Archiwum kategorii: Marcin Olszewski

Taniec

Taniec
Marcin Olszewski

Jeszcze nie pora na sen. Ręce na bijących sercach
Rytm uczucia w ciałach blisko siebie. W ciszy
Przerywanej trzaskiem drewna w kominku
Akordy dogrywa zegar, którego wskazówki

Jak nasze palce. Biegną wciąż wciąż dalej

Muskając się delikatnie nawzajem

Czuję ciepło Twoich rąk na swojej szyi
Ciepło Twojej twarzy, przylgniętego ciała
Otulam Cię, prowadząc w krokach. Z muzyką
W naszych zwariowanych głowach. Tylko tam

Od spokojnego walca, do samby, rumby, cha-chy
Prowadzę Cię w objęciach, serca biją coraz mocniej
Nogi zmieniają kroki, w przód, dwa w bok, do tyłu
Opadamy lekko na łóżko. To nie koniec

Taniec ciał, ludzkich marzeń. Z wzajemnością
Oddaną sobie. Gorąc pocałunków na szyjach
Lekkie przygryzienie uszu, spojrzenie. Jesteśmy

Razem. Zmęczeni, ale szczęśliwi. W tańcu ciał i serc

Noc

Noc
Marcin Olszewski

Noc. Nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok
Myślę o Tobie. Dopiero co skończyliśmy pisać
Pożegnaliśmy się do snu, w dwóch innych miejscach świata
Nadal jednak razem. W myślach. W tuleniu poduszki

Mrok. Opuszki palców spotykają się w pół drogi
Do splotu rąk. Objęcia ramieniem. Głaskania pleców
Czy pozwolisz byś śnił o Tobie i marzył? Pozwalasz
Czy dasz mi zasnąć? Nie dasz. Nie dlatego że nie chcesz

Jesteś w mojej głowie

Dwa łóżka, w dwóch różnych państwach. Przestrzeń
Trudny czas zbliżył nas siebie. Mimo że jestem tutaj
Jestem obok Ciebie. Ty obok mnie. Wzajemne wsparcie
Szacunek, pamięć, czułość. Na dobre i na złe.

Zasypiamy w spokoju tuląc się do siebie

W myślach, snach, marzeniach

Pocałunki

Pocałunki
Marcin Olszewski

Pocałunki. Delikatne muśnięcia ruchem warg. Ciemność
Świadkiem dotyku słowem, emotikonem. Wyobraźnią
Kto z nas wygra na pocałunki? Więcej, czulej
Nic nas nie powstrzyma przed ekspozycją uczuć

Nie ma odległości. 50 pocałunków, 100, 200
Siły uczucia nie powstrzymasz. Serce i dusza
Nie sługami, powoli kroczą w myślach ku sobie
W marzeniach odliczając dni na realne spotkanie

Szybkie ruchy na klawiaturze. By dać drugiej osobie
To co najpiękniejsze. Wyrażone w czymkolwiek. Teraz
To samo uczucie, emocje, w przestrzeni. Zwykłe

Nie zwykłe. Małe, wielkie pocałunki

Pozwolenie

Pozwolenie
Marcin Olszewski

Czy mogę myśleć o Tobie w snach?
Czy mogę śnić o Tobie? Nie mam wpływu
Jak mi się przyśnisz, będę się cieszył
I skakał do góry jak szalony romantyk

Czy mogę Cię dotknąć, poczuć ciepło skóry?
W delikatnym dotyku dłoni, styku ramion, muśnięciu
Twarzy, w zamyśleniu. Nie mogę przestać myśleć
O Tobie. Darzę Cię wielkim uczuciem

Pytasz, uczuciem? Tak bez opamiętania
Z zachowaniem taktu nie naruszając granic
Na których przekroczenie nie dasz pozwolenia
Szanuję Cię. Będę czekał na jawie, w snach

