Co przychodzi jak morze – zostaje
Teresa Klimek Janota
Patrzyłam. Miękkie łuki wybrzeża obejmowały ląd.
Mewy z mokrego piasku odgrzebywały skrzydła,
zwróciły je ku północy.
Morze pędziło na skały: to potężna kipiel,
każda mała kropelka rozsadzała krew,
sięgała do trzewi,
– nikt by tego nie spostrzegł – taka niepozorna
a śmie się równać z oceanem miłości.
Mówią: czego nie dotknie – jest, żyje, przynosi
nadzieje pustyniom – chcą tego.
Zdaje mi się, że spadły ulewne łzy po niespokojnej
nocy, powiedziałeś – odchodzę na wzgórza –
są jak piersi kochanki.
Dotykały je kiedyś czułe palce Boga,
całował ich plecy.
Zawiedzione uwolniły stopy, zanurzyły je w wodzie,
czekają na gniazda na skałach, z pierwszych
siwych włosów.
15.06.2019