Archiwum kategorii: Marek Górynowicz

idąc samotną aleją

idąc samotną aleją
Marek Górynowicz

w szczelinach dnia
miasto mruga
zaglądam w oczy
dopatruję się tłumów niezapowiedzianych
ulic pominiętych
szyldów i billboardów

ze ślepymi myślami
przedzieram się między sobą
mój wzrok kuleje

kiedy świecą żarówki

kiedy świecą żarówki
Marek Górynowicz

w cieniu mruczących gwiazd
spaliśmy kocim snem
noc była długa
a kołdra zbyt krótka

i nastała jesień
czas cofnął się
z letniego na zimowy

nic się nie zmieniło
życie gramoli się po kieszeniach
czasem przychodzą do nas wiersze

otwierasz drzwi
spóźniona pizza
już dojrzewają drożdże

październik

październik
Marek Górynowicz

tak swobodnie
obracamy się między słowami
za kropką zagubiony włos
znamy się jak łyse konie

w odcieniu porannej herbaty
świat jaśnieje w cytrynowym słońcu
to ma smak

ciała nasze i myśli nasze
wyjęte z fejsbuka
przemierzają bursztynowy dywan
z liści

w załączniku

Topilec

Topilec
Marek Górynowicz

wieczór jest estetyczny
dobrany i ukwiecony
wiatr z domieszką sierpniowej jesieni
kołysze brzegiem Narwi

letni czas zawekowany
powoli zakiszony ogórkowy sezon
zmierzch łasi się do lampy
kilka obłoków domalujesz jutro

w gąszczu drzew gasną cerkiewne krzyże
żółknie posiwiałe niebo
otwieram okno mruczy deszcz
tańczą na parapecie senne krople

objaw obłędnego koła

objaw obłędnego koła
Marek Górynowicz

trącam niebo łokciem
po tamtej stronie kołyszą się obłoki
wiatr czesze twoje włosy
w lesie spowitym ciszą
wędrują krasnale

z kolorów jesieni
lubię ten późno kasztanowy
obnażony między drzewami
bez skandali i polityków

na okularach cień kobiety
i odrobina psiej filozofii
nasz niedzielny spacer
tak od jutra będziemy młodsi

dziś w oddali gra harmonia
zagubioną melodię
dla uczciwie chorych

na koniec września

na koniec września
Marek Górynowicz

a dzisiaj będzie wrzos
kolor odnaleziony
w leśnym wazonie
na półce między książkami
a dębem starym

i tylko liście uschłe
najpiękniej jak potrafią
szeleszczą jesienią
jak zwykle o tej porze
sfruwają z drzew
zgodnie z kalendarzem

deszczowa kołysanka

deszczowa kołysanka
Marek Górynowicz

jeszcze jedna noc
to nie powód do wstydu
przekwitamy zgodnie z kalendarzem
nago

za oknem
miasto tuli się do neonów

stosownie do wieku
pada deszcz
w ciemności
mokną ciała niebieskie

Łubniki

Łubniki
Marek Górynowicz

wydeptałem tę ścieżkę sam
między pierwszą a kolejną wyspą
był tylko wiatr
potem namalowałaś fale

na koniec dnia
wędrowcy gaszą słońce
zapadają w sen letni
na chwilę

rankiem
napijemy się zielonej herbaty
na nieobecnej trawie
pocałujesz mnie
kolejnym słowem
z nienapisanej książki

w zamkniętym wierszu
Pan Bóg stoi w oknie
i głaszcze nasze koty

* * *

* * *
Marek Górynowicz

wybudziłaś mnie z moich wierszy
był kot zwinięty w poranek
i wersy owinięte kołdrą

mniejsza z tym
w słonecznej przestrzeni
chodzimy po zwrotkach
ułożonych dzień wcześniej

spacer

spacer
Marek Górynowicz

dziś wędrowaliśmy
przez kolejny lipiec
plik po pliku
las tłumaczył na swój język
nasze słowa