Na Twoje pozwolenie

Do poduszki

Do poduszki
Marcin Olszewski

Wiem że już późno, lecz zależy mi na tym
Byś spokojnie, po całym dniu, ułożyła się
W mroku oddechu, odskoczni od reszty
Życia, które na chwilę może być snem

Obok łóżka kładę cicho tacę z kolacją
Przykryta. Jak przyjdziesz nie wystygnie
Sam gotowałem, nie dla inwencji twórczych
Byś po prostu zjadła i poczuła smak uczucia

Zapalam świece, ogrzewam ciepłem rąk
Poprawiam kołdrę. Zawsze jestem tu
Mogę stać z boku jeśli chcesz. By podejść
Gdy będziesz potrzebowała przytulenia

Poprawiam kołdrę przy cichej muzyce
Którą zawsze kładę pod Twoją poduszką
Na dobry sen, bo tego chcę. Byś była
Jeżeli to miłe dla Ciebie. Tulę Cię do snu

Dobrych snów. Jestem

Jamiołki-Piotrowięta

Jamiołki-Piotrowięta
Marcin Olszewski

Za torami, przy wjeździe jest mały sklep
Na ławach gospodynie, gospodarze gwarzą
Od wieków się znamy, po trzykroć wyściskamy
Rysów czas nie zatrze, “Łomża” chłodzi krew

Od dzieciństwa obraz zapamiętany
Tu spółdzielnia, tam kładka, dalej przydrożny krzyż
Są rzeczy niezmienne jak ta czerń ziemi
W której pot pracy, krew walki obmywają łzy

Naszych matek, ocierane ukradkiem przy pożegnaniu

Złote dary ziemi kołyszą się na wietrze
W lesie głazy pamiętające czas walki o wolność
Dzieło Boga i człowieka, mała ojczyzna
Jestem tu zawsze. Gdziekolwiek jestem

Zamknięty w objęciach

Zamknięty w objęciach
Marcin Olszewski

Mógłbym sprzedać wszystko i rozdać ubogim
Stary zamek z ogrodem i kosztowności
Gdybyś tylko chciała
Za cenę jednego skinienia “chodź za mną”
Ty jednak wolisz, by wszystko pozostało
Na swoim miejscu
Byś mogła podpalić wodę w mojej fosie
Świętym ogniem miłości
Mógłbym malować twe portrety i pokazać je światu
Na wielkich galeriach być oklaskiwanym
Gdybyś tylko chciała
Z cenę skinienia “przybądź do mnie”
Ty jednak wolisz znając me talenta
Bym opisywał cię słowem, dla ciebie samej…
Byś mogła rzucać mi szaty swe
Jak pergamin na mą inspirację
Mógłbym chwalić cię muzyką
Dawać koncerty przed ogromem władców
Za cenę skinienia “oddaj mi siebie”
Ty jednak wolisz, bym śpiewał ci do ucha
A takt wystukiwał na twojej skórze
Byś mogła ustami przekazać mi nuty
W gorącym pocałunku
Bo istnieję już tylko dla ciebie
Z umową na wyłączność wypisaną na sercu
Odkąd zdobyłaś szturmem mój zamek
Jestem do twych usług Bogini!

Płomień

Płomień
Marcin Olszewski

Rozpalamy świece w komnatach swoich zamków
Tańczysz przed lustrem na szachownicy
Ja szukam duszy Bacha nad klawesynem
Patrz! Jak wzrok pożądania biegnie

Lotem kruków

Korytarze namiętności, nieprzespanych nocy
By dotrzeć, dotknąć spełnić, zapragnąć
Ile razy już wypalaliśmy rumem Imiona wśród traw
By stoczyć się w uścisku ze wzgórza w blasku burz?

