Archiwum kategorii: Marek Górynowicz

zielono czarna chwila

zielono czarna chwila
Marek Górynowicz

przyjechałaś fokusem w kolorze straży pożarnej
ktoś się śmieje że znasz tylko połowę liter
nie masz snów i nie liczysz swoich lat
w drodze zapinasz pasy tylko pasażerom

Twoje cierpkie wizje zna tylko proboszcz
on jedyny w ciebie wierzy
nie stracił wiary gdy mówiłaś mu o Bogu
wtedy na chwilę zgasło światło

za zakrętem zawsze czeka anioł
to taki podróżnik jak mówisz na gapę
wieczny tułacz opiekun
bierny w swojej miłości do kobiet

za ostatnią chmurą będzie mała wieś
czerwcowe łąki domek i zielony płot
czarny kot przebiegnie drogę
pierwszy i ostatni raz w Twoim życiu

* * * (2)

* * * (2)
Marek Górynowicz

w lesie nie ma zbytecznej zieleni
brakuje tylko kilka wersów
promieni słońca

świat wędruje po drugiej stronie rzeki
przez most turkoczą kolory aut
we wszystkie odcienie prędkości

cisza
ukryta w kieszeni prawego brzegu
przytula rozrzucone wiersze

wędrowcy przysiedli na skraju kartki
echo miasta wygasza zieleń
wiatr porywa ptakom skrzydła

Amsterdam

Amsterdam
Marek Górynowicz

nad kanałem jest pas zieleni
gdzie krasnoludki piją alkohol
owinięci w plasterki sera

w imię wolności rowery
wyzbyły się łańcuchów
kręcąc do woli przemierzamy
chwiejne domy i uliczki

pod czerwoną latarnią… się koty
w flakonach przytulają kwiaty
zielone lizaczki rozdają
martwi widzowie doktora Tulpa

Peron

Peron
Marek Górynowicz

Dotarliśmy do stacji Starosielce
starsi ludzie wieczorową porą
nie otwierają drzwi nikomu
nieufnie żegnają pociąg

na wieży ciśnień obłok wron
ścieli pióra na dobranoc
w dole dzieci głaszczą telefony
nigdy im nie zabraknie bajek

w pustej przestrzeni nie ma jutra
twarze w maseczkach szukają uśmiechu
na odległość wdechu i wydechu
omijają martwy peron

na dobranoc zostań w domu
rankiem listonosz rozniesie świeże maile
awizo nieobecnym i gazetę Pani Marii
być może
odjedzie tym o dziesiątej sześć w kierunku Moniek

bilet w jedną stronę

bilet w jedną stronę
Marek Górynowicz

zajmuję miejsce
twarzą do miasta
za oknem rozsypane bloki
i betonowe zagajniki

wiatr otwiera pusty przedział
nieświeży podróżny
pierwszą małpkę

karciane damy
ostatnią trybuną ludu
z powagą czarnego jokera

otok dzikich kotów
spłoszył przekwitłe mniszki
po pierwszym jazgocie
kolejny peron

twój telefon rozbujał słońce
spóźniony Ondraszek przyjedzie jutro

dworZec

dworZec
Marek Górynowicz

Warszawa Zachodnia
zbudzony Ecolines
odrywa światła
od rzeczywistości
podróż to pragnienie
plecak i mapa
z oknem
niebo
otwiera wiosnę
pierwszym kluczem
żurawi

Berlin

Berlin
Marek Górynowicz

nie zdejmuj kapelusza
wyczarowaliśmy to miasto na nowo
dziś jesteś już matką
wczoraj tylko nieproszonym gościem

szelest
to jeszcze nie jesień
tylko Kreuzberg w kolorze herbaty
poranni graficiarze malują imago

w mieszkaniu koci wzrok
S-Bahn cieniem wkrada się do okien
wiem lubisz przebudzone książki
spały ze mną w twoich snach

nie odwracaj się
wczoraj zostało na zdjęciu
był magik i królik
potem zniknęli z Facebooka

pa Ryż

pa Ryż
Marek Górynowicz

trzeszczący łańcuch
i dwa gumowe pedały
Bonjour Paris
jazz na na początek
z przepoconym shirtem
po obłokach oniemienia

w tęczowym koszyku
chat noir i wiadomość
dobre wino kup kotku
co nie drapiesz w francuskie noce
przeciwnie do tego rudego spryciarza

i koniecznie teraz musi padać
deszcz
velib zostaw przy stacji Blanche
twoja płochliwa – Ryża cnotka

wieczorem
z ulic grzechu uciekniemy
do konfesjonału nocnych wyznań
gardząc niesmakiem pa – Ryża

ranek w Turczynie

ranek w Turczynie
Marek Górynowicz

pod skulonym słońcem
bursztynowe konie stąpają za horyzont
tylko im ufa wiatr
bojąc się szczerości kobiet

marzycielom wystarczy kawałek nieba
i kamienne schody donikąd
rzadko otwarte okno
z niedopałkiem codzienności

w spadających obłokach
nasze usta z koniczynką
beztroski podmuch dnia
i ta cisza niemego szybowca

słowa ocierają się o stukot
zgubionej podkowy

na mokro (Praga)

na mokro (Praga)
Marek Górynowicz

najpierw był przewodnik
kilka kartek dalej
Praga ociemniała
zwisała z nieba
słońce grzebało się w chmurach
na dzień dobry

jestem tu przejazdem
mam swoją ławkę
i ciepły termos
na moście Karola

deszcz rozlał się po ulicach
w wilgotnym powietrzu
drżał pierwszy tramwaj

kilka parasoli dalej
szukałem pustego hostelu
i skrawka suchego poranka
ze śniadaniem w cenie

Roma

Roma
Marek Górynowicz

Na kamiennych schodach
czarny kot
oparty wąsem
o Koloseum
rozłożone niczym dziurawa
muszla pod rzymskim niebem
skropione rdzą czasu
uśpione.
Zmarszczki murów
leniwie tworzą
obraz przemijania
odbity
w kocim spojrzeniu
jak w bezmiarze wieczności