W arcykatolickiej i przenajświętszej Rzeczypospolitej Polskiej Zjednoczonej Partii Prawa i Sprawiedliwości, wszystko podporządkowane jest siermiężnej polityce. Nie da się od niej uciec. To wyjątkowo silna trucizna. Nie ma na nią uodparniającej szczepionki. Suweren, za którego się uważamy, stał się w rękach bezwględnych, cynicznych partyjnych rzezimieszków bezwolnym narzędziem. Dzięki tej partyjnej swołoczy, zwanym prawem kaduka, klasa polityczną, jesteśmy jak nigdy podzielonym i skłóconym narodem. Wywracają wszystko do góry nogami. Legendarni bojownicy „Solidarności”, którym tak wiele zawdzięczamy, są dzisiaj zohydzani i oczerniani. Na pomniki pchają się ci, którzy w czasach niebezpiecznej walki ze znienawidzonym ustrojem, stali w drugim albo trzecim szeregu. Byli mało znanymi i niewiele znaczącymi działaczami. A teraz dowartościowują siebie i swoich koleżków. Z zazdrości i zawiści, że nie od nich bije blask sławy, dyskredytują zasługi prawdziwych bohaterów. Bóg jeden wie, dlaczego my Polacy nie potrafimy budować normalnych relacji międzyludzkich. Zawsze znajdują się wśród „wybrańców narodu” jakieś kanalie chorobliwie żądne władzy prowadzące naród na manowce. Najnowsza historia Polski aż nadto pokazuje, dlaczego doszło do rozbiorów i przeszło stuletniej niewoli. Niepomnych nauk, jak idioci, robimy sobie wrogów z najbliższych sąsiadów, a przyjaciół szukamy za oceanem. Dla naszego oczywiście „bezpieczeństwa” na własne życzenie stajemy się frontowym buforem Ameryki. Paranoja! Taki jest obecne mniemanie naszych, z bożej łaski polityków. I nic z durniami nie wskórasz. Oni chyba nażarli się szaleju ciągnąc za sobą naród, lecąc jak ćmy do ognia. Ale my staniemy jak zawsze z boku i będziemy śledzić ten samobójczy ich lot.
Ot, co…