Kocham Cię dziko, jak truciznę, do zatracenia
Wypalasz ciało gorącem ust
Dotykiem dłoni, szalem włosów
To choroba, na którą zapada się raz w życiu

Kto komu pierwszy rozetnie szablą szaty?
Walka ognia spojrzeń za kotarą łoża
Pod baldachimem pole bitwy mężczyzny i kobiety
Strategie uwodzenia rozpostarte w tańcu gestów

Nie możemy żyć bez siebie, to słodka niewola dusz
Zanurzeni w toni pościeli poznajemy siebie od początku świata
Muzyka oddechów przyspiesza i zwalnia
Do świtu, do nocy, do wspólnego życia

Pogoń

Pogoń
Marcin Olszewski

Gdzie podążasz, słodkie żebro Adama
W bieli szat po dywanie trawy?
Nie słyszy, lub udaje, że nie słyszy
Słyszy to, co chce usłyszeć

Kocham Cię! A to co innego
Odwrócona głowa łabędzia
Pełny uśmiech słońca, radość
Artyście też by drgnęła ręka

Zależy mi na tobie, na nas
I będę Cię gonił przez ten las
Żebyś w końcu zrozumiała
Jakbym nie wiedział, że rozumiesz

Nie mówię już, milczę, bo więcej czuję
Ale ty i tak wiesz, co mam w duszy
Śmiej się śmiej i tak Cię dogonię
Moja części ciała i serca, przechero

Olszewo Przyborowo

Olszewo Przyborowo
Marcin Olszewski

Za ogrodzeniem z palisad drewnianych na sztorc postawionych
Czterech konnych, po dwóch przy bramach czuwa z pochodniami
Niewiasty, rycerze i dzieci śpią snem spokojnym pod skórami
Oby Bóg zachował nas i naszą ziemię w opiece

Mrok zasłony snu, przewrócony odruchem na drugi bok
Niemoc słowa, ciała, projektor wzroku z kolejną taśmą
Film, którego nikt nie zna początku i zakończenia
Może był, może jest rzeczywistością, prawdą, historią?

W oddali szachownica pól oświetlona blaskiem księżyca
Za ciemną ścianą lasu świat żyje swoim niepisanym prawem
Z mocnymi zębami, wzrokiem, słuchem i szybkością
Laur przetrwania do czasu kolejnego zwarcia

W głowach managerów spokój przed walką o udział w rynku
Nawierzchnię wykładziny czesze maszyna piorąca
Ochroniarz podrzuca kartę magnetyczną do góry
Magiczne liczby, fakty przemówią jutro na zebraniach

Miejsca istnieją, zmieniają się czasem z biegiem lat
Poza błękitem nieba, drewnem chat, mokradłami, lasem
Jestem tu, wyrwany z objęć skórzanych foteli i luster ścian
Śpijcie wiecznie w pokoju, Wielcy Architekci Rodu

Ofiarowanie

Ofiarowanie
Marcin Olszewski

Z wypalonym pochodnią miłości Imieniem
Na sercu, niczym znicz na ofiarę Amora
Z votum zdobycznym na srebrnym łańcuchu
Z pierścieniem oznajmującym zabraną duszę
Idę
Za Nią, dla Niej, na każde słowo wypowiedziane
Nie sługą pracy będąc, bo nie za dukaty
Lecz Jej spojrzenia, gestu, uśmiechu
Ona wie, że czar rzucony skutecznie zostaje
I znachor uroku tu nie odczyni
Ten jeden raz
Tylko jeden, pierwszy raz w życiu
Magia oczu
A stałem się wybranym
Przez Nią
Dla swego ukojenia
Dla Ciebie

Nigdy więcej

Nigdy więcej
Marcin Olszewski

Gorący wiatr szeptem mknie wśród dzikich traw
Baśnie szumią słowem pośród ramion drzew
Spadają złote guziki z płaszcza nocy
A ja tańczę na Wzgórzu Radości

Potargany włos opada na organami
Muzyka serca odbija się echem rzeki
Kocham burzę krwi w żyłach
Życie jak galop, trzeba chcieć

Dzień, noc, blask, mrok, pogoń za krzykiem
Stoczyć się kamieniem w deszczu
Łzami otwierać klatki ptakom emocji
Było źle, musi być dobrze!

