nas ręce

a kiedy radośni pójdziemy z powrotem
wrócimy tam gdzie progi własne
podziękujmy w tej jednej chwili
za to jemu Jezusowi Bożemu dziecięciu

że jest królem jedynym prawdziwym
całego ziemskiego świata
i tego co stanie się potem

Ostatnia szychta

Ostatnia szychta
Maciej Jackiewicz

pamięci 8 górników z kopalni Rudna

Jeszcze jeden zjazd
klatką kilometr pod ziemię
czarną niczym noc bez gwiazd

o osiem ludzkich istnień
w tę godzinę koszmarną
upomniała się Barbarka o górników

kiedy wszystko w jednej chwili
runęło
niczym wielka wieża Babel
a potem zostały w ciszy
promyk nadziei i wiara

żywi pochowani
odeszli na szychtę wieczną

bo śmierć jest niedorzeczną
codziennie rzuca nowe zaklęcie

tu osiem serc ludzkich zamilkło
oddali na zawsze ducha

kiedy Barbara swoich braci odbiera
nikogo nie słucha

konali skałami zasypani

to było jedno samoistne tąpnięcie

Słowa jak liście…

Słowa jak liście…
Maciej Jackiewicz

chodzę po ścieżkach
liście podnoszę, które pod stopami
już nie szeleszczą

chłodne podmuchy wiatru
serca już nie pieszczą
a krople deszczu mylą się ze łzami

może przyjdziesz jeszcze złota ?
w duszy budzi się tęsknota
czy wszystko się wreszcie odmieni?

szukam miłości
wśród tego świata bezmiaru

aby tylko nie utracić nadziei
tego cennego daru
chodzę po ścieżkach i wzdycham

czy wszystko przemija w porze jesieni?
patrzę na liście i składam rymy nowe

potem przycicham
aby usłyszeć serca
z oddali bicie

niczym zegara na ścianie,
który
wybija godziny przez całe życie

zbieram kolejne słowa dla Ciebie
z których list nowy powstanie

zbieram słowa
jak liście na leśnej polanie

Do…

Do…
Maciej Jackiewicz

jestem teraz sam
nie wypatruję już przez okno
gdzie świat za rozmazanymi szybami
nie szukam adresu
i starego numeru telefonu

nie patrzę na ptaki jak mokną
pomiędzy nagimi już prawie gałęziami
smutek doszedł do kresu

płacze łzami starej katedry dzwonów
nie liczę stron w pamiętniku
nie znam nawet prawdziwego imienia

nie wiem jak rozplątać tę nić zawiłą
zawołam w niemym krzyku
wyjdź dla mnie z mroku zapomnienia
a oddam wszystko co mam
najprawdziwszą uleczoną przez czas

…miłość

Czekając na…

Czekając na…
Maciej Jackiewicz

Przesunąłem wskazówki nocą
o godzinę do tyłu
wciąż pytam po co
zmieniać drogę z kosmicznego pyłu
niezmiennie

codziennie człowiek się szarpie
aby uwolnić się z więzów świata
pod niebem czekają okrutne harpie
odejmują wybranym życia lata
odbierając im dusze

tykanie zegara w uszach brzmi
jak kroki w nieznane
na razie tu pozostanę
tik tak tik tak tik tak

powtórzyć coś jeszcze muszę
czekam na obiecany znak
wtedy stary zegar wyrzucę

złe myśli na zawsze pogrzebię
pójdę jak najdalej od tamtych dni
gdzie same białe ptaki na niebie
a tu już nigdy nie powrócę

Bez skrupułów

Bez skrupułów
Maciej Jackiewicz

Obojętni i zimni jak z kamienia

błazny króla Heroda wciąż się śmieją
na autostradzie frustratów i straceńców
serca odjechały już dawno z beznadzieją

podnieceni z gębami pełnymi rumieńców
ślepi na wdowy i sieroty pękają z dumy

patrię poranioną między siebie dzielą

jak poszarpaną szatę Jezusa na golgocie
gdzieś pomiędzy berlinem a brukselą
titaniki pełne dumy toną w głupocie

na staruszkę macierz leją wciąż pomyje
jak po herbacie z pokrzywy i nawłoci
zbrukana ziemia niczym pole niczyje

