Ciąg dalszy mojej książki W Mackach Obłędu
Marian Jedlecki
Każdy z nas ma wyobraźnię. No, chyba, że jest embrionem intelektualnym. W czasach mojej “sławetnej” młodości, miałem kolegę… no, za dużo powiedziane “kolegę” – raczej znajomego – który nie miał wyobraźni. Ale za to miał fallusa, z którego był jak Arab niezmiernie dumny. Ten fallus też nie miał wyobraźni. Potrzebował tylko ciała i nie dbał o to, czy będzie ciało młode czy stare, zdrowe czy ułomne. Nie był wybredny “seksował” kobiety tak brzydkie, że lustra na ich widok odwracały się ze wstrętem, takie, na które nikt nie zwracał uwagi, których nikt nie dostrzegał, kretynki z żabim wytrzeszczem oczu, wiekowe nimfomanki o skórze tak wysuszonej jak egipskie mumie. Kolega – dar o Boga dla brzydkich kaczątek i emerytowanych nimfomanek. On znał swoje miejsce i nie zbliżał się do kobiet ładnych. Wolał te, które siedziały samotnie pod ścianą i niewiele różniły się od ściany. Trzeba mu było przyznać, że wybierał znakomicie. Nie musiał żebrać o seks, on go darowywał. U niego seks był religią. A Trójca Przenajświętsza to Penis, Pochwa i Błogosławiony Orgazm. On nie wiedząc o tym, odmienił coś w swoim życiu, wmawiając sobie, że na jego rachitycznych ramionach spoczywa los planety, losy dzieci i wszystkich przyszłych Einsteinów i Charlesów Mansonów. Uważał, że bez jego chuci, a miał ją do figlów, świat może zginąć, a wraz z nim Życie. Co za cudowna antropocentryczna pycha! Samobieżna Arka Noego z prezerwatywą zamiast flagi na maszcie. Ale ja go rozumiem. Kiedy w relacji z rodzicami nie dostaje się miłości, to potem nie ma z czego jej oddawać. Pozostaje jedynie habituacja i nie można uruchomić żadnej miłości. Pozostaje sex króliczków. Jak na mój gust, gościu miał za duże Ego. To był człowiek z niespełnionym kompleksem ambicji. Kiedy mówił, że jest szczęściarzem, nie zdawał sobie sprawy, że jest emocjonalnym kaleką. To było takie stąpanie po piasku z przypisanymi mu złudzeniami.