Archiwum kategorii: Uncategorized

Deszczowo (z cyklu Stan Rzeczy)

Deszczowo (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Nie śpieszę się bo i po co
Słońce i Księżyc też się nie śpieszą
bo śpieszyć się to wierzyć że przegonię cień
albo skacząc po chmurze przeskoczę jej granice
nie – nie śpieszę się
bo wyprostuję dłoń to i tak sięgnę
tam gdzie sięga ręką – ani mikrona dalej

dotykam tam gdzie myślę
nawet usiąść mogę tylko tam gdzie jestem
i to wzbudza we mnie śmiech jak prawda absolutna
bo na[prawdę jestem włóczęgą własnego ciała

i cóż z tego że w deszczu
jego krople obmywają samotność cienia
i smutek oczu
mnie graczowi który ma znaczone deszczem karty
i wygrywa smaki Życia prosząc o naiwność

kropla deszczu
kropla powód
kropla pretekst

Czasem

Aberracja Myśli (z cyklu Stan Rzeczy)

Aberracja Myśli (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Jest źle – przymus destrukcji
przecież zmienię stan świadomości
kiedy – a tego nie wiem
może kiedy trwa wyrośnie na piersi
ale to dla was będzie nakazem
natychmiastowego o mnie zapomnienia

dosyć mam indoktrynacji
niegodnych zachowań człowieka
udawanej szczerości obrazów
uśmiechów Meduzy
Natura grzechów nie chce pamiętać
choć to wynalazek Boga
dlatego w nieposłuszeństwie
jest piękna i w tym prawdziwa
więc kłam dalej obłudo że ciągle się zielenisz
ale ja dalej będę naturalny pomimo

bo tylko tak oszukam śmierć przebiegłą
a krople łez kap – kap
dalej będą karmiły kolejną dobę odartą ze złudzeń

Dla wszystkich Matek

Dla wszystkich Matek
Marian Jedlecki

Kolorowa fotografia
wczoraj dziś z jutrem
bo było jest i będzie
jedna – czarnobiała
wprawia dłoń w drżenie –
przy tej fotografii
powieki w porannej rosie
boli –
twarz kobiety uśmiechniętej
z mapą dobroci w kącikach ust
nagle cicha kropla rosy spod
przymkniętej powieki
spływa patyną Czasu
moja to czy Twoja
MAMO?

bo ja nie zgasiłem światła w Twoim pokoju
nie potrafiłem

Amalgamat (z cyklu Stan Rzeczy*)

Amalgamat (z cyklu Stan Rzeczy*)
Marian Jedlecki

Łatwo było Mu marnować życia
bo robi to codziennie
bo taki wyskok Jego władzy
i takim jest ten cały Stwórca

łatwo też wymazać Mu kartkę życia
bo robi to nagminnie bo taka jego natura
nie przebolałby gdyby dał Wieczne Trwanie
ot tak spontanicznie

krzyk zagubionych wzorów
zatacza dłonią niezachwianie dalekie
wypełnia Plan –
tu wklei Słońce
tam zagłuszy gwiazdy
a później skreśla Człowieka
wysyłając za wielką wodę Styksu
nazywając Nieśmiertelnością

bo gra fałszywie na strunach Rzeczywistości
myląc akordy
z głupawą miną udając niewinnego

pytanie moje –
dla kogo zaprojektował ten labirynt Bezsensu?
bo to wszystko upada tak nisko
że słyszę jak na kamiennym dnie duszy
z trzaskiem pioruna Zeusa rozpada się
SENS

ale ja mam osobistą kapliczkę w sobie
a w niej Twoje serce Mamo które odgania
mój ból
samotność
zagubienie
i wymazywaną kartkę

*) wiersz napisałem w szpitalu 24 maja 2021r.