fałszem wypchani tak zwani patrioci

za nich dzisiaj modlitwy zanosimy panie
zanim potopem bezmiłości świat zaleją

i połkną nas fale jak zgłodniałe cyklopy
zburzmy wszystkie escape room-y
nim spłoną zbóż ostatnie złote snopy

w stosów nienawiści płomieniach

Dla Ciebie

Dla Ciebie
Maciej Jackiewicz

rozmyślałem pół nocy

zasnąć nie miałem siły
czas poszarpany
coraz krótszym dniem

a kiedy sen mnie zmorzył
w tym śnie byłaś właśnie ty
wzywałaś pomocy
dzieci do ciebie się tuliły
ja byłem ukamienowany

dzisiaj już wiem
kto zamek od drzwi otworzył
aby odeszły wszystkie łzy
wiatr znów wieje z zachodu
ptaki szykują się do odlotu

delikatnie by nie złamać knotu
gaszę świecę bo już świta
już nikt o nic nie zapyta
nie odczuwasz serca głodu
pozostaną nieodczytane znaki

dlaczego zabrakło mocy
aby powrócić
jak te ptaki

Resuscytacja

Resuscytacja
Maciej Jackiewicz

Lekki jak puch
szukał promieni
słońca, światła po drugiej stronie
z nadzieją,
że jeszcze coś się pozmienia
głowa zmęczona życiem
szukała cienia
ciało uwięzione z sercem
które wystaje z pustej kieszeni
czy to czas zmartwychwstania
kto teraz zrobi kolejny ruch?

spadał w otchłań piekieł
na dno
bezlitosny czas
wciąż mózg pogania
bierze wszystko
i nic w zamian nie daje
czy nadejdzie nowy dzień?

za zamkniętymi oczami mrok
silne światło razi
niewidzący wzrok
który tylko śnił obce obrazy i koszmary

wszystko powraca
nadzieja do wiary
a obie ku miłości

choć ktoś policzył
jeden na sto

jeszcze silniejsze światło
z tego świata
wrócił…

już dobrze…
mamy go…

Tobie gram dzisiaj Polsko…

Tobie gram dzisiaj Polsko…
Maciej Jackiewicz

Tobie dzisiaj
z ręką na sercu gram
bo tylko jedną Ciebie mam
matulu moja

przez lata liczne poraniona
aż pola przesiąknięte krwią
w Twojej ziemi dzisiaj śpią
rycerze którzy Ciebie strzegli
całe wieki

anioł nad nimi rozkłada ramiona
lecz nie na darmo oni polegli
i oddali swego ducha

dobry Bóg ich za to dziś wysłucha
z naszych modlitw ułożoną pieśń

nadszedł czas odbudowy
znów zalśni hetmańska zbroja
by zdusić węża nienawiści
miłością zalejemy zgniłą
jego pleśń

Tobie dziś
z ręką na sercu zapiszę nowy
fragment historii do wielkiej
księgi

nareszcie sen pokoleń się ziści
i nikt już nie skruszy tej potęgi
spełnią się wreszcie sny
o lepszej przyszłości
gdzie nadzieja i wiara
jak wody rzeki
popłyną wzruszenia łzy

Tobie dzisiaj
z ręką na sercu gram
bo już wreszcie nie jestem sam
słyszę okrzyk radości
niedaleki

Matko
co powróciłaś z dalekiej tułaczki
znów jesteś

Ojczyzno moja

Polska Niepodległa

Polska Niepodległa
Maciej Jackiewicz

Powracam myślą w te czasy
jak co roku w porze jesieni

kłosy zbóż znów latem
jak ze złota się złocą
na tych polach
gdzie ziarno się urodzi

gwiazdy srebrzą się cichą
już spokojną nocą
bo przecież i słońce
radosne też wschodzi

kiedy dzień co każde rano
budzi się od nowa
i jak ogień płonie
gdy zachodzi czerwienią

orzeł rozpostarł skrzydła
już leci w stronę nieba
to rocznica jest polska
nasza listopadowa

raduje się bardzo serce
poety natchnione
bo krwawiło tyle razy
aż pozostały blizny

na stole pachnie znowu
bochen chleba
zasnęli tylko snem
wiecznym nasi bohaterowie

pochowani w grobach
u matki ojczyzny
historia dzisiaj ich oceni
i za nich wszystko opowie

