Archiwum kategorii: Wiesław Harchut

O szczęściu i O nieszczęściu

O szczęściu i O nieszczęściu
Wiesław Harchut

„Ze starego sztambucha”

Wśród kurzu, na strychu.
Głęboko, w walizce.
Leży stary sztambuch.
W nim – spisano wszystko.

O szczęściu i O nieszczęściu.
Ważnej, błahej sprawie.
Pierwszym ważnym balu
i pierwszej zabawie.

Opisano spacer.
Pierwszy pocałunek.
Pierwszy wspólny wyjazd.
Pierwszy podarunek.

Pierwszy uścisk dłoni.
Pierwsze czułe słowa.
Z tęsknoty i żalu,
z sercem, pęka głowa.

Kiedyż to minęło?
Dawne wydarzenia.
Szybciej, serce bije,
wzruszają – Wspomnienia

Magiczne słowa

Magiczne słowa
Wiesław Harchut

Zaczarowane drzwi,
są przed nami.
By je otworzyć,
szyfru nie trzeba.

Magiczne słowo.
Gdy je wypowiesz,
zamek otwiera,
wtedy gdy trzeba.

I od tej pory,
już będzie fajnie.
Drzwi się otworzą.
Rozbłyśnie światło.

Inne powietrze.
Ogólnie zgoda.
Szeroki uśmiech.
Życzliwość właśnie.

Chyba nic więcej,
nam już nie trzeba.
Bo będąc miły,
te drzwi otwierasz.

Przepraszam bardzo.
Proszę, dziękuję.
Uśmiech na twarzy.
Pomocna rada.

Jesteś przyjazny.
To szczęście dajesz.
Grzecznym, naprawdę
być wypada.

Hasło magiczne-
Proszę, dziękuję.
Takie litery, ten
szyfr posiada.

Wcześniej to każdy,
tak się wydaje.
Te drzwi otwierał.
I znał te hasła.

Dzisiaj, usłyszeć –
dziękuję, proszę.
Przepraszam bardzo,
jest dziwnie rzadko.

Magiczne słowa.
Czy kiedyś zginą?
Możemy śmiało
robić zakłady.

Jednak życzliwość.
I dobre słowa.
Wszystko otworzą.
Posłuchaj rady.

Kapliczka

Kapliczka
Wiesław Harchut

Słuchajcie –

Przy drodze, kapliczka.
Dawno postawiona.
Miejsce różnych spotkań,
ledwo stoi, kona.

Przechylony krzyż, zbutwiały,
z drewna bukowego.
Na nim wisi Chrystus.
Chciałby zejść już z niego.

Przeżarte rdzą gwoździe, (grzechy)
mocno go trzymają.
Popękane mury krzyczą –
Ludzie !!! – Nie słuchają.

Jesień życia.
W liściach, szelestu głos Boga –
“Kiedyś, zejdę do was.
Wtedy będzie trwoga.

Czas daję, na razie !
Na opamiętanie.
Bo gdy przyjdę – Płacz
będzie – Zgrzytanie.”

Na kolana! Pierś uderz!
Głowę trzymaj nisko!
“Bóg – Pan Twój – idzie!
W jego rękach wszystko.”

Luty 2024 (Rzeszów)

Istnienie

Istnienie
Wiesław Harchut

Jak rzeka płynie,
czas, tak ucieka.
Z biegiem wskazówki,
mijają chwile.

Życie przepływa
nurtu pośpiechem.
Dzieckiem, młodzieńcem,
starcem – przez chwilę.

Minęły lata,
dziecięcych zabaw.
Beztroskich śmiechów,
w ramionach matki.

Szalonych, szkolnych,
pierwszych miłości.
Wyborów ważnych.
Życiowej wpadki?

Szybko minęła
budowa gniazda.
I odlot, z niego
dzieci, daleko.

Nie wiedzieć kiedy
urosły wnuki.
Cieszą się z tego,
te “stare dziatki”

Na skroni, siwej,
widać zakola.
I czoło, zmarszczki,
bruzda je zdobi.

I choćbyś nie chciał.
ktoś Ciebie woła.
Ze smutkiem, ale,
trzeba odchodzić.

Bo całe życie,
jak jedna chwila.
Z Bożą pomocą,
przemknęło pięknie.

I tylko wiara,
że ktoś tam czeka.
Duszy, da ulgę,
gdy serce pęknie.

Bóg i człowiek

Bóg i człowiek
Wiesław Harchut

Do wszystkich – ku przestrodze!

Człowiek wstał,
spod krzyża,
otrzepał kolana.
Znów, w pełni sił,
w zdrowiu.
Zwrócił się do Pana.

“Za prośby, intencje
spełnione – dziękuję.
Lecz teraz, me życie,
sam już zaplanuję!”

I ruszył z planami.
Od razu, jak stał.
Zapomniał o Bogu.
Duużo planów miał.

Z rozmachem planował.
Okrutnie się strudził.
Głowę w łożu złożył.
Już się nie obudził.

A w krypcie, gdzie leżał,
w górze, dzwon, się, śmiał.
On- sobie, planował, BÓG -zrobił, jak, chciał!

W kamieniu, na grobie.
Gdy litery kuto.
Celną myśl, dla niego,
wyrzeźbiło dłuto!