Muza

Muza
Marcin Olszewski

Kiedy myślę tak, o tym gdy byłem mały
Piękny czas, cudny czas, wszystko się pochowało
W zakamarkach szuflad, na zdjęciach pamięci
Nie cofnę już czasu, choćbym zegar nakręcił

Nie cofnę

Kiedy myślę tak, o tym gdy byłem w szkole
Ucząc się algebry z wielkim mozołem
Wiatr porwał kartki, deszcz przysiadł na słowie
Pozostało mi tyko to, co mam w głowie

Na zawsze

Lecz

Dopiero teraz żyję, gdy ciebie mam
Dopiero gdy piszę, śpiewam, dla ciebie gram
Poczułem sedno istnienia, świata roztańczenia
Bo odnalazłem cię moja muzo!

Kiedy myślę tak, o tym gdy byłem mały
Zawsze czegoś z biegiem lat, mi brakowało
Bicie serca jak dzwon, myśli w duszy zamglone
Ciało, w zadumie wiecznie lekko zgarbione

Ze smutku

Kiedy myślę tak, o tym gdy byłem w szkole
Patrzyłem na ciebie, z wielkim oczu mozołem
Zapisałem tę kartkę, kleks nie przysiadł na słowie
Pozostało mi tylko to, co mam w głowie

Że cię kocham

Mały naukowiec

Mały naukowiec
Marcin Olszewski

Empirysta, wolny słuchacz, w ramach Koła Miłości
Więcej na wykładach, niż na ćwiczeniach
Zastanawiam się dotknięty chemią uczuć
Korepetycji znikąd
Szukam odpowiedzi na pytania w księgach
Dlaczego i jak warto Cię kochać?
Mój ty problemie badawczy
Zawarty w konturach ciała i kącikach uśmiechu
Stan uczuciowy w skupieniu ciągłym
To w skali ogólnej, a w ujęciu szczegółowym
Po prostu nie zasnę, bo łazisz mi po głowie
Cecha niezależna – jak zachować spokój?
Wytrzeć z pamięci gąbką zależne
Owszem, wzięło mnie, a jestem sobą
Dumny i niezależny mężczyzna z zasadami
I tak się karmię, bo nie ma nic lepszego
Jak wytłumaczyć sobie samemu…siebie
Owszem istnieje taka hipoteza, że miłość istnieje
Ale moment! Ja dopiero jestem w korytarzu
Mogę nie wejść do sali jak nie zechcę
Mnie to nie dotyczy
I co?
I tyle z tych płonnych odczytów
Okraszonych salwami chichotu naiwności
Że mnie nie ruszy, będę twardy
Roman Bratny się znalazł
Trzeba było chodzić na ćwiczenia

Irena i Krystyna

Irena i Krystyna
Marcin Olszewski

Koła powozu toczą się powoli
Po lustrze utkanym z łez deszczu
Zatrzymał się, jak zegar życia
Tu, kiedyś, przed wiekami

Stare drzewa pamiętają wasz sen
Ten pierwszy i ten ostatni
Nie miałyście nawet dwóch latek
Gdy Bóg wezwał was do siebie

Płaczę wraz z deszczem
Zapalając lampiony pod każdym drzewem
Bo nie wiem, pod którym was pochowano
Ale każde miejsce będzie tym

W którym was szanuję

Śpijcie snem spokojnym
Zaśpiewam wam kołysankę
Przez łzy będę śpiewał, moje małe ciocie!
Boże, dlaczego tak?