Antypacja (z cyklu Stan Rzeczy)

Antypacja (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Tak jak w każdy letni dzień
otwieram balkon (którego nie mam)
spoglądam na inwazję zieleni
walczącej ze Słońcem

czasem Natura która zachwyca
uderza tępo w twarz zmysłów
jestem wtedy zmieszany zaskoczony
wykrzyknikiem i przecinkiem
bo chcę zrozumienie a nie wiedzieć
jak i co i kto
ani co

pytanie –
kto nakazuje mi zrozumieć
kto powiedział ze należy rozumieć
czy to kwadratura koła?

może kiedy lato przesuwa spocona dłoń po twarzy
wtedy nakaz odczuwania hedonizmem
ale niekoniecznie
czasem czuję niechęć do wszystkiego
bo czemu jakkolwiek bym to rozumował
okazuje się że tak właśnie mam to czuć
bo to lato i takie właśnie nakazy mnie ścigają

jednak cel jest mi niewygodny
a kiedy nakazów nie przyjmuję
bo prowadzą do niewidzialnej krawędzi
nie większej niż główka szpilki
co przekracza horyzonty zdarzeń
to posiadam na własność NIEBYT
jakbym pępkiem świata był innego

Kontekst równoznaczny (Stan Rzeczy)

Kontekst równoznaczny (Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Moja JA
spokojne jak kałuża w Słońcu
spokojne niby błękitne i nieco zaśmiecone
jak przystoi kałuży
bo o nic nie pyta nie zdumiewa

gdybym pytał a tym bardziej zadziwiał
pewnie nie kwitłyby myśli na łąkach
trawa nie zieleniłaby się w mózgu
ani nie zmieniłoby się Słońce
tak czy siak byłoby inaczej
bo to takie moje deya vu

pewnie wtedy czułbym imiona kwiatów
zniewolonych doniczką
a Słońce byłoby bardziej wulgarne
bo wszystko jest jakie jest
i tak jest jak jest bo to norma

ale ja tego nie przyjmuję i nie dziękuję
aby nie wydawało się niedowiarkom
że w ogóle o tym myślę

bo preambuła przelewa się przez palce rzeczywistości
a może to tylko pomyje
zdecydować się nie mogę
to może cienia zapytam
dokąd i gdzie dusza zmierza
bo wszystko cieniem LOTE
we mnie płynie
i moja przemiana w jesień

Dziwność

Dziwność
Maran Jedlecki

Ostatnimi czasy budzę się z letargu
który nazywają Snem
czasem z radością czasem żalem
wcześniej wchodziłem w rzeczywistość
bez żadnych uczuć wyższego rzędu
i dobrze

a teraz odczuwam żal bo tracę inny świat
i nie mogę być na zielonych łąkach
nie wiem co wypada robić
z tym ambiwalentnym uczuciem
bo nie winem czy wolno mi być samym z sobą

może ty powiesz cokolwiek abym się nie budził
przecież ten co kocha jest inny
od tego kim jest
jestem więc taką samą osobą
bez Nikogo

Dylemat (z cyklu Stan Rzeczy)

Dylemat (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

W dniu mało przychylnym
(ale to nie norma)
w dniu którym chciałoby się
tylko uciekać
dostrzegłem niczym promyk nadziei
coś co mogło być Sekretem
lub wichrem tajemnicy w której pławią się
fałszywi prorocy

mianowicie –
zrozumiałem że nie ma Natury
że nie istnieje
że są góry i doliny
lasy kwiaty i ziemniaki
że są kamienie i ich rzeki
ale to nie jest całość do której to należy

bo rzeczywisty zbiór i jego prawda
jest tylko chorą wypadkową myśli
a Natura to części nie tworzące całości
więc może to jest tajemnica
o której się nie mówi?

nie myśląc i nie zastanawiając się
natrafiłem na rzecz która wydaje się prawdą
której filozofowie poszukują i nie znajdują
tylko ja dlatego że jej nie szukałem to znalazłem
bo znalazłem jedyną drogę
otworzyłem ją sobie jak Hannibal

Wątpliwość 2 (z cyklu Stan Rzeczy)

