dworZec
Marek Górynowicz
Warszawa Zachodnia
zbudzony Ecolines
odrywa światła
od rzeczywistości
podróż to pragnienie
plecak i mapa
z oknem
niebo
otwiera wiosnę
pierwszym kluczem
żurawi
Berlin
Marek Górynowicz
nie zdejmuj kapelusza
wyczarowaliśmy to miasto na nowo
dziś jesteś już matką
wczoraj tylko nieproszonym gościem
szelest
to jeszcze nie jesień
tylko Kreuzberg w kolorze herbaty
poranni graficiarze malują imago
w mieszkaniu koci wzrok
S-Bahn cieniem wkrada się do okien
wiem lubisz przebudzone książki
spały ze mną w twoich snach
nie odwracaj się
wczoraj zostało na zdjęciu
był magik i królik
potem zniknęli z Facebooka
pa Ryż
Marek Górynowicz
trzeszczący łańcuch
i dwa gumowe pedały
Bonjour Paris
jazz na na początek
z przepoconym shirtem
po obłokach oniemienia
w tęczowym koszyku
chat noir i wiadomość
dobre wino kup kotku
co nie drapiesz w francuskie noce
przeciwnie do tego rudego spryciarza
i koniecznie teraz musi padać
deszcz
velib zostaw przy stacji Blanche
twoja płochliwa – Ryża cnotka
wieczorem
z ulic grzechu uciekniemy
do konfesjonału nocnych wyznań
gardząc niesmakiem pa – Ryża
ranek w Turczynie
Marek Górynowicz
pod skulonym słońcem
bursztynowe konie stąpają za horyzont
tylko im ufa wiatr
bojąc się szczerości kobiet
marzycielom wystarczy kawałek nieba
i kamienne schody donikąd
rzadko otwarte okno
z niedopałkiem codzienności
w spadających obłokach
nasze usta z koniczynką
beztroski podmuch dnia
i ta cisza niemego szybowca
słowa ocierają się o stukot
zgubionej podkowy
na mokro (Praga)
Marek Górynowicz
najpierw był przewodnik
kilka kartek dalej
Praga ociemniała
zwisała z nieba
słońce grzebało się w chmurach
na dzień dobry
jestem tu przejazdem
mam swoją ławkę
i ciepły termos
na moście Karola
deszcz rozlał się po ulicach
w wilgotnym powietrzu
drżał pierwszy tramwaj
kilka parasoli dalej
szukałem pustego hostelu
i skrawka suchego poranka
ze śniadaniem w cenie