Bóg w święty dzwon w dzień
oznaczony uderzy
dziękczynienia hymn
dzisiaj za to śpiewamy

nowe obrazy poświęcimy
w rzeźbione misternie ramy
za wiekowe ziemie
które wróciły do Macierzy

i na zawsze tu pozostaną
gdzie polskie powstało plemię

Matce Bożej Jasnogórskiej

Matce Bożej Jasnogórskiej
Maciej Jackiewicz

,Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy,,
modlitwy do Ciebie dziś zanosi wierny lud
Matko Boża dla nas ten prawdziwy uczyń cud
spuść wielki promień łaski i w ten dzień sierpniowy

Tu gdzie chory na powrót staje się znów zdrowy
a niemy zaśpiewa i całym sercem bez nut
niewinny nie utraci i czysty żadnej z cnót
od stuleci prowadzą w modlitwie rozmowy

Zanoszę teraz prośby za umiłowane
serca, które kocham i kochać aż do końca
będę i chociaż myślą z nimi pozostanę

Maryjo nasza której blask większy od słońca
tyle lat czynisz dobro matki nieprzebrane
zachowaj Polskę wiarą wciąż jest gorejąca…

DŁUGOPOLSKA BALLADA

DŁUGOPOLSKA BALLADA
Maciej Jackiewicz

z cyklu Reminiscencje

Na głowie
coraz większa łysina
zniknęły nawet zakola
znów ciągnie ta kraina
gna serce do Długopola

gdzie pola wiecznie zielone
i domy w trawie utopione

A gdy wyruszę na tamtejsze liczne szlaki
przywitam się z krajobrazem
kwiaty będą drogowskazem
dalszą drogę wskażą jak zawsze ptaki

gdzie pola wiecznie zielone
i domy w trawie utopione

Bo serce rwie do Długopola już nie tak młode
nie zawsze chce się ruszać z pieleszy
aż chciałoby się choć raz tu zgrzeszyć
a potem szybko Bogu podać rękę na zgodę

gdzie pola wiecznie zielone
i domy w trawie utopione

Tutaj nawet tunel jest cały jak łąki zielony
przybywam jak żaglowiec do kei
a wszystko zielone jak w nadziei
dlatego wciąż nawiedzam te znajome strony

gdzie pola wiecznie zielone
i domy w trawie utopione

Kiedy już zima zimną bielą wszystko pokryje
na kołek plecak z kubkiem wrzucę
pomarzę znów kiedy tam powrócę
powspominam Długopole które w sercu żyje

gdzie pola wiecznie zielone
i domy w trawie utopione

Listopad II

Listopad II
Maciej Jackiewicz

Uderzył deszcz w twarz chłodem
i kroplami stuka o bruk złowrogo
pierwsze kałuże skute cienkim lodem
trawy podnieść się już nie mogą

klucz dzikich gęsi na niebie się oddala
gęsta mgła widok na horyzont odbiera
bladym światłem ulicznych latarni
srebrzy się tylko szary efekt Tyndalla

giniemy w zmroku niczym niezdarni
kiedy maluje wszystko jeszcze dookoła
czas powoli od nowa szybko przemija
choć tylko on jeden nigdy nie umiera

w ponury nostalgiczny ten sam deseń
cicho szeleszczą suche liście w alejach

smutno ciemno i monotonnie pada
na odrobinę ciepła odchodzi nadzieja
w kalendarzu i ta kartka z listopada

wkrótce przepadnie na rok jak niczyja
kończy się barwna złota polska jesień
zimny wiatr wszystkie sny nam odbiera
za chwilę śnieżnego brata przywoła

Listopadowa refleksja

Listopadowa refleksja
Maciej Jackiewicz

Żeby nasze serca nie były nigdy zimne
jak te ciężkie płyty wykute z granitu
żeby choć trochę nasze tu życie dziwne
przypominało o raju utkanym z błękitu

żeby miłością przepełnione były słowa
nasze życzenia myśli i czyny
zanim czarna ziemia tutaj nas pochowa
bądźmy chociaż dobrzy dla siebie

przecież z jednej rodziny
jesteśmy po Słowie
kiedyś nadejdzie ten czas
wstaną potępieni i zbawieni

wciąż czekają aniołowie
wszyscy święci
może czekają też na ciebie
wniebowzięci

nikt “nie zna dnia ani godziny”

