Archiwum kategorii: Marek Górynowicz

via Cracovia

via Cracovia
Marek Górynowicz

są wiersze uczepione do choinki
zatrzymaj mnie jeszcze
wczoraj czytaliśmy w leśnym domku
dziś w pośpiesznym do Krakowa

potem był pusty peron
i czerwona czapka
nie pasujemy do nikogo
nawet w dobranych słowach

miasto kwitnie śniegiem
na białych ulicach
marzną kartki niezapisane
i wersy do nieba przytulone

peron Horodniany

peron Horodniany
Marek Górynowicz

w naszym śnie mruczą koty
mędrcy siedzą między wersami
matki tulą dzieci
do snu

zaraz będzie północ
ten z Bielska do Gdyni pojechał w drugą stronę
samotni podróżują w ostatnim wagonie
czytają porzucone książki

noc jest na sprzedaż
z torbą pełną gwiazd
i sentymentalnych wspomnień
w staroświeckiej sypialni
jak mówisz

noc w pełni (nieprzespana)

noc w pełni (nieprzespana)
Marek Górynowicz

siedzimy między tobą a mną
gryzie nas proces starzenia się
i popękane ściany miasta

w naszych snach
kochają się wiersze
mruczą bezdomne koty

za oknem
odległe gwiazdy
mkną w rytmie free jazzu

w eksplozji nocy
księżyc zapełnia się
w ciemności

sen o rozbitku

sen o rozbitku
Marek Górynowicz

jest jeszcze kilka kroków
namalowany semafor
i nienazwana stacja
poeci czytają tu oniryczne wiersze
jest godzina ta sama

w mroku późnego listopada
wędrujemy wzdłuż siebie
między peronem a zegarem
błądzi księżyc

tu zatrzyma się ostatni pociąg
w żyłach zacznie płynąć krew
z ust przygryzionych na wietrze
odjadą spóźnione słowa

odmienne stany grudnia

odmienne stany grudnia
Marek Górynowicz

w bielszym odcieniu bieli
nagie okładki zakrywasz dłonią
zawijasz dzieciństwo w pieluchy
obracasz myśli we wszystkie pory roku
i nastaje zima

wtedy wdrapujemy się na swoje ciała
między wyobraźnią a kolejnym słowem
jest naga przestrzeń

gdzieś w równoległym wszechświecie
między tobą a mną
kochają się wiersze

listopad

listopad
Marek Górynowicz

w pięknie spadających gwiazd
dostrzegam nieskończoność
mróz ściska za gardło
pusty tramwaj przemierza noc

będę milczał
zimne kołysanki tulą się do okien
miasto mruczy jak kotki dwa
bez aaa

czwartek pokrył szron
chorobliwie ujada wiatr
pragnę czegokolwiek

Tykocin

Tykocin
Marek Górynowicz

Ustronny poranek
w oknie
tykocińskiego zamku
w dali samotność
idąca łąkami
most uśpiony w zaciszu stali
jak wygięty szkielet
ostygła tęcza
nad wędrującą rzeką się budzi
Mój synek nazywa go
-most Golden Gate
Chociaż tu Złote Wrota
Żyją wolniej
I rzadziej jeżdżą cadillaki

deszczowa kołysanka

deszczowa kołysanka
Marek Górynowicz

jeszcze jedna noc
to nie powód do wstydu
przekwitamy zgodnie z kalendarzem
nago

za oknem
miasto tuli się do neonów

stosownie do wieku
pada deszcz
w ciemności
mokną ciała niebieskie

przebudzenie

przebudzenie
Marek Górynowicz

na podłodze namalowanej dzień wcześniej
rozsypane i niedokończone sny
w ciemności brakuje kilku odcieni
i kawałka ściany po której spływa księżyc

za oknem spóźnione pociągi
mkną po zaspanych szynach
chciałoby się ruszyć
skoro się już pojawiło miejsce na peronie

w ustach mentolowy powiew
i pierwszy papieros
budzik łuszczy orzechy

czas pożegnań

czas pożegnań
Marek Górynowicz

między wiatrem a żaglem ostatni rejs
na przekór kalendarzom
w cichym jeziorze odbija się lato