zmieniliśmy kolor chabrów
na okazalszy
dzień bez chmur
w bardziej nasycony błękit

jaki jest kot każdy widzi
wiele zależy od
wciśnij enter

wystawa

wystawa
Marek Górynowicz

obrazy
nie potrafią milczeć
rozkołysały morze

potem były schody
rytmicznie w dół
stand up szatniarki

ubrałem się w marzenia
reszta wydała się zbędna
aż ciasna od słów

za drzwiami
martwa cisza
nóż piękny jak kobieta
tnie wzrokiem

Roma

Roma
Marek Górynowicz

na kamiennych schodach
czarny kot
oparty wąsem
o Koloseum
rozłożone niczym dziurawa
muszla pod rzymskim niebem
skropione rdzą czasu
uśpione
zmarszczki murów
leniwie tworzą
obraz przemijania
odbity
w kocim spojrzeniu
jak w bezmiarze wieczności

w oknie Kleosina

w oknie Kleosina
Marek Górynowicz

koci wzrok przysiadł na parapecie
między mną a zachodzącym słońcem
mruczą fotografie dnia

czas przechodzi turbulencje
klucz odlatujących piór
otwiera senne niebo

brniemy w jesienne kolory
na agrafce jeszcze jedna sekunda
rozmarzona jak wieczorna gwiazda
w wielkim wozie samotności

spotkanie

spotkanie
Marek Górynowicz

wszystko zależy od
pociągu w kolorze późnej bieli
który wjedzie na nienamalowany peron
między czerwonym zachodzący słońcem
a pocałunkiem twoich ust

Halickie

Halickie
Marek Górynowicz

z braku morza łyżka tranu
na czerwonym niebie
kilka chmur w poświacie sennego wieczoru

świeżo domalowane mewy
mijają się na skraju horyzontu
poeci przeciskają się między wersami

lipiec czy sierpień
fale w kolorze trawy odrosną jeszcze raz
zapach deszczu wybudzi zieleń

w oknach mruczą koty
iluzja samotnej plaży szarpie noc
księżyc wędruje na wpół z gębą rozpiętą

w kolorach Turczyna

w kolorach Turczyna
Marek Górynowicz

kiedy kwitnie lato
nasze sformatowane ciała
siedzą na łąkach szczęścia

kwiaty domalujemy później
będą w ciepłych odcieniach
intymnej miłości

w hermetycznym zielsku
grają konie polne
echo traw rozwija się w powietrzu

zasłaniam ręką niebo
nim zgaśnie słońce
adoptujemy nasze pragnienia
z umiarem

Suszcza

Suszcza
Marek Górynowicz

lekko
schłodzony otwartym oknem
wstrząśnięty ale nie zmieszany
przebudzony

w tym śnie droga
miała kocie łby
a kot błękitne oczy

tego snu jeszcze nie opowiedziałem
wyrywam włosy na łysej polanie
budzi się niedokończony wtorek

noc-legowisko

noc-legowisko
Marek Górynowicz

noc jest czasem przypadkowa
nagi księżyc
w pełni rozkoszy

upiorne kołysanki
błądzą po pustych ulicach
czytam kolejne godziny
owinięty w kocie sny

bezsenność mruczy
okropnie

a może noc

a może noc
Marek Górynowicz

a może morze
jesteśmy sami
bez uniesień bez fal namiętności
noc otula nas rybim ogonem
łuszczą się sny rozmaite

zimno drapie się za głowę
panele podłogowe imitują
mokry piach i senną plażę
na odludziu

chore zatoki dokuczają nieobecnym
dryfujące myśli wyrzuciło na brzeg
zrywamy się zachłannie
każdy w swoją muszlę

Orłowo

Orłowo
Marek Górynowicz

na porannym niebie
niepokorne mewy
budzą milczące morze

lubię przytulać senne muszle
i słuchać fal
wybudzonych ze snu

moje ślady
zostają bez śladów
brzeg ginie
w destrukcji przypływu

bezkres
zostałem na kolanach sam
myśli błądzą w depresji
pustej plaży