Gra w prawdę

Gra w prawdę
Marcin Olszewski

Oczy i twarz
Nieruchomy obraz lustra nie do przeniknięcia
Tajemnice zamknięte na klucz w szufladzie duszy
Ty się spowiadasz, ty jesteś sobie spowiednikiem

Znamy się?
Znam Cię taką, jaką chciałabyś żebym znał
Złudzenie trwa dopóki nie zdradzisz się
A elementy puzzli przestaną pasować do siebie

Wczoraj Pani X, dzisiaj Pani Y, jutro Pani Z
Zmieniasz twarz, znikasz w mroku iluzji
Pytania biegną w pościgu za odpowiedziami
Byłaś, jesteś, będziesz sobą

Tylko dla siebie
Odkrywam nowe karty w kolejnym rozdaniu
Nieważne, kto wygra, ważne, kto ustala reguły
Gdzie jest granica pomiędzy prawdą a prawdą?

Tam gdzie naiwność kładzie się spać z ufnością
Każdy dzień może być dniem szczerości
Lecz tylko ty wiesz czy jest ona prawdziwa
Pozostaję jak pielgrzym w oczekiwaniu

Albo uwierzę, że to kolejny krok ku Tobie
Lub znów zatrzymam się przed murem
Nie jesteśmy sobą, dla siebie, o sobie
Znamy się przecież jak para przyjaciół (?)

Wiem tylko tyle, ile wiedzieć powinienem
Na wszelki wypadek, gdyby ktoś o Ciebie pytał
Milczenie ukryte w kącikach warg
Kontrola właściwego przekazu informacji

Uwierz w to, że ja wierzę
Z kim naiwność podpisała dziś układ o przyjaźni?
Kim jesteś, kim jestem?
Paradoks kłamcy w praktyce stosowanej?

Nie, system bezpieczeństwa na życie
Nikt nie może wiedzieć o Tobie wszystkiego.
Na pewno wiesz wszystko o sobie?

Dziecko

Dziecko
Marcin Olszewski

Zamiast czarować o wielkich perspektywach
Snuć plany na przyszłość, przenosić złote góry
Zastanów się czy na pewno tego chcesz
Żeby dowód miłości nie stał się przekleństwem

Miło jest pójść do łóżka przeżyć cielesne uniesienia
To nosi za sobą pewne konsekwencje
Nie oczywistość, nie kazanie moralne
Po prostu bardzo łatwo zostać katem dziecka

Obudzić się w przekonaniu własnej młodości
Nieprzygotowania do życia w rodzinie
Uciec z tonącego okrętu w poczuciu wypadku
I robienia z siebie zniewolonego chłopca

Łatwo jest skorzystać z przyjemności życia
Jeszcze łatwiej porzucić ciężar w szpitalu
Pozbyć się przez balkon, śmietnik, cokolwiek
Balast w młodości jest niepotrzebny?

Ktoś Ci o tym kiedyś przypomni
Własne sumienie, twarz zapłakana dziecka
Nie umiesz zapewnić przyszłości nowego życia
Nie niszcz go własną naiwną głupotą!

Droga życia

Droga życia
Marcin Olszewski

Jadę przed siebie, po drodze życia
Koniem biegu lat, wśród zegarów czasu
Z sakwami marzeń, chwilami wyrzeczeń
Z rozsądkiem pod pachą, w mroku

Z latarnią intuicji
Czasem cel jest konkretny, a innym razem
Pęd tak bez celu ku zachodom stepów
Każda droga ma sens swój i koniec
Ważne, że jadę, w pogoni za światem

Mijam pielgrzymów ku wielkim świątyniom
Posągi wajdelotów na rozstaju dróg zastygłych
W zamyśleniu
Pokłon i szacunek ludziom, zwierzętom w tyle
Znów przecież kiedyś uśmiechniemy się do siebie

Mapa oczu niesie śladami miast, pól bitewnych
Pejzaże zdarzeń, chwile w życiu ważne
I w zasadzie świąteczne
Świętem każdy dzień życia, każdy oddech kolejny