las czerwieni się w jesiennej melancholii
kilka zdjęć zrobię później
przecież
nie zostawiłaś mi kluczy
ptaki wędrowne
czekają na wycieraczce

kiedy świecą żarówki

kiedy świecą żarówki
Marek Górynowicz

w cieniu mruczących gwiazd
spaliśmy kocim snem
noc była długa
a kołdra zbyt krótka

i nastała jesień
czas cofnął się
z letniego na zimowy

nic się nie zmieniło
życie gramoli się po kieszeniach
czasem przychodzą do nas wiersze

otwierasz drzwi
spóźniona pizza
już dojrzewają drożdże

Suszcza

Suszcza
Marek Górynowicz

kiedy układasz poranek
między mną a tobą
przytula się ciepła kawa
ucho do ucha
z uśmiechem filiżanki

w puzzlach horyzontu
brakuje kilku wierzb
brzegu Narwi
i skrawka starej studni

słońce otwiera zaspane okna
w pikselowych kolorach
żubry Leona
przysiadły na parapecie

dolina

dolina
Marek Górynowicz

jakbym czekał na spotkanie
gdzieś nad potokiem słów
wyrwany z pamiętnika ciszy

odnaleźliśmy się za ostatnia kartką
w nadziei
na pokuszenie życia

* * *

* * *
marek Górynowicz

gramolimy się pod tym parasolem
między pejzażem
a jeszcze nie namalowaną nocą

nad nami zimny deszcz
pod nami zimny deszcz

między kolorami skrada się kot
i mokra luna
w odcieniu mocnej herbaty

trip

trip
Marek Górynowicz

po pierwsze
to gdzieś wyjechać
zakręcić wodę
zgasić wszystkie światła
sprawdzić gaz
na odchodne pocałować Chrystuska

i ten klucz magicznie przekręcić
dwa razy do końca
jeszcze szarpnąć klamką
na odchodne

podróż
peron gate bilet
oddalam się od codzienności
jeszcze chwila

i teraz wszystkie nieba świata
można rzec poezja

w niezdrowym przywiązaniu do podróży
zbieram autografy miast
szukam siebie

jest niedziela
za oknem malują się góry
żaden dzień nie powtórzy
magii tego poranka

wiersz podróżny

wiersz podróżny
Marek Górynowicz

patrzę jak idą gęsiego
w mętnej jesieni
wszyscy mamy podobny zarys ciał
różni nas tylko kąt nachylenia do telefonu
i poziom jasności
wyświetlacza

w sercu miasteczka
między Carrefour Express
a Żabką
jest cerkiew niebieska
i kościół św. Anny
dalej błąkają się łby
szarych uliczek

za rogiem
tli się połóweczka
księżyca

na pustym dworcu
hand luggage obcego pochodzenia
i naderwany rozkład jazdy

zbliżam się do krawędzi peronu
opóźnienie może ulec zmianie

jesień

jesień
Marek Górynowicz

skoro jesteś
to podaj mi rękę

przytulamy się w słowach
pod wiatr

chłodny wieczór
gaśnie
na skrzydłach motyla

pierwsza godzina

pierwsza godzina
Marek Górynowicz

po drugiej stronie okna
noc niezapisana
w sobotniej przestrzeni
niebieskie ptaki
wzbijają się w niebo

mówisz coś przez sen
siedzę przytulony
do twojego wiersza

j. Sajno

j. Sajno
Marek Górynowicz

po drugiej stronie brzegu
świat ma kolor
wczesnego poranka

ze słońcem
i kawą ci do twarzy

teraz szukamy ciszy
na skraju jeziora
samotna plaża

zanurzamy się
w głębiny swoich myśli

niezapisane wersy

niezapisane wersy
Marek Górynowicz

wędrujemy wzdłuż siebie
pod wiatr
jeszcze kilka kroków
kilka słów

skrawek drogi mieni się
w odcieniu późnego lata
za nami senne liście
przed nami senne liście

w niezapisane noce
dokucza nam neuropatyczny ból
lewej strony wiersza