“Gdy dłoń Ci podałem,
zrobiłeś się hardy.
Zapomniałeś, szybko
że jesteś-Puch Marny!”

Styczeń 2024 r. (Rzeszów)

Dobro i zło

Dobro i zło
Wiesław Harchut

Głęboko w lesie.
Za starym drzewem.
Co w swej koronie
gałęzie krzyżuje.
Kamień, dość duży.
Mchem porośnięty.
Ciężarem swoim,
grób blokuje.

Słońce, w to miejsce
raz w roku pada.
A wtedy z ziemi
kwiat się wybija.
Paproć, przepiękna.
Która raz kwitnie.
I która sekret,
z kamieniem kryje.

Wiara niewinna,
zło, no i zazdrość.
W dawnej godzinie
spotkanie było.
W blasku księżyca.
W dole kamieniem.
Niewinność czystą,
zło przykryło.

Świadek to drzewo.
Nie mógł nic zrobić.
Gdy korzeniami,
z krwią, sok wciągało.
W swojej niemocy,
w swej bezsilności.
Konary dziwnie
skrzyżowało.

Może z paproci,
kwiat ten ktoś zerwie.
Kamień odsunie,
grób odkryje.
Cóż-nic to nie da.
Bo przecież serce,
które kochało,
już nie żyje.

Modlitwa mówi,
że anioł czuwa.
Gdy go poprosisz,
się opiekuje.
To czasem, jednak
choćby na chwilę.
Nad dobrem, zło
zatriumfuje.

Oczarowanie

Oczarowanie
Wiesław Harchut

Dla Izabeli i Mateusza

Złoty pierścionek.
Kamień szlachetny,
choć jest nieduży,
szczyt jego zdobi.

Za szkłem witryny.
Pięknie się błyszczy.
Mieni efektem.
Wrażenie robi.

Młodzieniec, razem,
z piękną dziewczyną.
W szybie wystawy
się przeglądają.

Serca im biją,
a oczy błyszczą.
Widać, że bardzo
się kochają.

On drzwi otwiera.
Przodem przepuszcza.
Razem z dziewczęciem,
przy ladzie stają.

I wspólnym gestem,
wskazują- tego.
Pierścień z tym oczkiem, wybierają.

Szybko uklęknął,
On, na kolano.
Z pierścionkiem w ręce.
Ona, wpatrzona.

Czy zechcesz, Miła,
zrobić mi zaszczyt?
Na zawsze, ze mną,
być połączona?

Serce jej dudni.
Lico czerwone.
Jeszcze nie wierzy.
Oczy zaszklone.

Moje kochanie.
Tyś moim szczęściem.
Naprawdę, chcesz
mnie, wziąć za żonę?

Łzy poleciały.
Dzwony zabiły.
W trakcie przysięgi,
ręce splecione.

Usta szepnęły – Od teraz razem.
Przez dwie obrączki.
Serca złączone.

Łaska

Łaska
Wiesław Harchut

Sumienie uciska?
Jesteś nad przepaścią?
Złe decyzje, znowu?
Wszystko, zaprzepaszczą.

Oczyszczona dusza.
Już nie tajemnica.
Szczere, czyste słowa.
Prawda, że zachwyca?

I słowa modlitwy.
Z prośbą o ratunek.
W nich szczera pokora.
Bezwzględny szacunek.

Tylko to, powstrzyma.
Odwrócić pomoże.
Skrucha, żal za grzechy.
Wybacz, proszę Boże!

Cokolwiek zrobimy.
Gdy winę wyznamy.
W Miłosierdziu Pańskim
Łaskę otrzymamy.

Nie bój się, o łaskę
prosić, swego Pana.
Otrzymasz ją zawsze.
Prosząc na kolanach.

Bo gdy czas, przeminie,
na tym świecie, próby.
Z czyściutkim sumieniem
Unikniemy zguby.

Umacnianie

Umacnianie
Wiesław Harchut

Jak wiosną,
źdźbło trawy,
nadzieja kiełkuje.
Powoli wyrasta,
pnie się i prostuje.

Korzenie zapuszcza.
Umacnia się, wzrasta.
Dotąd – aż zwątpienie,
nie sprawi by zgasła.

Czasami łza gorzka,
ulga, poratuje.
Dobre i przyjazne
słowo odbuduje.

Tak, uwierz w siebie.
Uwierz w siebie,
mocno.
Zawsze broń, swojego.
Bo rzadko dziś możesz,
liczyć na drugiego

Bigoci

Bigoci
Wiesław Harchut

Judasz – to przy nich – ktoś.
Z góry, wyznaczoną, miał rolę.

Podajesz na dłoni serce.
Mocno bijące,
spragnione.
Ufasz, że jednak może?
Jeszcze nie wszystko stracone.

Serce uderza mocno.
Aż ciało, całe wibruje.
Spróbuję, myślisz, ostatni…
Tak, dużo to ciebie kosztuje.

Rozsądek, niepewność
z nadzieją.
Wraz z sercem,
w głowę, pukają.
Lecz wiara, że –
„będzie dobrze”
na bok, myśl, odpychają.

Cóż z tego, że Cię oni,
do siebie przytulili.
Skoro w swym „miłosierdziu”,
w to serce, zęby wbili.

Czy teraz, wierzyć mogę?
Wszystkim tym – rozmodlonym?
Skoro, gdym mówił pacierz,
zostałem ugodzony.