Podziwiajmy życie póki możemy

Stanislaus Augustus

Stanislaus Augustus
Marcin Olszewski

Gdy Lokaj czasu swym kluczem złotym
Dwunasty otwiera apartament
W przydrożnej kuźni stukają młoty
Ja sięgam po pióro i atrament

Z kominka bije ciepło przyjemne
Mój wzrok utkwiony jest w płomień świecy
Objawią się w głowie myśli tajemne

Jakich nie znali Rzymianie czy Grecy
Serce me niczym stara szuflada
W której zamieszkał kurz z dawnych lat
Tu rozum powoli wszystko układa

By wciąż nie patrzeć w ten przeszły świat
Nie zawsze piszę o własnych sprawach
Godna uwagi kobiety uroda
Czasami bywam na hucznych zabawach

Panie Rejtanie koszuli nie szkoda?
Wiatr zdmuchnął świece i okno zatrzasnął
Drewniane kłody ogień stłumiły
Na moim miejscu inny by zasnął

Po schodach ciężkie kroki dudniły
Chłód dziwny czułem na całym ciele
Nikogo przecież nie zapraszałem
Może śmierć z kosą mi dzisiaj pościele?

Ani na moment się nie poruszałem
Ktoś jakby przeniknął drzwi tego pokoju
Czyżbym wywołał ducha jakiego?
Ja dziś do żartów nie mam nastroju!

“A zatem wyganiasz monarchę swego?”
Stanisław August czy dobrze słyszę?
“We własnej osobie mój drogi Marcinie”
Wspominasz dzieje i wiersze piszesz?”

“Rzeczpospolita nigdy nie zginie!”
“Mówiłeś: Rejtanie koszuli nie szkoda?”
W dobrym znaczeniu wyrzekłem te słowa
“Niedobrze, gdy dzieje się w państwie niezgoda”

“Jak wtedy rządzić ma królewska głowa?”
“To prawda, ten człowiek na darmo rozpaczał”
“Cóż po reformach? – pytam więc przeto”
“Gdy magnat swe dobra troską otaczał”

“A ustawy nikły pod “liberum veto”?”
“Przy boku swym miałem ludzi wykształconych”
“Obiady czwartkowe, piękne były czasy!”
“Żal mi teraz wielu szans straconych”

“Jak w pijaństwie i gnuśności żyły ludzkie masy”
“Ale nim odejdę zagadkę Ci zadam”
“Był księciem poetów, pięknie składał słowa”
“Teraz na cmentarzu zawsze z nim pogadam”

“Powiedz no mi prędko, o kim była mowa?”
“Trudno jest zapomnieć Pana Krasickiego”
“Pozdrów go ode mnie Najjaśniejszy Panie”
“Miło że pamiętasz, przyjaciela mego”

“Muszę już powrócić, dziś duchów zebranie”
W ciemnej komnacie znów sam pozostałem
Granatowe krople spadają na papier
Kolejna noc przeszła, której nie przespałem

Cóż lepszego jest do walki, pióro czy rapier?

Dystans

Dystans
Marcin Olszewski

My w domu cierpimy przez niego
Widzicie to, lecz nikt nie chce pomóc
Lepiej żyć własnym życiem. Niech pije
Byle by nie pił przy was. Tak jest dobrze

Jak bije. Mamy mówić że było inaczej
To jest rozwiązanie problemu wobec brata?
Naprawdę musi nas zabić, żeby ktoś zrozumiał?
Życie to nie gra. Przemoc jest prawdziwą przemocą

Poradziliśmy sobie. Bez was. Wyprowadzony
Na zawsze. Po naszym powrocie od bezdomnych
Teraz wy macie problem. My – nowe życie
Pijany syn pokazał się matce. Warto było zwlekać?

Nie sztuką jest stać z boku. „To nie nasza sprawa”
Inaczej się pije brandy niż jabola? A jednak boli?
Ważne jest wtedy gdy nas osobiście dotknie
Jak z boku. Trzymamy się z daleka. Rodzina