Archiwum kategorii: Marek Górynowicz

Orłowo

Orłowo
Marek Górynowicz

na porannym niebie
niepokorne mewy
budzą milczące morze

lubię przytulać senne muszle
i słuchać fal
wybudzonych ze snu

moje ślady
zostają bez śladów
brzeg ginie
w destrukcji przypływu

bezkres
zostałem na kolanach sam
myśli błądzą w depresji
pustej plaży

trybiki

trybiki
Marek Górynowicz

idź już spać
wiersze nie ponoszą odpowiedzialności
za nieprzespaną noc

przeczytam jeszcze kilka uliczek
potem przeliczę baranki
zaczynając od siebie

w sennych podróżach łaszę się do czworonogów
to bardzo bezpieczne nie gryzą koszmarami

jutro obudzimy się na słodko
z niczyjej winy

o poranku w Horodnianach

o poranku w Horodnianach
Marek Górynowicz

wracam do moich wierszy
z koszykiem
pustym

tu wolno nam wszystko
na ścieżkach
wybudzonych wiosną
zakwitły pierwsze słowa

w cieniu nieba
przycupnęło życie
zamknięte kluczem
lecących żurawi

obserwator

obserwator
Marek Górynowicz

północ
w deszczu gwiazd
mokną puste ulice
gdzieś między trzecią
a następną
rozsypany człowiek

w znieczulonej niedzieli
przez kolejne warstwy okien
oglądam
nagie miasto

dusimy się wzajemnie
ściskam za gardło myśli nasze

* * * (12)

* * * (12)
Marek Górynowicz

wybuchnęłaś wiosną
uśmiechem
po lewej stronie wiersza
musiało się wydarzyć
to niedzielne spotkanie

zagubiona jaskółka
co prawda
były dwie
nad krawędzią pustej kartki

zanim pojawiły się słowa
czekałem na końcu zdania
padał deszcz
a ty recytowałaś swoje niebo

Świsłocz

Świsłocz
Marek Górynowicz

nie zapisałem tego
miała skórę matki
i uśmiech ojca
wyłowiony z tłumu

po tamtej stronie
drzewa mają inny kolor
szumią zobojętniałym językiem
lodowatego wiatru

na odnalezionej rzęsie
ostatnia łza
ciało przykryte rzeką
w które ciężko uwierzyć

na Cytrusowej

na Cytrusowej
Marek Górynowicz

spacerujemy w przestrzeni
nie naszej
gdzieś na końcu nieba
w labiryncie krzyczących gawronów

ponad lasem muśniętym sepią
dialog szyderczych chmur
ostatni wers zawieruszył się
w rozsypanych słowach

dziś w promocji są cytryny
zmiksujemy kwaśne wiersze
na kolor zielony

zielona dolina

dav

zielona dolina
Marek Górynowicz

w światłach lokomotywy
kończy się bieg zapomnianej rzeki
na pustym moście
pod powierzchnią nocy
błąkają się bezdomne sny

w ciszy
pomiędzy ramionami drzew
maleńki skrawek horyzontu
tyle barw ile myśli

wędruję po ścieżkach
malowanych dzień wcześniej
świt zagląda w oczy

Orlanka

Orlanka
Marek Górynowicz

za przecinkiem kołyszą się słowa
koniec i kropka
dalej jest las świeży
wczoraj malowany

po srebrnej stronie brzegu
niedokończone rozmowy
i fragment pobliskiej wioski

w cieple znoszonej fufajki
rozbudzona przestrzeń
szczęście zawisło na podkowie
galopującego czasu

siedlisko

dav

siedlisko
Marek Górynowicz

tu nie ma nic do oglądania
zostały tylko ogrodowe lilie
i kilka euro
na poczęstunek bezdomnym kotom

jeśli słońce to jutro
dziś na posiwiałym niebie
hipnotyczny krzyk
odlatujących ptaków

i tylko w deszczu łez
oczy mówią prawdę

Valletta

Valletta
Marek Górynowicz

nie możemy zrezygnować z marzeń
ponieważ marzenia zrezygnują z nas

oddaliśmy uśmiech z ust do ust
kinnie w puszcze ma smak
kolejnej podróży

pod haftowanym niebem
piękno niezmienne
tu czas szuka swoich wspomnień
spłodzone metafory
kołyszą się nad kolejnym wierszem

i nie zdążę wszystkiego zapisać
nad brzegiem morza
słowa tonął w nefrytowych falach