Wątpliwość 2 (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

A są poeci nazywający siebie artystami
(Boże, zlituj się)
bo obrabiają swoje wiersze jak murarz kielnią
jakie to smutne napisać i nie umieć rozkwitnąć
stawiać z przytupem wers na wersie jakby tworząc mur

nie sprawdzać czy stoi sensem
albo burzyć jak źle i na nowo
podczas kiedy domem jest poezja
która zmienia zawsze i zawsze ta sama

bo ja zawsze pamiętam kwiaty Mamy
patrzę a nie i posyła uśmiech
tylko nie wiem czy mnie rozumieją
ważne że je rozumiem
bo wiem że piękno jest w nich we mnie kiedy piszę
razem tworzymy sacrum

płynąc na nutach Czterech Pór Roku Vivaldiego
i z wiatrem który śpiewa nam do snu
wieczornym uczynkiem wymieniamy czułości
tak jakoś nieśmiało muskając kolorem czoło
ja ten znak twój rozpoznaję sypiąc kolor pod stopy
bo Los chce przekupić –
tylko czy to będzie dyfamacja czy może profanacja

Rutyna Sensu (z cyklu Stan Rzeczy)

Rutyna Sensu (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

I znowu niedziela
wiekuista stagnacja zapożyczeń
nieokreślonego planu ad hoc
nie wiem czy ona mnie rozumie
bo Słońce z niechęcią zastyga w spóźnialskich chmurach
w spokojny wieczór dobiega z metalowej nitki
niespokojne neurotyczne echo zmęczonego pociągu

z tą chwilą nachodzi mnie ambiwalentna tęsknota
takie niejasne pragnienie
bycia i niebycia we własnej bajce
która zjawia się i odchodzi bezsensownie

bo dlaczego nie?
przecież na powierzchni rozmytego Czasu
tworzą się bąbelki zamkniętych zdarzeń
co pojawiają się i znowu pękają
a wszystko to pyta – gdzie tu sens
poza tym że są bąbelkami
które pojawiają się i pękają jak zapożyczenia
wiec i ja teraz zapytam –
gdzie tu sens i jego rutyna?

Błędne Koło (z cyklu Stan Rzeczy)

Błędne Koło (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Wygnać mnie z siebie samego
ale jak serce ma przekroczyć
swój własny mur niezdobytą fortecę?

podczas kiedy szturmuję siebie
czy po niepowodzeniu
świadomość może w sobie
widzieć Niepokonanego?

jeżeli jesteśmy zwycięzcami
siebie wzajemnie cóż po abdykacji
siebie przeze mnie
kiedy ból pokonania ma w sobie coś z łaski

w pamięci nie potrafi ustalić
kiedy przyszedł kiedy się ustalił
czy był to Czas kiedy go nie było wcale?
ale bezmiarem obejmuje Własną Przeszłość
niedostatecznie wyrysowaną
aby wracać do niej w nowe zamazane obrazy
więc musiała być najpierw jesień nim przyszła wiosna
ale to nie mnie rozstrzygać kto tu był najpierw
bo tyle wiem że była młodość a po niej starość
zawsze czyste –
i obie gotowe Nazywać Smutkiem ciebie
kiedy moja dusza znowu pachnie tobą

W pandemii (cyklu Stan Rzeczy)

W pandemii (cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Coraz częściej rumieni się powidok
w słowach abstrakcyjny jego świat

po widoku cienia
zachłanny powój się wspina

w myślach tamta dziewczyna
ma łabędzią szyję
oczy – już nie pamiętam
i usta nie do wycałowania-
to jeszcze pamiętam

nikt mi jej nie odbierze
nawet ostatni haust z respiratora
aż po skórę moich zmysłów
i jeszcze poza
choć żąda od życia ofiary
Nieuleczalnie

Synerga (z cyklu Stan Rzeczy)