Pierwszy listopada

Pierwszy listopada
Maciej Jackiewicz

W milczeniu toczymy rozmowy

w ten dzień zimny listopadowy
posępny szum drzew na cmentarzu
przerywa tę przejmującą ciszę
w myślach za nich odmawiamy
ciepłe dziękczynne modlitwy

litanie do wielkiej Bożej Miłości
uczyniwszy na piersi znak krzyża
płoną niezliczone znicze i lampiony
rozpraszają mroki jesiennych ciemności
jeszcze własne kroki nieraz usłyszę

bo czy to nowa wędrówka się zbliża
i spakować bagaż przeszłości już czas
skoro porudział znów trawnik zielony
a moja głowa siwymi włosami
od lat przecież cała jest pokryta

zapiszę znów kolejny dzień słowami
które dobry anioł przeczyta
i zapisze w księdze wiecznej pamięci
a wy zostaniecie zawsze pośród nas
w sercu duszy albo barwnym witrażu

wszyscy święci

Wyrzucony z arki

Wyrzucony z arki
Maciej Jackiewicz

brudnego gniewu pianę toczy
która jak potop się przelewa
na zgarbioną grzechami posturę
z wyciśniętą na twarzy tapetą

raz dziennie ślepe otwiera oczy
słowa jak kolczaste drzewa
bez sumienia w bólach rodzi
kolejne myśli na makulaturę

matoła widzi nie człowieka
nie zadrży mu dłoń żylasta
co noc się budzi martwa powieka
kiedy śni wysoką złotą górę

na ołtarz ofiarny rzucić takiego
jak czarnego barana
za win odkupienie
za takie same szare wieczory

kiedy do nienawiści
zmierza chwiejnym krokiem
odeszły dawno znajome cienie
zostanie cuchnącym śladem

którego nikt nie ogarnie
choćby zakrwawionym okiem
zawiść jaka ty jesteś zabawna
nikt tak nie umie dręczyć jak ty

tak koszmarnie
lejąc nieustannie krokodyle łzy
zatruty własnej cykuty jadem
zginie nieuleczalnie chory

Moja prośba

Moja prośba
Maciej Jackiewicz

Boże
“chroń mnie od przyjaciół niektórych
z wrogami poradzę sobie sam”
mocą przebaczenia
nasze życie to nie są wierutne bzdury
i wielu prawdom zadawano już kłam
aż do obrzydzenia
a prawda jest tylko jedna
czy ktoś tego chce
czy nie
bo z jednego źródła pochodzi

zaś
kłamstwo wszędzie się urodzi
jak wszystko co podłe jest i złe
dlatego nie bądź tylko człowieka cieniem
podaj rękę temu, który jej nie ma
nie rzucaj w nikogo odwetu… kamieniem
by nie powtarzał wciąż się schemat
ząb za ząb oko za oko

Boże
który jesteś tak wysoko
ale naprawdę tak blisko
zakończ to smutne igrzysko
“błogosław Ojczyznę miłą”
aby nikt już nie powątpiewał
że nadejdzie jeszcze czas pokoju
daj nam wypić z Życia swego zdroju
by już więcej nikt nie zaśpiewał
że dobrze nie będzie
bo lepiej już było

serce dziś otworzę
i za tych co zbłądzili
ślepi jak to pisklę
co w gnieździe kwili
Ciebie poproszę

Boże

Po burzy

Po burzy
Maciej Jackiewicz

Po burzy

Na ścieżce gdzieś tam
nie wiadomo gdzie
kałuża wysycha

pod krzewem ptak moknie
od ostatnich kropli deszczu
jak porannej rosy
które padają na lipcową trawę

niebo coraz jaśniejsze
wszystko wreszcie ucicha
lekki wiatr rozwiewa
pięknej dziewczynie włosy

łowię myśli nad marzeń stawem
mówię znów tak tak zamiast nie nie

słońce uśmiecha się w oknie
już nie przejrzy się kokieteryjnie
w kałuży
bo jej nie będzie

przepadnie
w ciszy po burzy