Ghawdex

Ghawdex
Marek Górynowicz

dokupię jeszcze chwilę
wystarczy siąść nad
świeżo namalowanym brzegiem

w oddali tli się morze
pierwsze opuncje zrywam
za kwadrans
wtedy dojrzewa niebo

nagie słowa wędrują po plaży
slow down
na mojej łysej głowie
marzenia szarpią się za włosy

* * * )))

* * * )))
Marek Górynowicz

każdej nocy
w naszych snach pada śnieg
między słowami
błyszczą kolejne gwiazdy

teraz huśtamy się w blasku księżyca
między turczyńskim lasem
a pełnią pustego peronu

gdzieś w bieli poranka
przybędzie pierwszy pociąg
jak zawsze spóźniony o jeden wiersz

* * *

* * *
Marek Górynowicz

Boże Narodzenie
stąpa po niebie pełnym gwiazd
ta jedyna przybędzie jutro

zanim pojawi się słowo
w nierozbudzonej ciszy nocy
przytulimy świat na nowo

nie pytaj o przestrzeń
w kruchym istnieniu
wystarczy wszystkim

w echu północy

w echu północy
Marek Górynowicz

gdzieś jest kolejne niebo
pierwsza i ostatnia gwiazda
na progu istnienia

w ciemności nierozplątanych snów
koty zlizały dzieciństwo

zostały mleczne fotografie
posiwiałe dni
i zmarszczki
nieprzespanych nocy

niepamięć

niepamięć
Marek Górynowicz

udostępniłem się w innym kolorze
za horyzontem
na portalu nocy
szczekają bezpańskie psy

jeszcze nie wystygły słowa
czytam w snach
spóźnione esemesy
od nikogo

staromodne życzenia upycham do butelki
w morzu iluzji
wędruję brzegiem
falujących wierszy

grudniowy pamiętnik

grudniowy pamiętnik
Marek Górynowicz

pamiętasz
było kiedyś ta­kie nieme kino
z lus­tra­mi i pus­tym bufetem
cza­sem ko­bieta w golfie
sprze­dawała tam herbatniki
zja­daliśmy je bezszelestnie
a wokół słychać było
krzyk
łuszczo­nych małych pestek
zbi­ci w jed­no ciało
szu­kaliśmy bezustannie
gniazda prawdy
nadzieja przyk­ry­ta
śla­dami czołgów
jarzyła się śniegiem w ciemności
nig­dy nie przes­tałem
wierzyć
że Wol­ność is­tnieje realnie

odmienne stany grudnia

odmienne stany grudnia
Marek Górynowicz

w bielszym odcieniu bieli
czarne okładki zakrywasz dłonią
zawijasz dzieciństwo w pieluchy
obracasz myśli we wszystkie pory roku
i nastaje zima

wtedy wdrapujemy się na swoje ciała
między wyobraźnią a kolejnym słowem
jest naga przestrzeń

gdzieś w równoległym wszechświecie
między tobą a mną
kochają się wiersze

wieczorna modlitwa

wieczorna modlitwa
Marek Górynowicz

Gdy wieczorem staję
na szachownicy chwili
pokutnej skruchy
znajduję mozaikę pól jasnych i ciemnych

w moim wieczornym rachunku sumienia
nie potrafię samotnie oddzielić
blasku od cienia
ciepła od chłodu

ta jedna myśl
wciąż się czuję bezradnym
żałuję przepraszam
i obejmuje mnie skrzydłami
Anioł Przebaczenia