Synerga (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Piję nieznany bogom trunek
z wydrążonego w granicie kieliszka
bo nawet z boskich beczek
taki alkohol nie płynie

nałogowo wciągam powietrze
taki ze mnie opój rosy i świtu
w nieskazitelne letnie wieczory
bo wtaczam się w cuchnące oparem piekło

szynkarz pijanego jak karaluch
wyrzuca za drzwi zniesmaczony
aż męka owada od szklanki się usuwa
ale ja pić dopiero chętliwie zamierzam
bo moja dusza znowu widzi cień z tamtej strony lustra
aż aniołowie zaklęci w trunku chylą śnieżne warkocze
a tłum świętych ciekawsko do drzwi podbiega
aby ujrzeć mnie – stłamszonego pijaczka
o Słońce nonszalancko opartego
nadludzkim wysiłkiem trzymając postawę w pionie

powietrze którym oddycham
w kolorze zadymionej mgły
to żywioł pierwszy albo ostatni
jak kto woli – posiadł moc oczyszczenia
ale wcześniej nakazuje mi uwierzyć w Słowo
więc kimże jest człowiek oparty o Słońce?

Konfesja (z cyklu Stan Rzeczy)

Konfesja (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Otóż – czy dowiem się wreszcie u kresu Czasu
kiedy nie będę mógł już pytać
dlaczego Ukrzyżowany nie chce wyjaśnić
każdą z udręk świetlistego kresu
którym jest Niebo

może przypomni obietnicę Piotra
a ja w zamian za to cośmy mu zrobili
zapomnę kroplę krwi tej udręki
która parzy mnie w moim czasie
parzy mnie każdą chwilą
wiec muszę grzeszyć
aby On nie musiał umierać daremnie

modlę się o czyścieć każdego dnia
więc nie oszukuj mnie Piotrze słowem i gestem
dopóki jestem otulony poezją w zamyśle
i nie powtarzaj że miłość mnie boli
kiedy każde Jutro wietrzy żywy zapach jej koloru
w moich dłoniach niecierpliwych
bo w ich muszlach błądzi tylko echo

Ambiwalencja (Stan Rzeczy) -29.03.2021

Ambiwalencja (Stan Rzeczy) -29.03.2021
Marian Jedlecki

Zimowe niebo odchodzi
rysuje się gniewem w oczach
nie rozumie że zawsze pierwszą jest cisza
przyjdzie czas że motyle wyobraźni
uspokojone zasypiać będą w moich dłoniach
nie uda się wiatrowi dogonić pustki
a w niej zadeptać to co dobre
obrócić w Nicość dobroć bo zdmuchuje złe ambicje
na wszelki wypadek zasuwam kotary prywatnego nieba
nie pozwalam wejść ciemnym smugom wspomnień
cofam wskazówki zegara bezradności
Czas na dwie sekundy się rozpływa
jak zapach twojego ciała północą
to wystarczy –
a ja w rozchwianej wierności buduję twój portret

a później rozpada się deszcz

Apostrofa (Stan Rzeczy)

Apostrofa (Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Czemu umilkłeś?
dlaczego – bo co – bo taka Jego wola?
przecież w tym milczeniu mój krzyk
zgadzasz się z nim czy jesteś obojętny?
krzyczysz że milczysz
bo nie chcesz mnie ranić
wiec nie krzycz milczeniem
stan przy mnie podaj mi rękę
dam ci z niej ciepło
a ty uśmiechnij się do mnie
ja ostatni raz przytulę
ale nie krzycz milczeniem już więcej
chociaż dobrą pamięcią pozostań

PS
W imieniu Zarządu Stowarzyszenia Autorów Polskich o /Kołobrzeg, wiersz poświęcam śp. Mieczysławowi Siemieniec, wieloletniemu uczestnikowi plenerów literackich w Międzywodziu i Kazimierzu Dolnym

Aspazja (Stan Rzeczy)

Aspazja (Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Światło Księżyca wpada w Wszystkość
stąd nie wiesz co mi przypomina
a przypomina szept starej piastunki
opowiadającej bajkę o Aspazji
a może o Matce Bożej w żebraczej sukni
co chodzi po drogach zaklinając ludzką krzywdę

skoro temu nie mogę już wierzyć
to po co krągłe światło księżyca
pada mi na twarz?
ale wole raczej to niż przechodzić samotnie życie
oglądając się za siebie i żaląc nad sobą

za grzechy moje
lepiej abym był prochem na drogach
deptały mnie stopy których pokrzywdziłem
sprawami przedwczesnymi a już tamtymi
w chocholim pochodzie milcząc

spójrz –
jak zawiść chowacie bliźniemu w bliźnim
nie odwracając oczu stajecie w świetle księżycowej Aspazji
zawsze o krok wcześniej

Ambiwalencja (z cyklu Stan Rzeczy)

Ambiwalencja (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Zimowe niebo odchodzi
rysuje się gniewem w oczach
nie rozumie że zawsze pierwszą jest cisza
przyjdzie czas że motyle wyobraźni
uspokojone zasypiać będą w moich dłoniach
nie uda się wiatrowi dogonić pustki
a w niej zadeptać to co dobre
obrócić w Nicość dobroć bo zdmuchuje złe ambicje
na wszelki wypadek zasuwam kotary prywatnego nieba
nie pozwalam wejść ciemnym smugom wspomnień
cofam wskazówki zegara bezradności
Czas na dwie sekundy się rozpływa
jak zapach twojego ciała północą
to wystarczy –
a ja w rozchwianej wierności buduję twój portret

a później rozpada się deszcz

Heureza (z cyklu Stan Rzeczy)

Heureza (z cyklu Stan Rzeczy)
Marian Jedlecki

Mówią Natura jest Bogiem
ale i ona nie jest boska
tylko często mówią o niej jak o tym co jest
bo aby o niej nijak nie mówić
użyć muszę języka ludzi
który nadaje bezwzględne obrazy
nie pytając narzuca nazwy rzeczom lokalnie
ja wiem – rzeczy nie mają osobowości i pamięci
istnieją a mają ducha wielkiego jak ziemia rozległa
bywa wielki bo Niebo przygniata i dusi
a dla mnie jest oczywiste
że nasze dusze mają rozmiar pięści
bo ten co tworzył wyrzeźbił je na swoje podobieństwo
a ja błogosławiony będę za to czego nie rozumiem
bo w tym naprawdę jestem
jak ktoś kto wie ze Słońce istnieje czasem w dnach
gorącego wyrazistego światła
wtedy bezrozumnie przypisuję piękno rzeczom
przekraczając horyzont zdarzeń z zapytaniem
czy posiadam własny Niebyt czymkolwiek jest
pytam – bo winy zaszczepiono mi w zarodku
stąd trudno mi przyjąć moją obecność
choć na wprost przed siebie – wobec
i odkryć wreszcie Czas poza Czasem

Aksjomaty

Aksjomaty
Marian Jedlecki

Kilka wierszy które się napisały
różnią się od tego co myślę
zadają kłam wszystkiemu co ich dotyczy
bo są przeciwieństwem tego czym są

owszem pisałem bo byłem obrazem samego siebie
może dlatego są prawdziwe
korespondują tym co czuję
pozostają w niezgodzie z tym z czym się same piszą
bo jak mnie szkalują myślę w sposób wsteczny
od tego kiedy bywam normalny i powinienem myśleć
odwrotnie do tego co czuję
jak każde stworzenie które dostaje bezmyślny nakaz

kiedy jestem w kubizmie kształtów
wiersze nie są w stanie mnie zatłamsić
bo są pełzaniem duszy nocą tej samej a czasem na odwrót
aż po skórę zmysłów co się zewsząd rozciąga
gwarantuje piramidy sensu a w domyśle strachu

matko – zaraz się obudzę
wybiegną z kubicznego snu Toulouss- Lautreca
z jego plakatu Divan japonais ukradnę kilka dżointów
tylko nie otwieraj oczu bo miłość której uczyłaś
jest początkiem Niczego
jak mój dzień ukryty za brzegiem spojrzenia